Przepraszam, jeżeli w tym rozdziale pojawia się jakiekolwiek literówki, czy błędy. Nie spodziewałam się, że tak szybko znowu wyjadę, a nie chciałamchciałam was zostawić bez rozdziału na kolejny tydzień. Obiecuje to poprawić, jak wrócę do domu, albo będę miała chwile ze stałym internetem.
________________
Usłyszałem dźwięk budzika z sąsiedniego pokoju. Było wcześnie... za wcześnie. Odwróciłem się na drugi bok i przykryłem głowę poduszką. Muzyka w końcu ucichła i wtedy przypomniałem sobie, że przecież mój buzik też lada chwila powinien zadzwonić. Niechętnie podniosłem się z łóżka i rozejrzałem się za telefonem. Przeleciałem wzrokiem po biurku, parapecie i półkach z książkami, ale nigdzie nie widzialem tego, czego szukałem.
Nagle mnie olśniło.
Wspomnienia z wczorajszego wieczoru uderzyły we mnie jak błyskawica. Sensei, kolacja i wyłączony telefon na półce. Cholera, przecież miałem się z nim zobaczyć! Najpierw ta kolacja, ojciec zabrał mi telefon, a ja byłem zbyt wykończony, żeby pamiętać o czymś tak ważnym, jak... sensei...
Zerwałem się z łóżka i wybiegłem z pokoju. W domu na całe szczęście było całkowicie pusto. Chwyciłem krzesło w jadalni i użyłem go, by się dostać do półki z moim telefonem.
- Przepraszam, przepraszam... - Szepnąłem do siebie, włączając komórkę. Serce mi biło jak oszalałe. Byłem wściekły i miałem okropne wyrzuty sumienia. Jak mogłem do tego doprowadzić?
Ekran startowy włączał sie zdecydowanie za wolno. W końcu pojawił się pulpit z motywem kosmosu. W prawym górnym rogu, w miejscu, gdzie powinien być zasięg, teraz pokazywało się przekreślone kółko. Nerwowo przygryzłem zgięty palec wskazujący, czekając, aż mój telefon złapie sygnał. Po chwili ten zaczął piszczeć, informując mnie o dziesięciu nieodebranych połączeniach i dziewięciu wiadomościach.
,,Hej Sashi, gdzie jesteś? Czekam"
,,Coś się stało? Czemu nie odbierasz?"
,,Wybacz, jeżeli cię męczę, ale trochę się stresuję"
,,Jeżeli zrobiłem coś nie tak, to powiedz. Martwię się"
,,Proszę, odbierz telefon. Naprawdę się martwię"
,,Nic ci nie jest? Boję się, że coś ci się stało"
,,Proszę, odbierz. Naprawdę się denerwuję."
,,Dlaczego masz wyłączony telefon? Coś się stało? Mam w głowie same czarne scenariusze. Zadzwoń do mnie, jak tylko to przeczytasz"
,,NIenawidzę tego, że nie mam do ciebie innego kontaktu. Czekam do jutra i idę do twojego domu."
Ze ściśniętym sercem nacisnąłem natychmiast guzik z zieloną słuchawką, żeby oddzwonić do senseia. Dźwięki w telefonie były okropne. Powoli odliczało czas. Sensei pewnie był wściekły... w końcu nie odbierałem telefonu przez całą noc. Że też akurat wczoraj musieli wpaść goście.
- Halo? - Głos w telefonie był pełny napięcia, chociaż słyszalnie zaspany.
- Sensei?
- Sashi - Odetchnął z ulgą, co byo aż nazbyt słyszalne, nawet przez telefon. - Nic ci nie jest? Jak się czujesz? Coś się wczoraj stało?
- Nie, wszystko w porządku. Tak cię przepraszam sensei. Jest mi tak przykro. Ja...
- Na pewno nic się nie stało? Jesteś cały i zdrowy?
- Tak, absolutnie nic mi się nie stało. Rodzice zabrali mi telefon - Po drugiej stronie telefonu usłyszałem odetchnięcie ulgi. - Tak cię przepraszam... nagle przyszli przyjaciele rodziców, nawet się nie zapowiadali. Musielismy się szybko przygotować. Chciałem napisać, ale ojciec zabrał i wyłączyl mi telefon, żeby ten nie przeszkadzał przy obiedzie. A gdy goście sobie poszli byłem naprawdę wykończony i... zapomniałem. Tak okropnie...
- Rozumiem - Jego głos był taki spokojny... on zawsze był taki spokojny. Wczoraj na pewno odchodził od zmysłów, a teraz zachowywał się tak, jakby kompletnie nic się nie stało. - Całe szczęśćie, że nic ci nie jest.
- Jakoś ci to wynagrodzę. Jest mi naprawdę głupio.
- Już ci powiedziałem, że nie ma sprawy. Po protu się martwiłem. NIe mogłeś nic na to poradzić, że rodzice zabrali ci telefon.
Usiadłem na kanapie i uśmiechnąłem się delikatnie, z pewną ulgą. Tak się bałem, że mnie znienawidzi... i wcale bym się nie zdziwił. - Sashi? - Odezwał się znowu głos w telefonie.
- Nie, przepraszam... trochę się zamyśliłem. Na pewno nie jesteś wściekły? - Cisza, jaka zapanwała sprawila, że aż poczułem, jak ściska mi się żołądek.
- Oczywiście, że nie. Martwiłem się, to wszystko. Nie mam powodu, żeby być dla ciebie zły. W końcu nie zrobiłeś nic złego.
- Sensei... i tak cię przepraszam. Wiem - Wstałem gwałtownie z kanapy. - Wpadam dzisiaj do ciebie z jedzeniem. Co ty na to? Tym razem nie nawalę, słowo.
- Powiedziałem, że nic się nie stało - Zaśmiał się, a ja czułem coraz większą ulgę. - Ale jeżeli bardzo chcesz, to możemy się spotkać wieczorem. O osiemnastej kończę zajęcia. I nie pogardzę wtedy czymś ciepłym.
- Może być. To do wieczora. Wynagrodzę ci wczorajszy dzień.
- Nie masz naprawdę co mi wynagradzać. Widzimy się wieczorem - Rzucił i się rozłączył, a ja odetchnąłem z ulgą. Położyłem się na kanapie i przycisnąłem telefon do szybko bijącego serca. Całe szczęście... myślałem, że sensei będzie na mnie naprawdę wściekły. Z jednej strony czułem niesamowitą ulgę, a z drugiej... nie wiem, czy nie wolałbym, żeby na mnie nakrzyczał. Wtedy przynajmniej miałbym pewność tego, co czuje. A tymczasem, ja dalej nie umialem go rozgryźć. Zawsze był taki... taki...
Westchnąłem i zamknąłem oczy.
...sensei był trochę taki jak ja... a jednocześnie tak bardzo inny. Tylko on wiedział, jak bardzo jest mi źle... on na pewno też miał jakieś problemy. Znaczy... o żadnym z nich mi nie opowiadał, ale czasami czułem, że coś przede mną ukrywa. Tak samo jak ja... ale po nim nie dało się tego poznać.
Raz jeszcze spojrzałem na telefon. Zbliżała się ósma. Teoretycznie mógłbym jeszcze isć spać, ale jakoś nie byłem bardzo zmęczony... chyba cała ta sytuacja tak mnie rozbudziła. Przynajmniej sensei już dłużej się nie martwił o mnie. A dzisiaj wynagrodzę mu wczorajszą noc...
wynagrodzę...
wczorajszą noc...
Zmarszczyłem brwi. Czy ja właśnie w tej sposób się wyraziłem? Próbowałem sobie to przypomnieć, ale za nic nie byłem w stanie. Cholera... czy to zabrzmiało tak dwuznacznie, jak mi się wydawało? Czy... czy sensei to wyłapał? A jeżeli tak... czy to oznacało, że chce w końcu... żebyśmy...
Pokręciłem głową. NIe powinienem o tym myśleć. Znaczy...nie powinienem myśleć o tym aż tyle. Pogadam z senseiem... i... i najgorszą część naszych zajęć będę miał już za sobą. Kto wie, może też przy okazji nauczę się trochę pewności siebie? Przy Adzie zadziałało.
Uśmiechnąłem się na myśl, jaka była wściekła. I to dzięki senseiowi. Z jego pomocą... jakoś powinienem przeżyć liceum. A potem... chciałbym, żebyśmy dalej mieli kontakt, jako uczeń i nauczyciel.
Dzień minął szybko. Odrobiłem lekcje i przygotowałem sie na kolejny dzień szkoły. Pai wstała dopiero koło czternastej. Stwierdziłem to po hałasie, jaki się rozlgł, a który Pai nazywała ,,muzyką". Nie, żebym nie lubił dubstepu, ale nie wtedy, gdy rozbrzmiewał w całym domu. Założyłem słuchawki i odpaliłem trochę spokojniejszą muzykę, która trochę zagłuszyła to, co słyszałem w całym domu.
Chciałem, ale nie mogłem przestać myśleć o tym, czy właściwie dzisiaj do czegoś dojdzie. Ostatecznie od godziny szesnastej do siedemnastej siedziałem i przeglądałem strony o gejowskim seksie. Począwszy od gry wstępnej i nastawienia, do technik rozluźnienia się. Trochę o tym czytałem, ale za każdym razem, gyd miałem wrażnie, że do czegoś ma dojść, byłem przekonany, że to dużo za mało. Oczywiście to wszystko przeglądałem przy zamkniętych na klucz drzwiach, żeby przypadkiem Pai nagle tu nie wpadła.
Około siedemnastej wyszedłem z domu. Miałem jeszcze dużo czasu, ale dzisiaj nie chciałem się spóźnić. Na wszelki wypadek wziąłem plecak, do którego spakowałem książki na jutro, piżamę i ubrania. Tak... gdybym miał zostać dłużej.
- PAAAI! - Krzyknąłem z dołu, zakładając buty. - WYCHODZĘ!
- A CO MNIE TO?! - Odkrzyknęła z góry.
- WIESZ, O KTÓREJ BĘDĄ RODZICE?!
- DZISIAJ CHYBA ICH NIE BĘDZIE!
- OK, DZIĘKI! BĘDĘ JUTRO!
- PA!
Chwyciłem klucze i wyszedłem. Na skuterze zacząłem się zastanawiać, co najchętniej by zjadł sensei. Chciałem mu kupić coś pysznego, by mu wynagrodzić wczorajszy dzień. Czy sensei kiedykolwiek mi mówił, jakie jedzenie lubi? Próbowałem sobie przypomnieć, ale nie kojarzyłem nic takiego. Wiedziałem, że czasami jadał w barze obok parku, ale to nie wydawało mi się wystarczająco zadowalające jak na uroczystą kolację.
Przejechałem się na motorze po mieście, rozglądając się za czyś dobrym. W końcu zatrzymałem się przy znajomej, meksykańskiej knajpie. Zamówiłem kurczaka z ryżem i sosem chili, a dla senseia w taki sam sposób przyrządzone żeberka. Czekałem przy stoliku jakieś piętnaście minut, aż kelnerka podała mi dwa zapakowe pudełka z jedzeniem.
Pod domem senseia byłem niemalże równo o osiemnastej. Stanąłęm przed klatką schodową i zadzwoniłem na znany mi numer. Czekałem chwilę i zadzwoniłem ponownie. Tym razem, nim zdążyłem się zniecierpliwić, dostałem SMSa.
,,Jeżeli to ty, to proszę poczekaj chwilę. Mam jeszcze zajęcia"
No tak, sensei mówił, że ma dzisiaj lekcje. Na kilka minut usiadłem na ławce tuż przed blokiem. Wpatrywałem się w drzwi i czekałem.
Te się w końcu otworzyły, a z klatki schodowej wyszła grupka ludzi, wszyscy młodsi ode mnie. Pewnie jedna z początkujących grup, które uczył sensei. Wstałem z ławki i chwyciłem drzwi, nim te zamknęły się za ostatnim dzieciakiem.
Klatka schodowa jak zwykle była przyjemnie chłodna. Nerwowe kroki odbijały się echem wśród ścian, aż nie zatrzymałem się przed znanym mi mieszkaniem. Ledwo zdążyłem zapukać, a drzwi otworzyły się na oścież.
- Jesteś - Oświadczył sensei z szerokim uśmiechem.
- Jestem - Kiwnąłem głową. - Co do wczoraj, to jeszcze raz przepra... - Nie dokończyłem. Namiętny pocałunek zatkał mi usta. Przymknąłem oczy i aż jęknąłem.
- Mówiłem, że nie ma sprawy - Powiedział, wciągając mnie do środka. - Najważniejsze, że wiem, że nic ci się nie stało. Trochę byłem zdenerwowany, ale to było wczoraj - Zaśmiał się i zamknął za mną drzwi. - Oh, kupiłeś jedzenie. Miło z twojej strony, chociaż myślałem, że zrobimy coś razem. Wspólne gotowanie jest naprawdę przyjene, nie sądzisz? Ma też w sobie coś specyficznego. Ale jedzenie też jest fajne. Zwłaszcza w sypialni. Przy truskawkach i bitej śmietanie... chcesz coś na deser? Zostały mi lody czekoladowe - Mówił praktycnie bez przerwy, nie przejując się, czy w ogóle go słucham. Uśmiechnąłem się i poszedłem do kuchni, gdzie sensei wykładał nasze jedzenie na dwa talerze. - Pachnie przepysznie. Skąd wiedziałeś, że lubię meksykańską kuchnię? - Odwrócił się w moją stronę. Trochę mi ulżyło, że jednak trafiłem w jego gust. Chociaż wydawało mi się, że powiedziałby tak o każdej kuchni, którą bym przyniósł.
- Miałem nadzieję, że ci zasmakuje... ale nie sądziłem, że czasami jadasz. Znaczy... nie chcę cię obrazić, ale... takie jedzenie jest dość drogie i...
- Hej, ja wiem, że nie jestem milionerem, ale przecież zarabiam. I to wcale nie tak tragicznie. Czasami pozwalam sobie na pójście gdzieś do restauracji, czy zamowienie jedzenia.
- Oh.... przepraszam - Uśmiechnąłem się lekko speszony. - Ale meksykańskie jedzenie lubisz?
- Uwielbiam - Zaśmiał się serdecznie i położył na stole oba talerze. - Które twoje?
- Noo... dla ciebie kupiłem żeberka. Czy to w porządku? Pasuje ci to?
- Oczywiście, że tak. Każda meksykańska kuchnia jest pycha. Ale wiesz, nei musiałeś tego kupować...
- Chciałem cię przeprosić za wczo...
- Przestań o tym mówić. Było, minęło. Zapomnijmy o wczorajszym wieczorze... - Spojrzał na przyniesiony przeze mnie plecak. - Zostajesz na noc?
- Tak myślałem... - Nagle poczułem się troche speszony. Spuściłem wzok na mój talerz i zacząłem się bawić ryżem. - Znaczy... bo od pewnego czasu nie mieliśmy żadnej poważnej lekcji i...
- Dalej tego chcesz? - Jego głos przybrał nagle na powadze. - Na pewno?
- Gh... zdecydowałem się na to już dawno, więc...
- Wiem, że sam cię do tego przekonywałem - Mówił powoli i spokojnie, jakby zastanawiał się nad każdym słowem. - Ale myślałem nad tym długo i o ile nie masz całkowitej pewności...
- Ale mam całkowitą pewność! - powiedziałem stanowczo. - Chcę zobaczyć, jak to jest. Zrobiliśmy już tyle rzeczy... dlaczego nie chcesz się zdecydować, żebyśmy... no wiesz?
- Bo... - Przyłożył dłoń do twarzy. W ciągu kilku minut zmienił się tak nagle, jakbym patrzył na zupełnie inną osobę. - Chciałem cię tylko przekonać, że związki homoseksualne nie są tak obrzydliwe, jak ci się wydaje, a skończyło się na tym, że zaciągam cię do łóżka. Nigdy nie powinno do tego dojść...
- Ale ja tego chcę! - Wstałem gwałtownie. Zajęło to tyle czasu, ale wiedziałem, że chcę to zrobić. - Wcześniej nie miałeś żadnych wątpliwości przed tym, żeby mi to zaproponować. Nie możesz tak nagle się z tego wszystkiego wycofać.
- Sashi... jesteś taki młody... nie mogę tak po prostu.
- Dlaczego nie? Przecież sam powiedziałem, że tego chcę. Jestem co do tego całkiem przekonany. Jestem gotowy na to... Już od dawna.
Prychnął krótko. Jego wzrok cały czas był wbity w podłogę. W końcu podniósł na mnie spojrzenie.
- Jesteś całkowicie tego pewny? Nie wolałbyś spędzić swojego pierwszego razu z kimś...
- Dlaczego nagle masz wątpliwości? - Zapytałem, przerywając mu nagle.
- Myślałem nad tym...
- I zmieniłeś zdanie akurat wtedy, gdy ja się na to zdecydowałem? Nie możesz tak... sensei, pamiętam wszystko, co mi mówiłeś. Wiem, że... - Speszyłem się lekko. - Pierwszy raz to poważna sprawa, ale naprawdę długo nad tym myślałem. I jestem całkowicie pewny tego, że chcę... chcę do tego doprowadzić. W końcu miałeś mnie uczyć, prawda? - Wstalem z krzesła i stanąłem przed senseiem. - Pokazałeś i już tyle rzeczy... i tak już straciłem część swojej niewinności. Chcę to zrobić, jestem tego pewny - Mówiłem stanowczo, chociaż pewnie, gdyby doszło co do czego, pewnie był zaczął panikowac. - Może by to miało dla mnie większe znaczenie, gdybym był kobietą, ale nie jestem. Znaczy... stresuję się, ale wiem, co chcę zrobić - Wziąłem głębszy wdech i teraz sam spuściłem głowę, chociaż bardziej z zażenowania. - Ale... sam będę się za bardzo stresować... zdążyłeś zauważyć, jak łatwo mnie speszyć. Więc... potrzebuję cię sensei, by... chociaż odrobinę zyskać na pewności siebie. Bo... nawet gdybym pewnego dnia miał zdecydować się na związek z facetem... czy na pewno on będzie... uch... ufam ci i chciałbym, żebyś mi pokazał, jak wygląda... coś takiego! - Zacisnąłem dłonie w pięści, zażenowany i zły. - Najpierw ciągle mi mówiłeś, że nie jestem gotowy, a teraz nagle się wycofujesz. No dobra, może nie czuję się gotowy... wydaje mi się, że nigdy nie będę gotowy, bo zwyczajnie się tego boję... ale chcę to zrobić. I... i... - Przełknąłem ślinę. - Jedyny moment, kiedy mogę poczuć się gotowy to wtedy, gdy już... już zdecydujesz się to ze mną zrobić... a może nawet wtedy nie będę... ale... - Westchnąłem ciężko i zamilkłem. Wszystko co chciałem powedzieć już i tak powiedziałem. I jedyne co jeszcze przychodzilo mi do glowy to powtarzanie tego samego jeszcze raz. Chwilę milczałem, ale w końcu spojrzałem na senseia.
Wyprostowałem się gwałtownie. Z wcześniejszej postawy mężczyzny nie pozostało kompletnie nic. Siedział teraz wyluzowany, z nogą zarzuconą na nogę i twarzą opartą o dłoń. Uśmiechał się z wyższością, przyglądając mi się spokojnie. Gdzieś w mojej głowie pojawiła się okropna myśl, że wygląda teraz naprawdę przystojnie. Stałem skołowany i wpatrywałem się w niego.
- Piątek? - Zapytał spokojnym głosem, nawet nie zwracając uwagi na moje zaskoczenie.
- Ale... chwila, przed chwilą powiedziałeś, że... nie chcesz tego robić...
- Wybacz za to - Posłał mi kolejny uśmieszek. - Musiałem sprawdzić, jak bardzo tego chcesz. Spodziewałem się, że się wycofasz, ale szczerze mówiąc twoja determinacja była dla mnie miłym zaskoczeniem.
Wpatrywałem się w niego z zaskoczeniem. Wciąż nie mogłem zrozumieć tego, co się właśnie stało.
- Chwila... - Powiedziałem w końcu, gdy wyszedłem z oszolomienia. - To... ty to udawałeś?
- Musiałem to sprawdzić - Wzruszył ramionami. - Siadaj i jedz, póki ci nie wystygło.
- Poczekaj jeszcze chwilę... to... w takim razie... - Znowu się speszyłem. - W piątek...
- W piątek - Kiwnął głową z lekkim uśmiechem, a ja poczułem, że serce mi przyspiesza. - A teraz zabierz się za jedzenie, bo ci wystygnie.
Spuściłem głowę i znowu usiadłem na swoim miejscu. Jedno słowo - ,,piątek" rozbrzmiewało w mojej głowie jak obietnica i klątwa jednocześnie. Gdy tylko o nim myślałem, serce biło mi szybciej. W końcu... ciężko mi bylo uwierzyć, że rzeczywiście sensei w końcu... pokaże mi dokładnie jak wygląda... seks i te sprawy...
Zostałem u niego na noc. Ale tym razem do niczego nie doszło. Żadnej wyjątkowej lekcji, żadnych rad, ani dwuznacznych rozmów. Ot, skończyliśmy jeść, oboje umyliśmy się i to osobno, a potem przebraliśmy w piżamy. Usnąłem niemalże wtulony w senseia, chociaż do późna w nocy wpatrywałem się w księżyc.
Nad ranem, gdy zbierałem się do szkoły, sensei pożegnał mnie słowami, od których aż przeszły mnie przyjemne dreszcze.
- Do piątku...
Do piątku...
OdpowiedzUsuńDodaj Ten rozdział w piątek to będzie bardzo pasować.
Nirana
Nirana
OdpowiedzUsuńGenialny pomysł zgadzam się z koleżanką powyrzej.
Fajny rozdział podoba mi się xD
Do piątku... Yumiko :*
Piątej, piąteczek, piątunio !!! :D
OdpowiedzUsuńSteve.
Hej,
OdpowiedzUsuńno Sachi ta desperacja pięknie, sensei bardzo się martwił...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Sachi i ta desperacja pięknie, sensei bardzo się tutaj martwił...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, sensei bardzo się martwił tutaj, a Sachi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza