Wpadłem do domu z biegu. Rodzice stali już w jadalni, wystrojeni w odświętne stroje.
- Jesteś nareszcie. Wiesz ile na ciebie czekamy? - Ojciec wyglądał, jakby najchętniej mnie w tej chwili powiesił. Był wściekły i to bardzo. Skuliłem się lekko, gdy mówił do mnie z pozornym spokojem, ale przepełnionym nienawiścią.
- Przepraszam, ale trochę się zasiedziałem u senseia.
- Masz szczęście, że jednak się nie spóźniłeś. Inaczej miałbyś kolosalne kłopoty. Idź się ładnie ubrać. Lada chwila przyjdą. I pośpiesz swoją siostrę - Dodał lodowato, co chwila zerkając na zegarek.
- Dobrze... - mruknąłem i pobiegłem do mojego pokoju. Szybko się ubrałem i już po chwili czekaliśmy na dole na gości. Nienawidziłem galowego stroju, który musiałem nosić, ale musiałem teraz grać grzecznego, miłego chłopca, żyjącego w nieznośnie idealnej rodzinie... przynajmniej do wyjścia gości.
Stół był już odświętnie nakryty białym obrusem, na którym stał elegancki świecznik. Kucharki już kończyły swoją pracę, bo po całym domu unosił się przyjemny zapach pieczeni, a na stole już rozłożone były przystawki. Matka jeszcze starannie ułożyła mi włosy, a ojciec zerknął po raz ostatni na wszystko, żeby ocenić, czy wszystko zostało dopięte na ostatni guzik.
Zamówiony catering wniósł siedem przykrytych, srebrnych tac na stół, który specjalnie musieli rozsunąć, żeby był dłuższy. Siedem... ciekawe kto jeszcze oprócz kolejnej, snobistycznej pary sprawi nam przyjemność przy obiedzie.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Po znaczącym geście ze strony mojej matki, poprawiłem ostatni raz koszulę i marynarkę i podszedłem do drzwi. Za nimi stała parka w wieku moich rodziców. Mężczyzna - wysoki i tęgi , ubrany w trochę zbyt obcisły garnitur, który prawdopodobnie miał na celu tylko i wyłącznie podkreślenie jego muskulatury. Jego żona była filigranową, ale dumną kobietą, co chętnie podkreślała czarną sukienką, w której wciąż wyglądała dumnie, ale przy tym bardzo kobieco.
- Dzień dobry. Ty musisz być Sashi, prawda? - Zapytała kobieta z chłodnym uśmiechem, przerażający sztucznym uśmiechem, który pewnie w jej mniemaniu i ogólnie przyjętym normom był ciepły i przyjazny.
- Witam. Tak, Sashi to ja. - Kiwnąłem głową uprzejmie i cofnąłem się o krok, żeby wpuścić ich do środka. Gdy mnie minęli, dostrzegłem za nimi ostatniego naszego gościa. Był to chłopak, około 19 lat. Był ode mnie wyższy, ale dość szczupły. Czarne włosy sięgały mu niemal do ramion i były w całkowitym nieładzie, prawdopodobnie ciężko wypracowanym. Ubrany był też w garnitur, ale nie wysilił się ani żeby zawiązać krawat, ani nawet żeby dopiąć marynarkę, czy znajdującą się pod spodem koszulę. Wyglądał na tak samo niezadowolony tą kolacją jak ja, ale on nawet nie próbował tego ukryć. Zerknął na mnie i kiwnął głową. Nawet nie wysilił się, żeby się przywitać. Również kiwnąłem głową i zamknąłem za nimi drzwi.
- Jak miło was widzieć - Mama podeszła do gości i przywitała się z nimi serdecznie. Ojciec wymienił męski uścisk z facetami, a kobietę ucałował w rękę. Zerknąłem na Pai. Siedziała w kuchni, kontrolując danie główne. Jeszcze bardziej niż samym obiadem wydawała się niezadowolona z sukienki do kolan, którą kazali jej założyć rodzice. Najchętniej zapewne skróciłaby ją co najmniej o połowę.
- Tak, to nasz młodszy syn Sashi - Ojciec położył dłoń na moim ramieniu i ścisnął je lekko. To bynajmniej nie był objaw ojcowskiej troski. To było ostrzeżenie. - A starsza córka siedzi w kuchni. Pai, pozwól na chwilę - Mówił spokojnie, ale już czułem w jego głosie delikatną irytację, którą usłyszeć mogliśmy tylko my. Nawet jeżeli ta druga rodzina usłyszała subtelny sygnał, na pewno uznali, że tylko im się zdawało. W końcu jak taki wspaniały, uprzejmy i łagodny człowiek mógłby mieć pretensje do swojej rodziny. O cokolwiek. Ojciec był marketingowcem. Wiedział jak się sprzedać ludziom.
Pai dość niechętnie oderwała wzrok od pieczeni i podeszła do przedpokoju. Przywitała się z ewidentnie sztucznym uśmiechem. Dygnęła nawet, by zrobić dobre, chociaż sztuczne wrażenie.
- Urodę ewidentnie odziedziczyła po matce - Stwierdził mężczyzna, mierząc Pai od stóp do głów. Wszyscy zaśmiali się sztucznie, chociaż pewnie w ich mniemaniu był to najnormalniejszy śmiech.
- A to nasza pociecha - Kobieta odstąpiła na krok, robiąc miejsce swojemu synowi. Był odrobinę wyższy od niej, a cała trójka prezentowała się całkiem nieźle. Jak na jakiejś tandetnej, rodzinnej fotografii.
- Dzień dobry, nazywam się Kuro - Powiedział spokojnym, beznamiętnym głosem. Nie trzeba było być geniuszem, żeby stwierdzić, jak bardzo nie chce tutaj być... pewnie jak my wszyscy.
Spojrzałem na Pai. Z wcześniej gburowatej postawy, którą tak dobrze u niej znałem, nie został nawet ślad. Po pierwszym szoku wyprostowała się gwałtownie, eksponując jak tylko mogła swoje walory. Co chwila nerwowo poprawiała włosy i uśmiechała się promiennie. Przewróciłem oczami. No oczywiście, nie mogła przepuścić żadnej okazji, żeby zarwać do faceta. Kuro jednak wydawał się całkowicie nieprzejęty jej walorami. Rozglądał się po mieszkaniu, już nawet więcej uwagi poświęcając mi, niż jej.
Po wymienieniu uprzejmości, wszyscy usiedliśmy przy rozłożonym stole. Katering ściągnął metalowe pokrywki na dania, ukazując przystawkę w postaci małej roladki z mięsa i warzyw.
Rodzice zajmowali się rozmową z gośćmi, nie szczędząc przy tym pochwał na nasz temat. Kolejna sztuczna pogadanka, w której chodziło tylko o to, żeby zaimponować znajomym. Na wszystkim czym tylko się da. ,,Oh, byliście w tropikach? Brzmi świetnie. My myślimy, żeby wybrać się w podróż dookoła świata. Albo od razu wynająć łódź podwodną i przepłynąć cały świat". ,,A wasz syn dostał się na wymarzoną uczelnię? Sashi jeszcze nie, ale ma tylko 16 lat. Jednak pracuje tyle, że na pewno dostanie się na studia wcześniej." I tak dalej i tak dalej. My właściwie robiliśmy tutaj za dekoracje. Przy daniu głównym, gdy Pai nieudolnie starała się zwrócić na siebie uwagę Kuro, w końcu się do niego odezwała.
- A powiedz mi, czym się interesujesz? - Zapytała z czarującym uśmiechem. Chłopak podniósł głowę, ale jego spojrzenie było tak beznamiętne, że miałem wątpliwości, czy w ogóle ją dostrzega.
- Lubię gry i książki - Powiedział spokojnie. Po twarzy Pai przebiegł cień rozczarowania, ale uśmiechnęła się ponownie. Znając ją, pewnie właśnie się zastanawiała, czy chłopak jest na tyle ,,seksowny", żeby zignorować to, że jest takim nudziarzem. - Lubisz gry? - Zagadnął nagle do mnie. Zaskoczyło mnie. Nie spodziewałem się, że dzisiaj ktokolwiek zwróci na mnie uwagę.
- Niespecjalnie - Przyznałem z niemal równą beznamiętnością co on sam. - Ale lubię książki.
- Fajnie. Ja uwielbiam kryminały, albo horrory.
- Ja nie pogardzę żadną książką, o ile ma wciągającą fabułę. Kryminały niestety mają to do siebie, że często wydają się naciągane. Przynajmniej dla mnie. Ale to zależy od książki. A co do horrorów to nie zawsze są na moje nerwy.
Kuro kiwnął głową, przełykając kolejny kawałek pieczeni.
- Znam świetnego pisarza, który zajmuje się właśnie horrorami. Nie są jakieś bardzo przerażające dla kogoś, kto czyta horrory, ale tobie może się spodobać. Jest o tyle fajny, że ciężko się przy nim nudzić.
- Brzmi fajnie. Ma jakieś konkretne schematy? Duchy? Potwory? Nawiedzone domy?
- Właśnie to jest super, że każda książka jest o czymś innym. Pożyczę ci, jak będziesz chciał.
- Jasne, brzmi spoko - Kiwnąłem głową. Chłopak wydawał się całkiem sympatyczny, chociaż mogła to być równie dobrze gra, która miała sprawić, żeby rodzice już go nie dręczyli, że się źle zachowywał.
Wróciłem myślami do obiadu. Pai już się nie odzywała. Wyglądała na oburzoną, że ktokolwiek wolał rozmowę ze mną, a nie z nią.
Reszta obiadu minęła spokojnie. Nasi rodzice wymienili się najciekawszymi informacjami, pochwalili się czym tylko mogli i nasi goście zaczęli zbierać się do wyjścia.
- Sashi, spotkamy się jeszcze, co? - Zapytał Kuro, gdy zbierali się do wyjścia.
- Jak to miło, że się zaprzyjaźniliście - Stwierdziła jego matka - Kuro mógłby pomagać Sashiemu w lekcjach. I waszej córce też, nie wspominaliście jak jej idzie w szkole.
- Oh, to świetny pomył - Ojciec uśmiechnął się delikatnie, ale widziałem, jak coś w nim pęka wewnętrznie. - Ale Sashi jest bystry, ze wszystkim sobie poradzi. Zresztą oboje mają rewelacyjnych korepetytorów, więc nie będziemy kłopotać waszego syna - Stwierdził spokojnie. Powstrzymałem się od przewrócenia oczami i wyciągnąłem rękę w stronę Kuro.
- Do zobaczenia.
Ścisnął moją dłoń i zaraz potem wyszedł razem ze swoją rodziną. W końcu trochę spokoju...
- Dobrze się zachowaliście... co do ciebie Pai to miałbym zastrzeżenia, ale dobrze, że nie przynieśliście nam wstydu - Kiwnąłem głową. Moja siostra tylko coś prychnęła. Była widocznie wściekła, że Kuro przez cały wieczór nawet nie zwrócił na nią uwagi. Raczej przywykła do tego, że była w centrum zainteresowania. A nawet jeżeli nie była, stawała się po kilku głębszych. Teraz nie mogła sobie nawet na to pozwolić, a każda z jej sekretnych technik najpewniej zgorszyłaby nie tylko chłopaka, do którego zarywała, ale też wszystkich naokoło. I teraz nie byłoby tak zabawne, jak na jej imprezach.
- Nie przynieśliście nam wstydu myślę, że zasłużyliście sobie na małą premię - Powiedziała matka ze spokojem, chociaż chłodnym uśmiechem. - No dobrze, pani Oksana tutaj posprząta, a wy... - Wzięła ze swojej torebki portfel i wyciągnęła z niego dwie stówki, po jednej dla każdego z was. - A teraz zajmijcie się sobą, ja idę popracować.
- Nie zróbcie nic głupiego - Dodał ojciec i już miał odwrócić się i ruszyć na górę, do swojego biura, kiedy się zatrzymał. - Sashi, mógłbyś się trochę bardziej postarać. Byłoby miło, gdybyś dostał się klasę wyżej, nie sądzisz?
- Sądzę - Powiedziałem cicho. Spodziewałem się tego z ich strony, chociaż miałem nadzieję, że do tego nie dojdzie. I tak nie miałem czasu dla siebie, nie wyobrażałem sobie jak miałem się uczyć jeszcze więcej. Tę uwagę zachowałem jednak dla siebie. Wolałem nie sprowokować ich do tego, żeby znaleźli mi czas na jeszcze więcej zajęć. Z pewnością by mi udowodnili, że jestem w stanie to zrobić.
- Super, to ja idę do sklepu. Przyda mi się chwila wytchnienia po tej okropnej kolacji. I kupię coś sobie, żeby temu głupiemu, ślepemu chłopakowi wylazły oczy na wierzch - Uśmiechnęła się triumfalnie. - Zresztą co ja ci będę mówić. Przecież ty kompletnie nie znasz się na stylu.
Pomachała mi jeszcze pieniędzmi przed nosem i sama pobiegła do swojego pokoju, najpewniej, żeby zwołać koleżanki na jutro na zakupy. Akurat ona mogła sobie na to pozwolić. Bardzo lubiła towarzystwo zarówno nowobogackich, tępych laseczek, które razem z nią wydawały fortunę na ciuchy i buty, jak i dziewczyn ze znacznie gorszej sytuacji finansowej, które gotowe były cały dzień łazić za nią jak wierne pieski, byleby tylko dostać chociażby pasek, czy bluzkę. Ja bym zdecydowanie tak nie mógł... przyjaźń oparta wyłącznie na materialnych pobudkach to nie była przyjaźń. A co gdybyśmy nagle... może nie zbankrutowali, z tym ja też bym sobie pewnie nie poradził, ale gdybyśmy musieli ograniczyć wydatki? Jeść tańsze jedzenie, nie chodzić do restauracji i sklepów... ja pewnie miałbym z tym problemy, ale chyba Pai popełniłaby samobójstwo. Była gotowa na absolutnie wszystko, by mieć to, co chce. A chciała zwykle bardzo, bardzo dużo.
Znużony udałem się na górę, ponownie do lekcji, które zadał mi sensei. Gdy usiadłem przy biurku, patrzyłem na zeszyty i miałem wrażenie, jakby ktoś je napisał w jakimś antycznym języku. Nagle głowę całkowicie zaprzątnęła mi jedna, okropna, przerażająca myśl, o której nie miałem siły ani możliwości myśleć przez to wszystko co się działo.
...pocałowałem faceta... naprawdę pozwoliłem się pocałować przez faceta... to było obrzydliwe... więc dlaczego to było tak przyjemne?
Przyłożyłem w zamyśleniu dłoń do ust, które nagle zaczęły mrowić. Pamiętałem ogień, który całkowicie ogarniał moje ciało, pamiętałem fajerwerki w głowie... i to wszystko takie rzeczywiste, a jednocześnie takie nierealne. Sensei powiedział mi, że kiedy się zakocha, nie będzie miała dla niego znaczenia płeć, ale... to przecież nie było normalne, żeby faceci umawiali się z innymi facetami. Nie tak działał świat.
...a jednak go pocałowałem...
Nawet legalnie nie mogli wziąć ślubu. To musiałby być nieformalny związek do końca życia, nawet jeżeli byliby całkowicie pewni, że chcą to udowodnić.
...podobało mi się to...
Nikt by tego nie zaakceptował. Ani rodzina, ani znajomi.
...zrobiłem to z własnej, nieprzymuszonej woli...
Musieliby się ukrywać do końca życia i znosić irytująca pytania typu: ,,kiedy zamierzasz się w końcu ustatkować".
TO DLACZEGO JA SIĘ W OGÓLE NA TO ZGODZIŁEM! Nie musiałem tego robić, mogłem powiedzieć nie, wyzwać go i jak najszybciej się ulotnić... więc co mnie powstrzymało? Aż tak byłem ciekawy? Naprawdę?
Odrzuciłem zrezygnowany długopis i położyłem się na biurku. Byłem ciekawy, to jedyne wytłumaczenie. Więc dlaczego nie mogłem o tym zapomnieć? Może dlatego, że to był mój pierwszy pocałunek... w końcu Sensei...
Poderwałem się gwałtownie. No tak... on wcale tego nie zrobił dlatego, że mu się podobam, albo coś gorszego. Po prostu stwierdził, że da mi taką lekcję. Byłem smutny, załamany, nigdy nie miałem dziewczyny i nie rozumiałem... w sumie dalej nie rozumiem, jak można być gejem. Chciał mi to pokazać, nic więcej. To była po prostu lekcja... wredny dupek, mógł mi od razu to powiedzieć! Przynajmniej bym się tak nie denerwował! Cholera, jak dobrze, że nie zastanawiałem się nad tą sprawą przy obiedzie. Chyba bym tam umarł z zażenowania... a senseiem musiałem się rozmówić przy najbliższej okazji...
...bo teraz przynajmniej miałem pewność, że chcę dalej do niego chodzić na zajęcia. Na pewno perwers jeden już od początku lekcji planował mnie pocałować, a jednak nie okazywał tego. To znaczyło, że potrafi oddzielić pracę od tych swoich okropnych perwersji... a był dobry jako nauczyciel, więc szukanie teraz nowego korepetytora i powtarzanie z nim wszystkiego wydawało się co najmniej bezsensu. Dlatego będę się uczył z senseiem, a po lekcji porządnie go ochrzanię.
Wziąłem głęboki oddech, ale nie pomogło mi się to uspokoić. Podszedłem więc do okna i otworzyłem je na oścież. Wieczorne powietrze przyjemnie ogarnęło pokój. Chwilę jeszcze się uspokajałem. Potrzebowałem czegoś, żeby nie myśleć o senseiu, bo oszaleję.
Odruchowo zerknąłem na laptop i ponownie ogarnęło mnie przygnębienie. Nie miałem nawet siły go odpalić. Zwłaszcza, jeżeli miałbym przeczytać dalszą część skarg, zażaleń i nienawiści skierowanej w moją stronę. Żałowałem, że w ogóle chciałem zorganizowałem tej wyjazd...
Telefon za wibrował, informując mnie o przychodzącej wiadomości.
,,Odpisz mi kurwa" - Brzmiała krótka, zwięzła wiadomość wysłana przez Pitta. Zabawne, nie sądziłem, że po ,,spierdalaj" da mi jeszcze o sobie znać. Niechętnie włączyłem na telefonie internet, a z facebooka przyszło do mnie kilka wiadomości.
,,Sashi, mógłbyś nas proszę nie ignorować? Skoro obiecałeś załatwić nam ten wyjazd, to mógłbyś chociaż zrobić to do końca, a nie wycofywać się w ostatniej chwili."
,,Sashi, przestań się zachowywać jak dziecko i odpisz nam. Jeżeli masz zły humor to nie rób gównoburzy tylko normalnie z nami porozmawiaj."
No i wiadomość od mojego niedoszłego kolegi, przyjaciela... nie wiedziałem nawet teraz, jak nazywać tych ludzi.
,,Wiesz co, jak już pierdolisz takie bzdety, że starasz się, żeby wyszedł fajny wyjazd, to mógłbyś się z tego wywiązywać, a nie nagle strzelać focha i nas olewać. Zwłaszcza, jak wszyscy się już zadeklarowali, że jadą i się nastawili, a ty tylko narzekasz i robisz problemy. No kurwa, jak to taki problem, to za rok sami załatwimy sobie domek. Teraz tylko mógłbyś dokończyć to, co zacząłeś."
Przeczytałem wszystkie wiadomości, ale nie miałem pojęcia, czy chcę gdziekolwiek z nimi jechać. Zwłaszcza po tym, jak mnie potraktowali... no i że dalej traktowali mnie jak żywą skarbonkę. Najchętniej odwołałbym po prostu ten wyjazd i spędził ten tydzień w domu... ale już się zadeklarowałem, umówiłem się z rodzicami... odwołanie tego w tej chwili, nawet jeżeli mieliśmy jeszcze trochę czasu, nie byłoby fair. Chociaż z drugiej strony, pewnie teraz się po wkurzają, a potem do kilku dni przed wyjazdem nie odezwą się słowem. Z dwojga złego nie miałem pojęcia co jest bardziej bolesne, czy te teksty, czy całkowite olewanie, do czasu, aż nie będą potrzebować moich pieniędzy, albo mojej zgody na to, żeby przenocować u mnie, czy żebym załatwił kluczyki.
...dlaczego ludzie muszą być tak obłudni i materialistyczni?
Nagle poczułem niemal bolesną potrzebę. Potrzebę naprawdę kogoś mi bliskiego. Kogoś, komu będę mógł całkowicie zaufać i kto nie zdradzi mnie tak samo jak wszyscy inni.
Naprawdę... oddałbym wszystkie pieniądze... cholera, zamieszkałbym nawet pod mostem, żeby móc znaleźć sobie kogoś takiego...
Hej,
OdpowiedzUsuńco za rodzice, byli grzecznie to stówka... czyżby Kuro interesował się Sachim, ech co za ludzie jak oni nie odpisywali to było dobrze, a jak Sachi nie odpisuje to już źle... niech pojedzie z senseiem ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, oj jak mnie tacy ludzie wkurzają... byliście grzeczni to po stówce... czyżby Kuro interesował się Sachim? a ci niby przyjaciele jak oni nie odpisywali to było dobrze, a jak Sachi nie odpisuje to już jest źle... niech pojedzie z senseiem do tego domku ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, byliście grzeczni to po stówce macie... nie znoszę takich ludzi, wydaje mi się, że Kuro interesuje się Sachim jako no partner, niech może pojedzie z senseiem do tego domku ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga