Pewnie większość z was (jak i ja) spędzają dzisiejsze święto (którego osobiście nienawidzę) samotnie, z telewizorem oraz pudełkiem czekoladek. Dlatego wpadłam na pomysł żeby zamiast zakuwać do testu z bioli napiszę właśnie dla was wyjątkowe ♥WALENTYNKOWE♥ opowiadanie. Miłego czytania i wesołych walentynek :3
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
-Hej... hej żyjesz?
Gdy lekko otworzyłem oczy zobaczyłem przed sobą twarz,
najpierw niewyraźnie, ale potem obraz coraz bardziej zyskiwał na ostrości. Stał
nade mną chłopak, był dosyć wysoki, miał czarne włosy, komponujące się z jego
brązowymi oczami. to wszystko, w połączeniu z jego delikatnymi rysami twarzy
sprawiało że był on niesamowicie przystojny.
-Co... co się dzieje? Gdzie... ja jestem?
-Więc jednak żyjesz... co za ulga.
Rozejrzałem się wokół, zobaczyłem wtedy że leżę na stercie
śmieci, jakby tego było mało na betonie wokół leżała cała masa krwi... i to
chyba mojej. Już miałem zamiar zacząć się wydzierać, ale zatkał mi usta.
-Nie panikuj, nie krzycz, jeżeli będziesz wykonywał
gwałtowne ruchy możesz tylko otworzyć swoje rany. Już dzwonię po karetkę.
-Nie! Proszę nie dzwoń... ja... to nic poważnego. Błagam...
nie chcę iść do szpitala.
-Jesteś już dużym chłopcem, nie powinieneś bać się szpitala.
Przyłożyłem dłoń do skroni, strasznie bolała mnie głowa.
Kiedy spojrzałem na swoją rękę, całą we krwi zrozumiałem czemu.
-Skoro nie chcesz iść do szpitala to chociaż zaprowadzę cię
do twojego domu. Gdzie mieszkasz?
-Ja... ja...
Odwróciłem wzrok starając się ukryć zażenowanie.
-Chyba masz dom, prawda?
Pokręciłem przecząco głową.
-Ojciec się mnie wyrzekł kiedy wyszło na jaw że jestem...
W porę ugryzłem się w język i nie powiedziałem niczego niepotrzebnego.
-Emmm... po prostu wyrzucił mnie z domu, od tamtej pory
mieszkam na ulicy. Możliwe że wdałem się w jakąś bójkę i oberwałem czymś
ciężkim w głowę.
-Chcesz zostać tutaj w takim stanie?
-Nie mam za bardzo wyboru...
-Cóż, chyba rzeczywiście nie masz. Musisz zamieszkać przez
jakiś czas u mnie.
-He... co proszę?
Spojrzałem nietrzeźwym wzrokiem na niego. Nawet mnie nie
znał ale i tak proponował mi mieszkanie ze sobą. W dodatku tak beznamiętnie mówił
mi to proponując.
-Musisz zamieszkać u mnie. Nie pozwolę ci tutaj umrzeć.
Nie czekając na moją odpowiedź wziął mnie na ręce i
wyprowadził z uliczki.
-Hej, czekaj... jak możesz być taki bezpośredni? Nie znasz
mnie nawet a proponujesz mi mieszkanie u ciebie? I jeszcze nosisz mnie na
rękach?
-Masz racje. Ja jestem Masaki. A ty?
-Dopiero teraz mnie o to pytasz?
-Zależało ci na tym żebyśmy się poznali, prawda?
Nie wierzyłem że są ludzie aż tak bezpośredni... coś we mnie
krzyczało że powinienem uciekać, ale nie mogłem przestać patrzeć na jego twarz.
Na szczęście on całkowicie skupiał się na drodze i nie widział mojego pełnego
podziwu spojrzenia.
-Nazywam się Koichi.
-Masz ładne imię, pasuje do ciebie.
-Dz..dzięki.
Weszliśmy wtedy na klatkę schodową a potem, kilka pięter
wyżej mineliśmy próg mieszkania Masakiego.
-Nie będę przeszkadzał tutaj nikomu? Twojej rodzinie...
dziewczynie?
Przy dwóch ostatnich słowach ściszyłem głos, bynajmniej nie
chodziło mi o przeszkadzanie komukolwiek, chciałem wiedzieć czy kogoś ma.
-Nie martw się. Nie mieszkam z rodzicami i nie mam
dziewczyny. Tak się składa że jestem gejem.
A ja myślałem że wcześniej był bezpośredni...
-J... jaki normalny facet mówi coś takiego...? Zwłaszcza
facetowi, którego dopiero poznał i wnosi na rękach do swojego domu.
Posadził mnie na krześle w salonie i wyszedł, zaraz potem
wrócił z bandażami.
-Masz szczęście, rana nie wygląda na poważną. Bandaż
powinien w tym wypadku wystarczyć.
Delikatnie przytrzymał mi głowę i zaczął owijać wokół niej
bandaż. Miał taki delikatny dotyk, pasował do jego rysów twarzy. Zerknąłem na
jego twarz, brązowe oczy z taką uwagą przyglądały się wykonywanej czynności a
miękkie usta mimo że się nie ruszały w jakiś sposób przyciągały mnie do siebie.
Tak... ojciec mnie wyrzucił z domu gdy dowiedział się że jestem gejem. Po tym
starałem się to ukrywać, bałem się że jako bezdomny mógłbym być wykorzystywany
przez innych. Tylko dzięki temu udało mi się dalej pozostać prawiczkiem. Kiedy
skończył opatrywać mi głowę odsunął się i spojrzał mi prosto w oczy.
-Niestety mam małe mieszkanie, ale możesz spać ze mną na
jednym łóżku.
-Haa...! J-jak możesz mówić? Ledwo znam twoje imię...
zabierasz mnie do domu i.. i jeszcze...
-Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
Spojrzałem na niego nietrzeźwo kiesy ukląkł i oparł głowę na
moich kolanach patrząc mi w oczy.
-Czekaj.... o czym ty mówisz?
-Powiedz... gdy widzisz kogoś nieprzytomnego, całego we krwi
i w dodatku na stercie śmieci a serce zaczyna walić ci jak oszalałe, to to musi
być miłość, prawda?
-Nie... wybacz, ale to niemożliwe...
Chciałem wstać i wyjść z pokoju, ale nie dał mi takiej
możliwości.
-Przecież ja też ci się podobam.
-S... skąd ten pomysł?
-Widzę jak na mnie patrzysz, od kiedy cię stamtąd zabrałem
nie odrywasz ode mnie wzroku. Czemu więc się przejmujesz?
-Ja... ja tylko... starałem się ukrywać moje preferencje od
kiedy ojciec mnie wyrzucił z domu.
-Więc jednak jesteś gejem, Koichi. Od początku to
wiedziałem.
Uśmiechnął się serdecznie do mnie. Potem wstał, wziął mnie
za ręce i poprowadził do sąsiedniego pokoju. Gdy tylko
się tam znaleźliśmy rzucił mnie na znajdujące się tam łóżko.
-Masaki... czekaj.
-Czemu? Dlaczego nie chcesz tego zrobić, skoro ci się
podobam?
-Ja... bo ja... nie chcę...
-... nie chcesz tego robić tego po raz pierwszy z kimś kogo
dopiero poznałeś?
Zaczerwieniony pokiwałem głową, spuszczając wzrok.
-Czy jak powiem, że cię kocham to coś zmieni?
-Nie możesz mnie kochać! Nie znasz mnie!
Usiadł tuż przy mnie i pogładził mnie po włosach. Chciało mi
się płakać. Niby... był on przystojny i sprawiał że serce biło mi mocniej,
ale... nie mogłem kochać osoby, której nie znałem.
-Jak długo musiałbym cię przekonywać żebyś uwierzył że cię
kocham?
-A... ale ty...
-Nie mogę cię kochać, bo dopiero co cię poznałem? Czemu
sądzisz że to w czymkolwiek przeszkadza? Kocham cię, kocham cię od kiedy cię
zobaczyłem... nie, kocham cię od kiedy zobaczyłem cię dwa lata temu.
-O czym ty mówisz?
-Przed dwoma laty, uratowałem cię od bandy dresów, od tamtej
pory ciągle o tobie myślałem. Dlatego nie wiesz nawet jak się okazało że mogę
teraz spędzić z tobą czas... po tym oczywiście jak okazało się że nic ci nie
jest.
Wspomnienia sprzed dwóch lat mignęły mi przed oczami. To
właśnie dwa lata temu zdałem sobię sprawę że wolę facetów. Nie rozmyślałem nad
tym, ale to właśnie po tym jak zostałem uratowany przed bandą dresów,
zauroczyłem się w facecie. Nie wierzyłem że jeszcze kiedyś go spotkam, dlatego
szybko o nim zapomniałem.
-To... to wszystko twoja wina...
Teraz to on spojrzał na mnie otumaniony.
-To przez ciebie stałem się gejem i zostałem wyrzucony z
domu.
-Hee..?
-Ja... zauroczyłem się w gościu, który mnie uratował dwa
lata temu. Wtedy zrozumiałem czemu jeszcze nie spodobała mi się żadna
dziewczyna. To wszystko twoja wina! Przewróciłeś moje życie do góry nogami!
Uśmiechnął się szeroko patrząc mi w oczy... miał on takie
cudne oczy. Wbrew sobie uśmiechnąłem się lekko.
-Chyba muszę ci to wszystko nadrobić. Zaczniemy od tego że
zamieszkasz u mnie, w porządku?
Kiwnąłem lekko głową, odwracając głowę. Popchnął mnie,
przewracając na plecy i zbliżył się do mojej twarzy.
-Czy teraz wierzysz mi, że cię kocham?
-Jest to możliwe... bo... bo ja...
Zaczerwieniłem się jeszcze bardziej, próbując się wysłowić.
-Nie musisz nic mówić, po prostu mi się oddaj.
Zamknąłem oczy kiedy połączył nasze usta. Były tak samo
miękkie jak sobię wyobrażałem. Powoli ściągnął ze mnie bluzkę i delikatnie
zaczął całować moje sutki.
-M...Masaki... cz-czekaj chwilę.
-Czekałem dwa lata, nie wytrzymam ani minuty dłużej.
Sięgnął do moich spodni i gwałtownym szarpnięciem rozpiął
guziki. Chciał się zsunąć, ale chwyciłem go za koszulę i ponownie przyciągnąłem
do siebie wpijając się w jego usta. Nie otworzyłem oczu, ale wiedziałem że
uśmiecha się z satysfakcją widząc moje zdecydowanie połączonie z rumieńcem.
Potem powoli zacząłem rozpinać guziki jego bluzki. Nie chciałem żeby to
wszystko działo się za szybko, chciałem... przedłużyć tą chwilę jak najdłużej.
Niestety on chciał zacząć całą sytuacje jak najszybciej, więc chociaż bawiło go
moje zażenowanie przy rozbieraniu go, to rozerwał koszulę, wyrywając przy tym w
niej prawie wszystkie guziki. Zrzucił ją na podłogę i zsunął się w
dół do moich spodni. Szybkim ruchem zsunął je do kolan a następnie
dorwał się do moich bokserek, już chciał się ich pozbyć, ale powstrzymałem go,
łapiąc go za ręce.
-Czekaj Masaki... to... trochę... takie dziwne.
-To twój pierwszy raz, wiem. Będę delikatny, nie przejmuj
się.
-A.. ale... jakoś tak...
-Daj się temu ponieść, Koichi.
Zacisnąłem powieki kiedy dobrał się do mojego członka, liżąc
go i pieszcząc.
-A...ach.. czekaj... co ty...
-Wiem jak to się robi, odpręż się.
W dalszym ciągu pieszcząc moje krocze, wsunął we mnie palce.
Byłem pewny że za chwilę moje emocje eksplodują. Po chwili osiągnąłem pełne
spełnienie, wypełniając jego usta białą cieczą.
-A... prze...przepraszam Masaki. Ja...
Wybuchnął tylko śmiechem, z uroczym uśmiechem na ustach i
patrząc mi w oczy powiedział.
-Nie masz za co przepraszać... naprawdę, nic się nie stało.
Zatkałem sobie usta kiedy palce we mnie zaczęły poruszać się
szybciej. Kiedy wreszcie je wyjął pochylił się nade mną.
-Teraz może trochę zaboleć, ale postaraj się wytrzymać.
Pokiwałem gwałtownie głową czekając na jego ruch.
-Dzielny chłopiec.
-Przestań sobie żartować, tylko zrób to wreszcie.
-Skoro aż tak prosisz.
Położył dłoń na moim ramieniu i gwałtownym ruchem obrócił
mnie na brzuch. Uniósł moje biodra i włożył pod nie poduszkę, utrzymując je w
górze.
-Czekaj Masaki!
Spojrzałem na niego, lekko zaszklonymi oczami.
-Coś nie tak Koichi?
-Nie... tylko... ja... trochę się boję. Mógłbyś... być
delikatny?
-Obiecuję że będę. Tylko mi zaufaj.
Poczułem rozdzierający ból, kiedy powolnym ruchem wchodził
we mnie. Wgryzłem się w poduszkę żeby powstrzymać krzyk. Wsuwając się we mnie
coraz głębiej zaczął sunąć językiem wzdłóż lini mojego kręgosłupa.
-W porządku Koichi?
-Ach... to... to boli.. ach.
Wpił się w moją szyję poruszając się z każdą chwilą
szybciej.
-Nie spinaj się... jeżeli się nie rozluźnisz coś ci się
stanie.
Pokiwałem głową czując jak łzy spływają mi po policzkach.
Starł je ręką całując mnie w szyje. Przez cały czas moje jęki roznosiły się po
pokoju. Chwilę potem doszedł, znacząc mnie swoją spermą. Delikatnie wysunął się
ze mnie i pogładził po głowie.
-Dzielny byłeś.
Położył się przy mnie i swoimi miękkimi ustami zostawił ślad
na moim policzku. Przytuliłem się do niego opierając czoło na jego piersi.
-Dziękuję Koichi.
Spojrzałem na niego, przez chwilę byłem pewny że przeoczyłem
coś w jego wypowiedzi.
-A...ale za co?
-Wiesz że dokładnie dzisiaj mija rocznica naszego pierwszego
spotkania?
-Z...zapamiętałeś co do dnia, kiedy się spotkaliśmy?
-Nie bez powodu. Kiedy zakochałem się w tobie równo 14
lutego uznałem że to przeznaczenie.
-14... luty? Czyli... to dzisiaj są walentynki?
-Dokładnie, a odzyskanie ciebie to najlepszy prezent jaki
mogłeś mi dać.
Przycisnął mnie mocniej do siebie. Nigdy nie byłem taki
szczęśliwy.
-A mówią że pierwsza miłość nigdy się nie udaje.
Powiedziałem bardziej do siebie, ale i tak Masaki uśmiechnął
się na dźwięk tych słów. A ja, czując bicie jego serca byłem przekonany że
nasze uczucia są dokładnie takie same. To chyba właśnie to, co ludzie nazywają
magią walentynek.
Hihihi, głupio się trochę czuję po przeczytaniu tego... ale..
OdpowiedzUsuńSpotkanie w kłopotach, pobicie, zakochanie się, wyrzucenie z domu?! Wspaniałość. :o Doszedłby jeszcze (no... nieważne xd) ... pewien czynnik i fabuła byłaby idealna. o.o