Cześć! :D
Jak wam mijają wakacje? Ja pierwszy - dwudniowy wyjazd mam już za sobą(dlatego mam lekkie opóźnienie) Dzisiaj wyjątkowo wstawiam dwa rozdziały. Trochę jako prezent wakacyjny, a trochę po to, żeby nie dostać po raz kolejny ochrzanu za to, że tak szybko prowadzę fabułę (tak, Trill patrzę na ciebie)
Jeszcze jedno, jeżeli patrzycie na ilość wyświetleń zauważyliście, że liczba ta niebezpiecznie szybko zbliża się 30.000
Planowałam z okazji wakacji dodać post o wakacjach z pierwszej pary, która pojawiła się na tym blogu(zagadka za 100 punków - kto to może być? o.o) ale ponieważ, może być wkrótce ważniejsza okazja, to pewnie post ten zostanie dodany z okazji 30.000 wejść (mam nadzieję, że wyrobicie się w wakacje ^ ^)
W ciszy sprzątnąłem resztki szklanki, którą wcześniej potłukłem.
- Nie zrobisz sobie krzywdy? - Zapytał Tochi, leżąc na brzuchu.
- Nie jestem dzieckiem. Poradzę sobie - Oparłem beznamiętnie wyrzucając największe kawałki szkła do śmieci.
- Wiesz... jeżeli chodzi o twoją poradność w kwestiach domowych...
- Dobra, zrozumiałem. Nie martw się. Poradzę sobie. Wyrzucenie odłamków szkła naprawdę nie wykracza poza moje zdolności... ajć...
Puściłem gwałtownie kupkę maleńkich odłamków, które trzymałem w prawej dłoni. Któryś z nich mocno wbił mi się w rękę.
Tochi uśmiechnął się znacząco.
- Mało zabawne...
- No chodź tutaj...
Bez słowa usiadłem przy Tochim i podałem mu rękę.
- Mniejsze odłamki szkła powinno się zbierać zmiotką.
- Nie mogłeś mi powiedzieć tego wcześniej?
- Mówiłeś, że sobie poradzisz.
Prychnąłem tylko, odwracając głowę. Tochi delikatnie strzepał okruszki szkła z mojej dłoni i rękawem wytarł krew.
- Podasz mi plaster?
- Już sobie poradzę. Dzięki...
Poszedłem do apteczki i wyjąłem z niej plaster, którym zakleiłem dłoń.
- Piękna z nas para zajączku, nie sądzisz?
- Co masz na myśli?
- Nieporadny książę, który nie umie sobie sam poradzić w żadnych obowiązkach i jego pomocnik, który obecnie ledwo się rusza.
- Książe?
- Tak jakoś mi się powiedziało. W końcu zostałeś wychowany jak w pałacu.
Przewróciłem oczami, biorąc ścierkę i wycierając podłogę.
- A właśnie, jak się dzisiaj czujesz? – Zapytałem po chwili.
- Coraz lepiej. Zobaczysz, lada chwila będę mógł już normalnie chodzić.
- To dobrze - Odparłem, wrzucając ścierkę do zlewu - M-może mógłbym... ci jakoś pomóc?
- Wiesz, że wyglądasz naprawdę uroczo, gdy się czerwienisz?
Odwróciłem twarz w stronę ściany.
- Jak nie chcesz mojej pomocy...
- Tylko żartowałem. Jasne, że możesz mi pomóc. Na blacie leży maść w białym pudełku.
Wziąłem pudełko i usiadłem tuż koło Tochiego. Zdjął on koszulkę i rzucił ją na podłogę koło łóżka. Jego pierś dalej obwinięta była bandażem. Na szczęście od kiedy go założyłem nie zabarwił się na czerwoni, więc rany musiały się już zamknąć. Sięgnąłem po nożyczki i rozciąłem nimi materiał. Skóra Tochiego dalej była poraniona. Nie mogłem oderwać wzroku od jego ran. Zżerały mnie wyrzuty sumienia za to, że to przeze mnie tak wygląda.
- Zajączku?
Szybko oderwałem wzrok od jego piersi.
- T-tak?
Tochi delikatnie objął moją twarz. Na swoich ustach poczułem jego usta. Ręce mi zadrżały, kiedy uniosłem je, by oprzeć na jego barkach.
- Nie przejmuj się. Przecież to nie jest twoja wina.
- Niby tak, ale...
- Jeżeli dalej czujesz się winny, wszystko mi wynagrodzisz, jak tylko wrócę do formy. Zgoda?
Spojrzał na mnie lekko prześmiewczym uśmiechem. Serce zabiło mi mocniej a na policzki wstąpił rumieniec.
- G-głupek... - Powiedziałem, opuszczając głowę. Zaśmiał się tylko, całując mnie w policzek. Po chwili złapał moje biodra i posadził sobie na nogach.
- Mogę siedzieć z boku. Nie ma potrzeby, żebym siedział na tobie.
- Tak będzie ci znacznie wygodniej. A ja lubię na ciebie patrzeć.
Przewróciłem oczami. Dlaczego on zawsze musiał być... taki... taki... ech... prychnąłem, otwierając maść, którą zacząłem wcierać w rany Tochiego. Po chwili zimny krem zaczął się rozgrzewać coraz bardziej.
- Tochi?
- Hmm...
- Przepraszam...
Nie odpowiedział. Chyba nie miał już siły, by mi tłumaczyć. Przytulił mnie tylko do siebie. Przez gorącą maść, która skleiła nasze ciała poczułem silne bicie jego serca.
- I co zajączku, jedziesz do rodziny?
Zapytał Tochi, zalewając wodę na herbatę. Dobrze, że już wrócił do formy. A przynajmniej na tyle, żeby mógł wykonywać najważniejsze obowiązki. Dzięki temu mogłem wreszcie przestać pracować przy zwierzakach i kuchni.
- Dzwoniłem do Kashikoi’a. Zrozumiał, że jeżeli zostanę tutaj jeszcze tydzień to oszaleję. Starali się przekonać rodziców, ale oni dalej nie mają ochoty mnie znać, a co dopiero widzieć. Ech... w sumie to im się nie dziwię. Zrobiłem coś, co mogłoby pogrążyć reputacje rodziny, budowaną przez lata.
- Bo się zakochałeś?
- Nie. Bo zacząłem się umawiać z pierwszym lepszym leśniczym.
- Posłuchaj mnie zajączku - Tochi podał mi jeden kubek. Tym razem zaparzył herbatę, którą wziąłem z mojego domu, więc wiedziałem, że nie mogła być tak ohydna jak te, które robił wcześniej - Uważam, że twoje osobiste sprawy nie powinny się przekładać na te firmowe. Co za różnica z kim się umawiasz? Dla twojej rodziny ma to znaczenie, ale nie dla firmy. Weźmy na przykład chłopaka, którego rodzice są poważanymi prawnikami. Myślisz, że gdyby odszedł, firma jego rodziców by się zawaliła? Nie sądzę - Uśmiechnąłem się delikatnie. Dziwne, ale Tochi czasami potrafił powiedzieć to, czego właśnie od niego oczekiwałem - Twoi rodzice nie są warci tego, żebyś w ogóle o nich myślał. Inaczej na pewno by cię zrozumieli. Poza tym, może w końcu cię zrozumieją i pozwolą ci żyć w spokoju?
- Jakoś ciężko mi w to uwierzyć.
- A uwierzyłbyś, że mogą być tak okrutni, jak w rzeczywistości są?
Nie odpowiedziałem, biorąc łyka herbaty. Tak... brakowało mi smaku porządnej herbaty.
- Więc jak długo planujesz zostać?
- Dzień, może dwa. Mam nadzieję, że nie więcej.
Nie, żebym miał dość mieszkania z Tochim, ale życie w lesie stało się niesamowicie męczące. Przez całe dnie zajmował się lasem. Zazwyczaj szedłem z nim, ale już po kilku dniach miałem serdecznie dość. Zostawałem więc w domu, uczyłem się i czytałem książki. Ale ile można żyć z daleka od cywilizacji?
- Miło to słyszeć, zajączku.
- Daj spokój. Wiesz doskonale, że nie nadaję się do życia w lesie. A nawiasem mówiąc, wiedziałeś, że we wsi o tobie gadają i snują dziwne spekulacje na nasz temat?
- To mała wieś. W takich miejscach wszyscy wiedzą wszystko. A ich ,,spekulacje" chyba nie są takie dziwne, prawda?
- Może nie, ale nie powinni się interesować czymś, co ich nie dotyczy.
- Nie zmienisz ludzkiej natury.
Wzruszyłem ramionami. Czułem się trochę dziwnie, bo ostatnio dowiedziałem się o nim tylu rzeczy... że właściwie wydawał się inną osobą. Tak długo, jak źle się czuł, nawet o tym nie pomyślałem. Ale teraz, kiedy wszystko wróciło do normy ponownie zacząłem o tym myśleć.
- Coś cię nurtuje zajączku.
- Tak... właściwie to ty.
Uśmiechnął się łagodnie.
- Co chcesz wiedzieć?
- Najlepiej wszystko. Mam teraz wrażenie, że znałem kogoś zupełnie innego.
- Nie martw się o to zajączku. Nikogo przed tobą nie udawałem. Wszystko co o mnie wiesz, jest prawdą. No... może poza jedną rzeczą.
Zacisnąłem dłonie na kubku.
- C-co to takiego.
- W rzeczywistości umiem tańczyć - Tochi zaśmiał się, uśmiechając uroczo. Szturchnąłem go łokciem.
- Mało zabawne. Dlaczego nie powiedziałeś?
- Niespecjalnie lubiłem tańczyć. Ale... może to wina moich partnerek? Nigdy za nimi nie przepadałem.
- I dlatego skłamałeś?
- To nie było przemyślane kłamstwo. Po prostu czułem, że tak będzie lepiej. Jak chcesz możemy to teraz nadrobić.
- Nie, dzięki...
- No dalej... chodź.
Odłożył kubek, wstając z łóżka i wyciągając ręce w moją stronę.
- Nie ma mowy. Poza tym, nie mamy muzyki.
- A na twoim telefonie?
Uśmiechnął się, widząc moje skonsternowanie.
- No dalej. Tylko jeden taniec. W ramach przeprosin za umawianie się z tą całą Minako?
- To zagranie jest fair. Wiesz, że nie miałem wyjścia.
- Więc masz okazję to zrekompensować.
Stał tak nade mną z wyciągniętymi rękoma, czekając aż zgodzę się z nim zatańczyć.
- Nie ma mowy. To nie jest normalne. Poza tym, nie zgadzam się tańczyć damskiej roli.
Odwróciłem twarz. Tochi się nie poruszył. Dość długo tak trwaliśmy. Tochi wciąż uśmiechał się, czekając na mój ruch.
- Nie odpuścisz, prawda?
Pokręcił głową. Odłożyłem kubek, łapiąc go za ręce. Tochi pomógł mi wstać, obejmując mnie w pasie i łapiąc moją dłoń.
- Daj spokój. T-to żenujące.
- Niby dlaczego? Przecież z dziewczynami tańczysz, prawda?
- Ale... to nie to samo.
- Włącz muzykę.
- Ale...
- No dalej. Proszę?
Z wahaniem sięgnąłem po telefon, włączając jedną z wolniejszych piosenek, które miałem na telefonie. Walc angielski rozbrzmiał łagodnymi dźwiękami.
- Nie powinieneś się najpierw ukłonić?
- Nie prowokuj mnie, dobrze ci radzę.
Tochi uśmiechnął się, występując prawą nogą do przodu. Szybko przestawiłem się na tańczenie jako dziewczyna. Wystarczyło wszystko robić na odwrót i dać się prowadzić. Tochi w ogóle się nie krępował. Ciągle patrzył mi się prosto w oczy. Jakby ta sytuacja w ogóle go nie zawstydzała. Ale to w końcu Tochi. Jego chyba nic nie zawstydzało. Mocniej objął mnie w pasie, całkowicie przylegając swoim ciałem do mojego. Najgorsze było to, że przez to mógł poczuć jak szybko bije moje serce.
Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie. Odruchowo chciałem się wyrwać, ale Tochi trzymał mnie zbyt mocno. Jeszcze pół biedy, gdyby był to Mita, czy ktoś z mojej rodziny. Ale była to najgorsza z możliwych osób, która mogła przyjść.
- Czego chcesz, Rei? - Zapytał Tochi, dalej nawet nie myśląc, żeby mnie puścić.
- Przyszedłem cię odwiedzić. To takie dziwne? Nie widzieliśmy się przez ostatnie kilka lat. To normalne, że chciałbym spędzić z tobą trochę czasu.
W końcu udało mi się wyrwać z uścisku Tochiego.
- Dziwne, ale przez ostatnie kilka dni jakiś cię tu nie widziałem.
- A... no tak. Poznałem świetną laskę we wsi i... jakoś tak wyszło. Spokojnie, powiedziałem jej, że ja to nie ty... po fakcie. Wiesz, jak strasznie tutejsze laski są na ciebie napalone? Tamta laska przespała się ze mną niemal z marszu. Haha... gdybyś widział jej minę, kiedy się okazało, że nie jestem tobą.
- Naprawdę Rei, nic mnie to nie obchodzi.
- A no tak. Twój chłopak pewnie nie chce o tym słyszeć, prawda? Cześć zajączku. Wiedziałeś, że laski niesamowicie lecą na twojego kochanka?
- Tak, wiedziałem.
- No proszę, czyli jednak jest coś, o czym ci mówi?
- Rei, przyjechałeś tutaj tylko po to, żeby mnie irytować?
- Jakby to była dla ciebie jakaś nowość... spodziewałeś się, że tylko dlatego, że minęło kilka lat, cokolwiek się zmieni?
- Raczej nie...
- To jak, może zaproponujesz coś do jedzenia?
- Nie wiem, czy skromne jedzenie, które mogę zaproponować, zaspokoi twoje wymagania.
- Cóż, trudno. Więc zrób mi herbatę.
Patrzenie na Tochiego i Reia było... dość dziwne. Nigdy nie widziałem, żeby ktokolwiek był w stanie aż tak wyprowadzić Tochiego z równowagi.
- Zastanawiam się, dlaczego ciągle to znoszę. W końcu w niczym mi nie pomogłeś.
- Ale chciałem. A to, że jedyne co udało mi się zrobić to przelizać z twoim zajączkiem to już nie moja wina. A coś mi obiecałeś.
Tochi zacisnął pięści, ponownie nastawiając wodę na herbatę. Usiadłem przy stole, dopijając resztki mojego picia.
- No co tam u ciebie, Usagi? - Zapytał, stając koło mnie i opierając się nonszalancko o blat.
- Było lepiej, zanim się nie pojawiłeś...
- Oh... czyżbym wam w czymś przeszkodził? Może chcieliście przejść do innego tańca?
- Nie, nie chcieliśmy. Ale sama twoja osoba mnie irytuje.
- Jak się poznaliśmy, raczej ci to nie przeszkadzało, co?
Odwróciłem głowę i splotłem ręce na piersi.
- Daj mu już spokój Rei. To, że możesz tu być nie oznacza od razu, że musisz irytować zajączka. W końcu mieszka tutaj znacznie dłużej niż ty.
Rei wzruszył ramionami, zgarniając z blatu zebrane wcześniej przez Tochiego owoce i rzucając się na łóżko. Zastanawiałem się, jak długo wytrzymam jego obecność. Zupełnie jakby samo mieszkanie tutaj nie było wystarczająco męczące.
- Właściwie co ty tutaj robisz, całe dnie? - Zapytał, zrzucając z łóżka Risa. Wiewiórka pisnęła i wskoczyła zwinnie na blat a następnie na moje kolana, układając się na nich wygodnie.
- Zajmuję się zwierzętami, chodzę po lesie, usuwam ewentualne pułapki...
- Rety, jakie ty masz nudne życie. Jak ty to znosisz, zajączku?
- Bardzo dobrze. Nie musisz się o to martwić.
Tochi podał swojemu bratu herbatę. Niesamowite, jak byli różni w swym podobieństwie.
- Jak wy się znosiliście przez te wszystkie lata mieszkania razem? Nie widzieliście się przez kilka lat i już nie możecie się znieść. To jak było, kiedy mieszkaliście razem?
- Wyjątkowo ciężko. Ale staraliśmy trzymać się z daleka od siebie. Kiedy się nie widzieliśmy, nie było kłótni - Powiedział Tochi.
- Przynajmniej nie kłóciliśmy się o przejęcie rodzinnej firmy. Ale syn rodu Chiba, który zostaje leśniczym... to było naprawdę żenujące.
Spojrzałem znacząco na Tochiego. Wzruszył ramionami z niewinnym uśmiechem.
- Kiedy planujesz wrócić do domu? – Zagadnął Rei.
- Nie było mnie przez kilka lat. Skąd pomysł, że skoro raz potrzebowałem twojej pomocy, to od razu planuję porzucić moje dotychczasowe życie?
- Rodzice na ciebie czekają.
- Powiedziałeś im, że się tobą skontaktowałem?
- Jasne, że tak. Ucieszyli się. Spokojnie, nie zdradziłem im twojego adresu. Ale pewnie prędzej czy później mnie do tego zmuszą.
- Widocznie niepotrzebnie prosiłem cię o pomoc. Gdybym do ciebie nie zadzwonił wszystko byłoby dobrze.
- Niestety, nie przemyślałeś tego. Dobre te jagody. Masz jeszcze?
- Nie. Nie mam.
Przysłuchiwałem się z zainteresowaniem ich rozmowie. Jak to możliwe, że rodzeństwo może się aż tak nie znosić? Ciężko mi było w to uwierzyć. Zwłaszcza, że przecież koniec końców rodzina Tochiego była trochę taka jak moja. Bogaci rodzice, całkowicie zajęci pracą. W takim wypadku rodzeństwo powinno chyba być dla siebie wszystkim, prawda?
- Jak myślisz, jak by się to skończyło, gdyby rodzice dowiedzieli się, gdzie mieszkasz?
- Minęły wieki, od kiedy ich widziałem. Prawdopodobnie kompletnie już o mnie zapomnieli.
- Tak myślisz? A może zniszczą ten las, zaciągnął cię do domu i zrobią z ciebie prawnika? Jak myślisz?
- Nie sądzę. Byłbym beznadziejnym prawnikiem. Zwłaszcza dlatego, że kompletnie mnie to nie interesuje.
- Ale jeżeli... co by wtedy było?
- Dobra, czego chcesz?
- Kiedy powiedziałem rodzicom, że idę cię odwiedzić, poprosili mnie o coś. Oczywiście kiedy przestali się już dziwić.
- Czego chcą?
- Zaprosili cię na obiad.
Rei przeciągnął się, wstając z łóżka i podchodząc do lodówki. Przyglądał się jej przez chwilę, po czym zrezygnowany poczęstował się sokiem.
- Nie ma mowy. Nie planuję wrócić.
- Tochi... - Wtrąciłem niepewnie - Rozumiem, że możesz nie przepadać za swoją rodziną, ale... minęło mnóstwo czasu. Może warto się z nimi spotkać?
- Nic nie rozumiesz, zajączku. Oni od początku mnie nie tolerowali. Pogardzali mną, bo wolałem siedzieć z dziadkiem w ogródku niż studiować luki prawne. Nie sądzę, żeby po takim czasie przyjęli mnie z otwartymi ramionami.
- Gdyby moi rodzice zaprosili mnie do domu, nie wahałbym się, żeby przyjechać.
Tochi westchnął. Jednak gdy tylko spojrzał na moją smutną minę, od razu skapitulował. Nie powiedział tego, ale widziałem, że pojedzie.
- To co braciszku? Przyjeżdżasz? - Zapytał dla pewności Rei.
- Rodzina powinna się wspierać... - Powiedziałem.
- Zgoda. Niech ci będzie przyjadę.
- Fantastycznie. A właśnie, mogłem wspomnieć, o twoim chłopaku. On oczywiście też jest zaproszony.
Wyprostowałem się gwałtownie. Jasne, chciałem, żeby Tochi jechał, ale... nie ze mną.
- Ch-chwila... ja... nie mogę jechać.
- Jak to nie? Jesteś zaproszony razem z Tochim. Cała rodzina chce cię poznać.
- Sam mówiłeś zajączku, że rodzina powinna trzymać się razem.
- Ale to nie moja rodzina. Poza tym, pewnie macie bardzo dużo do omówienia. Nie będę wam przeszkadzał.
- Pewnie chcecie zostać sam. Opuszczę was na razie. Aha, Tochi spakuj siebie i swojego chłopaka. Wyjazd za dwie godziny. Jakbyś mnie szukał, będę w mieście. Postaraj się nie spóźnić - Rzucił jeszcze Rei, zatrzaskując za sobą drzwi, nim zdążyliśmy spróbować zaprotestować.
- To okropne... nie chcę jechać do twojej rodziny.
- Sam jesteś sobie winien zajączku.
Tochi uśmiechnął się, wzruszając ramionami. Od razu poprawił mi się humor, kiedy Tochi znowu zachowywał się jak Tochi.
- Jak to niby moja wina?
- Sam mnie namówiłeś, żebym jechał.
- Bo myślałem, że pojedziesz tam sam. To twoja rodzina, powinieneś utrzymywać z nimi dobry kontakt.
- Wątpię, żeby to się udało. Ale skoro już namówiłeś mnie, żebym jechał, pojedziesz ze mną.
- Kiedy to twoja rodzina. Ty powinieneś utrzymywać z nim dobry kontakt, a nie ja.
Tochi wskoczył na blat, klepiąc miejsce koło siebie.
- Chodź tutaj zajączku.
Skrzyżowałem ręce na piersi. Nie poruszyłem się. Tochi również nic nie zrobił, patrząc mi spokojnie w oczy. Ostatecznie to ja nie wytrzymałem. Westchnąłem, siadając koło niego.
- Nie wiem czy wiesz, ale siadanie na meblach przeznaczonych do przyrządzania jedzenia, nie jest specjalnie kulturalne.
Tochi zaśmiał się krótko, kładąc dłoń na mojej dłoni i ściskając ją lekko.
- Wiesz zajączku, pewnie zdążyłeś zauważyć, że... moja rodzina jest nieco inna niż twoja. Przez wieki nie kontaktowałem się z nimi. Szukali mnie zawzięcie przez długi czas, ale byłem pewny, że nie chcę już do nich wracać. Nie po tym, jak traktowali dziadka i mnie. Nie dogaduję się ani z rodzeństwem ani z rodzicami. I wiesz co? Jakoś nigdy nie chciałem tego zmieniać. Lubiłem moje życie, które prowadziłem sam a jeszcze bardziej lubię moje życie, które prowadzę z tobą.
- Jak możesz się nie dogadywać z rodziną? Nawet moi rodzice cię polubili. No... do czasu.
- Moje rodzeństwo jest... raczej specyficzne. Zależy im tylko na pieniądzach i rzeczach materialnych. Nie tolerowali mnie i raczej nigdy nie będą. Dlatego nawet nie chciałem próbować tego zmienić. Zresztą, miałeś okazję zobaczyć jak zachowuje się Rei. Moje siostry są równie irytujące.
- Czekaj... masz też siostry?
- Tak. Siostry bliźniaczki. Młodsze ode mnie i Reia o rok. Złośliwe i cyniczne. Nie wiem, za którą nie przepadam bardziej. Dlatego, raczej nie jestem w stanie nawiązać z nimi zbyt dobrych kontaktów.
- Mimo wszystko, wolę się w to nie mieszać. Dawno się z nimi nie widziałeś i w ogóle...
- Ja znam twoją rodzinę. Chyba czas, żebyś ty poznał moją.
- Właściwie to czemu mnie zaprosili? Chyba powinni mnie nienawidzić, prawda? Tak jak moi rodzice nienawidzą ciebie.
Tochi zaśmiał się, jeszcze mocniej ściskając moją rękę.
- Myślę, że moja rodzina przejmuje się nami jeszcze mniej niż twoja tobą. I tak jestem dla nich beznadziejny. To, że teraz zakochałem się w chłopaku nic dla nich nie zmienia.
- Nie jesteś beznadziejny...
Odwróciłem twarz w przeciwną stronę, czując jak powoli pokrywa się rumieńcem.
- Wiem zajączku.
Szepnął, delikatnie całując moją szyję. Zadrżałem, zaciskając pięści.
- M-możesz odkleić się od mojej szyi?
Nie odpowiedział, wsysając się we mnie.
- Z-zostaw... przestań... proszę.
Tochi objął mój brzuch, delikatnie wsuwając rękę pod bluzkę.
- N-nie powinieneś się pakować?
- Mamy dwie godziny. Zdążymy się spakować.
- Jakie my? Nie przypominam sobie, żebym się na to pisał.
- Dobrze. Porozmawiamy jeszcze o tym. Pakowanie się zajmie nam góra pół godziny. Tak więc mam jakieś półtorej godziny, żeby cię przekonać.
Tochi zszedł z blatu. Mnie również z niego ściągnął, rzucając mnie na łóżko.
- O nie... poczekaj chwilę... co jeżeli twój brat wróci?
- Będzie miał na tyle przyzwoitości, żeby nam nie przeszkadzać.
- Jesteś pewny?
- Właściwie to nie. Na pewno nam przerwie.
Nie czekał aż ponownie się zirytuję i go ochrzanię. Pocałował mnie namiętnie, wsuwając ręce pod moją bluzkę. Wygiąłem się w łuk, kiedy ręce Tochiego przejeżdżały po moim ciele. Skóra piekła w każdym miejscu, w którym Tochi mnie dotykał. Nasze oddechy łączyły się, kiedy nasze twarze znajdowały się milimetry od siebie. Do oczu cisnęły mi się łzy bólu i rozkoszy. Jego gorący brzuch ocierał się o mój. Starałem się powstrzymywać jęki, ale było to niemal niemożliwe, kiedy język Tochiego przejeżdżał po mojej skórze.
- Więc jak? – Zapytał, niesamowicie podniecającym głosem, na chwilę przestając się poruszać. Zacisnąłem ręce na pościeli, oddychając ciężko – Pojedziesz ze mną?
Pokiwałem tylko głową w odpowiedzi. Oddychanie zabierało mi zbyt dużo energii, żebym mógł jeszcze coś powiedzieć.
- Cieszę się – Wyszeptał do mojego ucha.
T^T Świetne~!
OdpowiedzUsuńwspaniałeee T*T Życzę weny i czekam na wiecej ;3
OdpowiedzUsuńTy wiesz że cię koffam prawda? I twoje opowiadanie też .3. Czekam na więcej, weeeny i wgle =3=
OdpowiedzUsuńWspaniałe <3 Czekam na więcej >u<
OdpowiedzUsuńEhh.. nic tylko czekać na następny rozdział ^•^ Chyba sie uzależniłam od twojego opowiadania :D
OdpowiedzUsuń