piątek, 28 listopada 2014

Zajączek LXXII - Wątpliwość

Tak, wiem, że kolejny krótki rozdział, ale jakoś tak wyszło mi przy pisaniu. Gdybym zrobiła go dłuższego zająłby nie 4 a 10 stron, a wtedy nie mogłabym się bezczelnie lenić tylko dużo więcej pisać ^ ^
Tak czy tak przypominam o konkursie, w którym jak znam życie i tak nikt nie weźmie udziału. 
Jeżeli jednak tak to naprawdę będę bardzo bardzo bardzo szczęśliwa. 


**********************

- Usaaaagi! Tooochi!
Niechętnie rozchyliłem powieki, zbudzony czyimś krzykiem. Dopiero po chwili zaczęło do mnie docierać gdzie jestem i co się właściwie dzieje. Chciałem przetrzeć oczy, ale okazało się, że moje ramiona są w silnym uścisku Tochiego. Łóżko było dwuosobowe a i tak byliśmy ścieśnieni na małym jego skrawku. Starałem się wyszarpnąć, ale Tochi tylko wzmocnił uścisk. Znieruchomiałem momentalnie i uścisk zelżał. Odetchnąłem z ulgą. Nie znosiłem, gdy zachowywał się jak jakiś wąż. Zresztą nie znosiłem wszystkich jego ,,zwierzęcych” form.
- Tochi obudź się – Powiedziałem spokojnie, żeby przypadkiem niechcący nie zwołać tutaj Mity. Nie wiem jak bym zareagował, gdyby wpadł i zobaczył nas w takiej sytuacji.
Oczywiście Tochi ogóle nie reagował na próby obudzenia go. Dobrze, że zazwyczaj wstawał pierwszy. Nie wiem czy dałbym radę codziennie przez to przechodzić.
Delikatnie się od niego odsunąłem, żeby zdobyć trochę luzu. Poczułem jak jego ramiona się napinają, więc jak najdelikatniej i jak najszybciej wyślizgnąłem się z jego uścisku. Wstałem z łóżka, akurat wtedy, gdy do pokoju wpadł Mita.
- Dobry. Chcesz śniadanie?
- Cześć. Tak, chętnie. Dzięki, że nas ugościłeś.
- Żaden problem. A tak przy okazji... przynieść ci jakieś ubranie?
Dopiero po chwili zacząłem pojmować o co właściwie mu chodzi. Spojrzałem na siebie. Dopiero wtedy zauważyłem, że byłem w samych bokserkach.
 Poczułem jak zalewam się rumieńcem. Chciałem zasłonić się kołdrą, ale w ten sposób wyglądałbym jeszcze bardziej żałośnie. Całe szczęście nie zdążyłem się namyśleć co zrobić, żeby zachować dumę, bo Mita sam zamknął drzwi, pewnie szukać jakichś pasujących na mnie ubrań.
- Tochi, obudź się.
Zacząłem szarpać za jego koszulę, starając się go dobudzić. Przez chwilę w ogóle nie reagował, więc uklęknąłem na łóżku koło niego i zacząłem nim trząść. Mruknął coś tylko przez sen, po czym złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie, ponownie więżąc w uścisku.
- Tochi, puść mnie. Mita zaraz tutaj przyjdzie.
- Jeszcze pięć minut...
- Żadne pięć minut. Puszczaj mnie natychmiast. I wyjaśnij mi, dlaczego właściwie spałem w samych bokserkach.
- Usnąłeś w samochodzie. A spałeś tak uroczo, że nie miałem serca cię budzić.
- To dalej nie jest odpowiedź, dlaczego spałem w samych bokserkach.
- Nie spałbyś przecież w garniturze. Pogniótłbyś go i byłoby ci niewygodnie.
- Dobrze, dobrze, a teraz mnie puszczaj!
Niezdecydowanie i powoli uścisk zelżał. Odsunąłem się na bezpieczną odległość, przykrywając się kocem.
- Coś mnie ominęło, gdy usnąłem?
- Niespecjalnie. Położyłem cię spać i z Mitą trochę pogadaliśmy.
- Chyba nie chcę wiedzieć o czym...
- Głównie o tobie i twojej rodzinie. Możesz sobie nie zdawać z tego sprawy, ale Mita naprawdę was lubi i to nie tylko jako zleceniodawców.
- To oczywiste. Pracuje u nas prawie od zawsze. Jako osiemnastolatek zaprojektował naszą pierwszą firmę, bo rodzicom wyjątkowo spodobały się jego projekty. Ja wtedy miałem jakieś sześć lat i już wtedy był dość blisko związany z rodziną. Raz czy dwa był u nas nawet na święta.
- Naprawdę? Czyli ma już...
- 28 lat. Nie wygląda, prawda? Pewnie dlatego, że zarówno jego ciało jak i umysł zatrzymał się w wieku dwudziestu lat. Pewnie dlatego dogadujecie się, jakbyście byli w tym samym wieku.
- Bardzo możliwe... - Tochi rozciągnął się, siadając. Miał na sobie dresowe spodnie oraz luźną, czarną koszulę - To jak, masz jakiś pomysł na najbliższe kilka dni? Znaczy, czy wiesz co będziemy robić? Nie ma tu nawet lasu, do którego możemy się udać.
- Nie mam pojęcia. Gdybyśmy mieli chociaż jakieś pieniądze... co cię tak bawi?
- Nie, tylko... od razu widać, że wywodzisz się z bogatej rodziny.
- Ale zabawne...
- Wiesz, że tylko się śmieję. Coś się wymyśli.
Powiedział, znajdując się nagle niebezpiecznie blisko mojego ucha. Chwilę potem złapał mnie za ramiona i przewrócił na materac, przygniatając do niego ramionami.
- Nie zapominasz się czasami? - Fuknąłem, starając się wyszarpać tak, żeby nie zrzucić z siebie koca, na czym bardzo mi zależało. - Pamiętaj, gdzie jesteśmy.
- Gdybym nie pamiętał posunąłbym się o wiele dalej.
- To wcale nie jest zaba-a-ach... - Jęknąlem mimowolnie, gdy Tochi wsunął rękę pod koc i przejechał po moim kręgosłupie.
- Czyżby czuły punkt?
- N-nie... ale mnie tam nie dotykaj...
- Jakiś ty uroczy.
Powiedział z oczami pełnymi czułości. Nienawidziłem tego spojrzenia. Całkowicie roztapiało mi serce. Zwłaszcza, że patrzył tak na mnie zawsze, gdy mówił, że mnie kocha.
- P-przestań się tak gapić.
- Skoro prosisz...
Uśmiechnął się, przysysając się do mojej szyi. Wzdrygnąłem się, ściskając pościel.
- Tak lepiej?
- N-nie jest... lepiej... mówię serio, przestań... co jak Mita tu wejdzie?
- Grzecznie poprosimy, żeby wyszedł.
Jęknąłem krótko, odrzucając głowę w tył. Kurczę... facet nie powinien aż tak łatwo dawać się zdominować. Za to Tochi potrafił doprowadzić mnie do spazmów w chwilę i to praktycznie bez wysiłku.
- Nie chciałbym wam przeszkadzać, ale przyniosłem ubrania.
Zamarliśmy w bezruchu. Tochi z rękoma na moich biodrach a ja pięściami zaciśniętymi na prześcieradle.
- Dzięki Mita - Powiedział w końcu Tochi, schodząc wreszcie ze mnie. Nabrałem nieodpartej ochoty, żeby umrzeć, albo przynajmniej zapaść się pod ziemie. - Pomóc ci w robieniu śniadania?
- Jeżeli chcesz, nie pogardzę pomocą. Usagi, zawołamy cię, jak skończymy.
Obaj wyszli, zostawiając mnie samego. Żaden z nich nie przejął się tym, że właśnie umieram z zażenowania. Świetnie... musiałem trafić na dwóch najbardziej pozbawionych wstydu ludzi na świecie. W dodatku z jednym z nich...
Usiadłem gwałtownie. No właśnie... czy ja i Tochi ze sobą chodziliśmy? Jego rodzina za każdym razem zwieszała się, gdy musieli określić nasze relacje. Byliśmy parą? Znaczy... chodziliśmy na takie jakby randki, mieszkaliśmy ze sobą, nawet ze sobą spaliśmy, tylko... w sumie nigdy mnie nie zapytał o chodzenie. Wszystko to wyszło jakoś tak samo z siebie. Kochałem go, on kochał mnie, ale... czy można było to nazwać związkiem? Byłbym głupi, gdybym uważał, że tak nie jest, tylko... byłem pewny, że związki są bardziej urocze, pełne uczuć i... i że jak będę w związku to będę o tym wiedział. Z drugiej strony, Tochi mi się oświadczył a ja raz nawet powiedziałem mu ,,tak". Tylko on tego nie przyjął. Gdyby tego nie odwołał bylibyśmy w związku, ale... to takie bezsensu. Dlaczego nie mógł najzwyczajniej w świecie chociaż raz zapytać mnie o chodzenie? Przynajmniej sprawa byłaby bardziej oczywista. Czy związek jest prawdziwym związkiem, jeżeli nie poprosi się kogoś o chodzenie?
Westchnąłem ciężko i szybko się ubrałem. Niestety rzeczy, które dostałem to była dużo za duża koszula Mity, sięgająca mi niemal ud i szorty, sięgające mi do kolan.
Starałem się uspokoić i przestać się czerwienić, kiedy stałem już przed drzwiami. W końcu się przemogłem i z opuszczoną głową wyszedłem. Pierwszy raz byłem w domu Mity, więc trochę zaskoczył mnie salon, połączony z jadalnią i kuchnią. Od niego prowadziły cztery drzwi. Zapewne do łazienki, sypialni, wyjścia i pracowni. Tak przynajmniej powinny być rozmieszczone pokoje w domu architekta.
- O, jednak na ciebie pasują - Powiedział Mita, odwracając się od kuchenki - Bałem się, że mogą być za duże.
- Są znacznie za duże - Odparłem zimno i beznamiętnie. - I wyglądam w nich jak idiota.
- Niestety, aktualnie nie dysponuje niczym innym.
- I tak dzięki. Jak na razie musi wystarczyć.
- Za kilka dni pewnie ktoś z twojego rodzeństwa przyniesie ci jakieś pieniądze. Musisz tylko przeczekać, aż szum wokół waszej dwójki ucichnie.
Wzruszyłem ramionami. Tochi co jakiś czas zerkał na mnie, ale nic nie mówił. Doceniałem to, że nie próbuje określić jak wyglądam.
- Jak chcesz możesz coś poczytać. Książki mam w sypialni. Pokój koło waszego.
- Dzięki - Odwróciłem się na pięcie, lecz po kilku krokach się zatrzymałem. Przywykłem do tego, że wszystko robiono za mnie a ja w tym czasie zajmowałem się ważnymi rzeczami. Ale Tochi i Mita nie byli moją służbą. Nie mieli obowiązku mi usługiwania a mi nie wypadało im na to pozwolić.
- Potrzebujecie pomocy? - Zapytałem cicho, nawet się nie odwracając.
- A co, chciałbyś pomóc? - Powiedział Tochi. Nawet zrobiło mi się głupio, że jemu nigdy nie pomagałem. - Właściwie przyda nam się dodatkowa para rąk, tylko... - Wymienili się z Mitą porozumiewawczym spojrzeniem. - Umiesz gotować?
- Idiotyczne pytanie. Oczywiście, że nie. Coś tak trywialnego jak gotowanie zazwyczaj zostawiałem służbie, żeby samemu móc zając się istotnymi rzeczami. - Prychnąłem, starając się ukryć zażenowanie.
- W takim razie... możesz pokroić bułki. Zrobimy z nich grzanki - Mita wskazał głową stos bułek, oraz nieprzeciętnie duży, ząbkowany nóż. - Poradzisz sobie?
- Pokrojenie bułek naprawdę nie wykracza poza zakres moich umiejętności – Mruknąłem, podchodząc do naszykowanego stosu. Raz po raz zerkałem na Tochiego i Mitę kręcących się po kuchni. Jakby się zastanowić to wyglądali na obrany duet. Pewnie mogliby zostać nawet przyjaciółmi.

W sumie jakby się zastanowić to Mita w tej chwili był jedyną osobą, którą mogłem nazwać przyjacielem. Tylko do niego spoza rodziny mogłem się zgłosić, żeby mi pomógł. Dobrze się dogadywaliśmy i nawet umiał trzymać mój związek i Tochiego w tajemnicy, kiedy była potrzeba. Ciekawe, czy właśnie tak wygląda przyjaźń….

4 komentarze:

  1. No pewnie, że są w związku *^* <3 Kurdebele, niech już wracają do domu :c Bo Tochi nie może działać, ech.

    Weny,
    Alice

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział. :3
    Myślę, że wyjdzie tak, że Usagi porozmawia z Tochim o tym ''związku'' i skończy się na seksie.
    No, przynajmniej w mojej głowie sie tak skończy. : D

    Weny, asdfghl, nie wiem, szczęścia. XDD
    -Kitsune

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    no, no Usagi czym ty właściwe sobie zawracasz głowę, jesteście razem, Mita i Tochi bardzo dobrze się dogadują ze sobą
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń