-Wychodzisz już? Bal się jeszcze nie zaczął.
Usłyszałem znajomy głos. Odwróciłem się gwałtownie. Na samym
środku sali stał Tochi. Był ubrany w elegancki czarny garnitur i wyciągał dłoń
w moją stronę w zapraszającym geście.
-Tochi? Co ty tutaj robisz?
-Jak to co? Przyszedłem z tobą zatańczyć. Mogę prosić cię do
tańca, zajączku?
Zrobiłem kilka kroków w jego stronę, starając się nie rzucić
od razu na jego szyje. Dopiero teraz zauważyłem, że mam na sobie garnitur,
który jeszcze wczoraj był na mnie za mały.
-Tochi, a umiesz w ogóle tańczyć?
-Nie wiem. Chodź, zaraz się przekonamy.
Złapałem jego dłoń i przysunąłem się do niego. Pewnym chwytem
przytrzymał moją rękę i objął mnie w pasie.
-Zaraz, czemu to ja ma grać dziewczęcą rolę?
-Panna nie ma w zwyczaju zapraszać do tańca. To przecież
wbrew etyce. Więc skoro ja cię zaprosiłem, mi jest dane prowadzić.
Dziwne... jego słownictwo było tak niesamowicie wyszukane.
Całkowicie nie pasowało do jego statusu społecznego. Muzyka spowalniała. Teraz
była ona czystym walcem. Tochi ruszył prawą nogą zaczynając płynny taniec. Nie
wiedziałem, że potrafi tak świetnie tańczyć. Miałem wrażenie, że w ramionach
Tochiego wręcz unoszę się nad ziemią.
-Naprawdę dobrze tańczysz.
Powiedziałem cicho, patrząc mu w oczy. Uśmiechnął się w
odpowiedzi. Chciałem tańczyć z nim choćby przez wieczność.
-Usagi... co ty wyprawiasz?
Zaraz... to nie był głos Tochiego. Dopiero teraz zauważyłem
moją rodzinę i znajomych stojących pod ścianą. Jakim cudem pojawili się tutaj
tak nagle? Odskoczyłem od Tochiego, który wydawał się nie przejmować nagłym
tłumem.
-To... to nie tak... ja tylko...
Zrobiłem jeszcze krok w tył, kiedy potknąłem się o coś,
straciłem równowagę i upadłem na ziemie. Spojrzałem na podłogę, by zobaczyć o
co się przewróciłem. Poczułem wszechogarniający wstyd, kiedy okazało się, że
potknąłem się o... sukienkę, którą miałem na sobie. Dlaczego ją założyłem?
-Nichan, czemu jesteś ubrany jak dziewczyna.
-Jak mogłeś Usagi. A my myśleliśmy, że będziemy mogli być z
ciebie dumni.
-Braciszku, wstydzę się ciebie.
-Od początku wiedziałam, że coś z tobą nie tak. Jesteś
żałosny.
Głos mojej rodziny przelewały się przez siebie, tworząc
szum, który boleśnie kaleczył moje uszy. Ich głosy brzmiały jak tysiące
krzyków, docierające wprost do mojej głowy. Jak mogłem na to pozwolić? Jak
mogłem być tak żałosny? Marzyłem wtedy, żebym mógł stamtąd uciec.
-W porządku zajączku?
-Nie! Nie jest w porządku! Nie widzisz co się dzieje?!
-Masz racje. Sytuacja jest idiotyczna. Nie umiałbym do tego
przywyknąć. Najlepiej będzie jak po prostu się rozstaniemy.
Podniosłem przerażone spojrzenie na Tochiego. On chyba nie
chciał mnie zostawić na zawsze? Nie... to nie mógł być Tochi. Patrzył na mnie z
wyższością, prawie pogardą. Nie... nie mógł mnie zostawić... nie teraz, gdy
straciłem w oczach przyjaciół i rodziny... Chciałem coś powiedzieć, zatrzymać
go.. ale Tochi zniknął sprzed moich oczu i pojawił się przy drzwiach. Otworzył
drzwi, patrząc na mnie po raz ostatni. Zerwałem się na nogi, ignorując ludzi
przyglądających się całej sytuacji. Nagle jednak sukienka stała się kilkakrotnie
dłuższa. Nie byłem w stanie chodzić, nie stawając na nią.
-Tochi, poczekaj!
Ale on już znikł... drzwi z hukiem zatrzasnęły się za jedyną
osobą, którą szczerze pokochałem.
-Widzisz? I ten twój żałosny chłopak cię porzucił. Zresztą,
jesteś jeszcze bardziej żałosny, niż on.
głosy mojej rodziny odbijały się echem po całym
pomieszczeniu. Miałem wrażenie, że moja głowa zaraz wybuchnie. Nagle podłoga,
pod moimi stopami pękła, a ja zacząłem spadać w czeluść. Ogarnęła mnie ciemność
i tylko z dziury w podłodze, przez którą wypadłem sączyło się światło. Wśród
mroku pojawiła się twarz Tochiego. Twarz pełna wyższości i pogardy. Poczułem
przeszywający ból w sercu. Jak on mógł mnie tak potraktować? Jak mógł mnie
opuścić?
-Panie Usagi? Panie Usagi?
Głos... tak obcy głos... nie należał do Tochiego.... to on
powinien mnie obudzić... aż tak miał mnie już dosyć?
-Panie Usagi.. proszę się obudzić.
Otworzyłem oczy i zobaczyłem stojącą nad sobą pokojówkę.
Odetchnąłem z ulgą, siadając na łóżku.
-Wszystko w porządku panie Usagi?
Pokiwałem głową. Senny koszmar sprawił, że obudziłem się
cały zlany potem. Przez chwilę opanowywałem oddech, nim odezwałem się do
pokojówki.
-Masz harmonogram na dzisiaj?
-Tak, oczywiście. Dochodzi 10 więc ma pan pół godziny zanim
zostanie podane śniadanie. O 11 przychodzi nauczyciel gry na skrzypcach. O 12
zostaje pan zabrany w teren na naukę malowania na płótnie. Wraca pan o 14.
Wtedy też przyjedzie krawiec, uszyć dla pana nowy garnitur. Jeżeli skończy
przed 15 będzie miał pan wolny czas. O samej 15 przychodzi instruktor tańca.
Później tylko ma pan trening zarządzania firmą i projektowania. Aha, pan
Kashikoi kazał przekazać, żeby nie zapomniał pan o odrobieniu lekcji na jutro.
No tak... dzisiaj była niedziela. Przez całą tą sprawę z
Tochim całkowicie straciłem poczucie czasu.
-Dziękuję, możesz odejść.
-Na pewno wszystko w porządku?
Dalej byłem w szoku po sennym koszmarze, więc nie dało się
nie zauważyć, że coś jest nie tak.
-Wszystko w porządku. Miałem po prostu koszmar.
Pokojówka kiwnęła głową i wyszła. Pierwsze co zrobiłem to
sięgnąłem po telefon i wybrałem numer Tochiego.
,,Cześć. Co u ciebie? Jak się czujesz? U mnie w porządku,
zastanawiam się tylko jak ty się czujesz."
Może i treść była dosyć idiotyczna, ale musiałem napisać
cokolwiek, żeby mieć pewność, że mój sen był tylko koszmarem. Czekając na
odpowiedź wstałem z łóżka i poszedłem do mojej prywatnej łazienki, połączonej z
moim pokojem. Na toaletce leżały świeże ubrania a w szafce czyste ręczniki.
Wziąłem szybki prysznic, żeby zmyć z siebie pot po koszmarnej nocy. Ubrałem się
i zszedłem na śniadanie. Raito siedział już przy stole, spokojnie na nas
czekając. Pogłaskałem go po głowie w powitaniu i usiadłem na sąsiednim krześle.
-Witaj Raito. Jak się spało?
-Świetnie, nichan. Nie uwierzysz co się stało. Około
trzeciej nad ranem do mojego pokoju weszła mama. Wyjaśniła wszystko i
powiedziała, że nas kochają. Kashikoi miał racje.
Powiedział i
uśmiechnął się szeroko. Cieszyłem się, że rodzice mu to powiedzieli, żeby się
nie martwił. Starałem nie dać po sobie
poznać, jak bardzo wciąż jestem przerażony nocnym koszmarem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz