Minęły dwa dni. Praktycznie nie wychodziłem z pokoju. Jadłem
w nim, uczyłem się wyłącznie z książek. Nie chciałem widzieć się nawet z
nauczycielami. Całe szczęście moje
rodzeństwo rozumiało moją potrzebę samotności i nie odwiedzali mnie.
W sobotę wreszcie
zdecydowałem zrobić coś więcej poza szlochaniem do poduszki. Dzień był
słoneczny. To mógł być dobry znak. Było wcześnie. Pewnie wszyscy jeszcze spali.
Zostawiłem na stole karteczkę, że idę się przejść i poszedłem na bus.
Po kilku godzinach
dojechałem na miejsce. U Tochiego było pochmurnie. Wyglądało, jakby zaraz miał
spaść deszcz. Kupiłem sobie gorącą czekoladę w barze w miasteczku. Byłem trochę
zbyt roztrzęsiony, żeby od razu tam pójść. Długo siedziałem w barze, nim w
końcu udało mi się wziąć w garść i ruszyć świetnie znaną mi leśną dróżką.
Cały drżałem.
Wspomnienie bezwzględnego oblicza Tochiego było zbyt wyraźne, żebym był
spokojny. Wszedłem na polanę z szybko bijącym sercem. Bałem się, czy spotkam tu
tego Tochiego, którego znałem i... kochałem, czy tego, którego spotkałem przed kilkoma
dniami. Siedział na schodach przed swoim domkiem. Palił. Wyglądał... inaczej,
niż zwykle. Miał zupełnie inne spojrzenie. Nie to samo, które widziałem
niedawno, ale… tak bardzo przypominało spojrzenie zwykłych ludzi.
- Tochi?
Zapytałem niepewnie, wchodząc na polanę. Odwrócił się w moją
stronę. Nie wyglądał na zaskoczonego. Wciągnął dym z papierosa i wyrzucił go na
ziemię.
- Co tutaj robisz?
Powstrzymałem łzy, które prawie wpłynęły mi do oczu.
- Musimy coś wyjaśnić…
- Myślałem, że wyjaśniliśmy.
- Nie. Nic nie wyjaśniliśmy. Nie wierzę, że to co
powiedziałeś, było prawdą. Jeżeli moi rodzice ci coś powiedzieli, to...
- Nic mi nie mówili. Zrozum, znudziłeś mi się.
Pokręciłem głową. Nie... to nie mogła być prawda.
- I co? To wszystko było kłamstwem? Cały czas grałeś? To
wszystko co mówiłeś... co robiłeś... to była jedna wielka farsa?
Tochi westchnął, wstając z schodków i podchodząc do mnie.
Pochylił się nieco nad moją twarzą.
- Tak...
Zacisnąłem wargi. Nie mogłem już powstrzymać łez. Teraz nikt
go nie kontrolował. Mógł powiedzieć, jeżeli to był sprytny manewr. Naprawdę nic
do mnie nie czuł?
- Nie wierzę ci.
- Ech... co muszę zrobić, żebyś zrozumiał jaka jest prawda?
Nie wiedziałem. Byłem pewny, że to wszystko to jakiś żart.
Nie mogłem przyjąć tego do wiadomości. Przecież... kochałem go... kochałem
bardziej niż kogokolwiek innego. Obrócił moje spokojne życie o 180 stopni. Bez
niego... bez niego moje życie było nic nie warte. Bez niego mógłbym nawet nie
żyć. Zrobiłem krok w tył, wyciągając zza pasa krótki nożyk. Nie wiem, co
właściwie chciałem osiągnąć. Tochi cofnął się o krok, kiedy przyłożyłem ostrze
do żył w mojej lewej ręce.
- Uspokój się zajączku. Odłóż ten nóż.
- Powiedz prawdę. Nie wierzę, że to wszystko było kłamstwem.
Nie mogłeś przez cały ten czas udawać. Powiedz prawdę...
- Proszę cię, odłóż ten nóż. Zrobisz sobie krzywdę.
Ręka mi drżała. Tochi wyciągnął ręce, ale pokręciłem tylko
głową, ponownie się cofając.
- Powiedz prawdę. Nie wierzę, żebyś nagle przestał mnie
kochać.
- I chcesz się zabić z tak błahego powodu?
Nie odpowiedziałem. Nie poruszyłem się nawet. Po moich
policzkach spływały łzy. Tochi powoli podszedł do mnie. Jego spojrzenie było
znacznie spokojniejsze. Złapał czule moją dłoń i pociągnął mnie do siebie.
Zamknąłem oczy chwilę po tym, jak na ustach poczułem delikatny pocałunek.
Upuściłem nóż na ziemię, łapiąc Tochiego za przód koszuli. Jego pocałunek był
zupełnie inny niż zwykle. Bardziej agresywny i namiętny za to mniej czuły.
Kiedy odsunął się
ode mnie a ja otworzyłem oczy, zobaczyłem, że uśmiecha się delikatnie. Nie był
to jego typowy uśmiech. W ogóle nie wyglądał jak jego uśmiech. Tak samo jak
jego gesty, spojrzenia i dotyk. Ale jakie to miało znaczenie, że... jest trochę
inny? To dalej był Tochi. Tochi, którego kochałem. Chłodne ręce wsunęły się pod
moją bluzkę, jadąc w górę po moim kręgosłupie.
- Rei! Co ty wyprawiasz?
Coś, lub ktoś odepchnęło mnie od Tochiego. Siła była na tyle
duża, że straciłem równowagę i upadłem na ziemię. Spojrzałem w górę. Czerwone
od łez oczy rozszerzyły mi się w niedowierzeniu. Przetarłem oczy, przekonany,
że to łzy dwoją mi obraz. Jednak nie. Przede mną stało dwóch Tochich. Jeden,
ten z którym dopiero co się całowałem i drugi, który trzymał tego pierwszego za
przód koszuli i wyglądał, jakby ledwo się powstrzymywał, żeby go nie pobić. Patrzyłem
to na jednego to na drugiego, dalej nie wiedząc co tu się właściwie dzieje.
- Oj, weź wyluzuj. Nic się nie stało - Powiedział ten pierwszy.
- Nic się nie stało?! Dlaczego się z nim całowałeś?!
- Coś musiałem zrobić. Wyglądał na załamanego.
- To jeszcze nie jest powód!
- Hej, jak masz teraz jakieś wąty, to mogłeś sam to
załatwić.
- Wiesz doskonale, że nie mogłem.
- Ja to wiem, ale postaraj się to teraz jemu wytłumaczyć.
Pierwszy Tochi wskazał na mnie głową. Ten drugi puścił go i
wyciągnął rękę w moją stronę. Nie uśmiechał się, ale jego spojrzenie było
spokojnie. Zdezorientowany skorzystałem z jego pomocy. Gdy tylko stanąłem na
nogach przytulił mnie do siebie.
- Tak cię przepraszam, zajączku.
Nie wiedziałem jak mam zareagować. Który z nich był Tochim,
którego znałem?
- Chyba należą ci się wyjaśnienia, co?
Zapytał, puszczając mnie z uścisku i przejeżdżając palcem po
moim policzku. Pokiwałem głową, zbyt zszokowany, żeby powiedzieć cokolwiek
innego.
- Ten tutaj - Wskazał
na chłopaka, z którym się całowałem - To mój brat, Rei.
Otworzyłem usta w niedowierzaniu. Rei uśmiechnął się
zalotnie, podnosząc rękę, jakby chciał mi pomachać.
- Możesz nas zostawić? - Zwrócił się do niego Tochi.
- Nie. Ale wy możecie iść.
Tochi westchnął, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc do lasu.
Szedłem za nim, bo byłem zbyt skołowany, by stawiać opór i... chciałem się
dowiedzieć o co tutaj do cholery chodzi.
- Posłuchaj mnie zajączku. Po pierwsze, musisz wiedzieć, że
ja naprawdę cię kocham.
Oparł dłonie na moich ramionach, przysuwając się delikatnie
do mojej twarzy. Zrobiłem krok w tył. Jasne, że też się za nim stęskniłem, ale wolałem
się dowiedzieć co się tutaj dzieje. Tochi przysiadł na ziemi, klepiąc miejsce
koło siebie. Nie poruszyłem się.
- Wiem, masz całkowite prawo być na mnie wściekły i nic mnie
nie usprawiedliwia, ale...
- Poczekaj chwilę - Przerwałem mu, wreszcie będąc w stanie
się odezwać - Najpierw mi wyjaśnij o co tutaj chodzi. Co to za gościu, czy to
on, czy ty byłeś przed moim domem, czy może jeszcze ktoś zupełnie inny. Co się
tutaj dzieje?!
Uśmiechnął się delikatnie. Miałem wrażenie, że moje serce
zaraz się roztopi. Z trudem powstrzymywałem się przed rzuceniem mu się na
szyję.
- Cóż... twoi rodzice złożyli mi ostatnio wizytę.
Powiedzieli, że jeżeli ośmielę się kiedykolwiek jeszcze z tobą spotkać, to
zarówno ty i ja, stracimy wszystko. Nie chciałem pozbawiać cię twojego
rodzeństwa, wiem jak wiele dla ciebie znaczą. Nie chciałem, żebyś wybierał
między mną a nimi. Dlatego musiałem z tobą zerwać. Wiem, jak bardzo cię
skrzywdziłem, ale nie chciałem, żebyś potem cierpiał, gdyby odebrali ci
wszystko oprócz mnie. Sam ledwo to zniosłem. I tak, wtedy to ja byłem przed
twoim domem. Miałem wrażenie, że serce mi pęknie. Wiedziałem, że przyjedziesz
mnie odwiedzić, więc poprosiłem mojego brata bliźniaka, żeby jakoś cię odesłał
do domu. Nie zniósłbym tego, gdybym ponownie miał cię zranić.
- Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę? Skąd mam wiedzieć, że
nie grasz, tak jak grałeś wcześniej, a to rodzice mieli racje, że chciałeś mnie
tylko wykorzystać?
- Skoro naprawdę w to wierzysz, to czemu tutaj przyszedłeś?
- B-bo ja... chciałem poznać prawdę.
- I poznałeś. Przyznaj, że po prostu jesteś na mnie zły i wymyślasz
wymówki.
- Tak. Jestem zły. Jestem cholernie zły! Masz pojęcie jak się
czułem?! Jesteś największym idiotą, jakiego kiedykolwiek spotkałem!
Tochi uśmiechnął się, wstając i łapiąc mnie za rękę.
Poczułem, jak na policzki wstępuje mi rumieniec. Opuściłem głowę. Niech go
szlag. Tak bardzo bałem się, że go stracę, że nie byłem w stanie go odepchnąć.
- Nie myśl sobie, że odpuszczę co tak łatwo. Powinienem w
tej chwili potraktować cię tak samo jak ty mnie. Mógłbym powiedzieć, że to
koniec i odejść.
- Zajączku, naprawdę cię przepraszam. Robiłem to też dla
ciebie. Ale dobrze, że dowiedziałeś się prawdy. Nie wiem, czy dałbym radę
wytrzymać bez ciebie jeszcze kilka dni dłużej.
Byłem słaby. Byłem cholernie słaby. Wiedziałem, że
powinienem być na niego zły, ale fakt, że poniekąd robił to dla mnie sprawił,
że nie dałem rady dłużej go nienawidzić.
- D-dlaczego nic mi nie powiedziałeś o swojej rodzinie? Ty o
mojej wiesz prawie wszystko. Ja nawet nie wiedziałem, że masz brata bliźniaka.
- Cóż... nie dogaduję się najlepiej z moją rodziną. Raczej
rzadko się z nimi widuję. W sumie... praktycznie z nimi nie gadałem już od
kilku lat. Rei nieźle się zdziwił, kiedy poprosiłem go o pomoc. Całe szczęście
się zgodził.
Uśmiechnął się, przysuwając jeszcze bliżej. Oparłem się o
konar drzewa za mną, patrząc gdzieś w ziemię. Coraz bardziej traciłem pewność
siebie.
- Mogłeś go powstrzymać chwilę wcześniej... - Powiedziałem
cicho.
- To akurat nie moja wina. Starałem się nie patrzeć na to,
co się dzieje. Dobrze, że chociaż na chwilę spojrzałem.
- Wręcz znakomicie...
Tochi uśmiechnął się, podnosząc mój podbródek.
- Ale teraz musisz przyznać, że tęskniłeś.
- Nic nie muszę! Poza tym, ciągle jestem zły!
- Przepraszam, zajączku.
- Poczekaj chwilę... mówiłeś, że moi rodzice ci zagrozili,
tak?
- Tak. Miałem nigdy więcej się z tobą nie spotkać.
- Co chcieli odebrać tobie? Ja miałem zostać odcięty od
rodzeństwa, tak? A ty?
Tochi westchnął ciężko. Nie patrzył na mnie.
- Powiedzieli, że spalą ten las.
Otworzyłem usta w niedowierzaniu. Nie spodziewałem się,
nawet po moich rodzicach, takiego okrucieństwa. Przecież... przecież żyły tu
zwierzęta... Tochi tu żył... mogli chodzić tutaj jacyś ludzie. Spalając las
mogli nie tylko zaszkodzić naszej planecie, ale również zabić zwierzęta, a
także ludzi. Pokręciłem głową. Nie mogłem uwierzyć, że rzeczywiście by to
zrobili.
- Więc co zamierzasz? - Zapytałem w końcu, gdy tylko
odzyskałem oddech.
- Kocham cię zajączku. Nie chcę cię stracić, ale boję się...
boję się, że za tą cenę obaj utracimy wszystko oprócz siebie. Boję się, że za
to możesz mnie znienawidzić.
Czułym gestem przesunął kosmyk włosów za moje ucho. Pochylił
się, żeby mnie pocałować. Powstrzymałem go, odsuwając od siebie.
- I dlatego udawałeś, że mnie nienawidzisz?! Nie łatwiej by
było po prostu ze mną pogadać?! Dać jakikolwiek znać, że... że po prostu nie
mówiłeś na serio?! Wiesz, jak się czułem, kiedy mówiłeś, że po postu chciałeś
mnie wykorzystać?! Gdybyś mi wszystko wytłumaczył, na pewno coś byśmy
wymyślili!
Uśmiechnął się delikatnie.
- Więc masz jakiś pomysł, zajączku?
- Nie wiem. Na pewno jest jakieś wyjście. Mogę... mogę
pogadać z rodzicami. Mimo wszystko znam ich. Może jakoś się z nimi dogadam.
- A jak nie?
- To odejdę. Wyprowadzę się i już nie wrócę.
Z początku Tochi patrzył na mnie zszokowany. Po chwili na
jego usta powoli wstępował uśmiech.
- Wyprowadzisz się z domu, dla mnie?
Dopiero wtedy zrozumiałem, o co mu chodzi. Zalałem się
rumieńcem, odwracając głowę.
- N... nie... nie to miałem na myśli. Przestań sobie
wszystko dopowiadać!
Zacisnąłem powieki.
- Też cię kocham.
Powiew wiatru strącił liście z drzew. Wśród gałęzi popiskiwały
leśnie zwierzątka. Nie przeszkadzała mi ich obecność, kiedy wśród spadających
liści łączyłem się z Tochim w namiętnym pocałunku. Pocałunku, którego tak mi
brakowało.
normalnie skacze ze szczęścia..!! tak się cieszę że nie da się tego opisać słowami :D normalnie kocham cię i to opowiadanie <333 życzę weny i czekam na ciąg dalszy ;*
OdpowiedzUsuńAoskheheusjwb st dhqlqlqohssbnalqheixnavmxxbpweasdfghl! ~Tak Kitsune wyraża zdziwienie~
OdpowiedzUsuńNo tego, kochana, to ja się nie spodziewałam. Dopuściłam do siebie 100 innych opcji, ale na pewno nie takiej. I jeszcze ta wzmianka o spalaniu lasu. Uhh. Coraz bardziej nie lubię rodziców Zajączka >:c
Chciałabym, żeby ta miłość trwała "forever".
A żeby to opowiadanie miało tyle rozdziałów co Moda na Sukces. ^^
~zdziwiona, zaciekawiona i uradowana Kitsune
Dzieki!! Przez ten tydzien chodzilam i wyklinalam Tochiego a tu taka niespodzianka! Do tego brat Tochieho- mam nadzieje ze nie pokomplikuje spraw. I rodzice Tochiego niech sie nawroca xD Rewelacja! Czekam na nexta i pozdrawiam
OdpowiedzUsuń~p
Naturalnie czytam wszystko na bieżąco!!~~
OdpowiedzUsuńWięc daję jak zawsze serce * <3 dla Cb*
I kolejne <3
kolejne <3
no dobra ostatnie <3
Czasami po prostu nie chce mi się pisać komentarzy ;-;
Leniem się ;-;
Tak czy siak wiedz, że zawsze czytam na bieżąco jako jedna z najzagorzalszych fanek "Zajączka" :3';3:3:3:3:3:3:3:3:3:3;3:3:3333333333333333333333333333333333333333333333333333333333
nie mów tylko o sobie ;p.też nią jestem <333
Usuńłaaa... jak mi wstyd, że tak późno go przeczytałam.. ;c.
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału, to jest na prawdę BOSKI !! <3. W życiu się nie spodziewałam, że Tochi ma bliźniaka O.o
Chociaż w głębi duszy widziałam, że nie mógłby powiedzieć nic takiego <3.
Dużo, Dużo, Dużoooooo weny życzę ;**
~NigerVita;*
Czytałam już wcześniej, ale nie wiedziałam co napisać. Czy nie obrazisz się, jeśli powiem, że się zawiodłam? Nie wiem jak to możliwe, ale wydaje mi się, że coś nie pasuje.
OdpowiedzUsuńJuż tłumaczę.
Po pierwsze zajączek jakoś tak szybko przeżył stratę. Znaczy, oczywiście opisałaś to, ale nie pokazałaś. (napisałaś sequel zamiast sceny co bardzo mnie boli.) To tak jakbyś nie zrobiła drogę na skróty.
Po drugie wyjście z sytuacji. Brat bliźniak? Wcale nieźle, jednak zabrakło mi emocjonalnej zmiany. Ich związek nadal jest taki sam przez co akcja (mówię od strony wątku romansowego) stoi w miejscu.
Fakt iż w poprzednim rozdziale zbudowałaś napięcie, jeszcze bardziej spotęgowało uczucie zawodu. To coś jak : Dostałam świeżutkiego pączka, jem jem i nagle zdaje sobie sprawy, że w środku nie ma marmolady...
Wybacz, że neguje. Pomysł nie jest zły, ale zepsuł strukturę. Wiesz o co mi chodzi prawda?
Jeszcze raz przepraszam.
Po prostu jestem uczulona na takie ,,skróty''
Pamiętaj jednak, że jak zwykle czekam na rozdział. Uwielbiam twoje teksty, a nikt nie jest nieomylny.
Pozdrawiam i weny życzę [i jeszcze raz cholernie przepraszam]
Trill