piątek, 30 sierpnia 2013

Zajączek IV - Rodzinna tragedia.

Po kilku godzinach dotarliśmy w końcu do mojej dzielnicy. Cieszyłem się że w końcu wrócę do domu. Na pewno rodzice się o mnie martwili.
-Wygląda na to że wykonałem swoje zadanie. Trzymaj się zajączku.
Powiedział Tochi gdy znaleźliśmy się pod bramą mojego domu. Nachylił się potem nade mną i delikatnie musnął moje usta. Krew zaszumiała mi w głowie i zrobiło mi się słabo. Nie rozumiałem czemu to zrobił, nie miało to dla mnie znaczenia. Wbrew sobie rozkoszowałem się chwilą, w której nasze usta były złączone. Nie mógł mnie tak po prostu opuścić po tym jak tak bardzo się do niego przywiązałem. Poczułem jeszcze jego ciepłą rękę, którą gładził mój policzek. Potem odsunął się ode mnie i uśmiechając się ruszył w drogę powrotną. Miał odejść ode mnie i już nigdy mnie nie spotkać.
-Tochi, czekaj!
Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, jakby czekał aż powiem że chciałbym żeby nie odchodził. Jak miałem mu powiedzieć że chcę aby został przy mnie?
-Emm... ja... bardzo mi pomogłeś... i... może w podziękowaniu wejdziesz na obiad? Oddałbym ci pieniądze a ty będziesz miał okazję zjeść coś co ma chociaż odrobinę smaku... możesz to uznać za podziękowanie.
-Wiesz zajączku, pierwszy raz jakieś zwierzątko odwdzięcza mi się w taki sposób. Dzięki.
Uśmiechnął się jak zawsze, ale tym razem coś w jego uśmiechu sprawiło że zrobiło mi się gorąco.
-Jeżeli chcesz możesz zostać na noc. Jutro pójdziesz na pociąg.
-Skoro nalegasz, zajączku. Chętnie się przekonam z jakich powodów tak gardzisz moim jedzeniem.
Ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych. Na szczęście brama do ogrodu była otwarta. Dobiegłem do drzwi wejściowych ciesząc się że w końcu będę z rodziną.
-Usagi... odnalazłeś się. O Boże, a my tak się baliśmy. Jak udało ci się uciec porywaczom? Zresztą opowiesz później. Pewnie jesteś głodny, każę ci coś przygotować. Hej dzieci, Usagi wrócił!
Powiedziała moja mama gdy tylko mnie ujrzała.
-Mamo... to jest Tochi, bardzo mi pomógł więc zaprosiłem go na noc. Mógłby zostać?
-Ależ oczywiście kochanie. Wchodźcie, zaraz podamy obiad.
Jak tylko wszedłem do środka zbiegła się cała moja rodzina żeby mnie przywitać. Moja starsza siostra Hana, młodsza siostra Enma, istny diabeł, jej bliźniak Raito, kochane dziecko, oraz najstarszy z naszego rodzeństwa, Kashikoi. Ojciec zapewne zajmował się firmą.
-Usagi, nic ci nie jest!
-A ja tak się martwiłem Ni-chan
-Powinieneś bardziej na siebie uważać braciszku. Mogłoby coś ci się stać.
-A ja się zastanawiałam czy uda im ci się zabić.
Przekrzykiwali się jedno przez drugiego jak tylko mnie zobaczyli.
-Usagi, a kim jest twój przyjaciel?
Zapytała Hana z uprzejmym uśmiechem patrząc na Tochiego.
-On... pomógł mi kiedy byłem w lesie, w podziękowaniu zaprosiłem go do nas.
-Jestem Tochi, miło mi was poznać.
-No dobrze, chyba nie będziemy rozmawiać na korytarzu. Zaraz podadzą obiad, chodźmy do stołu.
Powiedziała mama, i wszyscy ruszyli w stronę jadalni.
-Muszę przyznać zajączku, masz naprawdę niesamowity dom. To nie to samo co moja chatka. Jednak mało tutaj kontaktu z przyrodą.
Całe szczęście nikt z mojego rodzeństwa nie usłyszał tego jak Tochi nazwał mnie ,,zajączkiem"
-Nie mów do mnie tak przy mojej rodzinie. Nasza rodzina ma bardzo wysoką pozycje, jeden z dziedziców wielkiej firmy nie może być nazwany ,,zajączkiem".
-A niby czemu miałoby to komukolwiek przeszkadzać?
-Bo to żenujące! Umrę ze wstydu jeżeli ktoś z rodziny się o tym dowie! Któreś z rodzeństwa mogłoby powiedzieć znajomemu i by się to rozeszło po całej okolicy, a nawet kraju! Wiesz jak bardzo może zniszczyć reputacje mojej rodzinie fakt że jakiś facet nazywa jednego z dziedziców firmy Takeda ,,zajączkiem".
-No już, już. Będę się powstrzymywać, nie chciałbym żebyś umarł ze wstydu.
-Panie Tochi, Nee-chan, mama prosiła żebyście się pośpieszyli i przyszli na obiad.
Przerwał naszą dyskusję Raito. Ruszyliśmy wtedy do stołu. Został podany homar z masłem i do tego bezalkoholowy szampan.
-Hej, to naprawdę jest pyszne. Nic dziwnego że nie smakowało ci jedzenie, które ja przyrządzałem.
Zwrócił się do mnie Tochi jak tylko spróbował jedzenie.
-Więc, opowiesz Usagi, jak udało ci się uciec?
Powiedziała mama. Opowiedziałem wtedy dokładnie całą historię. Pomijając oczywiście ,,zajączka" próby Tochiego rozbierania mnie, pocałunek przed bramą oraz spanie na jednym łóżku.
-To było naprawdę odważne z twojej strony, braciszku-powiedziała moja starsza siostra- i dziękuję panu, panie Tochi za uratowanie go.
-To  nic takiego, goszczenie u mnie zaj... ekhm.. Usagiego to była czysta przyjemność. Poza tym, nie mogłem postąpić inaczej.
-Mogłeś go zostawić w lesie. I tak rodzice spisali go na straty.
Powiedziała Enma jakby nigdy nic. Mama odpowiedziała jej głosem pełnym oburzenia.
-Enma, co ty mówisz! Przecież szaleliśmy z rozpaczy gdy okazało się że został porwany.
-Ale nie chcieliście zapłacić porywaczom tego miliarda. Słyszałam jak mówiliście, że o ile policja go nie znajdzie to już go nie zobaczycie. Myśleliście nawet żeby wykorzystać jego śmierć żeby w sklepach pojawiły się ubrania żałobne.
-Mamo! To prawda?! Nie mówicie że chcieliście porzucić naszego brata!
Zaczął krzyczeć Kashikoi. Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Byłem pewien że mówią w jakimś obcym języku.
-Enma nie wygaduj głupot. Nawet twoje kłamstwa muszą gdzieś mieć granice.
Powiedziała moja mama, kiedy ja dalej siedziałem ogłuszony na krześle.
-Ale to prawda! Nagrałam was, posłuchajcie!
Wyjęła z kieszeni telefon i puściła nagranie w którym moi rodzice bez najmniejszych emocji rozmawiali o tym jak wykorzystać moją śmierć. Mówili że nie będą płacić każdemu kto porwie jednego z nas. Chcieli zniszczyć anonim jaki dostali i twierdzić że nigdy nie dostali od porywaczy żadnych wiadomości.
-Usagi, zrozum nas. To nie tak jak ci się wydaje...
Nie chciałem zrozumieć. Czułem jak do oczu napływają mi łzy, nie zauważyłem nawet kiedy wybiegłem z domu. Przez krótką chwilę słyszałem krzyki mojej rodziny ale uznali chyba że lepiej będzie jak pobędę sam. Biegłem przed siebie tak szybko jak tylko mogłem, wszystko przestało mieć sens. Myślałem że mam wszystko, rodzinę która mnie kocha, dom, to o czym inni tylko marzą. A byłem jedynie dodatkiem do pięknego obrazka jaki miała stanowić moja rodzina. Dobiegłem przed bramę i skręciłem w bok, byle dalej od mojego domu. Zatrzymałem się dopiero przy ulicy, dysząc ciężko. Samochody jadące z ogromną prędkością migały mi przed oczami. W ciągu krótkiej chwili straciłem wszystko. Rodzinę, dom... nic już nie miało dla mnie sensu. Wpatrywałem się przez krótką chwilę w rozmazane kształty, migające na jezdni. Chcieli skorzystać na mojej śmierci? Nie widziałem powodu by niszczyć ich plany. Wbiegłem na najbliższy pas czekając na cios. W mojej głowie istniała tylko jedna myśl. Zakończyć to tu i teraz. Usłyszałem dźwięk klaksonu, pisk opon i zobaczyłem jasne światła, zbliżające się z niezwykłą prędkością. Kiedy samochód był milimetry ode mnie poczułem gwałtownie szarpnięcie.

2 komentarze: