sobota, 17 września 2016

Lekcja życia III - Koszmar

- Na nas chyba już czas - Powiedział w końcu sensei, gdy skończył palić. Zgasił papierosa o ziemię, wyjął z kieszeni plastikowy woreczek i tam wrzucił peta, po czym całość znowu umieścił w kieszeni. Uśmiechnął się promiennie i wstał z ziemi. Wyciągnął rękę w moją stronę, proponując mi pomoc. Skorzystałem z tego i pozwoliłem postawić się na nogi.
- Teraz tak sobie myślę, czy przyjechanie tutaj było dobrym pomysłem. Rodzice pewnie się o ciebie martwią.
Odruchowo chciałem opuścić głowę, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem, żeby sensei nie zobaczył smutku malującego się na mojej twarzy. Nie chciałem kolejnych niewygodnych pytań. Gorączkowo myślałem nad jakąś racjonalną odpowiedzią.
- Rodzice wyjechali - Odparłem spokojnie. Dopiero wtedy przypomniałem sobie, że nie mam gdzie spać, a na dworze było już dość chłodno. Gdybym poszedł spać do parku albo na dworzec na pewno bym się przeziębił. Przez głowę przeszła mi pewna myśl. Czułem się idiotycznie nawet o tym myśląc, ale chyba nie miałem wyboru... teatralnie zacząłem przeszukiwać kieszenie a potem z lekką paniką wypisaną na twarzy, sięgnąłem do torby.
- Coś się stało?
Zapytał sensei, patrząc jak wysypuję rzeczy z plecaka na ziemie. Kiedy już ,,upewniłem się" że to czego szukam nie znajduje się w plecaku, odwróciłem się do senseia.
- Chyba zgubiłem klucze do domu... - Jęknąłem żałośnie.
- Na pewno ich nie masz? Może wypadły ci gdzieś po drodze?
- Nie... nie jestem pewny, czy w ogóle je wziąłem.
- To kiepsko... a nikogo poza twoimi rodzicami nie ma w domu? Masz jeszcze siostrę, prawda?
- Tak, ale miała dzisiaj wyjść na przyjęcie do koleżanki czy coś takiego. Pewnie nawet by nie usłyszałaby telefonu... sensei... przepraszam, że o to pytam, ale... mógłbym zatrzymać się u ciebie na noc?
Wolałem nie ryzykować, że Tetsui wspaniałomyślnie wykupi mi noc w motelu. Nie znosiłem tanich noclegów, a domyślałem się, że na żaden inny nie będzie go stać.
- Skoro nie masz gdzie zostać, to jasne, że tak.
Powiedział praktycznie bez namysłu, jak zwykle uśmiechając się uroczo. Nawet się nie zastanawiał nad tym, że może to nieodpowiednie. Podziękowałem w duchu, że sensei urodził się taki łatwowierny.
Nie pytał już o nic, gdy schodziliśmy w dół ścieżką, a potem niemal po ciemku, do samochodu. W nocy wyglądał on jakby minimalnie lepiej, a chociaż podróż powrotna była równie nieprzyjemna co w tą stronę, jakoś ją przetrwałem. Zatrzymaliśmy się przed domem Tetsuiego. Czułem się dziwnie, wchodząc do tego domu, który był dla mnie właściwie salą szkolną po to, żeby zostać tam na noc.
- Niestety wygód jakich masz w domu nie mogę ci tutaj zagwarantować. Wystarczy ci kanapa do spania?
- Lepsze to niż nic - Wzruszyłem ramionami. Do wyboru miałem jeszcze spanie na dworze, więc nie zamierzałem narzekać.
- No dobra, pościel sobie łóżko a ja zrobię kolacje. Drogę do salonu znasz.
Skręciłem w lewo w korytarzu, gdzie była moja sala lekcyjna. Dziwnie było widzieć to miejsce bez krzeseł i tablicy. Wydawało się dziwnie puste. Podszedłem do kanapy i przyglądałem jej się przez chwilę. Słyszałem o tego rodzaju łóżkach, zdaje się że kanapę z możliwością otworzenia jej miałem też w domu, ale nigdy z niej nie korzystaliśmy. Nie miałem bladego pojęcia jak ją obsłużyć. Pierwsze co zrobiłem to zrzuciłem z niej poduszki. Od czegoś trzeba zacząć. Potem zacząłem ciągnąć ją i podważać chyba ze wszystkich stron. W końcu udało mi się podnieść prawie do pionu siedzenie. Wyjąłem stamtąd prześcieradło, rozmyślając co dalej. Nie znałem się na takich łóżkach, ale byłem pewny, że jakoś się je rozkłada.
- Gotowy na kolacje?
Zapytał sensei, wchodząc do pokoju. Kiedy zobaczył mnie, bezradnie siedzącego przed rozkładaną kanapą, z trudem powstrzymał prychnięcie śmiechem.
- Przez cały ten czas zdążyłeś tylko podnieść siedzenie? Naprawdę jesteś nieporadny.
Mówiąc to, ukląkł koło mnie i zaczął rozkładać kanapę. Wysunął całą część, gdzie trzymał wcześniej prześcieradło, a potem rozłożył oparcie, wypełniając pustą przestrzeń.
- Tyle. Chyba nie jest to takie trudne prawda? - Uśmiechnął się promiennie, dalej z rozbawieniem.
- Nigdy się nie spotkałem z takim typem łóżka...
- No wiem, wiem. No nic. Będziesz wiedział w razie czego. Chodź na jedzenie.
Lekko upokorzony, powłóczyłem się za nim do kuchni. Na stole leżały już tosty z serem, herbata i ketchup.
- Nie wiedziałem czy jesteś głodny, ale uznałem, że nie powinieneś się najadać na noc, więc przygotowałem coś skromnego.
Kiwnąłem głową w podziękowaniu i usiadłem przy stole. W sumie nie byłem głodny, ale nieuprzejmie było odmówić. Nie chciałem obudzić się w środku nocy z głodu i zacząć szperać w lodówce senseia. Jedzenie nie było przesadnie dobre, z pewnością nie dorównywało potrawom przyrządzanym przez nasze kucharki, ale dało się znieść. Zjadłem wszystko i podziękowałem ładnie. Oczywiście to Tetsui zabrał i umył naczynia.
- Dziękuję sensei... za przenocowanie, obiad i spacer...
Powiedziałem, nie bardzo wiedząc jak się zachować. Nikt jeszcze bezinteresownie nie zrobił czegoś takiego dla mnie. Sensei poczochrał moje włosy. Dziwne... zdecydowanie za bardzo podobała mi się jego bliskość.
- Poczekaj, poszukam dla ciebie jakiejś piżamy.
Poszedłem do salonu, gdzie po chwili pojawił się Tetsui. Trzymał w rękach białe ubrania złożone w kostkę.
- Nie mogłem znaleźć niczego, co by na ciebie pasowało, mam nadzieję, że to wystarczy.
- Myślę, że tak. Dziękuję.
Wziąłem ubrania i udałem się do łazienki. Chciałem, żeby ten dzień się skończył i żebym mógł wrócić do domu. Chciałem się zamknąć w pokoju i nie wychodzić z niego do końca weekendu. Zdjąłem z siebie ubrania i założyłem ,,piżamę". Zalałem się rumieńcem, gdy założyłem przydługą, białą koszulę i zdałem sobie sprawę, że nie dostałem żadnych spodenek.
- Em.. sensei? - Powiedziałem przez drzwi. - Chyba zapomniałeś dać mi dolną część piżamy.
Odpowiedział mi wyraźny, chociaż nieco przytłumiony głos. Sensei musiał czekać na mnie po drugiej stronie drzwi.
- No tak. Nie mogłem znaleźć nic co by na ciebie pasowało, więc wziąłem tylko koszulkę. Powinna na ciebie pasować.
- A..ale... nie mogę przecież spać w samej koszuli...
- A w czym to przeszkadza? Sam powiedziałeś, że masz w niej tylko spać. Załóż do tego jakąś bieliznę i nic nie będę widział.
- Ale... - Wydukałem zaskoczony. Jak miałem spać w samej koszuli? - Na pewno nic nie znajdziesz?
- Obawiam się, że nie. Nie przejmuj się, przecież będziesz w tym tylko spał.
Jęknąłem niezadowolony. Spojrzałem na siebie w lustrze i poczułem się jeszcze bardziej zażenowany. Cały byłem czerwony, a za długa koszula i tak wydawała się za krótka. Ledwo zasłaniała moje czarne bokserki. Walczyłem sam ze sobą, nim w końcu zmusiłem się wyjść z łazienki. W życiu nie czułem się tak upokorzny. Wzrok senseia, który dokładnie zmierzył mnie wzrokiem bynajmniej nie pomagał mi się uspokoić. W końcu dokładnie ocenił mój wygląd i uśmiechnął się promiennie.
- Widzisz? Nie jest tak źle.
Obciągnąłem koszulę jeszcze bardziej w dół. Tetsui chyba nie przejął się moim zakłopotaniem bo poszedł do salonu, skończyć ścielić moje łóżko.
- Dzięki sensei...
- Nie ma sprawy. Jakbyś czegoś potrzebował, możesz mnie budzić. Śpię w pokoju przylegającym do salonu. Nie krępuj się i wpadaj o każdej porze nocy.
Kiwnąłem głową i podszedłem do łóżka. Nie mogłem znieść faktu, że stałem tutaj w samej koszuli. Na szczęście Tetsui poszedł do swojej sypialni, więc mogłem się spokojnie położyć. Łóżko było miękkie... za miękkie. Wolałem jak były trochę twardsze. Pocieszałem się myślą, że lepsze to niż spanie na metrze. Przytuliłem się do poduszki i zamknąłem oczy.
***
Ciemny pokój. Widziałem w nim tylko kontury mebli oraz delikatny zarys drzwi, za którymi świeciło się światło. Prawie na oślep złapałem klamkę i otworzyłem drzwi. Zasłoniłem twarz, kiedy oślepiło mnie rażące światło. Dopiero po jakimś czasie przywykłem do niego na tyle, żeby moc zobaczyć co się tam znajduje. Przy stole siedzieli moi rodzice. Mówili coś, ale słyszałem ich słowa jak przez szkło.
- Co teraz zrobimy? - Mówiła moja matka cichym głosem, jakby wypranym z emocji.
- Nie wiem. Chyba najlepiej będzie się go pozbyć.
O kim oni mówili? Zacząłem do nich krzyczeć, ale moje słowa cichły, nim wydostawały się z gardła. Przeszedłem przez próg i podszedłem do stołu, przy którym siedzieli.
- Mamo? Tato? - Udało mi się w końcu wykrztusić. Widziałem ich wyraźnie, ale żaden z nich nawet na mnie nie spojrzał. Jakby zupełnie mnie tu nie było.
- Chyba najlepiej będzie jak go usuniemy. Na co nam kolejne dziecko? - Powiedział mój ojciec. Kolejne dziecko?
- Mamo? Jesteś w ciąży?
Nic. Cisza. Jakbym nie istniał. Dopiero po chwili odpowiedziała. Jej głos był zdecydowany, ale chłodny. Mówiła do ojca, a na mnie nawet nie spojrzała.
- Tak... pozbądźmy się go. Nie potrzebujemy go. Byłby tylko ciężarem...
- Mamo! O kim ty mówisz!? Mamo! Odezwij się do mnie! Spójrz na mnie! - Uderzyłem o stół, ale huk rozmył się gdzieś w powietrzu.
- Wiesz, kochanie. Myślę... że nazwałabym go Sashi.
Jakiś wielki ciężar walnął w moje serce. Chciałem złapać mamę za ramie, ale moja dłoń przeniknęła przez jej ciało. Zupełnie jakbym był duchem. Spojrzałem na dłoń. Tysiące małych ran pojawiło się na niej a krople krwi spływały na podłogę. Zgiąłem się w pół i zwymiotowałem krwią.
- Mamo... proszę... nie usuwaj mnie. Wyrosnę na wspaniałego chłopca. Może w końcu mnie pokochasz... a jeżeli nie... przynajmniej będę dla was chlubą. Wasi przyjaciele będą mnie chwalić. Nie zabijaj mnie, mamo...
Do moich oczu napłynęły łzy... kiedy je starłem, na dłoni zobaczyłem czerwone krople. Nie chciałem umierać... Moje życie może i nie było łatwe, ale nie chciałem go tracić. Może wyszedłbym na swoje... kiedyś...
Jasne światło ponownie mnie oślepiło. Kiedy zniknęło, klęczałem na sali operacyjnej. Moja matka siedziała na leżance, koło niej stał lekarz i zadawał jej pytania. Mówił chłodnym, beznamiętnym głosem osoby, która już kompletnie nie przejmuje się ludzkim życiem.
- Czy jest pani absolutnie pewna?
- Tak. Nie chcemy tego dziecka. Niech umrze.
Ponownie poczułem krew, płynącą w stronę moich ust. Po chwili kolejna dawka krwi zabarwiła podłogę.
- Mamo... tato... błagam was... ja chcę żyć - Jęknąłem żałośnie, klęcząc na podłodze.
Lekarz kiwnął głową. On też mnie nie dostrzegał. Wziął jakąś strzykawkę ze stołu i podszedł do mojej matki.
- To specjalny środek rozpuszczający. Może trochę boleć, ale to najskuteczniejsza forma aborcji.
- Mamo... nie...
W tej chwili lekarz wstrzyknął truciznę do ciała mojej matki. Złapała się za brzuch... chyba krzyczała. Nie wiem. Miałem wrażenie, że moje bębenki wybuchły. Potem poczułem jak kwas pali każdą część mojego ciała. Nie wiem co się potem działo. Nic więcej nie widziałem. Krzyczałem do moich rodziców, ale nie wiem czy to słyszeli. Nawet ja już siebie nie słyszałem. Został mi tylko ból palącego się ciała.
- Sashi! Sashi! Sashi!
Cichy głos zaczął wydobywać się z ciemności. Wsłuchałem się w niego a ból stał się trochę mniej realistyczny. Spróbowałem otworzyć oczy, których przecież już nie miałem. Jednak widziałem... zobaczyłem słabe światło lampki w salonie i pochylają nade mną postać. Ściskała moje ramiona, wpatrując się we mnie w przerażeniem. Jego twarz nigdy nie wyglądała na tak przerażoną.
- Sensei? - Mój głos brzmiał dziwnie obco, jakbym nie powinienem mówić. Bardzo powoli spojrzałem na swoje ręce. Nie były zalane krwią. Starłem szybko łzy, które ku mojej uldze były zwykłymi łzami. Nagle moje roztrzęsione ciało objęły ciepłe, pewne ramiona. Normalnie pewnie bym się zaczął szarpać, ale w tej chwili nie miałem na nic siły. Wtuliłem się koszulę senseia, czując, jak kolejne łzy spływają mi po policzkach. Mimo usilnych chęci nie mogłem powstrzymać cichego łkania.
- Już dobrze... to był tylko sen... nic się nie stało...
Położył dłoń na moich włosach, czochrając je lekko. Siedzieliśmy tak dłuższy czas. Nie mogłem się uspokoić i  ciągle płakałem w jego koszulę.
- No już... chodź, zrobię ci herbatę.
Wstał z łóżka wyciągając rękę w moją stronę. Kiedy również się podniosłem, objął mnie ramieniem. Ponownie wtuliłem się w jego bluzkę. Potrzebowałem teraz czyjejś bliskości bardziej niż zwykle. Dalej byłem roztrzęsiony po tamtym koszmarze. Czy rodzice mogli mnie aż tak nienawidzić, że chcieli się mnie pozbyć? Puściłem senseia dopiero kiedy weszliśmy do kuchni. Usiadłem na krześle, kiedy Tetsui krzątał się przy blacie. Przyszedł po chwili z dwoma kubkami herbaty i usiadł przede mną.
- Już dobrze?
Pokiwałem głową. Nie była to do końca prawda ale czułem się trochę lepiej. Sensei wyciągnął rękę w moją stronę, i starł łzy z moich policzków.
- Wiesz, Sashi. Niektórym z markotną miną do twarzy, ale łzy nie pasują absolutnie nikomu.
Uśmiechnął się przy tym delikatnie. Uspokoiłem się i na mojej twarzy również pojawił się cień uśmiechu.
- Od razu lepiej.
Wziąłem łyk ziołowej herbaty. Smakowała nie najgorzej. Piliśmy ją w milczeniu. Ja z wzrokiem wbitym w kubek a sensei, ciągle wpatrując się we mnie. Wydawał się naprawdę przejęty, ale naciągał na twarz przyjemny. Kiedy dopiłem herbatę, nie byłem już tak przerażony. Właściwie to zrobiłem się tylko bardziej senny i tylko drżałem przerażony po niedawnym koszmarze. Próbowałem sobie uświadomić, że to był tylko sen, ale zarówno smutek, jak i ból, które czułem, były całkowicie realne.
- Idziesz spać?
Pokiwałem głową, trąc oczy i wstałem z krzesła. Tetsui poszedł ze mną do salonu.
- Sensei... mógłbyś jeszcze coś dla mnie zrobić? - Zapytałem nieśmiało.
- Hmm... jasne. Potrzebujesz jeszcze czegoś?
- Nie... ja tylko... czy mógłbyś...
Jakoś te słowa nie mogły mi przejść przez gardło. Tym bardziej, że patrzył na mnie z góry z tym swoim niewinnym uśmieszkiem.
- Chciałbyś coś zjeść? Napić się czegoś?
Pokręciłem głową. Opuściłem wzrok na ziemie. Jakoś... nie mogłem wypowiedzieć tych słów. Zamknąłem oczy, przed którymi nagle pojawiły się wspomnienia z dzisiejszego snu. Ogromny ucisk na sercu, pomógł mi wykrztusić wreszcie prośbę. Spojrzałem na Tetsuiego z lekko załzawionymi oczami i powiedziałem wreszcie:
- Sensei... możesz mnie przytulić?
Nie odezwał się, zanim objął mnie ramionami i przyciągnął do siebie. Żałosne, że bliskość mojego nauczyciela dawała mi taką przyjemność. Chociaż może to nie jest takie dziwne, gdy ktoś całe życie był pozbawiany czułości? Nie chciałem, żeby mnie puszczał... zbyt się bałem, że znowu pojawię się na sali operacyjnej, że moja matka będzie mówić jak bardzo mnie nienawidzi, że ponownie poczuję palenie środków aborcyjnych. Wtuliłem się w niego, jakby dzięki temu miały opuścić mnie koszmary. Zastanawiałem się, kiedy Tetsui się zniecierpliwi, powie, że będzie dobrze i pójdzie do siebie. Jednak chwile mijały, a sensei ciągle trzymał mnie w swoich ramionach. W końcu puściłem jego koszule, ale on nie wypuszczał mnie z uścisku. Zamiast tego przewrócił mnie na łóżko. Odruchowo sięgnąłem na dół mojej ,,piżamy" obciągając ją w dół. Tetsui położył się obok. Dalej mnie przytulał, jakby nic się nie stało. Spojrzałem w jego twarz. Jego oczy były zamknięte. Spał? Nie wierzę, żeby ktoś miał aż tak mocny sen. Próbowałem się wyrwać, ale jego uścisk był zbyt mocny. W końcu odpuściłem. Zamknąłem oczy i otoczony tym zaskakującym ciepłem, tą bliskością, której nie dane mi było zaznać wcześniej, zasnąłem. Nie miałem więcej koszmarów...

Przetarłem oczy. Byłem ciągle senny, ale nie mogłem się długo lenić. Która właściwie była godzina? Pewnie służąca zapomniała mnie obudzić na śniadanie. Chwila... no tak... dzisiaj miała wolne. Miałem zjeść na mieście. Gdybym mógł poleniłbym się jeszcze z godzinkę, dwie, ale wolałem nie narażać się mojej siostrze. Znowu by mi się dostało, że jestem strasznym leniem. Wyciągnąłem ręce przed siebie, żeby się rozciągnąć, gdy nagle napotkałem jakąś przeszkodę. Dopiero teraz otworzyłem oczy. Przede mną leżał, ciągle zaspany Tetsui. Jedną rękę trzymał pod głową a druga leżała na moim boku. W dodatku miał na sobie tylko dolną część piżamy. Odskoczyłem jak oparzony tak gwałtownie, że zaraz upadłem na ziemię.Gdy przypomniałem sobie, że nie mam nawet spodenek, obciągnąłem koszulę na bokserki. Patrzyłem otępiały na senseia, coraz bardziej i bardziej zalewając się rumieńcem. Jak... jak to się stało? Dlaczego spałem z nim w jednym łóżku? Z-znaczy wszystko pamiętałem, ale... jak mogłem zrobić coś takiego? I jak po tym miałem z nim normalnie rozmawiać?!
- Dzień dobry.
Ziewnął, siadając na łóżku i przeciągając się. Zachowywał się tak, jakby kompletnie nic się nie stało, kiedy ja umierałem ze wstydu.
- Dz-dzień dobry... - Wydusiłem z siebie. Czekałem tylko, aż zacznie coś tłumaczyć a propo wczorajszego wieczoru. Mój nauczyciel jednak nijak nie zamierzał mi nic wyjaśniać.
- Głodny?
- Trochę... - Powiedziałem niepewnie. Ciągle nie docierało do mnie, jak może aż tak bagatelizować to, co się stało.
- Tosty i płatki mogą być? Raczej nie zaszczycę cię pięciogwiazdkowym daniem, ale lepszy rydz niż nic. Więc jak?
- Poproszę...
Tetsui uśmiechnął się tylko i poszedł do kuchni, a ja powędrowałem za nim kompletnie nieobecnym wzrokiem.
- W tym czasie możesz pościelić łóżko!
Krzyknął z kuchni. Byłem tak otumaniony i zaskoczony, że po prostu to zrobiłem. Nie było to łatwe i  przez dłuższy czas się z tym męczyłem, ale w końcu udało mi się pościelić łóżko.
Powiedział Tetsui, który nagle pojawił się koło mnie i poczochrał mnie po włosach. Poszedłem z nim do kuchni, gdzie na stole leżały lekko przypieczone tosty oraz miska, paczka czekoladowych płatków, mleko i sok pomarańczowy.
- Smacznego
Powiedział, siadając na krześle i nakładając sobie na talerz tosta
- Smacznego - Odrzekłem siadając naprzeciwko niego. Próbowałem skupić się na jedzeniu, ale nie mogłem dalej pojąć, jak mogłem znaleźć się w aż tak absurdalnej sytuacji. Co jakiś czas zerkałem na senseia. Jadł normalnie śniadanie, jakby to było normalne, że budzi się z prawie obcym chłopakiem w ramionach i to jeszcze śpi z nim w samych spodenkach.
- Sensei, mógłbyś się ubrać? - Zapytałem w końcu. Niezbyt mi przeszkadzało, ze po swoim domu chodzi pół nagi, ale nie miałem pojęcia jak inaczej zacząć temat.
- O co ci chodzi? Przecież jestem ubrany.
- Mógłbyś założyć bluzkę - prychnąłem z pewnym oburzeniem, zalewając się lekkim rumieńcem. - Właściwie kiedy ją zdjąłeś?
- A, obudziłem się w nocy i uznałem, że mi gorąco, to ją zdjąłem.
- W-więc czemu nie poszedłeś wtedy do siebie?
- Miałem taki zamiar, ale zacząłeś coś do siebie mruczeć pod nosem i bałem się, że znowu zaczniesz krzyczeć na całe osiedle. To położyłem się przy tobie.
Spuściłem głowę. Teraz czułem  jeszcze bardziej głupio, po całej tej aferze, którą zrobiłem w nocy.
- Sensei... przepraszam, że cię obudziłem w nocy i... i ogólnie za to wszystko...
- Spokojnie Sashi. To przecież nie twoja wina. Nic się nie stało. Szczerze mówiąc byłem bardziej zmartwiony, niż zestresowany. Często miewasz nocne koszmary?
- Nie częściej niż zwykli ludzie...
Ugryzłem kawałek tosta, wpatrując się w talerz i ucinając rozmowę. Przez dłuższy czas jedliśmy w milczeniu. Oczywiście z twarzy Tetsuiego nawet na chwilę nie zniknął uśmiech. Po mniej więcej dziesięciu minutach, w końcu się odezwał.
- Mogę cię o coś zapytać?
Podniosłem głowę, przeżuwając kolejnego tosta i sięgnąłem po szklankę.
- Wolisz chłopców?
Wyplułem odruchowo sok pomarańczowy na podłogę. Wstrząsnął mną kaszel. Co to miało być?! Niby skąd pomysł, że jestem gejem?! Krztusiłem się chwilę, a kiedy już się uspokoiłem i przestałem, podniosłem wzrok na sensia.
- Co?! - Wybuchłem, tak oszołomiony tym pytaniem, że nawet nie próbowałem nie krzyczeć.
Na twarzy Tetsuiego widać było lekkie zdziwienie. Jakby był pewny, że jestem gejem.
- No wiesz... nigdy się nie przechwalałeś, że masz dziewczynę, jak reszta moich uczniów. Nawet jak na lekcji gadali o swoich dziewczynach, ty siedziałeś cicho.
- Bo nigdy nie miałem dziewczyny... ale to nie znaczy, że od razu jestem gejem! - Wybuchłem, cały zalany rumieńcem.
- Przepraszam, ale kiedy tak zawsze się uśmiechałeś na mój widok, to zacząłem coś podejrzewać. Potem kiedy byliśmy na tamtym urwisku, tak się do mnie kleiłeś, a jeszcze wczoraj w nocy...
Uśmiechnął się przepraszająco. Wpatrywałem sie w niego chwilę, nim dotarło do mnie, co właściwie on insynuuje.
- M-myślałeś, że... że ja... że ja w tobie... skąd w ogóle ten pomysł?!
- Przepraszam ale...
Podniosłem się gwałtownie z krzesła. Ten... ten pomyślał, że na niego lecę, tylko przez to, że moje życie było do bani?! Co za...
- Wyjaśnić ci to, sensei?! Moi rodzice mają mnie gdzieś! Możliwe, że mnie nienawidzą! Moja siostra wolałaby gdybym nie istniał i okazuje mi to na każdym kroku! A tak zwani ,,przyjaciele" po krótkim czasie zaczynają mnie wykorzystywać jak niekończącą się skarbonkę! Wszyscy mają mnie za nic a moi najbliżsi mnie nie cierpią! Myślisz, że to takie dziwne, że osoba życzliwa, bez ukrytych intencji poprawiała mi humor?! Dziwisz się, że ktoś, kto nie zyskał nigdy ciepła bliskich, potrzebuje go, choćby od kogoś dalekiego?! Dziwisz się, że ktoś, komu śnią się jego właśni rodzice, jak chcą go usunąć budzi się zlany potem i wykorzystuje kogoś dobrego do odpędzenia koszmarów?! Wiesz mi, sensei, wolałbym być gejem, ale prawda jest taka, że po prostu moje życie jest bez sensu!
Cały wręcz drżałem ze wściekłości. Nie byłem w stanie pohamować emocji. Insynuacja senseia dosłownie wyprowadziła mnie z równowagi. Jak mógł mnie wziąć za geja!
Nim zdążyłem się uspokoić Tetsui podszedł do mnie i delikatnie położył dłoń na moich włosach. Spojrzałem na niego chłodno, ale on wydawał się tym kompletnie nie przejmować.
- Przepraszam, nie miałem pojęcia. - Kiedy nawet trochę się nie uspokajałem i patrzyłem na niego nienawistnie, uśmiechnął się delikatnie. - Dobrze jest widzieć u ciebie chociaż odrobinę emocji.
Obrzuciłem go morderczym spojrzeniem, ale on się tylko uśmiechnął szeroko. Byłem wściekły, ale nagle nienawiść przytłumiła zaskakująca, dziwna myśl. Przecież normalny facet, kiedy podejrzewa innego faceta o bycie homo, nie pozwala mu na spanie u siebie i aż tak się do niego nie zbliża... Wolałem, żebym się mylił, ale nie mogłem się oprzeć zadaniu tego pytania. Momentalnie opuściła mnie cała irytacja.
- Em... sensei? - Zacząłem niepewnie, spuszczając głowę. Nagła zmiana mojego nastroju, musiała nieźle go zaskoczyć, ale chciałem się jak najszybciej dowiedzieć prawdy, póki nie doszło do najgorszego. Prawie czułem na sobie spojrzenie mojego nauczyciela. - Może i nie powinienem o to pytać, zwłaszcza, że przed chwilą się o to wściekłem i to trochę nie na miejscu, ale... - Miałem nadzieję, ze zrozumie co mam na myśli, ale sensei czekał spokojnie, aż się wysłowię. - Jesteś gejem, sensei?
Wypaliłem w końcu. Spodziewałem się gwałtownej reakcji, bez względu na odpowiedź, więc byłem całkowicie zaskoczony, kiedy Tetsui usiadł na krześle, kładąc nogę na nogę i opierając się łokciem o blat stołu. Wpatrywał się we mnie z delikatnym uśmieszkiem i nutą złośliwości.
- Powinienem się teraz na ciebie obrazić?
Nie wiem czemu, ale jego poza i ton głosu sprawiły, że przeszły mnie dreszcze. Jakby to samo w sobie było odpowiedzią. Dodatkowo ciągle byłem w samej koszuli. Nagle odczułem wrażenie, że to znacznie za mało. Opuściłem głowę i obciągnąłem koszulkę na dół.
- Nie. Przepraszam sensei. Pójdę się ubrać.
Odwróciłem się i ruszyłem w stronę łazienki, gdzie wczoraj zostawiłem ubrania. Nim jednak się tam dostałem, sensei złapał mnie za ramie, nie pozwalając odejść.
- Poczekaj Sashi. Tylko żartowałem. W twoim pytaniu nie było nic złego.
Ciągle się uśmiechał. Kolejny powód, żebym podejrzewał, że jest z nim coś nie tak. Przez kilka chwil toczyłem ze sobą wewnętrzną walkę, czy na pewno chcę poznać odpowiedź na moje pytanie. W końcu jednak ciekawość zwyciężyła.
- W-więc? Jesteś gejem, sensei?
- Nie... jestem bi.
Uśmiechnął się przy tym szeroko, a pode mną ugięły się nogi. Chwilowy spokój i wstyd rozpłynął się tak gwałtownie, że niemal zwaliły mnie z nóg. Sensei... umawiał się z chłopcami? Ciągle trzymał moje ramie, więc nawet nie mogłem się wycofać, chociaż najchętniej bym stamtąd uciekł. Poczułem się tak przerażony i bezbronny, nagle wszystko miało sens - jego troska o mnie, to, że zawsze był tak miły... ta cholerna piżama... byłem niemalże przekonany, ze teraz sensei spokojnie mógłby się na mnie rzucić i... zrobić mi coś bardzo złego.
Przez kilka minut więc stałem, tępo patrząc na Tetsuiego, zbyt przerażony, by uciec, albo zacząć się szarpać. Łagodny uśmiech, który rozświetlił jego twarz, bynajmniej mnie nie ośmielił.
- Widzę, że jesteś w szoku. Masz do tego prawo. Teraz mało kto toleruje odmienność. Chodź, pogadamy.
Pociągnął mnie za sobą do salonu i zmusił do zajęcia miejsca na kanapie, po czym sam usiadł przy mnie. Nerwowo obciągnąłem koszulę na nogi, ale coraz dotkliwiej odczuwałem brak spodni. Najchętniej bym stąd poszedł, ale udało mi się jakoś to zwalczyć. Głównie dlatego, że sensei tyle dla mnie zrobił... zasługiwał na to, żebym go chociaż wysłuchał. Pokiwałem głową, odsuwając się tak daleko od niego, jak było to możliwe.
- Posłuchaj Sashi. Wiem, że jeszcze w twoim wieku odmienność seksualna jest najgorszą z możliwych rzeczy, ale nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiał. To nie jest tak, że podobają mi się wszyscy faceci i dziewczyny. Od dawna z nikim nie chodziłem, bo nikogo nie pokochałem. Uważam po prostu, że kiedy się zakocham, to nie będzie mnie obchodzić czy to facet czy dziewczyna. Rozumiesz?
Miałem dziwne wrażenie, że bardzo mu zależało, żebym zrozumiał. A ja bardzo chciałem nie rozumieć. Bycie gejem było złe... nie sądziłem, że ci istnieją naprawdę, a jak są to gdzieś ukryci i to jest już jakaś patologia... nie myślałem, że normalna osoba może lubić osoby tej samej płci. Nie rozumiałem tego i nie chciałem rozumieć, tylko... rozumowanie senseia niestety miało całkiem sporo sensu.
- Tak... chyba... - Powiedziałem niepewnie. Potrzebowałem chwili, żeby to przeanalizować w spokoju i to z dala od niego.
Tetsui uśmiechnął się szeroko. Zagryzłem dolną wargę, żeby powstrzymać uśmiech, ale z marnym skutkiem. Nawet jeżeli nie podobało mi się to, że umawia się z facetami to nie mogłem zaprzeczyć temu, że lubiłem senseia, tą jego żywiołowość i nadmierny pozytywizm, nie mogłem tak po prostu o nim zapomnieć, czy zacząć go nienawidzić. Przynajmniej nie do czasu, aż wszystko sobie przeanalizuję.
- To świetnie. Możesz iść się ubrać. Podwiozę cię do domu, pewnie twoja siostra już wróciła.
Kiwnąłem głową i wstałem z kanapy. Od razu udałem się w stronę łazienki. Ciągle się źle czułem w koszuli Tetsuiego. Zwłaszcza, że tylko w niej paradowałem mu po mieszkaniu. Ubrałem się w wczorajsze ubrania i walczyłem z samym sobą, żeby wyjść. Chyba bałem się senseia. Bałem się i czułem do niego obrzydzenie, że mógłby mnie... lubić bardziej niż powinien. Po dłuższej walce ze sobą, nacisnąłem klamkę i wyszedłem.

6 komentarzy:

  1. Oj niedługo nie będziesz czuł obrzydzenia... ;3
    Rozdział piękny i wspaniały! Pisz dalej, bardzo jestem ciekawa co się stanie C:

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Podoba mi się nowe opowiadanie. Ciekawe jak się rozkręci ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super. Podoba mi się nowe opowiadanie. Ciekawe jak się rozkręci ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    wspaniale, ten koszmar Sashiego straszny, trochę wkurza mnie to zachowanie paniczyka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    wspaniały rozdział, Sachi i ten koszmar jego straszny, wkurza mnie jednak to zachowanie paniczyka... mam nadzieję, że z czasem jednak przestanie być taki właśnie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniały rozdział, wkurza mnie trochę Sachi z tym zachowaniem paniczyka... mam nadzieję, że z czasem przestanie być taki właśnie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń