niedziela, 4 grudnia 2016

Lekcja życia XIV - Zdrada

Dni mijały, a mnie z każdym dniem mdliło coraz bardziej na myśl o wyjeździe. Nie chciałem jechać, tego byłem całkowicie pewny... ale nie mogłem się wycofać. Coraz częściej zerkałem na telefon, walcząc z usilną chęcią zadzwonienia do senseia. Ale co miałem mu powiedzieć? O czym napisać? Że sobie nie radzę? Że potrzebuję jego pomocy? Że chciałbym przyjść i z nim porozmawiać? A jeżeli on nie chciał ze mną rozmawiać? Albo numer podał mi z grzeczności? Albo napisze, że nie ma czasu, a ja stracę odwagę, żeby jeszcze kiedykolwiek do niego napisać? Zdecydowanie wolałem się dręczyć i do niego nie napisać, niż dostać taką odpowiedź.
Siedzieliśmy przy stole, wyjątkowo całą czwórką, co zdarzało się naprawdę rzadko i tylko w weekendy. Rodzice mieli jakieś wolne w pracy, chociaż ojciec dzisiaj znowu miał gdzieś wyjść. Pai zresztą też, chociaż rodzice jeszcze o tym nie wiedzieli. Pewnie mieli się dowiedzieć, albo kiedy wróci jutro wieczorem, albo najlepiej, żeby nie dowiedzieli się wcale. Więc na noc miałem zostać ja z mamą. Brzmiało to naprawdę rewelacyjnie...
- A pamiętacie naszych przyjaciół, którzy byli tutaj ostatnio? - Zagadnął nagle ojciec, przerywając wszechobecną ciszę. Nikt nawet nie podniósł wzroku znad talerza. - Byli naprawdę wami zachwyceni. Jak gadałem z Anną, to mama Kuro, to nie mogła się nachwalić, jacy wy grzeczni, poukładani... gdyby znała was na co dzień - Zaśmiał się krótko. To chyba miało być zabawne, ale nie miałem ochoty się śmiać... ani słuchać jego żartów. - Aż jej powiedziałem, że gdyby spędziła z waszą dwójką chociaż dzień, to nie oddałaby swojego dzieciaka za żadne skarby świata. - Tym razem matka podchwyciła ,,żart" i zaśmiała się uroczym śmiechem. Mama pięknie się śmiała, ale nie pamiętam, kiedy słyszałem jej prawdziwy śmiech.
- A ich Kuro to naprawdę bystry dzieciak - Miałem wrażenie, że mama zerka ostentacyjnie na Pai, która nie wykazywała najmniejszej ochoty, by rozmawiać o chłopaku, który tak perfidnie olał jej... ,,wdzięki". - Byłoby miło, gdybyście się zaprzyjaźnili. Może któregoś dnia wybierzecie się razem gdzieś? Może na ścianę wspinaczkową?
- Nie lubię za bardzo sportu... - Powiedziałem cicho. Miałem naprawdę złą kondycję w rzeczach wymagających większego wysiłku...
- No to może do kina? Jest tam salon gier - Wtrącił niespodziewanie ojciec. Zastanawiałem się bardzo krótko nad powodem tego dziwnego zainteresowania Kuro. Był młody, w naszym wieku, ja już nie miałem żadnych kolegów, a on sam wydawał się znacznie lepszą partią, niż znajomi Pai. - Albo zwyczajnie na zakupy.
- Nigdzie nie wychodzę z tym frajerem - Powiedziała w końcu wściekła Pai. Pewnie nie miała ochoty nawet o nim pamiętać, a co dopiero spędzać w jego towarzystwie chociaż chwilę. - I w ogóle nie mam ochoty go znać. Najlepiej w ogóle każcie tym ludziom spier...
- Język - Powiedziała ostro matka.
- Spierniczać - Dokończyła i wkurzona skrzyżowała ręce na piersi. Widziałem po jej minie co najchętniej mi powiedziała. ,,Nie traktujcie mnie jak dziecko! Mam osiemnaście lat i kurwa będę mówić to, co mi się spodoba, więc przestańcie pierdolić!" ale bała się pretensji matki i gniewu ojca, więc po prostu siedziała wkurzona, nadąsana, nienawidząc całego świata.
- Może chociaż ty, Sashi? Moglibyście nawet wybrać się na jakieś przyjęcie, czy coś - Zaproponowała nagle matka. Dobra, teraz brzmiało to dość dziwnie. Przestałem rozumieć co takiego ode mnie chcą. Ale szczerze mówiąc, nie byłem pewny, czy chcę wiedzieć. Jeżeli nie rozumiałem moich rodziców, znaczy, że planowali coś, co mi się bardzo nie spodoba, a niejednokrotnie spowoduje kolejne rany na pokaleczonym ramieniu. Czegokolwiek nie planowali, nie miałem na to ochoty.
- Nie dzięki, wydaje mi się, że dzisiaj się trochę wcześniej położę. Ostatnio mam... mało wolnego czasu - Poprawiłem się, nim zdążyłem palnąć głupotę. Nie mogłem im powiedzieć, że mam problemy. Nawet gdyby się przejęli, ich rozwiązaniem byłby psycholog, albo więcej pieniędzy. Nie umieliby mi pomóc, nawet gdyby próbowali. Zresztą, nie chciałem im się zwierzać. Znając ich skończyłoby się to pretensjami, że ośmielam się na cokolwiek narzekać, skoro moje życie jest idealne.
- No dobrze, skoro tak... a szkoda, myślę, że powinniście się zaprzyjaźnić z Kuro. Taki inteligentny i poukładany... może troszeczkę nieokrzesany, ale przecież możesz go sprowadzić go na dobrą drogę - O mało co nie wydałem z siebie pełnego zrozumienia: ,,No taaaak". Powstrzymałem się w ostatniej chwili. Więc to o to chodziło. Kuro zachowywał się źle, nawet chyba gorzej niż Pai, o co było trudno. Rodzice więc chcieli, żebym spędził z nim trochę czasu, by tym dobitniej pokazać, jak jestem ułożony i uprzejmy i jak genialny Kuro nie dorasta mi do pięt. Jak mogłem nie wpaść na to wcześniej... wszystko sprowadzało się albo do pieniędzy, albo do statusu. A ponieważ w naszej i ich rodzinie oba były na podobnym poziomie, trzeba było zabłysnąć nami. Ich największym osiągnięciem, przynajmniej w opinii publicznej.
- Zobaczymy, może - Wzruszyłem ramionami. Ojciec tego nie okazał, ale na twarzy matki dostrzegłem cień satysfakcji, że mogą się mną pochwalić. - Dziękuję za posiłek - Wstałem od stołu, odłożyłem talerze do zlewu i udałem się do siebie. Usiadłem przy biurku i zająłem się lekcjami. Gdy ojciec zbierał się do wyjścia, matka siedziała na górze, zapewne pracowała, a Pai rzucała się u siebie, żeby móc wyjść, jak tylko rodzinka przestanie się nią interesować. Skończyłem lekcje, a ponieważ nie za bardzo miałem co innego robić, wziąłem jakąś książkę i położyłem się do łóżka. Było juz koło północy, Pai się pewnie zmyła, ojciec też wyszedł i tylko matka siedziała w domu. Oczywiście było tak, jakby jej nie było. Siedziała cicho u siebie na górze, pewnie zajmując się swoją pracą, albo już teraz poszła spać. W końcu odłożyłem książkę na szafkę nocną i położyłem się na boku, twarzą w stronę ściany. Jutro była sobota, jeden z nielicznych wolnych dni, jakie miałem, ale jakoś nie potrafiłem się tym cieszyć. Za tydzień mieliśmy wyjechać na te nieszczęsne wakacje, a ja nie miałem na to najmniejszej ochoty.
Na górze rozbrzmiał telefon matki. Spojrzałem na zegar na ścianie. Było już po północy, kto mógł dzwonić do niej o tej porze? Chwilę po tym, jak dzwonek się uciszył, usłyszałem tupot nóg na schodach. Odwróciłem się znowu na bok i zamknąłem oczy. Drzwi skrzypnęły cicho, wpuszczając do ciemnego pokoju trochę światła ze schodów.
- Sashi... śpisz? - Zapytała cicho matka. Nie wiedziałem dlaczego, ale udawałem, że śpię. Po prostu nie miałem ochoty na spotkanie kolejnych znajomych rodziców, zwłaszcza tych, którzy pojawiali się tak późno. Leżałem bez ruchu, oddychając powoli i miarowo, nim drzwi nie zamknęły się cicho. Na schodach znowu usłyszałem tupot nóg, a zaraz potem na dole otworzyły się drzwi. Słuchałem z zaciekawieniem, jakich gości mama może przyjmować o tak późnej porze.
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - Usłyszałem męski głos. Znałem go, ale jakoś nie mogłem skojarzyć, gdzie go słyszałem. - Jeżeli twoje dzieci nas usłyszą...
- Daj spokój kochanie. Pai pewnie już uciekła, a Sashi śpi. Nie obudziłby go nawet pędzący pociąg - ,,kochanie"? Co to niby miało znaczyć? Nie mogłem uwierzyć, że mama mogłaby zdradzić ojca. Musiałem coś źle zrozumieć, albo zwyczajnie się przesłuchałem. Bo przecież... nie, nie mogła go jakiegoś gościa powiedzieć ,,kochanie". Drzwi ponownie skrzypnęły cicho. Leżałem w tej samej pozycji, oddychając miarowo.
- Widzisz? Śpi jak zabity. Przestań wymyślać - Próbowałem zasnąć. Wtedy nie musiałbym wiedzieć, co zaraz nadejdzie, a rano wmówić sobie, że to wszystko mi się śniło. Wolałem już tkwić w nieświadomości, niż dowiedzieć się czegoś okropnego.
Sekundy mijały, a dzień jak nie chciał przyjść, tak nie przychodził. Po paru minutach usłyszałem z góry jakieś dziwne dźwięki. Powoli wstałem z łóżka i tak cicho jak umiałem, podszedłem do drzwi. Dopiero kiedy lekko je uchyliłem, mogłem całkowicie przekonać się, czym były te dziwne dźwięki.
Przyłożyłem dłoń do ust, tłumiąc zduszony krzyk. Z góry dobiegały aż zbyt wyraźne... jęki. Nie... to nie mogła być prawda... matka nie mogła zdradzać ojca... jeszcze w naszym domu. Chciałem położyć się do łóżka i udawać, że nie słyszę, ale w tej chwili dźwięki z góry były tak głośne, że nawet zakrycie uszu poduszką, nic nie dawało. Nie mogłem tego słuchać, miałem wrażenie, że każdy kolejny jęk przeszywa moje serce na wskroś. Jak mogła... to było obrzydliwe. Najchętniej w tej chwili bym zwymiotował, ale nie miałem najmniejszego zamiaru pokazać jej, że wszystko słyszę. Ubrałem się tak cicho jak tylko mogłem, spakowałem kilka rzeczy i zgarnąłem telefon. Nie mogłem zostać w domu, nie mógłbym spojrzeć w oczy matce, gdybym tutaj siedział i to nie wiadomo, jak długo. Podszedłem do drzwi, kiedy zdałem sobie sprawę, że nie mogę przecież wyjść korytarzem. Wtedy z całą pewnością mnie usłyszy. A ja nie mogłem pozwolić, żeby mnie usłyszeli...
Spojrzałem na okno. Pai zawsze wychodziła w ten sposób, więc... co mi szkodziło spróbować. Tylko nie miałem kluczy... nie mogłem wejść do przedpokoju, a tam miałem buty. Znowu miało mnie spotkać spacerowanie po ulicy boso... świetnie.
Nałożyłem na siebie grube skarpetki, służące za kapcie, których i tak nigdy nie nosiłem i zarzuciłem torbę na ramię. Napisałem krótką wiadomość sms do senseia, chyba pierwszą, od kiedy dał mi swój numer i błagałem w myślach, żeby odpowiedział.
Otworzyłem okno i bardzo ostrożnie wyszedłem na dach. Co prawda to było tylko pierwsze piętro, ale upadek i tak mógłby być bolesny i co gorsza, zaalarmować o tym, że nie śpię.
Dotarłem do końca dachu, usiadłem na jego skraju i spuściłem nogi w przepaść. Teraz tylko nie umrzeć... wziąłem głęboki wdech, chwyciłem się krawędzi i zsunąłem w dół. Zwisałem chwilę, parę metrów nad ziemią, nim odważyłem się puścić i padłem na ziemię. Zachwiałem się i przewróciłem, ale ogólnie wyszedłem z tego bez uszczerbku na zdrowiu. Chwyciłem torbę i czym prędzej skierowałem się w stronę ulicy. Miałem ochotę biec przed siebie i zostawić to wszystko za sobą. Niedobrze mi się robiło na myśl o moim mieszkaniu. Miałem wrażenie, że jest splugawiony zdradą i wypełniony obrzydliwą seksualnością. W głowie słyszałem głos mojej matki, coraz głośniejszy i głośniejszy. Powinienem powiedzieć ojcu? Przecież on ją zabije... albo się rozwiodą. A ja... nie chciałem, żeby się rozwiedli. Ale jednak nie mogłem wymazać okropnych wspomnień z dzisiejszej nocy.
Skuter zostawiłem, jego dźwięk na pewno zwróciłby uwagę, więc zmuszony byłem przejechać się autobusem. Trochę to trwało, musiałem czekać całą wieczność na przystanku, a potem jakoś dotrzeć po nocy do mieszkania sempaia. Nie wiedziałem, czy będzie zadowolony z mojej obecności, zwłaszcza, że nie wysilił się nawet, żeby mi odpisać, ale nie miałem innego wyboru. Nie wytrzymałbym, gdybym musiał siedzieć w domu dłużej. Już teraz czułem się okropnie.
Około godziny pierwszej stanąłem przed drzwiami senseia. Raz jeszcze zerknąłem na telefon. Wysłana wiadomość brzmiała: ,,cześć sensei, mógłbym do ciebie wpaść? To bardzo ważne" i dalej nie otrzymałem na to odpowiedzi. Może sensei tego nie przeczytał, albo nie miał jak mi odpowiedzieć?
Zapukałem do drzwi. Czekałem kilka chwil, ale nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Ponowiłem próbę i dalej nic. Przerażony zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie wyjechał. Wtedy byłbym zmuszony spać gdzieś na ulicy. Ścięty przerażeniem, zacząłem z całej siły uderzać w drzwi. Potrzebowałem teraz senseia, nie mógł wyjechać!
Drzwi otworzyły się z trzaskiem. Nim zaspany sensei zdążył zdać sobie sprawę z tego, że to ja tutaj stoję i go budzę, rzuciłem mu się na pierś, wtulając się w niego.
- Przepraszam, że niepokoję... - Powiedziałem cicho. Pewnie teraz mnie znienawidzi, ale...
- Daj spokój, nic się nie stało - Spojrzałem w górę. Sensei uśmiechał się przyjaźnie, mimo tego, że miał wory pod oczami i widać było, jak bardzo jest zaspany.
- Znowu cię budzę w środku nocy... - Świadomość tego, że sensei może mnie przez to znienawidzić sprawiła, że nagle zacząłem się rozklejać. - I ciągle ci przeszkadzam i...
- Ćśś... no już, już. Nie radzę sobie, kiedy widzę płaczącego chłopaka - Zaśmiał się krótko i wciągnął mnie do przedpokoju. Objął mnie jedną ręką, a drugą zamknął drzwi. - Chcesz herbaty, albo kawy? Może kawy nie, już nie ta godzina, ale... o, mam jakieś ciastka, chcesz? Nie, objadanie się w nocy nie jest dobre. Zrobię ci herbaty, albo melisy, co? I... nie mów mi, że znowu przyszedłeś tu bez butów - Westchnął nagle. - Zaraz mi wszystko opowiesz, ale najpierw zdejmij te kapcie. Możesz się położyć u mnie, schowaj się pod kołdrą, a ja zaraz przyniosę ci coś do picia. Nie jesteś głodny mam nadzieję? - Pokręciłem głową. - No to leć się położyć. - Odsunął mnie od siebie, odwrócił tyłem i popchnął w stronę sypialni, a sam zaraz zniknął w kuchni. Naprawdę nie mogłem w to uwierzyć. Ja go budziłem w środku nocy, a on z szerokim uśmiechem się mną opiekował i proponował mi herbatę.
Zostawiłem kapcie w przedpokoju i poszedłem do sypialni, schować się pod koc.
- No dobrze, a teraz powiedz co się stało. Miałeś torbę, więc siostra raczej cię nie wyrzuciła znowu. Przyjaciele czy rodzinka? - Sensei usiadł na skraju łóżka i podał mi herbatę. Wziąłem ją w obie ręce i upiłem kilka łyków, nim zarumieniony wbiłem wzrok w swoje kolana.
- Ja... trochę ciężko o tym opowiadać...
- Hej hej, przecież to ja. Możesz mi powiedzieć o wszystkim. Zawsze cię wysłucham - Przysiadł się bliżej i objął mnie ramieniem. - Jako dobry nauczyciel.
Czułem bijące o niego ciepło i aż nie mogłem się oprzeć, żeby nie położyć się na jego piersi. Chyba nie było drugiej osoby na świecie, przy której czułbym się tak dobrze... chociaż on tylko mnie uczył, jak powinienem się zachowywać.
- No bo... dzisiaj ojciec wyjechał na parę dni, a matka... sprowadziła jakiegoś faceta i... - Z każdą chwilą czułem coraz większe i większe zażenowanie, gdy musiałem o tym z nim rozmawiać. - Słyszałem jak ona... i ten facet... - Zagryzłem boleśnie dolną wargę, żeby powstrzymać łzy, które cisnęły mi się do oczu. Nie byłem w stanie wydusić z siebie ani słowa więcej.
- Czekaj... oni... - Słyszałem w jego głosie, że sam nie może w to uwierzyć. Gdy sam nie mogłem już powstrzymać łez, przytulił mnie do siebie. - Ojej, tak mi przykro, Sashi. To musiało być okropne...
- To było obrzydliwe... - Jęknąłem, wtulając się w jego pierś. - Słyszałem moją matkę i... uch, nie chcę o tym pamiętać.
- Ćśśś, ćśśś, no już, już - Szeptał, gładząc mnie czule po głowie. - Już samo to, że słyszałeś, że... ale to musi być okropne, że dowiedziałeś się w taki sposób. Ech, chyba nie pomagam, co?
Pokręciłem głową. Ani trochę mi nie pomagał. Pociągając nosem, dopiłem herbate, chociaż nie miałem na nią najmniejszej ochoty. Nie oczekiwałem po nim wsparcia, a tylko... jego obecności. Tylko nawet nie wiedziałem, jak mam mu to przekazać.
- Mi by się przydała chyba lekcja pocieszania, bo kompletnie się na tym nie znam. Ale wiedz, że cokolwiek by się nie stało, zawsze możesz na mnie liczyć.
- ...ale ja już to wiem... - Szepnąłem. Poczułem delikatny dotyk na twarzy, który zmusił mnie niemal, żebym spojrzał w górę. Patrzyłem na senseia zaszklonymi oczami, gdy zbliżał twarz coraz bliżej i bliżej mojej. Rozchyliłem lekko usta, gdy się do nich zbliżył i tylko jęknąłem cicho, gdy mnie pocałował. Zrobiło mi się jakoś tak dziwnie gorąco, chociaż w pokoju było przyjemnie chłodno. Drżącymi dłońmi ściskałem kubek, nie mając pojęcia co powinienem w tej sytuacji zrobić. Dopiero sensei delikatnie wziął go ode mnie i odłożył na szafkę nocną.
- Możesz mnie objąć - Szepnął, na chwilę uwalniając moje usta. Był tak blisko, że czułem jego oddech na ustach, a gdy ponownie się w nie wpił, odważyłem się go objąć.
Przechylił mnie do tyłu, przez co obaj upadliśmy na materac. Poczułem dziwne ukłucie niepokoju, gdy coraz namiętniej i namiętniej mnie całował. Czy on chciał... nie, jeżeli zamierzał w takiej sytuacji się do mnie dobierać, to... chyba bym go znienawidził.
Oparłem dłonie na jego piersi, ale nie zdążyłem go odepchnąć, gdy sam uwolnił moje usta.
- Czujesz się chociaż odrobinę lepiej? - Zapytał szeptem.
- Stwierdzam, że... to okropne... - Szepnąłem, oddychając ciężko. Te kilka chwil pocałunku całkowicie odebrało mi oddech. - Jak możesz robić coś takiego, kiedy...
- Jeszcze nie zrobiłem nic zbereźnego - Uśmiechnął się i złośliwie przejechał językiem po moich ustach, powodując u mnie tym większe zażenowanie. - Chciałem zająć trochę twoje myśli. Przecież powiedziałem, że na ciebie poczekam. Na razie nasze lekcje będą dużo bardziej delikatne. Pamiętasz co ci mówiłem?
- ...że związek nie polega tylko na sypianiu ze sobą... - Mruknąć, odwracając wzrok na materac. Nigdy za nim nie nadążałem. Gdy myślałem, że rozumiem jego myśli i jego zachowanie, okazywało się, że myśli w zupełnie inny sposób niż ja... i kiedy ja się oburzałem, że się do mnie dobiera, on tylko chciał mi pomóc...
- Dobry chłopiec - Szepnął i pocałował mnie krótko w czoło. Był to krótki, delikatny pocałunek, a jednak przyprawił mnie o dreszcze. - Zresztą, w takiej sytuacji nawet nie śmiałbym cię przelecieć.
- Gh... m-mógłbyś nie używać takiego słownictwa? - Zapytałem, odwracając głowę gdzieś w bok, żeby wzrok senseia nie peszył mnie jeszcze bardziej.
- Przepraszam, ale kiedy się peszysz jesteś naprawdę słodziaszny - Prychnąłem i odwróciłem się na bok. - Zostajesz na noc, prawda? Chce ci się spać? Bo zawsze mogę dać ci coś do czytania, albo odpalić film...
- Mogę się położyć spać... znaczy... jestem trochę zmęczony dzisiejszym dniem.
Sensei mruknął cicho: ,,mhmmm" i położył się za mną. Objął mój brzuch i przyciągnął do siebie. Przyległem plecami do jego ciała. Jego twarz była zdecydowanie za blisko. Wraz z każdym ruchem jego piersi, czułem ciepły oddech na mojej szyi. Czułem się dziwnie niekomfortowo, będąc aż tak blisko niego.
- A to jest lekcja czego? - Zapytałem cicho. Miałem dziwne wrażenie, że każdy głośniejszy dźwięk mógłby zepsuć przyjemny nastrój, który sprawiała noc.
- To się nazywa spanie na łyżeczkę - Szepnął do mojego ucha. Poczułem na nim coś mokrego, co przyprawiło mnie o dreszcze. Nie byłem pewny, ale wydawało mi się, że tym ,,czymś" był język senseia. - Jest to bardzo wygodne i świetne dla par, bo powoduje uczucie bliskości.
- Wiesz nawet takie rzeczy? - Zerknąłem na niego przez ramię. Wykorzystał okazję i pocałował mnie krótko w kącik ust.
- Wie się to i owo. Inne pozycje omówimy przy okazji. A teraz śpij - Szepnął i ponownie mnie przytulił. Zamknąłem oczy i spróbowałem zasnąć. Było to trudne przez to, jak wyraźnie czułem każdy, najmniejszy nawet ruch senseia. Mimo ubrania, które miałem na sobie, czułem się dziwnie nagi, jakbyśmy obaj nie mieli na sobie niczego. Dopiero gdy na karku poczułem regularny oddech senseia, mogłem spokojnie zasnąć, nie zestresowany jego wzrokiem i świadomością.
_______________________________________________________________
fp - https://www.facebook.com/HistorieYaoi/?fref=ts
ask - http://ask.fm/Historieyaoi

4 komentarze:

  1. Hej,
    to strasznie, cały czas mówią o statusie i tak dalej, a teraz co, ciekawe kim jest ten facet bo głos wydał mu się znajomy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    fantastyczny rozdział, ale to po prostu okropne dla rodziców to cały czas interesuje statusie i tak dalej... ciekawe kim jest ten facet bo głos wydał mu się znajomy...
    Wesołych Świąt życzę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka,
    wspaniale, ale to po prostu straszne cały czas mówią o statusie i tak dalej.... a teraz co? kim jest ten człowiek, bo głos znajomy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń