- Kontynuujemy gotowanie. Wiesz co teraz?
- Nie... nie powiedziałeś mi nawet co będziemy robić.
- Zobaczysz... a teraz chodź - Chwycił mnie za rękę i pociągnął do kuchni. Z jednej z szafek wyciągnął dwie okrągłe, czarne blaszki. Postawił je obie na blacie i wyciągnął z miski masę, którą wspólnie zrobiliśmy.
- No dobra, plan jest następujący. Ja robię sos, a ty ładnie rozłóż ciasto na tych blachach, jasne? - Sięgnął po olej i polał go na blachy. - Ja poproszę grube ciasto.
- Chwila... co my właściwie robimy? - Spojrzałem na ciasto trzymane w rękach, pudełko z sosem pomidorowym, który wyciągał sensei i na okrągłe blachy. - Dlaczego mam wrażenie, że to jest pizza?
- Bo to jest pizza - Oznajmił, wylewając z kartonu sos pomidorowy do garnka. - Musiałeś kiedyś jeść już pizze.
- No jadłem, ale... nigdy nie robiłem. Mogłem nie wiedzieć jak to wygląda... - Wymamrotałem, chcąc się jakoś wytłumaczyć, że zauważyłem coś takiego dopiero teraz.
- Słodki jesteś - Stwierdził nagle, znowu kompletnie mnie zaskakując. Spojrzałem na niego, ale już nawet na mnie nie patrzył. Był zbyt zajęty robieniem sosu. Skupiłem sie więc na tym, żeby ładnie rozdzielić ciasto. Było to trudniejsze, niż mi się wydawało. Ciasto albo było za grube, albo się rozwalało, zostawiając dziury, które zatykałem ciastem, ale i tak wyglądało to okropnie. Dopiero po męczeniu się przez 15 minut, sensei przyszedł mi z pomocą. Uśmiechnął się delikatnie, ale na jego szczęście nie powiedział ani słowa o stanie mojego ciasta. Po prostu trochę bardziej je rozgniótł, wypełniając idealnie okrągłą blachę. Sos już nalał sam, ale potem ja musiałem nakładać składniki. To też nie było takie złe, przynajmniej szybko się z tym uporaliśmy i oba nasze dzieła wylądowały w piekarniku. Po kolejnej pół godzinie mogliśmy wyciągnąć nasze jedzenie. Byłem co najmniej sceptycznie nastawiony, gdy zobaczyłem ciasto. Pachniało ładnie, ale nie wyglądało nawet podobnie do tego, co serwowały moje ulubione pizzerie. Ponieważ jednak aktualnie uczyłem się jak wygląda związek, musiałem się przemóc i nie powiedzieć co myślę o tym ,,daniu". Uśmiechnąłem się tylko delikatnie do senseia, gdy spojrzał na mnie i poprowadził w stronę salonu. Po chwili usiadłem na kanapie przed stolikiem, gdy on przeglądał płyty DVD.
- Ktoś tego jeszcze używa? - Spojrzałem nieco zaskoczony najpierw na jego kolekcje, całkiem sporą, a potem jeszcze urządzenie, które leżało na półce. Wcześniej nie zwróciłem na nie uwagi, ale to z całą pewnością musiał być odtwarzacz DVD. Z tym, że nie widziałem takiego już od czasu mojego dzieciństwa. Czyli parę ładnych lat.
- Ej, to są świetne filmy. No i tylko tak możemy odpalić coś na telewizorze.
- Nie możemy odpalić czegoś z internetu i podłączyć do telewizora?
Sensei zaśmiał się krótko, dalej przeglądając płyty.
- Nie mam takiej opcji. Zresztą, mam słaby internet - Wyglądał na co najmniej rozbawionego moim pytaniem. Nie byłem tylko pewny, czy to przez to, że nie dysponował, normalnym dla mnie sprzętem, czy bawiło go to, że dla mnie było oczywiste, że powinien taki mieć. - Ne narzekaj, na pewno znajdziemy coś fajnego... nie reflektujesz pewnie w filmy o gejach? - Obejrzał się przez ramię, ale mój wzrok wyraził więcej, niż mogłoby zrobić słowa. Sensei uśmiechnął się tylko, z jakimś dziwnym rozczuleniem i wrócił to przeglądania filmów.
- A co powiesz na film o piratach? Mam jeden świetny z wątkami fantastycznymi. O chłopaku, który zostaje przygarnięty przez grupę piratów. Żeby nie spoilerować, kończy się tak, że musi zmagać się z duchami i innymi potworami.
- Brzmi całkiem w porządku...
Sensei uśmiechnął się i załączył film. Usiadł przy mnie na kanapie i objął mnie ramieniem. Poczułem się trochę dziwnie, ale w końcu uczył mnie jak powinienem zachowywać się w związku... więc chyba było to całkiem ok. Położyłem sobie na kolanach pizze i oparłem głowę o pierś mojego nauczyciela. Kiedy spojrzałem na niego pytająco, czy na pewno to jest dobrze, uśmiechnął się do mnie czule.
Jedząc pizze starałem się skupić bardziej na filmie, niż na bliskości senseia, co okazało się całkiem proste, bo fabuła była całkiem wciągająca.
Główny bohater, zaadoptowany przez piratów za dzieciaka, właściwie staje się jednym z nich. Na samym początku filmu jednak cała jego piracka rodzina ginie, zamordowana przez korsarzy. Byłem tym dość mocno zaskoczony... raczej rzadko się zdarzało, żeby na początku filmu ginęła połowa głównych bohaterów. Korsarze zabrali głównego bohatera do siebie i chcieli go zmusić, by dołączył do ich załogi. Ostatecznie miał prosty wybór - albo się zgodzi, albo zostanie skazany na śmierć, jako jeden z piratów. W sumie oszczędzono go tylko dlatego, że był dopiero nastolatkiem. Ostatecznie zostaje zmuszony do tego pierwszego. Jednak podczas ceremonii mianowania go korsarzem przeszkodził statek - widmo. Niedawno zmarła załoga chłopaka, obecnie armia duchów, ratuje głównego bohatera i zabierają go ze sobą w podróż po przestworzach życia i śmierci. Chłopak ścigany przez króla i innych korsarzy, poszukuje tajnika przywrócenia swojej załogi do życia. W końcu docierają do granic istnienia.
Stanęli przed samą śmiercią, przerażającą kostuchą z kosą, która oświadczyła im, że za życie należy się życie. Rozwiązanie jest proste, by cała załoga mogła odżyć, musieli poświęcić podążających za nimi korsarzy, ale wyrok ten musi wydać ktoś żywy. W końcu główny bohater traci pewność siebie, nie umie od tak po prostu odebrać życia tylu ludziom. Nigdy nikogo nie zabił, nie potrafił tego robić. Ostatecznie opuścił głowę i wymamrotał, że nie zabije tamtych korsarzy. Śmierć kiwnęła głową i rozpłynęła się, wraz z całą załogą, zostawiając pusty statek z głównym bohaterem na czele.
Patrzyłem na ściemniający się ekran i nie mogłem uwierzyć w zakończenie. Już miałem zamiar się oburzyć, kiedy ekran ponownie się rozjaśnił. Na dziobie statku stała samotna postać, łudząco podobna do głównego bohatera, tylko parę lat starszą. Na maszcie statku powiewała piracka bandera, a po pokładzie uwijały się dość niewyraźne postacie. Nie rozumiałem z tego nic. W ostatniej scenie do chłopca podszedł jego wcześniejszy kapitan, teraz już całkowicie żywy i położył mu dłoń na ramieniu. W tej chwili poczułem się już kompletnie oszołomiony. Tym razem ekran stał się czarny i na nim pojawiły się napisy końcowe.
- I jak? Podobało się? - Zagadnął sensei.
- Był... dziwny... nie wiem, czy podobało mi się zakończenie.
- Trzeba się nad nim trochę zastanowić. Zakończenie nie jest aż tak oczywiste.
- I to właśnie chyba mi się niezbyt podoba... zakończenie powinno być ostateczne. Albo poświęcił tamtych korsarzy, albo nie... a właściwie dlaczego ich oszczędził? Oni byli tymi złymi.
- Wiesz, zło i dobro to kwestia względna - Powiedział z uśmiechem. Rozciągnął się i przytulił mnie do siebie. Posłusznie oparłem głowę na jego piersi, by wsłuchać się w bicie jego serca. Było spokojne i dziwnie przyjemne. - Wygląda na to, że to piraci byli tymi dobrymi, w końcu to główni bohaterowie, ale przypominam, że byli to bezwzględni mordercy wyjęci spod prawa. Korsarze wykonywali tylko swój obowiązek i chcieli pozbyć się kolejnego mordercy. Zauważ, że wcale go nie zabili, chociaż mogli. Chcieli, żeby działał pod prawem. W ten sposób nie można by go legalnie zabić. Właściwie z korsarzami jego przyszłość byłaby bardziej pewna, niż u boku piratów. Można powiedzieć, że ocalili mu życie. Czy można powiedzieć, że przez to byli źli?
- No... niby nie - Przyznałem to ze sporą niechęcią, ale rozumowanie senseia było znacznie bardziej logiczne. - Ale w takim razie dlaczego... co miała oznaczać ostatnia scena w filmie?
- Co do tego to można różnie interpretować. Może w końcu się zdecydował i zaczął zabijać? Albo nie mógł przeżyć tego, że stracił całą załogę i zaczął sobie wyobrażać, że tak było? To jest piękno interpretacji, każdy może to rozumieć na swój sposób.
- Nie wiem czy to mi się podoba... - Przyznałem po chwili zastanowienia. - Wolałbym, żeby zakończenie było oczywiste...
- A mi się tam podobało. Chociaż to pewnie kwestia gustu - Przyjaźnie zmierzwił mi włosy. - No dobra, chyba powinienem cię odwieźć do domu, co? - Chciał się podnieść, ale nie podniosłem się z jego klaty, więc za bardzo nie miał takiej możliwości. Na samą myśl o tym, że musiałbym wrócić do domu i stanąć twarzą w twarz z matką... po prostu nie mogłem tego zrobić.
- Ojej, Sashi... - Westchnął sensei, wsuwając dłoń w moje włosy i zaczął delikatnie mnie głaskać. - W końcu musisz wrócić do domu...
- Ale nie chcę... to co było wczoraj... to było obrzydliwe...
- Chcesz o tym porozmawiać? - Zapytał łagodnie i objął mnie ramionami. Kiwnąłem głową i schowałem twarz w piersi senseia.
- Dlaczego ludzie muszą robić tak ohydne rzeczy?
- Twoja matka nie zachowała się dobrze... właściwie to było to naprawdę świństwo. To, że zdradziła twojego ojca to jedno, ale żeby zaprosić swojego kochanka do was do domu, kiedy ty tam byłeś, to naprawdę obrzydliwe. I nie zamierzam jej w najmniejszym stopniu usprawiedliwiać, bo ona na to nie zasługuje. Ale jednak musisz zrozumieć, ze seks to jest dla ludzi coś naturalnego. Jest to taka sama potrzeba jak jedzenie, czy oddychanie. Jesteś jeszcze młody, może nie rozumiesz tego, ale to całkowicie normalne, że ludzie chcą uprawiać ze sobą seks - Mówił łagodnie, z typowym dla niego współczuciem, bawiąc się moimi włosami.
- Jak dla mnie to obrzydliwe... nie chcę nigdy tego robić...
Jego dłoń na chwilę zamarła, jakby się zawahał, ale zaraz znowu zaczął mnie głaskać.
- Mam nadzieję, że jednak się przełamiesz. Nie chciałbym, żebyś przez jakąś głupotę miał traumę do końca życia - Objął moją twarz i pocałował mnie krótko w usta. - Ale jeżeli będziesz dalej miał obrzydzenie do tego, oczywiście pominiemy lekcje seksu - Oparł swoje czoło o moje i spojrzał mi w oczy. A oczy miał naprawdę cudne. Takie głębokie i spokojne... potrafił patrzeć na mnie w taki sposób, że miałem wrażenie, że lada chwila się roztopię. Czy naprawdę tak patrzyli się na siebie ludzie w związku? Jeżeli tak, to coraz mniej się dziwiłem, że ludziom tak na tym zależało.
- A na razie po prostu staraj się o tym nie myśleć, dobrze? Poza tym, było późno, masz pewność, że to nie był twój ojciec? Nie widziałeś go przecież, prawda? A może część z tych rzeczy tak naprawdę ci się przyśniła?
Już otworzyłem usta, żeby powiedzieć, że oczywiście, że jestem absolutnie pewny, ale nagle zdałem sobie sprawę z tego, że przecież był środek nocy, a ja byłem dość zmęczony, więc może rzeczywiście mi się to wszystko wydawało?
- Może czasami lepiej wmówić sobie coś, co nawet nie do końca nie jest prawdą? A w tym wypadku, to może być jednak prawda, co? - Zastanowiłem się. Może rzeczywiście było tak, jak mówił sensei? A ja byłem tak zdołowany tym wszystkim co działo się ostatnio, że to sobie wmówiłem?
- To jak? Będziesz grzecznym chłopcem i wrócisz do domu? - Uśmiechnął się czarująco i pocałował mnie krótko w policzek.
- Przepraszam, że jestem nachalny... - Powiedziałem cicho. Czułem się okropnie, że ciągle siedziałem mu na głowie a to, jak bardzo próbował mnie przekonać, żebym sobie poszedł sprawiło, że poczułem się jeszcze gorzej.
- Daj spokój, kompletnie mi nie przeszkadzasz. Bardzo chętnie goszczę cię u siebie o każdej porze dnia i nocy... - Zawsze tak mówił, ale jakoś niezbyt mnie to przekonywało.
- Jeżeli cię to uspokoi, to w przyszłym tygodniu wyjeżdżam z przyjaciółmi nad jezioro na tydzień... wtedy nie będziesz musiał się ze mną męczyć.
- Przecież ci mówię, że nie męczę się z tobą. Ale... mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawił. Zwłaszcza, że... to ,,ci" przyjaciele? - Kiwnąłem głową. - Ech, biedny Sashi. Ciągle pakujesz się w kłopoty. Trzymaj się tam jakoś, dobrze?
- Spróbuję... - Uśmiechnąłem się niepewnie. - Mogę do ciebie pisać?
- Głupie pytanie. Oczywiście, że tak - Zaśmiał się krótko i pocałował mnie po raz kolejny, raz w czoło, potem policzek i krótko w usta. A każdy kolejny pocałunek sprawiał, że moja skóra wydawała się płonąć. - O każdej porze dnia i nocy. A teraz zbieraj się, odwiozę cię do domu.
_______________________________________________________________
Cudo ja chcę więcej *.* <3 kiedy następny rozdział ?
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie!!! <3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział ��
Hej,
OdpowiedzUsuńto było uroczo, Sachi nie przeszkadzasz, uczy się życia, związku...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńuroczo, Sachi nie przeszkadzasz ;) uczy się życia, związku, relacji...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudownie, Sachi nie przeszkadzasz ;) zupełnie nie przeszkadzasz... uczy się życia, związku, relacji między ludzkich...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza