Po dobrej godzinie dotarliśmy do niezbyt drogiego hotelu, na miarę moich standardów.
Ze wszystkich sił starałem się unikać wzroku ekspedientki, kiedy Tochi z promiennym uśmiechem brał od niej klucz. Nogi mi drżały, kiedy po schodach wchodziliśmy na drugie piętro. Czułem się głupio, że to ja go zaprosiłem do hotelu. No ale wiedziałem, jak wiele wysiłku kosztowało go znalezienie dla nas noclegu. Chyba zasłużył na to, żebyśmy mogli spędzić wreszcie noc razem. Nawet jeżeli było to niesamowicie żenujące.
Tochi bez słowa złapał mnie za rękę i wciągnął do pokoju. Jego wnętrze było całkiem ładne i dobrze utrzymane. Kiedy Tochi zamykał drzwi, zerknąłem do łazienki. Chciałem się upewnić, czy ten hotel na pewno jest na miarę moich standardów. Na szczęście był do zniesienia.
- I co? Podoba ci się pokój?
- Da się znieść.
- To świetnie się składa, bo jeszcze nie skonsumowaliśmy naszego związku - Szepnął do mojego ucha, kładąc ręce na moich ramionach. Wzdrygnąłem się, czując jak policzki zaczynają mi płonąć.
Nim zdążyłem w jakikolwiek sposób zareagować, Tochi wziął mnie na ręcę i rzucił na łóżko.
- Poczekaj chwileczkę - Usiadłem gwałtownie i odsunąłem się pod ścianę. Zdziwiłem się, bo Tochi usiadł na krańcu łóżka i nie poruszył się.
Kiedy minęło kilka chwil atmosfera zaczęła robić się coraz gęstrza.
- Umm... co ty robisz? - Zapytałem w końcu.
- Powiedziałeś, że mam czekać i czekam.
- Teraz udajesz psa? Rozkazy waruj i leżeć też będziesz respektować?
- Zawsze możesz spróbować z aport.
- Ale to śmieszne...
- Sam mnie zaprosiłeś do hotelu. Czekam aż pozwolisz mi zrobić to, dlaczego tu jesteśmy.
Wstałem gwałtownie, czując jak oblewam się rumieńcem.
- Zaprosiłem cię tutaj tylko po to, żeby móc iść spać, nic poza tym. A teraz przepraszam, idę wziąć prysznic.
Złapałem moją torbę i zamknąłem się w łazience. Nienawidziłem kiedy był taki... taki... kiedy zachowywał się prawie tak, jakbym to ja miał przejąć inicjatywę. Przecież doskonale wiedział, że nigdy nie powiem czegoś w stylu ,,tak, chcę z tobą spać" a mimo to i tak próbował. Głupek...
Już miałem zacząć się rozbierać, kiedy zdałem sobie sprawę, że w pokoju jest podejrzanie cicho.
Delikatnie otworzyłem drzwi i wychyliłem się zza drzwi. Tochi dalej siedział na łóżku, patrząc na mnie spokojnie.
- Co ty robisz?
- Czekam...
Westchnąłem ciężko, wychodząc z łazienki i zamykając za sobą drzwi.
- Jesteś niemożliwy, wiesz?
- No wiem.
- Przestań już czekać.
- Więc co mam robić?
- Nie słuchać moich rozkazów!
- To też rozkaz?
Poddaję się. Tochi naprawdę jest niemożliwy. Podszedłem do łóżka i nieśmiało usiadłem przed Tochim.
- Więc teraz będziesz się bawił tylko w wykonywanie moich rozkazów?
- To całkiem zabawne patrzeć jak na to reagujesz. Poza tym, powiedziałem twojemu bratu, że zrobię dla ciebie wszystko.
- Ale... to się tylko tak mówi. Jak długo będziesz udawał psa? J-już wolałem jak zachowujesz się jak wilk. To jest mniej żenujące.
- Przestanę, jak tylko powiesz co chcesz.
- Może kupię ci obrożę?
- Jeżeli chcesz... ale nie gwarantuję, że sam jej nigdy nie użyję.
- Więc jak ci powiem, że masz iść spać to to zrobisz?
- A jakikolwiek pies posłuchałby takich rozkazów?
Odwróciłem głowę, żeby ukryć pod grzywką rumieniec. W końcu uklęknąłem na łóżku przed Tochim. Wyciągnąłem przed siebie dłoń.
- Łapa? - Tochi złapał moją rękę, ściskając ją lekko. - Ty naprawdę nie masz ani kszty godności?
Tochi nie odpowiedział. Uśmiechał się tylko szeroko. On naprawdę był głupi. - W-więc... a-aport? - Opuściłem całą czerwoną twarz, zaciskając pięści. Zerknąłem kątem oka na Tochiego. Uśmiechnął się szeroko i pochylił się nad moją szyją, którą zaczął całować i pieścić językiem. Przełknąłem ślinę, zaciskając dłonie na prześcieradle.
Obaj położyliśmy się na łóżku. Tochi podciągnął moją bluzkę i zaczął pieścić moje ciało. Jęknąłem, odchylając głowę do tyłu. Od razu zrobiło mi się gorąco. Ręce Tochiego były zimne, ale paliły przy każdym dotyku.
Wieczór był cudowny. Ciężko mi było przyznać się do tego przed samym sobą, ale podczas siedzenia u Mity brakowało mi robienia ,,tego" z Tochim. Tak naprawdę to chciałem móc być z nim przez cały czas. Szkoda, że los najpierw sprawił, że byliśmy najgorzej dobraną parą na świecie a potem nas ze sobą połączył.
- Kocham cię zajączku - Wyszeptał do mojego ucha, poruszając się we mnie szybko. Oddychałem ciężko, pojękując raz po raz i wbijając paznokcie w jego plecy. Nie byłem w stanie mu odpowiedzieć, nawet gdybym chciał. Zamiast tego objąłem jego szyję i przyciągnąłem jego twarz do mojej. Uśmiechnął się szeroko, jak wilk pożerający swoją ofiarę i mnie pocałował.
WIĘCEJ. BŁAGAM, WIĘCEJ ;_;
OdpowiedzUsuńPotrzebuję tego opowiadania jak tlenu ;_; Tochi jest cudowny, a Usagi w końcu się przełamuje ;w; <3
Weny,
Alice
Cudny rozdział <3
OdpowiedzUsuń~Deirdre
Witam,
OdpowiedzUsuńcudny, nie spodziewałam się, że Tochi jak Usagi powie czekaj to ten nic nie będzie robił...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia