Dzisiaj wstawiam wcześniej, bo cały weekend będę na konwencie(albo go odsypiać)
Jeżeli ktoś się wybiera na Mokon, to możliwe, że mnie spotkacie. Będę albo Kidowym elfem (Kida z Durarara) albo Lenem Kagamine. Od razu mówię, że nie będę miała nic przeciwko, jak będziecie się przyznawać, że czytacie mojego bloga :D (Jak zawołacie do mnie Kasai, albo Katsumi to będę wiedzieć, że to ja, chociaż na co dzień mam inną ksywę)
Więcej czasu wam nie zajmuję. Wiem, że nie czytacie tego bloga dla mnie, tylko dla gejów.
Miłego czytania :D
********************
- Wiesz, zajączku...
- Ani słowa więcej...
- Dziękuję, że chciałeś nam pomóc, ale...
- Tak, wiem. Tak wiem. Pozostanę przy tym, żeby kazać wszystko robić innym.
Tochi uśmiechnął się delikatnie, przecierając liczne przecięcia na mojej prawej ręce wacikiem z wodą utlenioną.
- Może następnym razem będziesz robił coś prostszego?
- Nie traktuj mnie jak dziecka. To, że nie umiem pokroić kilku bułek, nie znaczy od razu, że nadaję się tylko do roznoszenia naczyń.
- Tak, tak... wiemy, że nadajesz się do dużo istotniejszych rzeczy. To oczywiste, że ktoś taki jak ty nigdy nie miał do czynienia z gotowaniem.
- Wiesz... - wtrącił Mita - chyba powinieneś jednak się nauczyć robić cokolwiek gotować. Nie wiadomo jak potoczą się twoje losy.
Przewróciłem oczami. Ostatnie czego potrzebowałem to rady od architekta i leśniczego. Tochi sięgnął po plastry i nakleił na dwie największe rany jakie miałem na dłoniach.
- Dobrze... możemy zaczynać. Usagi, pomożesz nam rozkładać naczynia?
- Dzięki, chyba spasuję... coś tak trywialnego jak roznoszenie naczyń jest poniżej moich zdolności.
Tochi się uśmiechnął i poszedł Micie roznosić jedzenie. Po chwili na stole znalazły się: parówki, jajecznica i kilka grzanek.
- To jak, macie na dzisiaj jakieś plany? - Zapytał Mita, gdy zaczęliśmy już jeść śniadanie. Wymieniliśmy się z Tochim spojrzeniami.
- Nie mam pojęcia - Wzruszyłem ramionami. - Chyba najlepiej będzie, jak chwilowo usunę się w cień. Najlepiej będzie, jeżeli znajdę jakieś zajęcie, które nie będzie zwracać na mnie uwagi. Miałbyś jakieś propozycje?
- Po waszym ostatnim... - Zamilkł na chwilę, widocznie szukając odpowiedniego określenia. - przedstawieniu... raczej ciężko będzie, żebyś nie zwracał na siebie uwagi. Każdy, kto ogląda wiadomości już zna waszą dwójkę. I lepiej dla was obu, żebyście się nie pokazywali. Zwłaszcza razem.
Westchnąłem ciężko. Mita miał racje, jednak średnio mi się widziało siedzenie całych dni z Tochim w domu. To co widział i tak było wyjątkowo żenujące. Nie chciałem ryzykować, że w końcu nas nakryje na spaniu ze sobą.
- To trochę słabo - Powiedział Tochi. Nawet nie próbował udawać, że się tym przejął. Uwielbiał spędzać ze mną czas sam na sam. - Masz może jakieś sugestie, co moglibyśmy robić przez te kilka dni? Nie chcielibyśmy za bardzo ci przeszkadzać.
- Nie macie się o co martwić. Jak zamknę się w mojej pracowni to nic mi nie przeszkodzi. Co do was... nie mogę wam polecić nic poza siedzeniem w domu, oglądaniem telewizji, ewentualnie graniem w gry.
- Masz może szachy? - Zapytał z nadzieją Tochi, za co spiorunowałem go spojrzeniem.
- Coś się znajdzie. W najgorszym wypadku będziecie oglądać sobie filmy. DVD i moje płyty są do waszej dyspozycji.
- Też jakaś rozrywka.
- A tak właściwie to... co tak konkretnie was łączy? - Zapytał Mita po kilku wyjątkowo krótkich chwilach ciszy. Opuściłem głowę, czując jak się czerwienię. Dlaczego wszyscy musieli o to pytać? Zerknąłem dyskretnie na architekta. uśmiechał się złośliwie. Oczywiście akurat on pytał o to tylko dlatego, żeby mnie ośmieszyć.
- Dałbyś mi już spokój...
- Dobrze, przepraszam. Zwykła ciekawość.
- Raczej złośliwość...
- Może troszkę...
Mita uśmiechnął się szeroko, kończąc swoje śniadanie.
- To ja wracam do pracy. Mam nadzieję, że zajmiecie się sobą.
Dodał, uśmiechając się szeroko i ruszył do swojej pracowni.
- Wygląda na to, że my będziemy sprzątać. Sprytnie pomyślane - Rzucił Tochi, zbierając naczynia. Dokończyłem moją grzankę i również się wziąłem za sprzątanie.
- To jakie mamy plany na najbliższe kilka dni?
- Chyba będziemy zmuszeni spędzać czas tak, jak większość normalnych osób. Czyli oglądając telewizję i grając w gry.
- Mi tam pasuje. Chciałbyś zacząć od szachów?
- Nie. Już nigdy nie zagram z tobą w szachy.
- To co? Jakiś film?
- Skoro nie mamy innego wyboru...
- Nie martw się zajączku. Jak tylko będziemy mogli wrócić do siebie będziemy mogli robić co tylko zechcemy. Obiecuję.
Uśmiechnął się, łapiąc mnie za rękę i całując w czoło. Lekko się zaczerwieniłem. Odwróciłem się szybko i wrzuciłem ostatnie naczynia do zlewu. Tochi w tym czasie zabrał się za zmywanie. Przez chwilę patrzyłem, jak odkłada mokre naczynia na bok, po czym westchnąłem ciężko, wziąłem ścierkę i zacząłem je wycierać.
Zignorowałem dyskretne spojrzenie Tochiego w moją stronę. Wiedziałem o czym myślał. Zachowywaliśmy się trochę jak początkujące małżeństwo. W sumie większość rzeczy robiliśmy wspólnie. O ile oczywiście nie dzieliło nas kilka miast.
- To co chciałbyś obejrzeć? - Zapytał, gdy skończył myć i zaczął chować talerze do szafek. Zbyłem go beznamiętnym ,,cokolwiek", więc bez słowa poszedł przyglądać się płytom Mity. Stanąłem za nim, pochylając się nad przeglądanymi filmami. Większość z nich to były filmy instruktażowe, ale znajdowały się tam też kryminały, komedie i filmy fantasy. W końcu zdecydowaliśmy się na jakiś film akcji.
Razem z Tochim usiedliśmy na kanapie przed telewizorem. Najpierw siedziałem tuż koło niego, ale kiedy próbował złapać moją dłoń, odwróciłem się do niego tyłem i oparłem się plecami o jego ramię, którym mnie objął.
- Umm... Tochi? Mogę ci zadać pytanie? - Zdecydowałem się w końcu zapytać o to, co dręczyło mnie od jakiegoś czasu. Film jeszcze nie zaczął się rozkręcać, więc spokojnie mogłem go przerwać.
- Oczywiście, że tak. Coś cię dręczy?
- Bo... pamiętasz jak byliśmy u twojej rodziny?
- No tak.
- I wszyscy mieli wątpliwości co do tego jak dokładnie mnie nazywać...
- Tak. No i?
- No... no bo... - Opuściłem głowę, obejmując ramionami kolana. O co właściwie miałem się go zapytać? Czy ze sobą chodzimy? W życiu nie powiedziałbym czegoś tak żenującego.
- Poczekaj... czy ja dobrze rozumiem? Martwisz się tym, że moja rodzina nie wiedziała, czy nazywać cię moim chłopakiem czy kochankiem? - Opuściłem głowę, czując jak się rumienię. - Chyba sobie żartujesz. Po tym wszystkim dalej masz wątpliwości? Sypiamy ze sobą, byliśmy na randce, mieszkamy razem... czego jeszcze oczekujesz, żeby być pewny tego, co nas łączy.
- Sam nie wiem... po prostu... po prostu... - Zacząłem ale szybko zamilkłem. Nie miałem pojęcia jak mam dokończyć to zdanie. Tak naprawdę chodziło chyba o to, że nigdy nie usłyszałem od Tochiego ,,czy chcesz ze mną chodzić?", ale oczywiście nie mogłem mu tego powiedzieć wprost.
- Skoro tak... - Tochi wstał z kanapy i złapał moją dłoń, patrząc mi w oczy. Na wielkim telewizyjnym ekranie pojawiła się scena, w której główny bohater, były przestępca kontempluje swoje dotychczasowe życie nad brzegiem morza. Zachodzące słońce i spokojna muzyka bynajmniej nie pomagały mi powstrzymać rozszalałego serca. Zupełnie jakby cały świat zmówił się przeciwko mnie - Zajączku, czy chcesz ze mną chodzić?
Odwróciłem głowę, czując jak bardzo się czerwienię. Jak on to robił, że zawsze wiedział, czego dokładnie I jeszcze umiał mówić tak bardzo żenujące rzeczy.
W gardle zaległa mi wielka gula a wypowiadanie słów nagle wydało mi się niesamowicie trudne. Tak, chciałem z nim być, ale... powiedzenie tego było zbyt żenujące. W końcu otworzyłem usta.
- Tak... - Wyszeptałem ściskając dłoń Tochiego. Nie patrzyłem na niego, ale wiedziałem, że się uśmiecha.
- Gdybyś się zgodził, gdy ci się zaręczałem nie miałbyś takich idiotycznych problemów.
- Jak dla mnie nie są to idiotyczne problemy... - Mruknąłem.
Tochi uśmiechnął się promiennie, ściskając moją dłoń. Wziął pilot od telewizora i wyłączył film. Następnie pociągnął mnie w stronę naszego pokoju.
- Umm... Tochi?
- Musimy jakoś upieczętować nasz związek, skoro już w nim jesteśmy.
- Chyba sobie żartujesz. To nie jest nawet nasz dom. Będziesz to potem tłumaczyć Micie?
- Wszystko posprzątamy.
- Nie ma mowy... co jak nagle wpadnie do pokoju?
- Jak chcesz mogę iść go uprzedzić, że będziemy uprawiać seks.
- Nie ma mowy! Odbiło ci!?
- Tak. Na twoim punkcie.
Zacisnąłem pięści, starając się powstrzymać rumieniec. Tochi zamknął za nami drzwi do sypialni na klucz.
- N-nie będziemy tego robić tutaj... co jak Mita nas usłyszy?
- Jakoś to przeżyje.
- On może tak, ale ja nie.
Tochi uśmiechnął się, obejmując mnie w pasie. Poczułem jak bicie mojego serca gwałtownie przyspiesza. Delikatnie podniósł moją twarz i złożył na ustach namiętny pocałunek. W głowie mi zaszumiało a nogi zaczęły drżeć. On... działał na mnie jak narkotyk. Całkowicie mnie od siebie uzależnił.
- Jesteś taki uroczy - Wyszeptał do mojego ucha, powodując u mnie dreszcze. Wygiąłem się w łuk, kiedy przejechał palcem po moim kręgosłupie.
- P-przestań... wystarczy...
- Nie podoba ci się to?
- N-nie...
Uśmiechnął się, popychając mnie na łóżko.
- Do twarzy ci w tych ubraniach.
- Wiesz, że to lekko przerażające? To ubrania Mity. Masz jakiś chory fetysz?
- Ty we wszystkim wyglądasz uroczo.
- Ile razy będziemy to już przerabiać? Jestem facetem.
- Ale niesamowicie uroczym - Przez cały czas mówił swoim kuszącym, spokojnym głosem, nieustannie wpatrując się w moje oczy. Podniosłem się na łokciach, starając się zmusić swoje policzki do przestania być czerwonymi. Tochi wszedł na łóżko, pochylając się nade mną i delikatnie całując najpierw moje policzki, potem czoło i w końcu usta. Ramiona mi drżały tak mocno, że przestałem być w stanie się na nich podpierać. Opadłem na łóżko, odwracając twarz od Tochiego.
- Wyglądasz tak uroczo.
- Zamknij się w końcu...
- Dobrze. Wszystko ci pokażę. Żebyś nigdy więcej nie miał wątpliwości, czy jesteśmy razem.
- Już nie będę miał wątpliwości. Mówię serio, nie powinniśmy tego tutaj robić.
Tochi tylko mruknął, wsysając się w moją szyję. Próbowałem go od siebie odepchnąć, ale nic to nie dawało.
- Mówię serio. Natychmiast przestań.
Zamiast mnie puścić Tochi wsunął rękę do bokserek Mity, które miałem na sobie.
- Nie... prze... ach! - Zatkałem swoje usta, bojąc się, że Mita może nas usłyszeć. - To nie jest dobre miejsce...
- Nie jest takie złe. Nie martw się, sprawię, że będzie ci dobrze - szeptał do mojego ucha, lekko je przygryzając. Zagryzłem usta, żeby przypadkiem nie zacząć jęczeć. Chyba bym umarł, gdyby Mita mnie usłyszał.
- Mówię serio! Przestań! - Krzyknąłem, odpychając go w końcu od siebie. - Mógłbyś czasami wziąć pod uwagę miejsce, w którym jesteśmy! Nigdy się tym nie przejmujesz a jak dla mnie ta to znaczenie! Już stałem się pośmiewiskiem w oczach Mity, mojego rodzeństwa i kilku innych osób! Przestałbyś się do mnie dobierać w miejscach takich jak to! To naprawdę zaczyna być męczące! - Tochi odsunął się gwałtownie, jak zawsze gdy nagle wybuchałem. - Zwracanie uwagi na okoliczności nie jest aż takie trudne! Pal licho to co się stało w samochodzie, ale teraz naprawdę zaczynasz przesadzać! Zdajesz sobie sprawę, gdzie jesteśmy?! A gdyby to był mój dom a w sąsiednim pokoju byłoby moje rodzeństwo?!
Chciałem jeszcze kontynuować monolog, ale Tochi zatkał mi usta dłonią.
- No dobrze, zrozumiałem. Przepraszam. Już, widzisz? Ręce trzymam przy sobie - Puścił mnie, podnosząc ręce do góry.
- Jesteś niemożliwy...
- Tak wiem. To przez to, że cię kocham. Przypieczętujemy nasz związek, kiedy będziemy już u siebie, jasne?
Westchnąłem ciężko, schodząc z łóżka. Chyba rzeczywiście nigdy go nie zrozumiem.
- Zajączku?
Odwróciłem się w jego stronę. Od razu położył ręce na moich ramionach i pocałował mnie delikatnie.
- To tak na początek.
Prychnąłem, odwracając czerwoną twarz.
- Kocham cię zajączku, wiesz?
- Tak, wiem. Powtarzasz mi to codziennie.
- Bo powiedzenie tego raz to stanowczo za mało - Zaśmiał się, opierając swoje czoło o moje.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMiałam jechać na Mokon :c </3 Opowiadanie składa się prawie wyłącznie z opisu i scen seksu... Nie to, że mi to coś przeszkadza, cnie XD
OdpowiedzUsuńWeny,
Alice
Kolejny świetny rozdział. :3
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńno i Usagi w końcu jest pewny tego, że chodzą ze sobą ;] ech czemu nie chciał tego przypieczętować przecież Mita i tak wie co ich łączy ze sobą..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia