*Aki*
Cała ta sytuacja z urodzinami Yuichiego była moim zdaniem
całkiem fajnym pomysłem. Cieszyłem się że w końcu mogę poznać kogoś, o kim
Soichiro tak często opowiadał. Zastanawiałem się dlaczego tylko my dwoje
czuliśmy się skrępowani całą sytuacją. Kei, Shun, Soichiro, Taro oraz szef nie
wydawali się zbytnio przejęci. Może przywykli do niekomfortowych sytuacji? W
końcu przecież w ich firmie często urządzali takie przyjęcia urodzinowe. Idąc
razem z Keiem ulicą, w drodze powrotnej trzymaliśmy się w bezpiecznej odległości
od siebie. Nawet jeżeli go kochałem, nie chciałem żeby wszyscy o tym wiedzieli.
Nie sądzę żeby ludzie kiedykolwiek zaakceptowali miłość męsko-męską. Szedłem z
głową spuszczoną w chodnik, raz po raz zerkając na Keia. Szedł koło mnie,
zamyślonymi oczami patrząc przed siebie i paląc papierosa. Mimowolnie
uśmiechnąłem się delikatnie, czując jak przyśpiesza mi serce. W ciągu kilku
tygodni ta osoba zamieniła moje życie z piekła w prawdziwy raj. Żyłem w patologicznej
rodzinie, a teraz miałem miejsce, które naprawdę mogłem nazwać domem. I był to
dom Keia... z nim.
-Coś nie tak?
Zapytał odwracając gwałtownie głowę w moją stronę. Musiał
zauważyć jak się na niego patrzę od dłuższego czasu. Poczułem jak oblewam się
rumieńcem, więc gwałtownie odwróciłem twarz w przeciwną stronę.
-N-nic. Z-zamyśliłem się... wybacz.
Kątem oka zobaczyłem jak uśmiecha się zaciągając się
papierosem i patrząc w niebo. Był taki... taki przystojny. Dopiero niedawno
przestałem się bać jego dotyku, więc nie mieliśmy okazji nawet... zalałem się
rumieńcem, czując przeszywający mnie wstyd. Jak mogłem zacząć myśleć o czymś
takim! Jestem okropny, myślałem że zapadnę się pod ziemię! Nawet jeżeli była to
tylko myśl w mojej głowie!
-Coś się stało mały?
Stanąłem jak wryty słysząc głos Keia. Czułem jak moja twarz
robi się całkowicie czerwona.
-Źle się czujesz? Jesteś bardziej czerwony niż normalnie.
Może masz gorączkę?
Jedną ręką przytrzymał moją głowę od tyłu a drugą przyłożył
do czoła. Jego dłonie były nieznośnie gorące.
-Chyba nie masz gorączki... więc...
-Nic mi nie jest. Chodźmy już.
Wyrwałem się z jego rąk i poszedłem dalej w stronę domu.
Oczywiście Kei wiedział że musiałem wyobrazić sobie coś zawstydzającego, ale
nie ciągnął dalej tego tematu. Był taki kochany...
-Hej mały, a może chciałbyś gdzieś jeszcze pójść? Może
chciałbyś coś zjeść?
-Nie dzięki... najadłem się tortem.
Zwolniłem kroku, żeby Kei mógł mnie dogonić. Kątem oka
zobaczyłem białowłosego faceta. Od razu nasunął mi się na myśl mężczyzna, który
pomógł mi uciec. Zastanawiałem się czy jeszcze kiedyś go spotkam. Chciałem mu
podziękować za to że mnie uratował. Dziwne... tamten człowiek, jak i dni
spędzone u mojej tak zwanej ,,rodziny" wydawały się niesłychanie odległe.
A przecież minęło dopiero kilka dni. Właśnie... przecież od kiedy wróciłem do
Keia ani razu ze sobą nie spaliś... Boże! Czemu ja o tym myślę! I to po raz
kolejny!
-Mały...
Odwróciłem się do niego, położył dłoń na moich włosach,
delikatnie je czochrając. Serce zabiło mi szybciej a nogi zmiękły pod wpływem
jego dotyku. Musiałem wyglądać żenująco bo w dodatku dalej byłem cały czerwony.
Kei już chciał coś powiedzieć ale czułem że cokolwiek to będzie, sprawi że
zapadnę się pod ziemię.
-Chodźmy już do domu.
-Jeżeli chcesz coś powiedzieć, powiedz to.
Nie chciałem... przecież nie powiedziałbym mu, że tęsknię za
tym co mi robił.
-...nie chcę...
Spuściłem wzrok w ziemię. Poczułem gwałtowne szarpnięcie za
ramie i Kei pociągnął mnie w stronę mieszkania. W kilka chwil znaleźliśmy się w
mieszkaniu.
-No dobra mały, chwila prawdy. Masz mi teraz powiedzieć co
cię gnębi. I nie dam ci spokoju dopóki mi tego nie powiesz.
Powiedział Kei, popychając mnie na krzesło, kładąc dłonie na
jego podpórkach i zbliżając swoją twarz do mojej. Widziałem w jego oczach, że
nie puści mnie tak łatwo. Opuściłem głowę, czując jak się rumienie.
-To... to dlatego... ja... ja.. ja chciałbym, żeby już było
jak dawniej.
Podniósł mój podbródek, żebym nie mógł unikać jego wzroku.
-A kto powiedział, że nie może tak być?
I połączył nasze usta. Niesamowite, potrafił prawie bez
trudu odsunąć ode mnie wszystkie zmartwienia. Splotłem swoje ręce na jego szyi,
czując jak pocałunek nabiera na namiętności. Lekko otworzyłem oczy, patrzył na
mnie swoim zwyczajnym wzrokiem. Widziałem jak zerka na zegar. Coś ewidentnie go
zszokowało, bo zaraz się ode mnie odsunął.
-Wybacz mały, ale muszę dzisiaj wyjść.
-C-co? Gdzie wychodzisz?
-Mam dzisiaj pracę. Poradzisz sobie?
-Czekaj... chcesz mnie zostawić?
Poczułem jak do oczu cisnął mi się łzy.
-Nie zostawić. Idę do pracy.
-Wiesz przez co przeszedłem! Jak możesz mnie tak teraz
zostawiać!
-Wybacz mały, ale gdybym nie pracował umarlibyśmy z głodu.
-Kei... proszę cię... nie zostawiaj mnie... nie dzisiaj!
Po moich policzkach spływały łzy. Naprawdę chciałem spędzić
z nim tę noc. Wtedy wszystko wróciłoby do normy. Nie może mnie teraz zostawić,
nie wtedy gdy ponownie mu zaufałem.
-Przepraszam mały, wrócę rano.
Dla niego to była tylko praca, pewnie sądził, że niczym się
to nie różni od pójścia do zwykłej pracy. Ale... ale ja... nie chciałem, żeby
wychodził. Możliwe, że od kilku dni nie chodził do pracy, żeby się mną
opiekować. Ale chciałem, żeby został ze mną, ten jeden ostatni dzień.
-Kei, nie idź.
-Wybacz mały, ale...
-Jeżeli mnie kochasz, nie pójdziesz tam!
Wstałem gwałtownie, wypowiadając ostatnie zdanie, nastąpiła
po nim cisza. No tak... ja go kochałem, ale Kei... Kei nie umiał kochać...
nikogo. Wytarłem rękawem spływające łzy. Kei stał cicho, nie wiedząc co
powiedzieć. Przecież mógłby skłamać. Skłamać, żeby chociaż mnie uspokoić.
-Hej mały...
Wyciągnął dłoń, chcąc poczochrać mi włosy. Nie dałem mu
jednak takiej możliwości, wybiegłem z domu, biegnąc ślepo przed siebie. Boże...
przecież ja tak go kocham... do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, że byłem
dla niego tylko zabawką, zwierzątkiem, którym się opiekuje, ale nic dla niego
nie znaczy. Nie wiem czy wtedy za mną pobiegł, nie patrzyłem za siebie.
Pobiegłem w jakąś wąską uliczkę, byłem zdruzgotany. Przez całe życie znosiłem
wszystko co mnie spotykało. Nigdy o nic nie prosiłem, i nie chciałem dla siebie.
Kei był pierwszą osobą, na której mi zależało. Tak bardzo go kochałem, czemu on
nie mógł mnie pokochać? Usiadłem na ziemi. Wiedziałem, że Kei dzisiaj do mnie
nie przyjdzie. Było już ciemno, tylko dzięki księżycowi i gwiazdom widziałem
cokolwiek. Skuliłem się na ziemi, na którą zaczęły spadać łzy. Było mi zimno i
twardo, ale przywykłem do takiego spania. Kiedyś często byłem wyrzucany na dwór
z domu, czasem przywiązywali mnie też do psiej budy, w porównaniu z tym co
przeszedłem nie było tak źle. Dlaczego... dlaczego nie mogłem mieć tej jednej
jedynej rzeczy? Dlaczego nie mogę mieć Keia?
;_____________;
OdpowiedzUsuńDziękuje za wspomnienie o mnie w ostatnim poście, bardzo mi miło~
OdpowiedzUsuńa co do opowiadania.. Tak mi smutno i tak mocno mi serce bije gdy to czytam. Kochane ale smutne. Proszę napisz coś dalej bo umieram z ciekawości. Proszęproszę
Oooch.
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że Kei nie kocha Akiego. o.e
(dobra, może i czytam od 14 rozdziału, ale jednak XD)
Haha, no tak. Post sprzed ponad roku... Ale widzę, że z 2014 są 33, więc... No, mam nadzeję, że dam radę przeczytać wszystko! :)
Genialnie piszesz. ;p
Chociaż kiedyś nie cierpiałam yaoi, a teraz...
Cholera, jestem hipokrytką, bo akceptuję homo (chłopaków) w opowiadaniach i mangach, a nie akceptuję w realu. xD
No... Nie wiem, czy popierasz yuri, czy nie, ale ja nie, więc to tym bardziej dziwnie... >v<
Hmm, świetny rozdział. :3
Czekam na...
Nie, wiesz co? Po prostu kliknę 'następny'. :)