piątek, 23 sierpnia 2013

Zajączek III- Wyjazd

Tak. Wiem, że mam tygodniowe opóźnienie, ale ze względu na rodzinny wyjazd nie miałam możliwości dodać posta. Wstawiam więc go teraz. Krótki bo krótki, ale akurat taki wyszedł :P
Ps. Jestem pod wielkim wrażenie, bo jednego dnia dochodzi nawet do stu wejść! :D Cieszę się z tego, ale moglibyście się wysilić, żeby napisać, jak wam się podobają posty. Pamiętajcie też o polubieniu mojego fanpejga, by z góry wiedzieć o nadchodzących postach.
https://www.facebook.com/HistorieYaoi

********************************************************************


Słońce przedzierało się przez szczeliny okien. Delikatna ręka na  mojej głowie, powoli wybudzała mnie z snu. Dziwne... nie  przypominałem sobie żeby służba kiedykolwiek mnie budziła w ten 
sposób. Ale było to dosyć przyjemne, mógłbym nawet do tego  przywyknąć. Możliwe że przez zaspanie zignorowałbym nawet zakaz  nietykalności przez służbę.
-Czy śniadanie jest już gotowe? Mam ochotę na gotowanego łososia,  sałatkę z mięty, bułeczki mleczne i czarną herbatę. Do herbaty  jedną kostkę cukru. Jestem wykończony, dałoby się odwołać pierwszą  lekcję? Nie mam siły na naukę.
-Dla ciebie zajączku wszystko. Może oprócz wykwintnego śniadania.  Ale myślę że jajecznica i tosty będą równie smaczne.
Gwałtownie otworzyłem oczy. Tym razem zamiast dzikiego zwierzęcia  zobaczyłem przed nimi Tochiego, pochylającego się nade mną.
-Czyli to całe porwanie to nie był tylko senny koszmar? O nie...  miałem nadzieję na prawdziwe jedzenie.
-Widzę że odzyskałeś humor zajączku. Miło znów cię widzieć pełnego  energii. A teraz wstawaj, nie możemy się spóźnić na pociąg.
Pociągnął mnie w górę, ściągając z łóżka. Szybko zjadłem śniadanie  przełykając glutowate kawałki jajecznicy w całości.
-Nie moglibyśmy może zorganizować, coś przyjechało tutaj? Nie  mam siły iść do miasta.
-Nie sądzę żeby jakikolwiek samochód mógłby tu podjechać bez  niszczenia drzew. Poza tym, mógłby przestraszyć twoich braci i  siostry zajączku.
Powiedział z uśmiechem odkładając naczynia i wyciągając mnie na  dwór.
-Nie mam siły iść znowu tyle czasu. Od dwóch dni nie zjadłem nic co można by nazwać jedzeniem.
-Mógłbyś chociaż docenić moje próby przygotowania dla ciebie coś dobrego. A może chcesz żebym cię wziął na ręce?
-Nie dzięki. Resztki mojej dumy mi na to nie pozwalają. Pójdę sam.
Miałem już ruszyć w stronę lasu, ale Tochi złapał mnie ciągnąc do  siebie i wziął na ręce.
-Hej.... co robisz! Mówiłem że pójdę sam! Nie chcę żebyś mnie  nosił!
-Nie chcę żebyśmy się spóźnili na pociąg. Właściwie mi by nie  przeszkadzało jakbyś jeszcze u mnie został, ale tobie się chyba  śpieszy. Nie mamy czasu na przerwy co pięć minut. Poza tym, jesteś 
taki leciutki i słodki.
-Zaraz chyba cię walne. Nie waż się tak o mnie mówić! Jakby nie  było wystarczająco upokarzające że nazywasz mnie zajączkiem i nosisz  na rękach!
-Wybacz zajączku. Już nie będę.
Minęło pół godziny i znowu znaleźliśmy się w mieście. Oczywiście  moi porywacze nie dali mi możliwości wzięcia czegokolwiek ze sobą,  więc Tochi musiał zapłacić za bilety dla nas obu.
-Przepraszam że musiałeś za mnie płacić. Oddam ci jak tylko  znajdziemy się u mnie w domu.
-Nie martw się zajączku. Jako zapłatę wystarczy mi że przyznasz że  dobrze gotuję.
-Przykro mi... nie jestem ci aż tak wdzięczny.
-Okrutny jesteś.
Zastanawiałem się kiedy tak się do niego zbliżyłem. I czemu od razu czułem się lepiej kiedy widziałem jego uśmiech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz