Czas mijał, do wyjazdu pozostawało coraz mniej czasu. Nikt się nie odzywał na wydarzeniu, ani na chacie i nie miałem nawet pojęcia, czy tak naprawdę to wydarzenie się odbędzie. Możliwe, że się rozmyślili... w sumie to wcale nie byłbym zły. No i każdy sobie sam kupował bilety, więc nawet nie miałem jakiegokolwiek dowodu, że się na to zdecydowali. W przeddzień wyjazdu siedziałem cały wieczór na laptopie, ze spakowaną torbą i nadzieją na jakąkolwiek odpowiedź. Szczerze mówiąc to bym się wcale nie zdziwił, gdyby zamierzali jednak nie pojechać i nic mi o tym nie powiedzieć. W sumie z większością nie gadałem od czasu naszej kłótni. Gdyby mieli jakikolwiek wybór, pewnie pojechaliby beze mnie. Szkoda, że wtedy nie mieliby ofiary, która zorganizuje im wszystko
Nagle dostałem wiadomość na chacie. Wyświetliło mi się zdjęcie i imię Koichiego. Nie pamiętałem, żeby on cokolwiek pisał w tamtej kłótni, ale właściwie to chyba on nie napisał ani słowa na całym wydarzeniu.
,,Hej Sashi, wyjazd aktualny?"
,,Tak" - Nie miałem specjalnej ochoty z kimkolwiek rozmawiać, więc ograniczyłem się do tego jednego słowa.
,,Super, bo wiesz, trochę się martwiłem. Ta sytuacja wyglądała groźnie, wszyscy się kłócili i w ogóle" Nie rozumiałem co dokładnie ma na celu, pisząc do mnie. Zwłaszcza, ze akurat z nim miałem chyba najmniejszy kontakt z całej tej grupy. Miałem ochotę mu napisać, że to nie ja sprowokowałem te kłótnie, ale postanowiłem sobie to oszczędzić.
,,Nie masz mi za złe, że nie odpisywałem, co? Bo wiesz, pisałeś tyle tych postów, że po prostu jakoś tak wyszło. Zwłaszcza, że miałem trochę mało czasu..." - Tłumaczenia, tłumaczenia... nie miałem za bardzo ochoty tego słuchać, ale przynajmniej Koichi się wysilił, żeby mnie przeprosić... a tego nie zrobił nikt inny. Prawie nabrałem nadziei, że nie będzie tak okropnie jak się spodziewałem.
,,Spoko. Tylko wiesz, nie było to zbyt miłe, jak nagle zaczęliście mieć wszyscy do nas pretensje, bo oczekiwałem od was jakiegokolwiek zaangażowania w sprawie wyjazdu"
,,No tak, nie zachowali się całkowicie fair, to muszę ci przyznać, ale wiesz, nie powinieneś mieć pretenjsji do wszystkich, bo niektórzy ci odpisywali".
,,jak już to tylko napisali, że jadą, nic więcej. Ja napisałem ogólnie, a naskoczyli na mnie praktycznie wszyscy.
Odsunąłem się od laptopa. Naprawdę nie miałem ochoty kontynuować tej rozmowy. Tym bardziej, że wcale nie zapowiadało się na to, żeby miało być lepiej.
Jeszcze raz sprawdziłem, czy mam wszystko, co może przydać się na wyjeździe, wziąłem długą, gorącą kąpiel, żeby troszeczkę się rozluźnić przed męczącym dniem i poszedłem się położyć. Miałem nadzieję, że w nocy uda mi się chociaż trochę odpocząć, ale nie mogłem zasnąć. Przekręcałem się z boku na bok. Słońce już zaczęło wschodzić, a ja dalej nie spałem. Dopiero jakąś godzinę przed dzwonkiem budzika dałem radę zasnąć.
Obudziła mnie irytująca muzyczka z telefonu. Czułem się martwy i nie miałem siły nawet się podnieść. Pewnie gdybym nie znajdował się w takiej sytuacji, zwyczajnie bym został w domu. Ale skoro już zdecydowałem się brnąć w to bagno, postanowiłem dociągnąć to do końca... jakoś.
Wziąłem szybki prysznic, żeby się rozbudzić i chociaż dalej byłem wpół żywy, zebrałem się i zszedłem na dół. Zjadłem pozostawione przez kucharkę śniadanie i spakowałem hermetyczne pudełko z obiadem do torby. Skoczyłem jeszcze do sklepu, żeby się przewietrzyć i przy okazji kupić sobie coś na rozbudzenie. Była prawie dziesiąta, miałem niecałą godzinę, żeby dotrzeć do przystanku z busami, ale jechało się tam krótko, więc miałem dużo czasu. Z butelką coli wróciłem do pustego domu. Nie było tu ani Pai, ani rodziców, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Przynajmniej mogłem się zebrać w spokoju. Zadzwoniłem po taksówkę, która pod mój dom podjechała w jakieś dziesięć minut. Miły pan wziął moją walizkę i cośtam gadał, gdy jechaliśmy do celu, ale nie miałem za bardzo ochoty go słuchać. W drodze na przystanek sprawdziłem zaległe wiadomości. Przed dobrą godziną dostałem krótką wiadomość. O ironio, właśnie od Pita.
,,Hej, jedziesz taksówką, nie? Daj znać o której to zgarnę się z tobą" - Zabawne, że w chwili, gdy chodziło o wygodę, całkowicie zapominał o tym, że zachowywał się tak, jakby mnie nienawidził. Nawet się cieszyłem, że nie przeczytałem tego wcześniej. Przynajmniej nie musiałem jeszcze robić komuś za taksówkę. Oczywiście o jakimkolwiek zwrocie kosztów nawet nie byłoby mowy.
,,Sorki, nie przeczytałem tego wcześniej. Jestem już w drodze"
,,I tak jadę autobusem" - Przyszła wiadomość po kilku minutach. Napisał to teoretycznie spokojnie, ale i tak słyszałem w tym cichy wyrzut. Wyjazd zapowiadał się coraz lepiej i lepiej.
W końcu dotarliśmy do przystanku. Niechętnie wyciągnąłem rączkę z torby i pociągnąłem ją na właściwy przystanek. Stała tam już mała grupka moich znajomych, w tym wszyscy, którzy tak ,,uprzejmie" wyrażali się o mnie w ostatnim czasie.
- Cześć - Rzuciłem z beznamiętnością. Nie wiedziałem za bardzo jak mam być w stosunku do nich nastawiony po tym wszystkim.
- Hej, jednak jesteś - Na czoło grupy wysunął się Mike ze swoją torbą zarzuconą na ramię. Wśród grupy nie dostrzegłem jednak Pitta, pewnie jeszcze był w drodze.
- Ja się nie wycofuję z obietnic - Dalej mówiłem beznamiętnie, chociaż z pewnym chłodem. Nie chciałem znowu robić im wyrzutów, a potem wysłuchiwać, jaki to ja nie jestem beznadziejny.
- No wiesz, ostatnio dziwnie się zachowywałeś, myśleliśmy już, że nas zostawisz.
Mocniej zacisnąłem dłoń na rączce walizki, żeby jakoś wyładować irytacje. Wziąłem głęboki wdech przez nos, żeby nie okazać złości.
- Wiecie, nie zachowywałbym się dziwnie, gdybyście chociaż próbowali mi pomóc z tym wyjazdem.
- Mówisz tak, jakbyśmy nic w tej kwestii nie robili.
- A robiliście? - Byłem zły. Przemogłem się, żeby pojechać na ten wyjazd, a tutaj czekało mnie jeszcze więcej wyrzutów.
- No dobra, parę osób nie zadeklarowało się co do wyjazdu, ale ty miałeś pretensje do wszystkich i to za nic.
- Miałem do wszystkich pretensje, bo nawet jeżeli ktoś zaznaczył, że będzie, to nie wysilił się, żeby powiedzieć cokolwiek, czy mam brać muzykę, albo filmy, czy wy je weźmiecie... nawet termin wyjazdu z trudem udało mi się od was zdobyć.
- Przestań wydziwiać Sashi. My się chcemy dobrze bawić, ale jak zwykle musisz wszystko psuć.
Dłoń zaczęła mnie boleć od zaciskania jej na rączce od walizki.
- Tak się składa, że jedyną osobą, która próbuje zorganizować ten wyjazd, jestem ja. Od początku mam wrażenie, że tylko mi zależy na tym wyjeździe, a fakt, że macie jeszcze do mnie za to pretensje tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że nie było warto - Fakt, że stałem teraz z nimi twarzą w twarz, w jakiś niewytłumaczalny sposób dodawał mi pewności siebie. Nie tylko mi, bo cała grupa zaczęła narzekać. Usłyszałem kilka podobnie sformowanych uwag, że przesadzam, niepotrzebnie robię dramy i tylko ja robię problemy. Bolało to tym bardziej, że powoli zaczynałem w to wierzyć.
- Sashi już robi dramy? - Usłyszałem za sobą głos Pitta. - Naprawdę nie umiesz wytrzymać bez kłótni, co?
Z trudem przełknąłem łzy, które cisnęły mi się do oczu.
- Ja chciałem tylko załatwić nam fajny wyjazd. Szkoda, że absolutnie nikt z was nie próbował nawet mi pomóc - Powiedziałem oschle, odwracając się do chłopaka. Wyższy ode mnie o głowę, szczupły i barczysty zawsze budził mój podziw... do tej pory.
- Łał, brawo - Odezwała się Izabel, wychodząc przed szereg. Poczułem się otoczony. Ze wszystkich stron ktoś mnie otaczał. I każda z tych osób okazywała mi jawną nienawiść. - Załatwiłeś nam mieszkanie i powiedziałeś, że mamy sobie zamówić autobus. Naprawdę się wysiliłeś.
- Tak? A co ty zrobiłaś? - Miałem całej tej grupy coraz bardziej i bardziej dość. Dziewczyna nabrała wody w usta i zamilkła.
- Daj jej spokój Sashi - Ponownie odezwał się Mike. - Wszyscy chcemy się dobrze bawić, a ty wszystko niszczysz. Wiesz co? Najlepiej po prostu się zamknij, zanim wszystko zepsujesz.
Zamilkłem. Patrzyłem na Mike, walcząc ze łzami, które cisnęły mi się do oczu. Więc tylko to miałem zrobić? Po prostu dać im klucze do mieszkania i zwyczajnie spieprzać? Bo próbuję zorganizować im fajny wyjazd? Bo się staram?
Nim całkowicie się rozkleiłem, uniosłem dumnie głowę i spojrzałem na Mika. Akurat na niego liczyłem, że chociaż spróbuje mnie zrozumieć. W końcu to on zawsze odpowiadał za organizacje. Ale jak mogłem porównać siebie do jego. Jego się słuchali, budził jakiś podziw, czy może po postu szacunek. W sumie największym problemem z organizacją jaką miał, to ewentualnie współorganizator, z którym nie mógł się dogadać. Jak mógł zrozumieć to, że nikt nie chce mi pomóc w zorganizowaniu wyjazdu?
- Wiesz co? - Zapytałem, a wtedy usłyszałem, że głos zaczyna mi drżeć. - Jeżeli boicie się, że moje zachowanie zniszczy wam wyjazd... to nie będę wam go psuł - Powiedziałem ostro. Wszyscy wyglądali, jakby byli w ciężkim szoku, więc zanim zdążyli z niego wyjść, przepchnąłem się z otaczającego mnie kręgu i ruszyłem w stronę ulicy. W tym czasie wyciągnąłem telefon i jednym guzikiem aplikacji zamówiłem sobie taksówkę.
- Chwila, co ty robisz?! - Usłyszałem za sobą kilka zlewających się ze sobą krzyków. - Chyba nie zamierzasz teraz wracać?
- Zamierzam.
- Słuchaj, robisz już chyba dość dram, przestań wydziwiać - Pitt chwycił mnie za ramię, ale wyrwałem się w jednej chwili.
- Od paru tygodni jedyne co od was słyszę to wyrzuty, że śmiałem pytać was o wyjazd.
- I co? Tak po prostu nas zostawisz? Teraz, gdy wszystko zorganizowaliśmy?
- Gdy ja wszystko zorganizowałem - Powiedziałem z naciskiem. - I jeżeli mam przez kolejny tydzień słuchać jak to beznadziejnie wszystko zorganizowałem i ogólnie jaki to ja jestem beznadziejny, to wolę nigdzie nie jechać.
- Bo to prawda, że nie umiałeś tego zorganizować - Ponownie chwycił mnie za rękę, jakby w ten sposób próbował mnie powstrzymać. - Ale skoro już to zrobiłeś, wszyscy przyszliśmy i chcemy jechać, to przestań strzelać fochy. Może tobie nie zależy, ale my wszyscy chcemy spędzić fajny tydzień.
Pierwszy raz miałem ochotę go uderzyć. Zrobiłem praktycznie wszystko a propo tego wyjazdu, a on śmiał jeszcze twierdzić, że to mi nie zależy. Patrzyłem na niego z nienawiścią. Coraz mniej rozumiałem, dlaczego właściwie się z nimi przyjaźniłem.
Obok zajechała taksówka. Kierowca wyjrzał przez okno i krzyknął do nas.
- Przepraszam, któryś z was wzywał taksówkę?
- Nie.
- Tak - Powiedzieliśmy niemal w tym samym czasie. Pitt szarpnął mnie za ramię i przyciągnął mnie do siebie.
- Nigdzie nie idziesz. Nie będziesz nam teraz psuł całego wyjazdu swoimi fochami.
- Nie - Szarpnąłem rękę i wyrwałem ją z uścisku - To wy już zniszczyliście cały wyjazd.
Nim zdążył ponownie mnie chwycić, wsiadłem do taksówki. Kierowca wyglądał na nieco skonsternowanego, ale wpakował moją torbę do bagażnika i usiadł za kierownicą. Pitt wyglądał, jakby chciał wyciągnąć mnie z samochodu, ale nie zrobił tego do czasu, aż nie ruszyłem. Ledwo przystanek autobusowy zniknął mi z zasięgu wzroku, zaczęli wydzwaniać na mój telefon i wysyłać mi SMSy. Nie mogłem tego znieść, więc zwyczajnie wyłączyłem telefon.
- To gdzie jechać? - Zapytał kierowca. Był on widocznie młody, lekko poddenerwowany sytuacją. Zerkał na mnie kątem oka, ale ogólnie nie spuszczał wzroku z drogi.
Zastanowiłem się chwilę. Do domu nie mogłem wrócić, tego byłem pewny. Nie ze względu na rodziców - oni pewnie nawet by nie zauważyli, że jestem. Ale Pai nigdy by mi nie odpuściła tego. Nabijałaby się ze mnie cały tydzień i wytykała mi, że zasłużyłem i tyle są warte moje... ,,przyjaźnie".
Raz jeszcze spojrzałem na telefon. Czy miałem prawo... widok lekko zaczął mi się zamazywać, gdy w oczach stanęły mi łzy. Czułem się okropnie... tyle czasu próbowałem zorganizować ten wyjazd, a ostatecznie i tak skończyło się tak, że to ja byłem tym najgorszym.
Pociągnąłem nosem i szybko starłem łzy, nim całkowicie się popłakałem.
- Tooo.... gdzie jechać? - Kierowca wydawał się coraz bardziej i bardziej spanikowany tą sytuacją i moim stanem. Drżącym głosem ostatecznie podałem adres senseia. Mógł się wkurzyć, że tak często go nachodzę, ale... naprawdę potrzebowałem teraz kogokolwiek, kto upewni mnie w przekonaniu, że nie jestem aż tak beznadziejny jak się czułem.
_______________________________________________________________
Świetny rozdział :) życzę weny i czekam na kolejne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńAaa... Genialne ❤
OdpowiedzUsuńPliska dodaj nowy rozdział
Proszę..
Bardzo..
Serio...
Pozdrawiam i życzę weny
Pierożek Nope ⭐⭐⭐
Hej,
OdpowiedzUsuńtakich to przyjaciół Sachi powinien kopać w dupe... jak tyle się narudził to nie ma powodu, żeby pojechał z nauczycielem ;) Sachi bardzo dobrze zrobił, że sobie poszedł...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, takich to przyjaciół to Sachi powinien kopać w dupe... mówiąc szczerze... jak tyle się natrudził nad organizacją tego wyjazdu to nie ma powodu, żeby pojechał tam z nauczycielem ;) no i Sachi bardzo dobrze zrobił, że sobie poszedł...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och takich to przyjaciół to tylko kopnąć w dupe... mówiąc szczerze... a może pojechałby tam z nauczycielem ;) i brawo Sachi, że sobie poszedłeś...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza