sobota, 10 sierpnia 2013

Zajączek II- historia w lesie

Moje łóżko wydawało mi się dzisiaj wyjątkowo twarde, mimo to dosyć wygodne. Nie wiedziałem, która była godzina ale czułem że za chwilę pokojówka wejdzie do pokoju ze śniadaniem. Moje rodzeństwo ostatnio miało jakieś ważne rzeczy do robienia, więc każdy jadł śniadanie osobno. Nabrałem ochoty na grzanki z kawiorem a do tego kakao.
-Obudź się zajączku. Mamy już dzień.
Gdy usłyszałem ten głos przeszły mnie ciarki. Momentalnie otworzyłem oczy przed którymi ujrzałem... małego lisa. Gwałtownie odskoczyłem w tył upadając na podłogę, tuż pod nogi Tochiego.
-Fokku, nie strasz naszego gościa. W porządku zajączku?
Czyli to nie był tylko zły sen? Miałem nikłą nadzieję że to był tylko nocny koszmar. Wstałem z podłogi i spojrzałem na stół.
-Teraz rozumiem czemu śniłem o prawdziwym jedzeniu.
Mruknąłem do siebie siadając przy stole. Na talerzu leżały jajka sadzone i kawałki jakiegoś mięsa. Podejrzewałem że to bekon, który czasem widziałem na filmach.
-Okrutny jesteś, zajączku. Przecież się staram żebyś mógł zjeść coś smacznego. Poza tym, to nie jest takie złe.
Spojrzałem wzrokiem pełnym pogardy na mój talerz.
-To nie jego wina, że jesteś rozpuszczony. Nie wyładuj na biednym jedzeniu swojej frustracji.
Nadziałem jedno z jajek na mój widelec i wpakowałem sobie do ust. Było bardziej mdłe niż wczorajsza kolacja, zrobiło mi się niedobrze.
-No już już, widzę że nie podołam twoim wymaganiom kulinarnym. To może zrobię ci coś do picia? Lemoniadę? kakao?
-Wystarczy sok pomarańczowy.
Odpowiedziałem jednoznacznie dając do zrozumienia że nie nadaje się do przygotowania choćby napoju. Podał na stół szklankę i karton z sokiem, który wyjął ze spichlerza. Wypiłem duszkiem całą szklankę i dokończyłem śniadanie.
-No dobrze, to dzisiaj wybieramy się w wycieczkę do miasta, tak? Stamtąd złapiemy pociąg do twojego domu.
Pokiwałem tylko głową.
-A... a czy pojedziesz ze mną?
Spojrzał wtedy na mnie zdziwionym spojrzeniem. Nie wiem czemu chciałem, żeby jechał ze mną. Myślę, że to był rodzaj podziękowania. Zawsze czułem się zobowiązany, gdy ktoś mi ratował życie.
-N-nie myśl sobie tylko nie wiadomo czego! P-po prostu... moi porywacze wiedzą że gdzieś tutaj zniknąłem, mogę na nich natrafić. Będzie bezpieczniej jeżeli będę miał ochronę.
Powiedziałem odwracając wzrok i czując jak robię się czerwony.
-Masz rację... w końcu jestem leśniczym. Moim obowiązkiem jest opiekowanie się wszystkimi zwierzętami.
Powiedział uśmiechając się szeroko. Miałem ochotę go walnąć za ten tekst ale darowałem sobie.
-Dobrze. Poszukajmy dla ciebie jakiś ubrań.
Powiedział szperając w jednej z szuflad, z której wyjął delikatnie podarte, jeansowe spodnie oraz lekko za duży T-shirt. Kiedy obaj byliśmy gotowi, Tochi jeszcze zajął się zwierzakami. Zauważyłem że w drzwiach jest klapka, żeby zwierzęta w każdej chwili mogły wejść, oraz wyjść. Patrzyłem z podziwem jak delikatnie i z uwagą zdejmował bandaże z rannych zwierząt i jak wsypuje różnego rodzaju karmę do misek na zewnątrz.
-Wrócę niedługo, nie martwcie się.
Powiedział i w końcu opuścił dom. Nareszcie mogłem odetchnąć z ulgą wiedząc że wracam do domu.
-Naprawdę przejmujesz się tymi zwierzętami.
-To moja rodzina. Wolę spędzać czas z nimi niż z ludźmi.
Coś mnie zakłuło kiedy tak powiedział. Cholera... ten psychopata był coraz bardziej niebezpieczny dla mojego życia. Nie chciałem o to pytać, ale nie miałem wyboru.
-Więc pewnie się cieszysz że się mnie pozbędziesz?
-Niby czemu bym miał się cieszyć?
-No bo powiedziałeś...
-Kiedy jakieś zwierzątko mnie opuszcza, i wiem że już nie wróci czuję się jakby ktoś z mojej rodziny umierał. Dokładnie to samo czuję kiedy myślę że ty mnie opuścisz już na zawsze.
-Ale... przecież...
-Jeszcze nie zrozumiałeś, zajączku?
Uśmiechnął się, odsłaniając białe zęby. Wtedy się wściekłem i walnąłem go w brzuch. Skulił się w pół, opierając dłoń na moim ramieniu żeby utrzymać równowagę.
-Nie nazywaj mnie zajączkiem! Jestem człowiekiem!
Uśmiechnął się, powoli się prostując.
-Człowiek nie byłby w stanie wzbudzić we mnie takich silnych uczuć.
Serce mi zabiło mocniej. Zignorowałem jego dźwięki i ruszyłem dalej. Po mniej więcej pół godzinie marszu dotarliśmy na skraj lasu.
-Jak ty możesz żyć tak daleko od cywilizacji?
Powiedziałem siadając na ziemię i oddychając ciężko. Nie byłem przyzwyczajony do pieszych wędrówek.
-Wychodzę do sklepów raz w tygodniu. Odbieram wtedy pensje leśniczego i kupuję jedzenie, dla siebie i zwierząt. Wiesz, powinieneś częściej spacerować zajączku.
Podeszliśmy do stacji kolejowej i na nieszczęście nasz pociąg miał przyjechać dopiero jutro.
-O nie, będę musiał spędzić w tej puszczy jeszcze jedną noc.
-Nie przejmuj się zajączku. To tylko jedna noc więcej.
-A nie mógłbyś mi wynająć hotelu gdzieś tutaj?
-Nie przesadzaj. Nawet paniczyk z dobrego domu może spędzić jeszcze jeden dzień w lesie. Niestety nie stać mnie na wynajęcie hotelu.
-Czyli znowu będziemy musieli przejść taki kawał drogi? Nie mam już siły..
-Nie martw się tym, poradzimy sobie jakoś.
Powiedział Tochi z uśmiechem i wziął mnie na ręce.
-Hej, czekaj! Ludzie się zaczną dziwnie patrzeć! Postaw mnie na ziemi!
Jakby mnie nie słyszał ruszył w stronę lasu. Moja szarpanina na nic się nie zdała, trzymał mnie za mocno.
-Skoro zostajesz jeszcze dzisiaj na noc, to co byś chciał zjeść?
-Nieee... znowu będę musiał jeść jedzenie robione przez ciebie...
-Haha... no tak.. ktoś z takiego domu jak twój nie będzie w stanie docenić skromnego posiłku leśniczego.
-Właściwie co ty tu robisz całymi dniami?
-No właśnie.. skoro i tak mamy cały dzień dla siebie pokażę ci prawdziwego ducha lasu.
Po kolejnej pół godziny wróciliśmy do punktu wyjścia. Potem przez dłuższy czas łaziliśmy po lesie. Tochi ciągle mi pokazywał różne rośliny, zwierzęta, drzewa. Starał się żebym ,,poczuł ducha lasu" ale ja nie rozumiałem co on takiego widział w tym morzu zieleni.
-Rozejrzyj się zajączku... może i komuś takiemu jak ty trudniej to dostrzec. Dla ciebie piękne pewnie są zagraniczne plaże, tropikalne wyspy oraz niebo z gwiazdami w tropikalnych klimatach, prawda?
-...tak..
Przyznałem niechętnie.
-Ale postaraj się dostrzec piękno tego miejsca. Wsłuchaj się w szum drzew, szemrzenie strumyka w oddali, usłysz zwierzęta otaczające nas ze wszystkich stron.
Powiedział siadając za mną na trawie i kładąc rękę na moich oczach, chcąc bym się skupił na pozostałych zmysłach.
-I co..?
-Jedyne co słyszę to różnego rodzaju szumy i dźwięki zwierząt. Dalej nie rozumiem co w tym takiego niezwykłego.
-Może osoby takie jak ty nigdy nie zrozumieją piękna natury. Dobrze, czas na obiad. Pochodzimy po lesie jeszcze później.
Na obiad było zwęglone mięso i woda. Po wstrętnym jedzeniu Tochi znowu próbował zaciągnąć mnie do lasu.
-Nie mam już siły na łażenie. Codziennie musisz to robić?
-Nie muszę, ale chcę. To cudowne uczucie być w jedności z przyrodą. Ale jeżeli wolisz możemy zostać w domu. Pokażę ci jak opiekować się zwierzętami. Może ci się przydać, gdybyś zrobił sobie krzywdę zajączku.
Powiedział z irytująco szerokim uśmiechem. Ten dzień był jednym z najdłuższych jakie było mi dane znosić. Ale w końcu nadeszła noc.
-Niech już będzie jutro... chcę wrócić do domu.
-Widzę że spokojne życie to nie dla ciebie. Więc powiedz mi, co robisz całymi dniami?
-Większość czasu spędzam nad lekcjami i nauką marketingu. Właściwie kiedy mam czas wolny to uczę się malować, grać na skrzypcach... ogólnie samodoskonaląc się.
-Więc nie masz żadnych rozrywek? Mój biedny zajączek, całe życie nic tylko się uczyłeś!
Powiedział przyskakując do mnie i przyciskając mnie do siebie w uścisku.
-To nie tak... rzeczywiście, nauka zajmuje mi dużo czasu, ale często też wyjeżdżam na wakacje, co prawda tam mam zajęcia praktyczne ale to dla mnie prawdziwa rozrywka. Dlatego nie mogę znieść bezczynnego siedzenia i wpatrywania się w rośliny!
Powiedziałem, odpychając go od siebie i uwalniając od jego uścisku.
-A wiesz że kwiaty mogą też wyrażać uczucia? Na przykład ten-wziął czerwony kwiat z żółtym środkiem, który zebrał w czasie spaceru-Frezja czerwona, podarowana komuś oznacza cieszenie się z jego obecności.
Mówiąc to podał mi go z szerokim uśmiechem.
-Nie sądzę żeby taka wiedza kiedykolwiek by mi się przydała.
-Mi się przydała właśnie teraz. Cieszę się że miałem okazję spotkać kogoś takiego jak ty.
Odwróciłem głowę mając nadzieję że nie zauważy rumieńca, który pojawił się na mojej twarzy.
-Trzeba jutro wcześnie wstać. Lepiej, żebyśmy się już położyli. Chyba że wolałbyś wziąć jeszcze kąpiel?
-Nie trzeba... wykąpię się w domu. Chciałbym już się tam znaleźć.
-Dobrze... a teraz się przebierzemy.
Wyciągnął ręce w moją stronę chcąc już zdjąć ze mnie bluzkę.
-Mówiłem chyba że masz mnie nie dotykać!
Tym razem jednak nie wyglądał na tak wystraszonego moją reakcją jak wczoraj.
-Wybacz zajączku. Wypadło mi to z głowy. Poza tym... miałem nadzieję że zaczynasz przywykać do mojego towarzystwa. Zwykle po dwóch dniach zwierzęta zaczynają akceptować otoczenie ludzi.
Powiedział to z irytująco szerokim uśmiechem. Może i byłem w stanie znosić to jak nazywał mnie zajączkiem, ale nie miałem zamiaru dać mu się oswajać jak zwierzątko domowe. W nagłym przypływie irytacji wymierzyłem mu cios pięścią w brzuch.
-Nie traktuj mnie jak zwierzę domowe! Wystarczająco żenujący jest fakt że nazywasz mnie zajączkiem! Jeżeli chcesz możesz sobie przygarnąć kolejnego zająca do kompletu i nauczyć go różnych sztuczek, ale mnie nie traktuj jak pierwszą lepszą przybłędę!
Byłem zbyt zły żeby nad sobą panować. Wiem tylko że zrobiłem się czerwony a do oczu mi napłynęły łzy. Nie byłem zwierzęciem. Byłem człowiekiem, on... nie miał prawa mnie traktować jak zwierzątka, którym się zaopiekuje, przywiąże do siebie a potem porzuci. Schowałem twarz w dłoniach. Wtedy poczułem mocne szarpnięcie do przodu, a potem ciepłe ramiona Tochiego.
-Wybacz zajączku, nie chciałem cię zranić. Po prostu... tak długo byłem tylko ze zwierzętami że zapomniałem o ludzkich uczuciach, które są o wiele bardziej skomplikowane od zwierząt. A teraz przestań już płakać i idź się przebrać.
Pokiwałem głową, ocierając łzy o bluzkę. Potem poszedłem do łazienki, założyć piżamę.
-Już dobrze zajączku?
Powiedział gdy tylko wyszedłem.
-Tak. Aha, mógłbyś zapomnieć o tym jak zachowałem się przed chwilą?
-Jasne że mógłbym. Nie przejmuj się zajączku.
Kolejną noc spędziłem z Tochim i jego menażerią. Chyba pod pewnym względem rzeczywiście przypominałem jego zwierzątko. W ciągu dwóch dni zdążył mnie przywiązać do siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz