- Dobra, plan na dzisiaj - Rei położył na stole przede mną kartkę z kilkoma punktami. - Wczoraj miałeś trochę odpoczynku, ale dzisiaj chcę spędzić świetny dzień i masz mi w tym pomóc. Nie ważne, jak bardzo zdołowany jesteś - Westchnąłem ciężko. Naprawdę miałem już dość tego wyjazdu. Na planie Reia było wypisane kilka punktów, między innymi ,,pływanie", ,,gry", ,,filmy" i temu podobne bzdury.
- Serio? - Zapytałem, zerkając na Reia.
- Tak. Jakiś problem? - Spojrzał na mnie z góry wyzywająco. Jako dobry ,,chłopiec do towarzystwa" powinienem się zgadzać ze wszystkim co powiedział, więc wyjątkowo powstrzymałem się od powiedzenia co myślę.
- ...nie... - Mruknąłem, spuszczając wzrok.
- To dobrze. Masz strój kąpielowy, nie? Jest ciepło, pójdziemy dzisiaj popływać.
Patrzyłem przez chwilę beznamiętnie na plan, usilnie starając się zachować spokój. Dawno nie czułem się aż tak rozdarty. Pomiędzy najważniejszymi dla mnie osobami, w sytuacji niemal bez wyjścia. Jednocześnie ból, który czułem przytłaczany był przez coraz bardziej rosnącą wściekłość. W końcu nie wytrzymałem.Uderzyłem obiema rękoma o stół, podnosząc się gwałtownie.
- Nie miałeś prawa tego zrobić! - Krzyknąłem, patrząc wściekły na Reia. Ten uniósł brwi, zerkając na mnie pytająco. Idiota! Jakby nie wiedział o co mi chodzi! - W umowie było, że nie możesz tego zrobić!
Zacisnąłem dłonie w pięści, mordując go spojrzeniem. Rei wydawał się wciąż nie rozumieć o czym mówię. Skrzyżował ręce na piersi, obserwując mnie uważnie, jakby czekając na moje wyjaśnienia. Udawał tępego, chociaż wiedział, co takiego zrobił.
- Nie miałeś prawa powiedzieć o tym Tochiemu! Ten wyjazd miał pozostać między mną a tobą!
- Ah, o to chodzi - Uśmiechnął się szerzej, zerkając na mnie. Pokiwał spokojnie głową, siadając na krześle przede mną. Delektował się moją wściekłością przez kilka chwil, aż pochylił się nad stołem, przysuwając w moją stronę. - Nic mu nie powiedziałem.
- Jak to niby nie?! - Krzyknąłem, ze łzami w oczach. Nie wierzyłem w ani jedno jego słowo. - Jak nie ty to niby kto?!
- To może tak - Uniósł lekko głowę, patrząc na mnie z góry. - Gdybym powiedział o tym Tochiemu, to na pewno zaraz by tu przyjechał. A ja od kiedy tu przyjechaliśmy, bez przerwy siedzę z tobą. Więc Tochi nie mógł się dowiedzieć ode mnie.
- Na napisanie wiadomości znalazłbyś czas - Powiedziałem lodowato. Na pewno on mu powiedział. Nikt inny by tego nie zrobił.
Rei przyglądał mi się uważnie przez chwilę z beznamiętną miną. W tym czasie ja zacząłem odliczać w głowie od jednego do dziesięciu, żeby nie powiedzieć czegoś, czego później mógłbym żałować. Kiedy doliczyłem trzeci raz, Rei bez słowa wyciągnął z kieszeni telefon, rzucając go na stół. Przyglądałem mu się nieufnie, ale tylko chwilę. Wziąłem jego komórkę, włączając historię połączeń. Ostatnie było odebrane od Hany w dniu, w którym wróciłem i dowiedziałem się o ich zaręczynach. Wcześniej nie mógł dzwonić do Tochiego, bo nie wiedział, czy się zgodzę. Wyłączyłem spis połączeń i włączyłem wiadomości. Kilka ostatnich numerów, z którymi pisał należały do różnych dziewczyn, a ostatnie były od dziewczyny odpisanej ,,Ayano". W wiadomościach mówił o tym, że wyjeżdża na kilka dni z ,,kuzynem" i nie będzie miał czasu dla niej. Dziewczyna pisała jeszcze kilka tęsknych wiadomości, które natychmiast wyłączyłem, gdy natknąłem się na jej zdjęcia, bądź co bądź dość nieodpowiednie dla mnie.
Odłożyłem telefon na stół, cały się czerwieniąc po tym, co zobaczyłem. W wiadomościach nie było ani jednego SMSa do Tochiego.
- Co? Pierwszy raz widziałeś nagą dziewczynę? - Zaśmiał się Rei, widząc moją reakcję. Nie odpowiedziałem, wbijając wzrok w ziemię. Pieprzony perwers! Nie dość, że odbierał takie wiadomości, to jeszcze się ze mnie nabijał. - Nie wiesz co tracisz. Chociaż związek z facetem też nie jest taki zły. W sumie... nie wiem jak to jest z twojej perspektywy, ale...
- Wymieniać się takimi zdjęciami, gdy jesteś w związku z moją siostrą... - Przerwałem mu lodowato.
- Właśnie dlatego jesteś tutaj - Zauważył złośliwie, zgarniając ze stołu swój telefon i chowając go do kieszeni. - Żebym nie był już z twoją siostrą. I co? Jak widziałeś nie pisałem do Tochiego.
- Ale... kto niby jak nie ty? - Zapytałem, już bardziej załamany, niż zły. Rei beznamiętnie wzruszył ramionami, niezbyt tym przejęty.
- Informacja o ślubie moim i Hany jeszcze nie została upubliczniona, więc media raczej się nami by nie przejęły. A skoro tak, jedynymi osobami, oprócz nas, które wiedziały była...
- ...moja rodzina... - Dokończyłem oszołomiony. Nawet przez chwilę nie pomyślałem o tym. Przecież oni by mi tego nie zrobili... na pewno...
- Nie wiedzieli - Podniosłem zaskoczone spojrzenie na Reia. Ten jakby nigdy nic wstał z krzesła i podszedł do okna. Odpalił jednego papierosa, oglądając widok za oknem. Zaciągnął się dymem, pozwalając mi tkwić w niepewności przez kilka chwil. - Skąd mieli wiedzieć, że Tochi nie może o niczym wiedzieć? Oni nie wiedzą, jakie są nasze relacje. Pewnie powiedzieli mu prawdę, jeżeli pytał.
Nim skończył mówić, ja już wybierałem numer do Hany. Pod presją ciekawskiego spojrzenia Reia, nerwowo liczyłem impulsy, czekając na odebranie telefonu.
- Hal...
- Hana? - Zapytałem natychmiast, jak tylko usłyszałem jej głos.
- Usagi? Coś się stało? - Zapytała zaniepokojona. Chwilę się nie odzywałem, usilnie starając się uspokoić. - Usagi?
- Ah, nie przepraszam - Otrząsnąłem się, gdy usłyszałem przerażenie w jej głosie. Nue chciałem aż tak jej wystraszyć. Właściwie wcale nie chciałem jej wystraszyć. - Ja tylko... przepraszam, miałem ważne pytanie i trochę mnie poniosło.
- Co się stało? - Zapytała, już nieco spokojniej, ale jej głos wciąż drżał niepewnie.
- Ja... dzwonił może do was Tochi?
- Dzwonić nie dzwonił... ale przyjechał - Zamarłem, słysząc jej słowa. Cholera... musiałem mieć aż takiego pecha? - Powiedział, że ma dla ciebie jakąś niespodziankę i musiał przyjechać.
- I co? - Zapytałem niepewnie. Dłoń, którą trzymałem telefon zaczęła lekko drżeć, więc musiałem przetrzymać ją drugą ręką. - Znaczy... co się stało? - Usilnie starałem się zachować spokój, co było wyjątkowo trudne.
- Właściwie to nie wiem... - Powiedziała niepewnie. - Przyszedł z bukietem kwiatów i zapytał o ciebie. A kiedy powiedziałam mu, że wyjechałeś z Reiem, natychmiast poszedł - Nigdy, nigdy w życiu nie miałem aż takiej osoby zbluzgać kogokolwiek z mojego rodzeństwa. Tylko zaniepokojony głos Hany mnie powstrzymywał od tego.
- Braciszku, o co chodzi? Pan Tochi i Rei się pokłócili?
- Ja... - Poczułem, że w gardle staje mi wielka gula. Przełknąłem ją, starając się zachować spokój. - Przepraszam, w sumie to nie ważne.
- Braciszku... ja przepra...
- Muszę kończyć - Rzuciłem, natychmiast się rozłączając. Rei spojrzał na mnie pytająco, czekając na moje wyjaśnienia. Otworzyłem usta, gotowy mu powiedzieć, co się stało, ale w tej samej chwili ponownie wybuchłem szlochem.
- Rety... - Westchnął Rei. Niechętnie podszedł do mnie, siadając na sąsiednim krześle. - Znowu będziesz ryczeć? Co to za wyjazd, gdy całe dnie będziesz tylko płakał?
Roztrzęsiony, wściekły, zrozpaczony byłem w stanie wydukać z siebie tylko składnie bezsensownych wyrazów, przeplatanych szlochami i pociągnięciami nosem.
- Nie wierzę, że mi to zrobili... - Jęknąłem. Oczywiście nie mogli mieć pojęcia, ale... jeżeli stracę Tochiego to na pewno ich znienawidzę. A wtedy nie będę miał koło siebie nikogo bliskiego.
Wziąłem od Reia chusteczkę, ponownie starając się ogarnąć. Z dość marnym skutkiem. Wydmuchałem nos, wciąż łkając cicho.
- Zaczynam mieć dość - Przyznał z widoczną niechęcią. - Masz przestać marudzić. Będziesz płakać wieczorem, albo kiedy nie będziesz ze mną - Powiedział bezlitośnie. Musiał być na tyle znudzony pocieszaniem mnie, że nawet już nie czu się źle, gdy patrzył na to, jak bardzo jestem zrozpaczony. - Masz pięć minut, żeby się ogarnąć i idziemy popływać. Czekam na zewnątrz. Pamiętaj, pięć minut.
Powiedział chłodno, nim opuścił domek. Chwilę dyszałem ciężko, łapiąc ciężkie, nierówne oddechy. Wytarłem łzy z oczu, odzyskując na chwilę widzenie, im łzy ponownie mi je przysłoniły. Spojrzałem na mój telefon. Przy imieniu Hany w mojej liście kontaktów widniało jej zdjęcie. To chyba było na jakiejś naszej wspólnej wycieczce. Stała tuż przy plaży w zwiewnej, białej sukience z wstążkami i słomianym kapeluszu. Akurat przy robieniu tego zdjęcia zawiał wiatr, więc sukienka jest widocznie odchylona do tyłu, a jej przednia część przylega jej do ciała. Uśmiecha się szeroko, przytrzymując kapelusz, żeby nie został jej zerwany. Wziąłem jeszcze kilka głębokich wdechów, ściskając w dłoniach telefon.
Kochałem ją... naprawdę kochałem. No i była moją rodziną.
Wziąłem jeszcze jeden wdech, zaciskając powieki. Dobra... cholera, zgoda. Zachowam się jak prawdziwy Takeda. Poświęcę swoje życie i szczęście dla dobra mojej rodziny. A potem... potem najwyżej będę błagał Tochiego, żeby jednak mi wybaczył.
no ciekawe jak wygląda takie błaganie:-)
OdpowiedzUsuńD:
OdpowiedzUsuńD: D: D: D: D: D: D: D: D: D: D: D: D: D: D: D: D: D: D: D: D: D: D: D: D: D: D: D: D: D:
co tu się porobiło
niech oni się wreszcie pogodzą, bo ja zwariuję
niech Tochi mu wybaczy
biedny Zajączek
cholerny Rei
czasu i weny!
H.
:0 smutnoo tu.
OdpowiedzUsuńfajny rozdział, ale pogodź ich wreszcie. Proszę.
XD To powinno wszystko się fajnie wyjaśnić i powinien być jakiś happy end. A może Tochi porozmawia z Haną i się wszystkiego domyśli. No żeby było dobrze.
Weny ! :D
Hej,
OdpowiedzUsuńwięc to jego rodzina go wydała, sama bym Reiowi walneła...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia