Spojrzałem na niebo, częściowo zasłonięte przez drzewa. Tochi wziął mnie za rękę, splatając nasze palce razem. Ścisnąłem jego dłoń, patrząc na jakiegoś ptaka, przeskakującego z gałęzi na gałąź.
Spacerowaliśmy w ciszy, ale żadnemu z nas to nie przeszkadzało. Lubiliśmy swoje towarzystwo, nawet jeżeli spędzaliśmy czas bez słowa.
- Mogę wpaść za tydzień? - Zapytałem w końcu. Wolałem, żeby mimo wszystko Tochi jakiś czas nie pokazywał się u nas. Nie mogłem mieć pewności, czy rodzice nie zechcą nas odwiedzić. Zresztą, pewnie teraz byłem zmuszony na mieszkanie z rodzeństwem, a mój domek z pewnością albo był wyburzany, albo zamknięty dla mnie. Nie mielibyśmy w ogóle czasu dla siebie a ja wolałem nie przekonywać się przy jak zniosę pierwsze długie rozstanie z Tochim przy moim rodzeństwie.
- Oczywiście, że tak - Uśmiechnął się, jakby to była oczywista oczywistość. Widząc jednak mój rumieniec, przygryzł jednak dolną wargę, uśmiechając się ze zrozumieniem. - Będę miał jeszcze okazję spotkać się z twoim rodzeństwem.
Spiorunowałem go spojrzeniem. Delikatnie pocałował mnie w policzek, jeszcze mocniej ściskając moją rękę.
- I jeszcze jedno... - Rzuciłem, opuszczając wzrok na ziemię. - Nie wpuszczaj tej Kory do mieszkania. Najlepiej to w ogóle się z nią nie spotykaj...
Odwróciłem głowę, kiedy usłyszałem stłumione prychnięcie od strony Tochiego. Czułem się głupio, że mimo wszystko byłem zazdrosny, ale to było silniejsze ode mnie. Nie dość, że była jego pierwszą miłością, to jeszcze była dziewczyną. Jakie miałbym z nią szansę w normalnych okolicznościach? Zwłaszcza, że Tochiemu zależało na ślubie i normalnym życiu. Pewnie chciałby pewnego dnia się z kimś związać obietnicą na śmierć i życie.
- Wiesz co? To całkiem słodkie, że jesteś zazdrosny - Powiedział, wyrywając mnie z zamyśleń. Prychnąłem, nie patrząc na niego. - Ale wiesz przecież, że tylko ciebie kocham. I obiecuję, że nie wpuszczę jej za próg mojego domu. Oraz dołożę wszelkich starań, żeby już nas nie nękała, dobrze?
Pokiwałem głową, niezbyt tym przekonany. Nie ufałem Korze i jakoś nie mogłem uwierzyć, że da nam spokój. Dobrze chociaż, że ufałem Tochiemu, bo pewnie nie mógłbym się uspokoić ani na chwilę.
Kiedy dotarliśmy do miasteczka dyskretnie chciałem puścić jego rękę, ale Tochi tylko wzmocnił uścisk, ciągnąc mnie za sobą, pewny siebie.
- Tochi... może lepiej mnie puść. Mogą zacząć się plotki, jak zobaczą...
- Przesadzasz. Ty tu w końcu nie mieszkasz. Zresztą i tak całe miasteczko już wie prawdę... albo przynajmniej jej część.
- Mimo to, wolałbym, żebyś mnie puścił - Dość niechętnie, ale Tochi poluzował uścisk, a ja wyswobodziłem rękę z jego dłoni. Odprowadził mnie pod przystanek dla busów i wrzucił moją torbę do luku bagażowego.
- Uważaj na siebie, dobrze? - Odezwał się do mnie, kładąc obie ręce na moich ramionach.
- Obiecuję - Kiwnąłem głową, delikatnie się uśmiechając. Serce mi się krajało na myśl, że będę musiał się z nim rozstać, ale przecież to nie pierwszy raz, wmawiałem sobie. Poza tym, to tylko tydzień. Damy radę.
- Uważaj na zajęciach, trochę masz do nadrobienia. I dbaj o waszą nową firmę. I pozdrów ode mnie swoje rodzeństwo. Nie daj się zastraszyć rodzicom i dbaj o siebie - Wymieniał, cały czas patrząc mi w oczy.
- Obiecuję - Przewróciłem oczami. Tochi był zdecydowanie zbyt przewrażliwiony. Mimo to, było to całkiem miłe. - Wrócę w sobotę.
Pokiwał głową, przesuwając kosmyk moich włosów za ucho. Miasteczko wydawało się puste, ale czułem na sobie spojrzenia ludzi z okien ich domów.
Tochi widocznie czuł się tak samo, bo chwilę się zawahał, ale i tak pochylił się nade mną i pocałował mnie krótko.
- Będę czekał - Wyszeptał, ściskając moją rękę. Odpowiedziałem mu uśmiechem i odwróciłem się w stronę wejścia. Miałem wrażenie, że serce za chwilę mi pęknie. Dlaczego tak bardzo się przejmowałem tym krótkim rozstaniem? Przecież bywało, że nie widzieliśmy się znacznie dłużej niż tydzień.
Usiadłem przy oknie, patrząc na Tochiego przez okno. Stał tam cały czas, uśmiechając się do mnie. Kiedy bus odpalił, powodując drżenie siedzeń, Tochi odsunął się o krok. Przyłożył dłonie do ust i coś krzyknął, ale przez zamknięte okna nic nie zrozumiałem. Pokazałem mu to na migi. Krzyknął jeszcze raz, ale zrozumiałem tylko jakiś niezrozumiały szum. Spojrzałem na okno nade mną i rozsunąłem je, wpuszczając do środka trochę powietrza.
- Co? - Zapytałem, gdy bus już powoli ruszał. Tochi uśmiechnął się delikatnie, dalej przykładając dłonie do ust i krzyknął ponownie, a jego głos chyba był słyszany w całym mieście.
- Kocham cię! - Zacisnąłem pięści na podparciu okna, czując rumieniec, który zalał całą moją twarz. Dobrze, że nie musiałem mu odpowiadać, bo wjechaliśmy na ulicę. Co za kretyn. Zawsze musiał się tak zachowywać?
Kiedy usiadłem ponownie na siedzeniu, miałem wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą. Kilka dziewczyn wyglądało prawie tak, jakby mi zazdrościło, ale znaczna większość patrzyła na mnie z odrazą, albo zaskoczeniem.
Wbiłem wzrok w okno, starając się unikać ich spojrzenia. Mijając las mimowolnie się uśmiechnąłem. Cieszyłem się, że nareszcie spotkam się z rodziną.
Podróż była długa i nudna. Miałem wrażenie, że ciągnie się ona w nieskończoność. Nie mogłem nawet zasnąć a czytać nie miałem ochoty. Odetchnąłem z ulgą, gdy w końcu mogłem wyjść z busa.
- Niiichan! - Gdy tylko stanąłem na chodniku usłyszałem znajomy głos. Odwróciłem się w stronę Raito, który rzucił mi się na szyję. Przytuliłem go do siebie, a moje serce urosło kilka razy. Byłem naprawdę szczęśliwy, że go widzę. Tak bardzo za nim tęskniłem... ostatni raz miałem okazję go widzieć na moim nieudanym ślubie. A wtedy nawet porządnie się nie pożegnałem.
- Tak się cieszę, że cię widzę - Odparłem, puszczając go i opuszczając na ziemię. - Jak się tu znalazłeś? Chyba nie przyjechałeś sam?
Raito pokręcił głową, uśmiechając się szeroko. W kącikach oczu zakręciły mu się łzy, więc starłem je ręką i ponownie go przytuliłem.
- Też za tobą tęskniłem.
- Usagi! - Kolejny krzyk sprawił, że moje serce urosło jeszcze bardziej. Uniosłem spojrzenie. W moją stronę biegł Kashikoi. Puściłem mojego braciszka i się z nim przywitałem.
- A Hana i Enma? - Zapytałem, przytulając Raito do mojego boku.
- Pozostały w domu. Uparłem się, żebym mógł po ciebie przyjechać a Raito stwierdził, że jedzie ze mną.
- Miło z twojej strony, ale... dlaczego one nie przyjechały?
Kashikoi westchnął ciężko, nerwowo trąc szyję. Po chwili bez słowa wziął moją torbę i ruszył w stronę samochodu. Spojrzałem pytająco na Raito, ale ten tylko wzruszył ramionami i poszliśmy za nim.
W samochodzie Kashikoi wyjął jakąś bluzkę z mojej torby.
- Naprawdę, powinniście trochę uważać - Westchnął. - Przecież nie mogę cię kryć zawsze.
Spojrzałem na niego pytająco, siadając na przednim siedzeniu. W odpowiedzi Kashikoi odwrócił w moją stronę lusterko. Zalałem się rumieńcem, kiedy zauważyłem czerwona ślad na mojej szyi. Momentalnie zasłoniłem szyję, chociaż wiedziałem, że jest to idiotyczne. Kashioi bez słowa podał mi bluzkę z golfem.
- Sorki... - Rzuciłem, zrzucając z siebie koszulkę i zamieniając ją na bluzkę od Kashikoia.
- Nie masz za co mnie przepraszać. Ale radzę ci uważać. Hana może nie być aż tak wyrozumiała. Wyobrażasz sobie, jak to się skończy?
Westchnąłem ciężko, zapinając pasy. Niestety, Hana była urocza, kochana i ogólnie cudowna. Jej imię naprawdę do niej pasowało, ale jeżeli chodziło o jej rodzinę potrafiła być naprawdę przerażająca. Gdyby dowiedziała się, co takiego Tochi ze mną robił to z pewnością nie skończyłoby się dobrze. Pewnie zgarnęłaby nas obu na stronę i zaczęła ,,poważną" rozmowę. Całe szczęście, że Kashikoi był nieco bardziej spokojny.
- Nichan, a dlaczego? - Zapytał Raito, wychylając się zza tylnego siedzenia. Zalałem się rumieńcem i spojrzałem z nadzieją na starszego brata. To on był najstarszy i to on powinien rozmawiać o ,,tych" sprawach. On za to jakby nigdy nic powiedział chyba najbardziej oczywistą formułkę, którą mógł powiedzieć.
- Powiem ci, jak będziesz starszy.
- Ale dlaczego?
Kashikoi spojrzał na mnie, ale znacząco pokręciłem głową, dając do zrozumienia, że ja nie mam zamiaru o tym mówić. W końcu westchnął i odwrócił się w stronę Raito.
- Bo Usagi i Tochi robili rzeczy, których nie powinni robić. Więc zostaje to między naszą trójką, zgoda?
Raito otworzył szerzej oczy, kiwając głową. Pewnie się teraz zastanawiał co takiego robiliśmy, ale nie dopytywał. Rozpromienił się za to, wyciągając dłoń, jej wierzchem do góry.
- Obiecuję - Spojrzałem na Kashikoia i przykryłem dłoń Raito moją dłonią. On zrobił to samo.
- Umowa stoi - Powiedziałem.
- Stoi - Skwitował Kashikoi, pierwszy zabierając rękę i odpalając samochód. Raito usiadł z tyłu, zapinając pasy. Widocznie był dumny z siebie, że zrozumiał tak istotną sprawę. Całe szczęscie, że nie oczekiwał dokładniejszych wyjaśnień, bo nie miałem ochoty mu tego tłumaczyć, a Kashkoi chyba nie czuł się do tego zobowiązany. Jako najstarszy brat powinien rozmawiać z nami o antykoncepcji i doradzać w kwestiach damsko-męskich a nie kryć mnie i mojego chłopaka przed naszą siostrą. Rozciągnąłem się i wbiłem wzrok przed siebie, na drogę. Naprawdę się cieszyłem, że wróciłem. Mogłem pomóc mojej rodzinie i dopilnować, żeby rodzice nie skrzywdzili już żadnego z nich przymusowym ślubem albo brakiem czułości. Nareszcie mogliśmy uniezależnić się od rodziców i żyć jak prawdziwa rodzina... prawie.
No witam!
OdpowiedzUsuńZdaje mi się, jakby ten cały ślub był wieki temu, a tak naprawdę to w uniwersum Zajączka kilka dni wcześniej ;-; Jak ten czas szybko leci...
Naprawdę, nie mam dzisiaj siły na jakikolwiek dłuższy komentarz. ;-;
Nie wiem czemu, ale chciałabym, żeby Hana zrobiła Usagiemu wykład na temat męskiej antykoncepcji. xD
Tak w ogóle, to jak Kashikoi krzyknął do Zajączka "Usagi", to na początku nie zdałam sobie sprawy, że to do niego. xD Za dużo czadu spędza z Tochim, co mi oczywiście jak najbardziej odpowiada. ^^
Tak bardzo nie chcę, by to opowiadanie się kończyło. ;-;
Życzę weny i czekam na następny.
No witam!
OdpowiedzUsuńZdaje mi się, jakby ten cały ślub był wieki temu, a tak naprawdę to w uniwersum Zajączka kilka dni wcześniej ;-; Jak ten czas szybko leci...
Naprawdę, nie mam dzisiaj siły na jakikolwiek dłuższy komentarz. ;-;
Nie wiem czemu, ale chciałabym, żeby Hana zrobiła Usagiemu wykład na temat męskiej antykoncepcji. xD
Tak w ogóle, to jak Kashikoi krzyknął do Zajączka "Usagi", to na początku nie zdałam sobie sprawy, że to do niego. xD Za dużo czadu spędza z Tochim, co mi oczywiście jak najbardziej odpowiada. ^^
Tak bardzo nie chcę, by to opowiadanie się kończyło. ;-;
Życzę weny i czekam na następny.
Gdzie jest Aki x Kei?!?!?!
OdpowiedzUsuń>.<
Gdzie mój komentarz który dodałam gdy rozdział wyszedł? xD
OdpowiedzUsuńNo nic. Rozdzialik jak zwykle świetny ♥ ☺☺☺ ♥
Czekam na więcej :3
Weny~
-InvictaSWAG
Hej,
OdpowiedzUsuńUsagi wraca do rodziny, no zastanawia mnie jakby naprawdę zareagowała Hana na te wieści…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia