wtorek, 22 listopada 2016

Lekcja życia XII - Randka

Cześć, wybaczcie, że w ten weekend nie było postu i wstawiam go dopiero teraz. Troszeczkę miałam spraw na głowie, wszystko mi się waliło, nie miałam na nic chęci i ogólnie czułam się beznadziejnie.
Dopiero dzisiaj stwierdziłam, że najwyższy czas wziąć się w garść i wstawić zaległy post.
P.S jeżeli ktoś czekał na wydanie przeze mnie książki, o której wspominałam w jednej części ,,Zajączka" to wygląda na to, że jeszcze będzie musiał poczekać. Wybaczcie.
******************

Pod blok senseia podjechałem z pięciominutowym spóźnieniem. Zeskoczyłem ze skutera i pobiegłem do klatki. Wyminąłem się z jakimś chłopakiem w drzwiach i pobiegłem na górę schodami. Na właściwie piętro dotarłem całkowicie zdyszany. Już miałem zapukać, kiedy drzwi same się otworzyły.
- Przepraszam za spóźnienie... - Wydyszałem z trudem. Sensei nie wyglądał na złego. Właściwie to wyglądał tak jak zawsze. Uśmiechnął się przyjaźnie gdy mnie zobaczył i odsunął się, żeby mnie wpuścić.
- Już myślałem, że się przestraszyłeś i odwołasz nasze lekcje - Zaśmiał się, zamykając za mną drzwi. - Tych językowych i tych drugich. No dobra, to chodź do salo...
- Czekaj - Powiedziałem stanowczo, prostując się nagle. W moim głosie wciąż było słychać wyraźne zmęczenie, ale musiałem powiedzieć, co myślę o tych lekcjach. - W sprawie tych... drugich lekcji...
Kiedy sensei spojrzał na mnie pytająco, straciłem pewność siebie. Panicznie zacząłem przetrząsać kieszenie. W końcu, w lewej tylnej kieszeni znalazłem napisaną wcześniej karteczkę. Otworzyłem ją i chciałem przeczytać to co napisałem, ale nagle głos ugrzązł mi w gardle. Tetsui patrzył na mnie coraz bardziej zaskoczony, ale również coraz bardziej rozbawiony. W końcu, na granicy paniki i łez, po prostu wepchnąłem mu kartkę w ręce. Przerażony wbiłem wzrok w ziemię i czekałem, aż ją przeczyta. Gdy usłyszałem nad sobą rozbawione prychnięcie, przez chwilę byłem pewny, że się popłaczę. Pewnie też bym to zrobił, gdyby nagle nie objęły mnie ramiona senseia.
- To naprawdę urocze - Usłyszałem nad sobą jego głos. Łagodnie zaczął gładzić moje plecy, a potem czułym gestem zmierzwił włosy. Potem oparł dłonie na moich ramionach i odsunął mnie od siebie. - Czyli zdajesz się na mnie, tak? - Pokiwałem głową. - No dobrze, coś wymyślę. Swoją drogą. Spóźniłeś się, bo pisałeś ten list?
- N-nie... - Wymamrotałem, dalej wbijając wzrok w ziemię. Cały byłem czerwony, a przyznawanie się do tego, co właściwie robiłem, wcale mi nie pomagało. - Ja... tak jakby... się uczyłem...
- Angielskiego? Przecież zawsze wszystko odrabiasz z wyprzedzeniem i...
- NIe... ja... uczyłem się... o związkach i... i ogólnie... -Wymamrotałem coraz bardziej przerażony i coraz bardziej zażenowany. Nad sobą usłyszałem pełne zrozumienia: ,,ahaaaa".
- I co, dowiedziałeś się czegoś ciekawego? - Zapytał z pewnym rozbawieniem - Chodź, rozłożysz się w kuchni i zaraz zabierzemy się za lekcję.
Minął mnie i udał się do sąsiedniego pokoju, a ja zażenowany podreptałem za nim. Usiadłem na moim typowym miejscu, kiedy sensei szukał czegoś w lodówce i po szafkach.
- N-no... różnych... różnych rzeczy...
- Na przykład? Skoro się tego uczyłeś, to chyba powinieneś wiedzieć, co? - Zapatrzony w blat usłyszałem tylko rozbawione prychnięcie. - No dawaj, sprawdzenie pracy domowej przed lekcją to niejako mój obowiązek.
- N-nie nabijaj się ze mnie... - Wymamrotałem zażenowany, powoli wyciągając swoje książki.
- Przepraszam, nie sądziłem, że weźmiesz tą pracę domową tak na poważnie. Ale skoro tak, to jestem bardzo ciekawy, czego właściwie się nauczyłeś.
- N-no... r-różnych... różnych sposobów... m-między innymi j-jakieś słodycze i... Nie! Nie będę o tym rozmawiać! - Wybuchłem w końcu, gdy nie mogłem wytrzymać zażenowania. Gwałtownie pokręciłem głową, starając się pozbyć z niej wszystkiego, co dzisiaj przeczytałem. Nie było absolutnie żadnej mowy, żebym opowiedział senseiowi o jakich paskudzwach czytałem. Że niby miałem mu powiedzieć, jak to czytałem, jak mógł robić sobie ze mnie stół i jak mnie brać? JEGO NIEDOCZEKANIE!
Rozbawione prychnięcie odwróciło na chwilę moją uwagę od zażenowania, jakie odczuwałem. Podniosłem głowę. Sensei uśmiechał się delikatnie, stawiając przede mną kubek z herbatą.
- Po twojej reakcji mogę stwierdzić, że czytałeś głównie o jakichś świństwach, co? - Nie odpowiedziałem, rumieniąc się jeszcze bardziej i znowu wbijając wzrok w blat stołu. - Nic nie mów, widzę to po twoim spojrzeniu. To naprawdę urocze z twojej strony, ale... wiesz, że seks to nie jedyna rzecz, którą można robić z drugą osobą, co?
- O-oczywiście, że wiem... - Prychnąłem zażenowany. - Ale... nie powiedziałeś na czym mają polegać lekcje z tobą, więc...
- No proszę, chyba nie myślałeś, że tylko dlatego, że interesuję się chłopcami, to natychmiast zaciągnę cię do łóżka? - Jego ton jak zwykle był przyjazny, ale usłyszałem w nim pewien wyrzut. Skuliłem się w sobie, jeszcze bardziej zażenowany. Nie miałem pojęcia czego powinienem się spodziewać po tych lekcjach i... raczej się spodziewałem, że w końcu do tego dojdzie. - Chyba powinienem się obrazić. No ale cóż, chyba między innymi tego miałem cię nauczyć, co? - Westchnął ciężko, ale nawet w tym westchnieniu było coś na wzór rozbawienia, niepewności, albo raczej... złośliwości, której brzmienie miałem poznać dopiero za chwilę. - No dobra, pieprzyć angielski, zaczniemy od innej lekcji - Wyprostował się gwałtownie i spojrzałem na senseia. Dalej stał w tej samej, dumnej pozycji, ale teraz uśmiechał się z pewnością siebie. Otworzyłem już usta, żeby zapytać, w takim razie jaką lekcję chce poprowadzić, ale nawet nie miałem na to czasu.
- Idziemy na randkę - Stwierdził to tak pewnym siebie tonem i tak spokojnie, że już całkowicie mnie zatkało i nie wiedziałem co powiedzieć.
- Co? - Udało mi się wymamrotać przez ledwo kontaktujący umysł. Nigdy nie nadążałem za senseiem. Przed chwilą był wściekły, a teraz mi oświadczał, że zabiera mnie na randkę.
- Słyszałeś. Zostaw plecak i zakładaj buty. W zeszycie napisz temat lekcji: ,,Jak zacząć związek - randki".
W tej chwili byłem tak oszołomiony, że o mały włos rzeczywiście nie zacząłem szukać zeszytu, co z pewnością bym zrobił, gdyby sensei nie zaciągnął mnie nagle do przedpopokoju.
- Naprawdę ci się wydaje, że w relacjach międzyludzkich chodzi tylko o seks? - Wcisnął mi w ręce moje buty, a sam zaczął zakładać własne. - Nie powiem, jest to ważne, ale to zostawmy na zupełnie inną lekcje. Zaczniemy od lekcji normalnego, młodzieńczego związku. Ach, aż poczułem się jak nastolatek. Zbieraj się, znam świetne miejsce na randkę.
- Ale... tak od razu...
- No co, chciałeś się uczyć, nie? No to pierwsza lekcja. Gdzie chodzimy na randki i co na nich robimy. Chodź.
Ledwo założyłem buty, ciepła dłoń senseia zacisnęła się na mojej dłoni, aż poczułem przyjemne ciepło w sercu i na policzkach. Nie sądziłem, że dotyk innej osoby, coś tak błahego jak trzymanie za ręce może być aż tak... kojące.
Sensei wyciągnął mnie na klatkę schodową, a potem poprowadził na dół. Pozwalałem mu trzymać się za rękę przez jakiś czas, jednak już piętro niżej nabrałem dziwnego wrażenia, że powinienem jakoś odwzajemnić uścisk, czy zrobić cokolwiek... byłoby to dla mnie o wiele łatwiejsze, gdyby sensei przerobił ze mną tę lekcję. Niepewnie ścisnąłem jego rękę w delikatnym uścisku. Nie skomentował tego w żaden sposób, więc stwierdziłem, że nie robię tego jakoś bardzo źle.
Wyszedłem za nim na zewnątrz, jednak wstyd, że w ogóle idę z facetem na randkę szybko przyćmił wstręt, gdy zdałem sobie sprawę, że idziemy w stronę parkingu. Naprawdę brzydziła mnie sama myśl, że znowu będę musiał wejść do tego samochodu, ale ze względu na ,,randkę" jaka mnie czekała, postanowiłem to jak najlepiej ukrywać.
- No dobrze, lekcja pierwsza. Randki - Zaczął sensei, zaskakująco profesjonalnym tonem, jakby prowadził ze mną normalną lekcje... mimo, że wiedziałem, że właściwie to jest lekcja, to... poczułem się trochę dziwnie. - Jest to spotkanie, w którym dwie osoby postanawiają spróbować zacieśnić swoje relacje. Zazwyczaj przed randką wypada zapytać: ,,hej, pójdziesz ze mną na randkę?", ale biorąc pod uwagę to, że jest to lekcja, to to sobie odpuścimy. Następnym razem, jak będziesz chciał ze mną wyjść, to musisz to powiedzieć, jasne?
Dalej ciągnąc mnie za sobą, odwrócił się przez ramię i uśmiechnął się szeroko, a mnie nagle zalało dziwne uczucie ciepła.
- W-w ramach lekcji? - Zapytałem niepewnie. Ku mojemu zaskoczeniu, serce gwałtownie mi przyspieszyło, a sam zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony. Tłumaczyłem sobie, że to przecież tylko lekcje, a nie prawdziwa randka, a jednak nie mogłem się pozbyć zdenerwowania, jakbym naprawdę miał iść na pierwszą w życiu randkę.
- Oczywiście, że tak. Chociaż jeżeli kiedyś zapragniesz iść ze mną na prawdziwą randkę, to może nawet się zgodzę - Zaśmiał się krótko i... puścił mi oczko, a ja nie mogłem pozbyć się myśli, czy był to żart, czy przypadkiem nie mówił na serio. Stwierdziłem, że nie zamierzam tego analizować, bo całkowicie stracę pewność siebie.
Zatrzymaliśmy się przed samochodem senseia. Dalej wyglądał obleśnie i nie chciałem do niego wsiadać, ale odpuściłem sobie mówienie tego na głos. Uśmiechnąłem się tylko, gdy Tetsui szarmancko otworzył przede mną drzwi od strony pasażera, chociaż miałem wrażenie, ze to trochę uwłaczające, traktować w ten sposób faceta.
- Umm... sensei? Tak sobie myślę, że chyba nie powinieneś przede mną otwierać drzwi, bo...
- A co w tym złego? - Silnik zarzęził niezadowolony, że ktokolwiek każe mu działać. Po kilku próbach w końcu odpalił i powoli potoczyliśmy się w kierunku wyjazdu z parkingu. - Co prawda w związkach homoseksualnych raczej nie ma podziału na mężczyznę i kobietę, ale to nie znaczy, że nie mogę traktować cię z takim szacunkiem, z jakim traktowałbym kobietę. Ale jeżeli ci to przeszkadza, to lekcja druga, mów o tym.
- T-to... wolałbym, żebyś nie otwierał przede mną drzwi... - Powiedziałem niepewnie.
- Zanotowane. Przychodzi co coś jeszcze do głowy, czego nie chciałbyś, żebym robił?
- N-no... na razie nie... właściwie to gdzie jedziemy? - Wyjechaliśmy na drogę. Kierował się najpierw w stronę mojego mieszkania, ale na skrzyżowaniu zamiast skręcić, pojechał dalej prosto.
- Tajemnica. Niespodzianki to podstawa dobrego związku. A ta mam nadzieję, że ci się spodoba. Nie ma żadnej rzeczy, której nie możesz robić ze względu na choroby, czy coś?
- M-myślę, że nie... chociaż... nie mam najlepszej kondycji, więc raczej nie przepadam za sportami...
- Zapamiętam sobie. Ale przygotuj się na coś naprawdę fajnego.
Pokiwałem głową i wbiłem wzrok za okno. Poznawałem okolicę, przynajmniej do czasu, aż nie wyjechaliśmy z mojej dzielnicy. Potem sensei jeździł mniejszymi uliczkami, wjechał na drogę szybkiego ruchu, a w końcu znaleźliśmy się na prostej drodze. Dookoła były jakieś większe sklepy, ale wszystkie w znacznej odległości od siebie, więc było raczej pusto. W końcu skręcił na nieduży parking. Otaczało go kilka przylegających do siebie budynków. Na kilku był podpisy typu: ,,opony", wulkanizacja", ,,myjnia", ale nic, co by się nadawało na lekcję o randce.
- Jesteś pewny, że to tutaj?
- Absolutnie - Stwierdził pewny siebie i opuścił samochód. Nie byłem całkowicie przekonany, ale też wyszedłem. Może najpierw chciał coś kupić, a dopiero potem...
Spojrzałem na otaczające nas budynki, potem na samochód senseia i na samego senseia. Teraz rzeczywistość w końcu do mnie dotarła. Przecież nie chodziło o lekcje, ani tym bardziej randki... więc jednak chciał mnie tylko wykorzystać, jak wszyscy? Teraz tłumacząc mi, że to jednak randka, każe mi odremontować swój samochód? Jak mogłem być tak głupi, żeby uwierzyć, że on jest inn...
- Hej, Sashi - Odwróciłem głowę w stronę senseia, już całkowicie pozbawiony wcześniejszego dobrego humoru. Trzymanie za ręce, gadanie o randce, to wszystko... - Idziesz? - Podążył za moim wzrokiem do banerów reklamujących usługi samochodowe i uśmiechnął się z widocznym rozbawieniem. - Nie wiedziałem, że interesuje cię motoryzacja. Następnym razem pójdziemy na wyścigi, albo gokarty - Zaśmiał się krótko, co całkowicie zbiło mnie z tropu. Skazałem go już całkowicie na straty i nie spodziewałem się, że jeszcze mnie zaskoczy.
- T-to nie tu? - Zapytałem naprawdę zaskoczony. Sensei zresztą też, gdy zobaczył moją konsternacje. Po chwili, gdy intensywnie wpatrywaliśmy się w siebie, po prostu wybuchł śmiechem. - Chyba nie myślałeś, że będziemy podziwiać warsztaty samochodowe?
Wyciągnął rękę w moją stronę, a ja z oszołomieniem malującym się na twarzy, niemal nieprzytomnie go złapałem. Pociągnął mnie za sobą w stronę jednego z budynków, który wyjątkowo nie był w żaden sposób podpisany. Musieliśmy go obejść dookoła, bo wejście było umieszczone z tyłu. Dotarliśmy do szarych, całkowicie niepozornych drzwi. Wyglądało jak wejście na zaplecze do jakiegoś sklepu, ale na pewno nie jak miejsce, do którego udałbym się na randkę.
- Jesteś pewny?
W odpowiedzi dostałem tylko delikatny uśmiech i sensei otworzył przede mną drzwi. Rozbrzmiała głośna muzyka, a ja mogłem zobaczyć pokój wewnątrz. Było tam niemal całkowicie ciemno, a głównym źródłem światła były kolorowe lampki, które latały po całym... dopiero jak przywykłem mniej więcej do ciemności, zdałem sobie sprawę, że jest to rodzaj toru...
Wszedłem do środka i rozejrzałem się mocno zaskoczony. Gdy moje oczy przywykły do ciemnego pomieszczenia, mogłem dostrzec szczegóły. Większość pomieszczenia zajmował kwadratowy tor, po którym jeździło kilka osób. Nawet ściany były czarne, aczkolwiek przyklejone na nich było kilka fototapet, które nieco rozświetlały pomieszczenie. W kilku miejscach pojawiały się plakaty, również czarne, na których wyróżniał się czerwony napis: ,,I ♥ wrotki".
- Wrotki? - Zapytałem z niedowierzaniem, odwracając się w stronę senseia, który przyglądał się mojej reakcji z zaciekawieniem, a nawet lekkim rozbawieniem.
- Jeździłeś już kiedyś?
- N-no próbowałem rolek i łyżew, ale... raczej z marnym skutkiem. Jakoś nigdy mi to nie wychodziło...
- No to czas cię przekonać do wrotek. Są o tyle fajne, że łatwo się na nich stoi. Nie jak na rolkach czy łyżwach - Błysnął szerokim uśmiechem i skierował się do kasy, która bardziej przypominała mi sklepik szkolny, wbudowany w ścianę, niż kasę. Obok stała lodówka z zimnymi napojami, a zaraz za plecami chłopaka od wydawania biletów, znajdowały się całe rzędy półek z rolkami i ochraniaczami.
- No cześć - Chłopak podniósł głowę na senseia i aż uśmiechnął się, gdy zobaczył jego pogodną twarz.
- Tetsui, dawno cię tu nie było. Chyba nagle nie stwierdziłeś, że jesteś na to za stary? - Kiedy wstał z krzesła, mogłem zobaczyć, że jest trochę niższy od senseia. Mógł mieć około 20 lat, ale równie dobrze mógł po prostu wyglądać młodziej, bo był widocznie wysportowany. Miał czarną koszulkę z logo wrotkarni i krótko ostrzyżone włosy. - Ten sam numer co zawsze?
- Jeszcze się to nie zmieniło - Powiedział z uśmiechem. - I druga para dla mojego przyjaciela - Dopiero teraz chłopak zwrócił na mnie uwagę. Niski, chuderlawy, speszony i zarumieniony raczej nie byłem zbyt godny uwagi. kiwnąłem głową i wyszeptałem ciche: ,,dzień dobry".
- Nie wiedziałem, że masz dzieci - Sprzedawca wyglądał na naprawdę zaskoczonego, gdy sensei oparł dłoń na moich plecach i podprowadził do kasy.
- No proszę, jeszcze aż tak stary nie jestem - Zaśmiał się krótko, ale w tym rozbawieniu było pewne speszenie. Nawet nie chodziło o jego wiek. Miałem wrażenie, że bardziej przejmuje się mną, w czym jeszcze bardziej przekonał mnie fakt, że zerknął przy tym w moją stronę. Byliśmy w końcu na takiej - jakby - randce, sprzedawca wziął mnie za jego syna... było to trochę upokarzające. - To mój uczeń. Zabrałem go tutaj, żeby się trochę rozerwał - Powiedział bez najmniejszego speszenia, chociaż chłopak spojrzał na niego z nieukrywanym zaskoczeniem.
- No wiesz... dobra, nie moja sprawa, jak traktujesz uczniów, ale to jest trochę chore. Ile ty masz w ogóle lat? Rodzice wiedzą, że tu jesteś?
Zarumieniłem się jeszcze bardziej. Świetnie, tego jeszcze brakowało, żeby sensei został oskarżony o pedofilię.
- Szesnaście... - Wymamrotałem, spuszczając wzrok.
- Daj spokój, nie jest dzieckiem. Chociaż... do ilu lat jest zniżka dla nieletnich? - Uśmiechnął się promiennie. Na ramionach poczułem jego dłonie i delikatny uśmiech.
- Też jest za stary. Dwa normalne plus wrotki, tak? Jaki nosisz rozmiar, młody? - Wyjrzał nieco z swojego okienka i zerknął na moje stopy. - No dobra, już wiem, dajcie mi chwile.
Rzucił i zniknął gdzieś między półkami. Czułem się w tym miejscu coraz dziwniej i dziwniej, a najgorsze czekało mnie z chwilą, gdy całkowicie stracę stabilny grunt pod nogami.
- Dwie wejściówki i dwie pary wrotek z ochraniaczami, to razem będzie czterdzieści - Odruchowo sięgnąłem już po portfel, ale powstrzymał mnie jeden gest. Dłoń nakryła moją dłoń, w której już trzymałem portfel. Gdy podniosłem głowę, zobaczyłem zaskoczony, że i tym razem sensei planuje za mnie zapłacić. Położył banknoty na ladzie, a mężczyzna po drugiej stronie podał każdemu z nas wrotki, oraz całą tonę ochraniaczy, które z trudem było mi nawet utrzymać. Sensei poszedł przodem na ławkę, gdzie odłożył zostawił cały ekwipunek.
- No dobrze, teraz będzie najciekawiej. Najpierw zakładasz ochraniacze na kolana, potem wrotki, potem ochraniacze na łokcie i nadgarstki na koniec. Zawiąż porządnie sznurówki, bo jak wplączą ci się w koła to nie będzie fajnie.
- Sensei... dlaczego za mnie płacisz? - Zapytałem niepewnie. Nie chciałem na niego patrzeć, na współczucie w jego oczach, ani rozbawiony uśmiech, gdyby mówił coś w stylu: ,,jak to dlaczego? Przecież jestem dorosły, a ty jesteś dzieckiem, muszę za ciebie płacić". Co najdziwniejsze, nawet nie wiedziałem, dlaczego taka odpowiedź by mnie zabolała. W jego oczach z całą pewnością byłem dzieckiem. Buszowałem po ochraniaczach, starając się je jakoś sensownie podzielić na te na kolana, łokcie i nadgarstki. Ostatnie łatwo było znaleźć, ale cała reszta to była jakaś pieprzona zagadka. - Przecież mam pieniądze...
- Jak to dlaczego? - Rozbawiony głos tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że moje obawy są słuszne. Gdy próbowałem rozgryźć, do czego są ochraniacze, które właśnie trzymałem, sensei delikatnie zabrał mi z ręki jeden z nich i wcisnął drugi, niemal identycznie wyglądający, tylko trochę większy. - Te są na kolana. I wiesz, takie są zasady, że osoba zapraszająca powinna płacić. I to nie tylko podczas randek, ale ogólnie tak się przyjęło. Jak kiedyś mnie zaprosisz, używając zwrotu, którego cię nauczyłem, to ty zapłacisz - Wciąż z szerokim uśmiechem zmierzwił moje włosy w przyjacielskim geście.
- A... czemu wrotki? - Wciąż starałem się unikać jego spojrzenia, gdy próbowałem nałożyć poprawnie ochraniacze. Sensei nie skrytykował sposobu, w jaki to robiłem, więc uznałem, że nie mogę robić tego źle. Gdy uporałem się już z kolanami, nałożyłem wrotki. Nie musiałem nawet wstawać, by czuć jak okropnie niekomfortowo się na tym chociażby stoi. Jakoś nie wyobrażałem sobie, żeby ktoś w wieku i postury senseia mógł się na tym swobodnie poruszać. W ogóle dziwnie byłoby patrzeć na faceta, który jeździ na wrotkach.
- Bo to jest fajne - Przyznał rozbawiony. - To jak sport, tylko znacznie zabawniejszy. Poczekaj, pomogę ci z ochraniaczami na nadgarstki - Chwycił moją dłoń, którą z marnym skutkiem próbowałem włożyć w ochraniacz. Miałem wrażenie, że pod wpływem jego dotyku zaczynam drżeć, co on sam pewnie też zauważył. Wziął drugi z ochraniaczy, odwrócił go i wsunął na moją dłoń. Mogłem sam je zapiąć, ale w tym też mnie wyręczył. Zresztą tak samo jak z drugim ochraniaczem. - Spodoba ci się, gwarantuję. Też kiedyś byłem w stosunku do tego sceptycznie nastawiony, ale osobiście się w tym zakochałem.
Spojrzałem niepewnie na moje stopy, które wydawały się dziwnie oderwane od ziemi, co naprawdę mi się nie podobało.
Sensei pierwszy wstał z ławki i z zaskakującą zwinnością przesunął się przede mnie, z wyciągniętymi rękoma w moją stronę. Gdyby nie ten jego uśmiech, tak szczery i pewny siebie, pewnie bym się nie odważył nawet wstać, ale jakaś dziwna siła coraz bardziej i bardziej ciągnęła mnie do niego. Chwyciłem ciepłe dłonie, które oplotły tak dokładnie moje, że byłem przekonany, że cokolwiek by się mnie stało, mnie nie puszczą. Ostrożnie się podniosłem, czym sprowokowałem kółka do posunięcia się do przodu. Jęknąłem przerażony i zachwiałem się do tyłu, ale zostałem utrzymany w pionie, nie mam nawet pojęcia jak.
- Brawo, najgorsze za nami - Usłyszałem dosłownie nad głową głos senseia. Nie chciałem znaleźć się w takiej pozycji jak teraz, z twarzą praktycznie wtuloną w jego pierś, ale wrotki widocznie lepiej ode mnie wiedziały, czego chcę. - Teraz ostrożnie wjedziemy na tor i zrobimy kilka kółek. Będę cały czas cię trzymał za rękę, więc nie masz się czego bać, jasne? W razie czego chwycisz się mnie jeszcze mocniej, dobrze?
Otworzyłem usta, ale nie wydobył się w nich kompletnie żaden dźwięk, jakby ciepło bijące od senseia i spokojny, cichy dźwięk jego serca całkowicie odbierały mi głos. Miałem pojęcia czemu, w końcu... on był facetem. To było całkowicie nienaturalne, a jednak... lubiłem, gdy był przy mnie, lubiłem, gdy mnie przytulał i trzymał za rękę... czasami miewałem nawet chwilę, krótkie, niepewne przebłyski świadomości, która podsuwała mi ostrożnie myśl. Krótką, drżącą, jakby przerażoną samą w sobie i jednocześnie przerażającą, że może wcale nie chcę tych lekcji, tylko... czegoś innego. Jednak jeżeli w głowie nawet pojawiały mi się takie myśli to na krótko, zaraz znikały, a i tak były niewyraźne, że bywało, że zastanawiałem się, czy to na pewno była moja myśl, a nie tylko złudzenie umysłu.
_________________________________________________________
fp - https://www.facebook.com/HistorieYaoi/?fref=ts
ask - http://ask.fm/Historieyaoi

4 komentarze:

  1. Nie wiem czy to nie jakaś późno-jesienna depresja. Bo ja czuję się bardzo podobnie... Więc rozumiem.

    A co do rozdziału... To ja chce więcej. W sumie nie zastanawiałam się nad różnicą wieku między nimi. I mam wrażenie, że coś się stanie na tych wrotkach. Ale to może dlatego, że sama nie umiem jeździć. Po całej zimie umiałam jeździć na łyżwach jako tako... Co z tego, że przez miesiąc chodziłam jak pokraka, bo kolano bolało... Tylko ja nie miałam takiego Nauczyciela jak on...

    Weny i chęci do życia życzę
    Nirana

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    słodko, uroczo, cudownie, och to było naprawdę piękne... Sachi nie wykrztusił ani słowa tylko podał kartkę... no i randka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka,
    cudownie, słodko... to było piękne... Sachi, Sachi jest rozczulający  nie wykrztusił ani słowa tylko podał kartkę... ;) no i ta randka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    fantastycznie, cudownie, słodko... to było... piękne naprawdę... Sachi jest taki rozczulający, nie zdołał wykrztusić ani słowa tylko podał kartkę... ;) no i ta randka... uch...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń