środa, 30 grudnia 2015

Trzy lata!

Łał, nie mogę uwierzyć, że to już trzy lata, jak zaczęłam pisać tego bloga. Miałam też cichą nadzieję, że pokryje się to ze 100.000 wejść, ale wygląda na to, że będę musiała napisać coś innego na tę okazję ^ ^
Nawet nie wiecie ile frajdy sprawia mi zawsze pisanie tego bloga i przede wszystkim to, że widzę, jak wam się podoba. Miewam co prawda gorsze momenty, wahania weny, ale świadomość, że na mnie polegacie, niesamowicie mnie motywuje. Zaczynając tego bloga nie spodziewałam się, że po 3 latach, dalej będę miała ochotę to pisać. A jednak!
Dziękuję serdecznie każdej osobie, która w jakikolwiek sposób mnie wspierała przez te trzy lata, każdej osobie, która czytała/czyta mojego bloga. Gdyby nie wy, ten blog nigdy by nie istniał. Tak więc serdecznie wam dziękuję i przy okazji, wesołego nowego roku!
Ostatnio był zajączek w wersji Aki i Kei, to może teraz na odwrót?
************************

Otworzyłem gwałtownie oczy, gdy tylko poczułem, ból w niemal całym ciele. Ręce miałem wygięte i  związane za plecami, kostki podobnie. Dodatkowo knebel boleśnie wbijał się w moje usta.
Panicznie zacząłem się rozglądać po pomieszczeniu, w którym się znalazłem. Byłem w czymś w rodzaju kontenera. Rzucał się na wszystkie strony, razem ze mną w środku. Z jednej ze ścian padało delikatne światło, przez szparę między drzwiami. Gdziekolwiek nie byłem, mogło być to wyjście.
Doczołgałem się do drzwi, panicznie starając się podważyć zamek, najpierw głową, potem nosem. Prosty mechanizm w końcu puścił, otwierając drzwi na oścież.
Samochodem rzuciło na wyboju i z żałosnym jękiem wypadłem z ciężarówki na wydeptaną leśną ścieżkę. Kuliłem się przez dłuższy czas na ziemi, bojąc się poruszyć. Dopiero gdy upewniłem się, że samochód w końcu odjechał i nikt nie zauważył mojego zniknięcia, odważyłem się podnieść głowę z ziemi. Dopiero teraz miałem okazję rozejrzeć się po miejscu, do którego trafiłem. Jęknąłem żałośnie, zalewając się łzami, gdy dostrzegłem, że jestem w samym środku lasu, związany i zakneblowany. Załkałem cicho, wijąc się ziemi w panicznej, bezskutecznej próbie uwolnienia się.
- W porządku? - Usłyszałem nad sobą czyj głos. Podniosłem głowę na chłopaka nade mną. Miał brudne ubrania, nieco podrapaną twarz i rozczochrane włosy. Patrzył na mnie spokojnymi, brązowymi oczami, niemal pozbawionymi wyrazu. Uklęknął przy mnie, ostrożnie rozwiązując knebel na moich ustach.
- Co tutaj rob...
- Porwali mnie - Jęknąłem żałośnie. - Szedłem do sklepu, moja rodzina ostatnio zdobyła jakieś tam pieniądze, może chcieli okupu. Straciłem przytomność i obudziłem się w ciężarówce - Powiedziałem, niemal na jednym wdechu, robiąc tylko przerwy na pociągnięcie nosem. - A potem uciekłem i... - Chłopak zatkał mi usta, przerywając mój wywód.
- Uspokój się mały. Weź kilka wdechów - Pokiwałem głową, starając się unormować przyspieszony oddech. - Już dobrze, rozumiem. Nie odzywaj się przez chwilę, spróbuję cię rozwiązać.
Wciąż ze łzami w oczach pokiwałem głową, posłusznie leżąc, gdy chłopak próbował mnie rozwiązać. Po jego minie i cichych przekleństwach, domyślałem się, że raczej marnie mu idzie.
- Masz jakieś imię? - Zagadał.
- ...Aki... - Jęknąłem żałośnie, pociągając nosem.
- Niech to szlag... nie ma mowy, nie rozwiążę tego. Muszę zabrać cię do mnie, w domu mam gdzieś nożyczki. Jestem Kei - Delikatnie przewrócił mnie na plecy i chwycił w silnym uścisku pod nogami, oraz ramiona. Podniósł mnie praktycznie bez problemu, kierując się w przeciwną stronę, niż wcześniej jechałem.
- Nie musisz już płakać, jeżeli jechali tą drogą to raczej nieprędko zauważą, że cię nie ma. Ciągnie się ona kilometrami, a na końcu jest dość ruchliwa ulica. Nie będą mogli się zatrzymać, żeby sprawdzić, czy jesteś.
Pokiwałem głową, usilnie starając się przestać płakać. Kei zerkał na mnie raz po raz, czasami poprawiając mnie na ramionach. Po chwili skręcił między drzewa, poprawiając mnie tak, żeby żade gałęzie czy liście, które mijaliśmy, nie podrapały mi twarzy. Wtuliłem się w jego pierś. Nie byłem pewny, czy nie trafiłem z deszczu pod rynnę. Nie wiedziałem nic o nim, może też chciał mnie porwać. Ale w tej chwili było to chyba lepsze niż śmierć w lesie.
Gdy gałęzie i liście przestały chlastać moje ciało w końcu odkleiłem się od ciała chłopaka. Byliśmy już na polanie, na środku której stał niewielki domek.
W środku znajdował się jeden pokój, który był jednocześnie sypialnią, kuchnią i jadalnią. Oprócz lodówki, stołu, blatów i łóżka było tam tylko trochę zwierząt, wesoło skaczących po całym domu.
- Opiekuję się nimi - Wyjaśnił Kei, nim zdążyłem zapytać.
Kiedy delikatnie położył mnie na łóżku, ponownie zacząłem drżeć.
Czułem się cholernie niepewnie na łóżku jakiegoś obcego faceta.
- Nie bój się, przecież nie zrobię ci krzywdy - Powiedział kojącym głosem, szperając w szafkach. Nie poczułem się przez to zbyt uspokojony, ale usilnie starałem się udawać, że tak było. W końcu udało mu się znaleźć nożyczki.
- Musisz się obrócić na brzuch - Z zaszklonymi oczami wykonałem polecenie, przewracając się na brzuch. Zadrżałem, gdy ostrożnie dotykał moich rąk, a potem nóg. - I już. W porządku mały?
Usiadłem na łóżku, rozcierając obolałe nadgarstki i kostki.
- ...dziękuję... - Powiedziałem cicho, ścierając łzy.
- Daj spokój, nie zostawiłbym cię przecież na tej drodze. Jak się czujesz.
- ...źle... znaczy się... cieszę się, że mi pomogłeś, ale wiesz...
- Wiem, wiem. Nie denerwuj się aż tak. A teraz chodź, musisz się umyć - Wyciągnął rękę w moją stronę. Po chwili wahania ścisnąłem jego dłoń, pozwalając się zaciągnąć do łazienki.
- Dobra, to skąd jesteś? Prysznic czy kąpiel? - Pociągnąłem nosem, ściskając mocno jego dłoń. Czułem się jak małe dziecko, ale silnie potrzebowałem w obejnej chwili czyjejś bliskości. Nawet jeżeli był to facet.
- Ja... wszystko mi jedno - Pociągnąłem nosem. Chłopak spojrzał na mnie nieco zaskoczony, gdy sam nie puściłem jego dłoni.
- Więc kąpiel - Odkręcił kran, jedną dłonią regulując wodę i sprawdzając jej temperaturę. - Jest późno. Odeskortować cię do miasta? Właściwie to skąd jesteś?
Wolną ręką wytarłem łzy, siadając na brzegu wanny koło Keia. Kiedy powiedziałem, skąd jestem, westchnął ciężko.
- No to mamy problem.
- ...problem? - Zapytałem, tracąc odzyskaną wcześniej pewność siebie.
- Kawałek to ty masz do domu. A robi się późno. Ech... wygląda na to, że musisz zostać tutaj na noc.
- Przepraszam... - Jęknąłem, ponownie czując w oczach łzy. Kei spojrzał na mnie nieco zaskoczony. Uśmiechnął się delikatnie, kładąc dłoń na moich włosach.
- Nie masz za co przepraszać. Przecież to nie twoja wina.
- Ale... przeze mnie masz teraz problemy i...
- Daj spokój mały. To nie jest twoja wina. Zaraz przyniosę ci coś do spania.
Kiwnąłem głową. Kei poczochrał mnie jeszcze po włosach i opuścił łazienkę. Odczekałem chwilę w nerwowym napięciu, nim usłyszałem pukanie do drzwi. Kei wszedł do łazienki z kilkoma rzeczami, złożonymi w kostkę.
- Zostawiam ci ubrania na pralce. Spokojnie, nie planuję wchodzić.
Pokiwałem głową. Gdy drzwi zamknęły się ponownie, chwilę walczyłem sam ze sobą. Dalej nie czułem się komfortowo w tym domu, więc długo czekałem, pewny, że lada chwila drzwi ponownie się otworzą. Gdy tak się nie stało, w końcu odważyłem się rozebrać i wejść do wanny. Umyłem się szybko, żeby jak najszybciej móc się ponownie ubrać.
Ubrania, które dostałem, okazały się za dużą koszulką i luźnymi szortami. Nieśmiało wychyliłem się z łazienki. Kei zmierzył mnie krótkim, szybkim spojrzeniem, od którego prawie się skuliłem.
- Pasuje. To dobrze. Jesteś głodny, mały?
- ...jeżeli to nie problem... - Powiedziałem cicho, niepewnie podchodząc do stołu, na którym położył kanapki.
- Jasne, że nie. Skoro już ci pomogłem, to jestem za ciebie odpowiedzialny. A teraz siadaj i jedz.
- Umm... dziękuję... - Na twarzy chłopaka dostrzegłem coś na wzór cienia uśmiechu, gdy podsunął talerz w moją stronę. Nie wiem ile czasu byłem zamknięty w samochodzie, ale chyba długo, bo byłem naprawdę głodny. Szybko uporałem się z kanapkami, co i rusz zerkając zaniepokojony na łóżko. Nie odważyłem się jednak zapytać, czy mam tam z nim spać. I tak miałem wrażenie, że dzisiaj każde moje słowo pogrąża mnie jeszcze bardziej. Kei zabrał bez słowa talerz, odkładając go do zlewu. Po chwili odważyłem się wstać, nerwowo zerkając na łóżko.
- Miałeś ciężki dień. Idź już spać - Położył dłoń na moich włosach, mierzwiąc je delikatnie.
- No ale...
Kei usiadł na łóżku, wyciągając rękę w moją stronę. Wahałem się chwilę, nim odważyłem się usiąść koło niego. O dziwo w przeciwieństwie do mnie, on wydawał się całkowicie spokojny.  Bez krępacji położył się na materacu, robiąc mi miejsce. Ufałem mu nie bardzo, ale odważyłem się położyć tuż obok. Wśród całkowitej ciemności czułem jego powolny oddech i bicie serca. Odważyłem się przysunąć nieznacznie, usilnie starając się zasnąć. Ramię Keia objęło mnie, przyciskając mocniej do siebie.
- Dziękuję... - Szepnąłem cicho, na chwilę przed zaśnięciem, gdy czuły pocałunek został delikatnie złożony na moich włosach.

3 komentarze:

  1. Jestem pierwszym komentującym, a to fajnie.
    Bardzo ciekawe, mam wrażenie że jest to inna wersja pierwszego rozdziału ;) hmmm
    Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Jest to początek historii z ,,Zajączka" pisany z użyciem postaci z mojego pierwszego zamieszczonego tu opowiadania ,,AkixKei"

      Usuń
  2. Hej,
    pięknie, Kai nie dobierający się do Akiego, Tochi już by nie mógł się odklei od swojego zajączka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń