Kolejne dni były istnym koszmarem. Musiałem zajmować się
zarówno Tochim jak i jego zwierzakami. Musiałem łazić kupować karmę, jedzenie oraz
zmieniać Tochiemu opatrunki. Na szczęście nie byłem zmuszany do gotowania a
Tochi sam zajmował się opatrywaniem zwierząt. Czułem się jakbym sam był
służącym, którzy tak licznie pracowali w naszym domu. Naszym domu...
zastanawiałem się, czy uda mi się jeszcze tam wrócić.
- Jak się czujesz? - Zapytałem.
- Coraz lepiej. Dziękuję.
- W porządku.
- Dalej myślisz o swojej rodzinie?
- To chyba oczywiste. Chcesz czegoś?
- Żebyś przestał się tym katować.
- Przejdzie mi w końcu. Najlepiej będzie, jak po prostu
szybko wydobrzejesz.
- Skoro tak, wydobrzeje tak szybko, jak to możliwe. Zrobisz
mi herbatę?
- Jasne...
Wlałem wodę do czajnika i położyłem go na kuchenkę. Tochi
ostatnio poinstruował mnie jak działały tutaj urządzenia. Na moje nieszczęście
ciągle ledwo stał, więc nie mógł wykonywać prawie żadnych prac. Dobrze, że
opieka nad zwierzętami nie wymagała od niego zbyt wiele siły. Ech… przynajmniej
byłem zwolniony ze spania z nim każdej nocy.
Kiedy czajnik zaczął
piszczeć, zdjąłem go z kuchenki. Drugą ręką wziąłem szklankę, do której
zacząłem wlewać wrzątek. Woda jednak spłynęła po zewnętrznej części szklanki,
zalewając moją rękę. Wrzasnąłem, puszczając szklankę i czajnik.
- Zajączku! Nic ci nie jest?
Tochiemu jakoś udało się jakoś wstać wstać. Z trudem
podszedł do zlewu, mocząc ścierkę chłodną wodą.
- Daj rękę - Powiedział, siadając na krześle. Usiadłem przed
nim i wykonałem polecenie, ledwo się powstrzymując od jęczenia z bólu. W oczach
stanęły mi łzy.
- Już dobrze. Nie jest tak źle. Nie ruszaj się.
Pokiwałem głową. Tochi poszedł z trudem po apteczkę. Najpierw
delikatnie nałożył maść na ranę a potem obwinął moją rękę bandażem.
- Chyba jednak prace domowe nie są czymś, za co powinieneś
się brać.
Tochi zaśmiał się krótko. Nie wiem czemu, ale jego śmiech
tym razem wydał mi się niesamowicie irytujący. Wstałem gwałtownie z krzesła,
patrząc na niego z góry.
- No właśnie! Nie nadaję się na pomoc domową! Całe życie
spędziłem w bogatej rodzinie! Nie musiałem robić nic co ma związek z porządkami
czy gotowaniem! Nie nadaję się do takiego życia! Mam dosyć tego wszystkiego!
Zrzuciłem szklankę z wrzątkiem z blatu. Woda i kawałki szkła
rozprysnęły się po całej podłodze. Nie przejąłem się tym kompletnie. Złapałem
mój plecak, w którym miałem najpotrzebniejsze rzeczy i opuściłem domek.
Poszedłem szybko w stronę wsi. Musiałem odpocząć. Odpocząć od tej całej pracy,
zwierzaków... nawet od Tochiego. Wiem, że to nie jego wina, że był w takim
stanie, ale nie mogłem znieść tego, że musiałem pracować. Poszedłem do marnej
knajpy, która znajdowała się we wsi. Zamówiłem sobie pełny obiad. Pijąc herbatę
udało mi się jakoś uspokoić. Zastanawiałem się, co powinienem teraz zrobić. Nie
mogłem zostawić Tochiego, ale nie wiedziałem, czy zniosę zajmowanie się nim
chociaż dzień dłużej. W dodatku nie wiedziałem, gdzie indziej mógłbym się udać.
Nie mogłem wrócić do rodziców a mój własny domek byłby dla mnie samego
zdecydowanie zbyt pusty. Ciekawe czy moje rodzeństwo się o mnie martwiło.
Pewnie chcieli dać mi kilka dni spokoju i dobrze wiedzieli, że jestem w dobrych
rękach.
- Jakiś problem?
Podniosłem spojrzenie. Przy moim stoliku stał kelner.
Uśmiechał się delikatnie, trzymając menu.
- Niekoniecznie...
- Coś nie tak z jedzeniem? - Nalegał.
- Miałbym kilka uwag, ale jak na tak podrzędną knajpę w
małej wsi mogłoby być gorzej.
Kelner pokiwał głową. Pewnie zastanawiał się, co dokładnie
mam na myśli.
- Wiesz... mimo wszystko nie wyglądasz najlepiej. Może
mógłbym ci jakoś pomóc?
- Nie powinieneś zajmować się klientami?
Kelner odwrócił się w stronę reszty restauracji. Czy może
raczej... karczmy lub gospody. Bo miejsce to przypominało raczej obskurny bar
ze średniowiecza. Tak czy tak miejsce to było niemal całkowicie puste. Kilkoro
gości jadło w spokoju swoje skromne posiłki. Patrząc na tępo ich jedzenia
przypuszczałem, że może im to zająć co najmniej kilka godzin. Widocznie brak
jakichkolwiek zajęć dobrze wpływał na kreatywność w spędzaniu wolnego czasu.
- Myślę, że chwilowo sobie poradzą.
- Więc tak się tutaj pracuje, co?
- Mało ludzi to możemy wszystko przyjmować na ludzie. Taki
urok wsi.
Przewróciłem oczami, biorąc łyka herbaty. Kelner dosiadł się
do mnie.
- Plusem też jest to, że właściwie wszyscy się tu znają.
Nawet nie uniosłem spojrzenia znad mojego obiadu.
- To ty umawiasz się z tym leśniczym, prawda?
Zakrztusiłem się herbatą, o mało co nie wypluwając jej na
stół.
- C-co?
Powiedziałem w końcu, kiedy udało mi się złapać oddech.
- A nie? Przyjeżdżasz tu średnio raz na dwa tygodnie. Zawsze
idziesz do lasu. A droga ta prowadzi wyłącznie do mieszkania leśniczego. Twoim
rodzicom nie podoba się ten związek, co? Nie ma się zresztą co dziwić. Jeżdżąc
takim autem na bank są co najmniej milionerami. Chłopak z takiej rodziny nie
powinien chyba chodzić z leśniczym. Zwłaszcza tak ekscentrycznym jak Tochi. On
niemal nie wychodzi ze swojego lasu. Jeżeli już to po to, żeby kupić jedzenie
dla swoich zwierzaków. Wydaje się być miły, ale lepiej sobie radzi z kontaktach
ze zwierzakami niż ludźmi. Jakim cudem w ogóle poznał kogoś takiego jak ty?
- Chwila, chwila. Nie wiem, co w tym grodzie mówią na mój
temat, ale Tochi jest tylko moim przyjacielem. Nic więcej.
- I dlatego mieszkasz u niego od kilku dni?
- Czy w tej wsi wszyscy wszystko wiedzą?
- Mamy dobry monitoring w postaci ludzi, nie mających nic do
roboty. Więc co ci się stało?
- Nie twoja sprawa.
- Zawód miłosny?
- Twój szef nie ma nic przeciwko temu, że wcinasz się w
prywatne życie twoich gości?
- Nie specjalnie. Właściwie byłby mi wdzięczny, gdyby w
końcu dowiedział się kim jest ten tajemniczy chłopak, który odwiedza naszego
leśniczego.
- Nie wasza sprawa. Zresztą, pewnie i tak zapewne niedługo
wrócę.
- Czyli jednak zawód miłosny?
- Nie. Zdecydowanie nie. Po prostu nie mogę dłużej znieść
życia w takim miejscu. U mnie są pokoje większe od tutejszych domów. Nie nadaję
się do tutejszego życia. Zwłaszcza teraz, bo muszę pomagać Tochiemu w domu.
- Więc czemu ciągle tu jesteś?
- Nie mam bladego pojęcia. Ale na pewno nie po to, żeby
wdawać się w dyskusje z kelnerem w jakiejś podrzędnej wsi.
- Tochi wydaje się miłym człowiekiem. I bardzo młodym jak na
leśniczego. Niejedna dziewczyna ze wsi do niego wzdycha. A on wybrał sobie
jakiegoś chłopaczka z miasta. Urocze.
- Już ci tłumaczyłem, że jestem po prostu jego przyjacielem.
- A dla przyjaciół chyba warto się poświęcić i im pomóc,
prawda? Zwłaszcza, kiedy nie są w stanie poradzić sobie sami.
- To nie dla kogoś takiego jak ja. Nie nadaję się do pracy
jako sprzątaczka czy kucharz.
- Rozumiem. A prawdziwy przyjaciel chyba nie powinien chyba
od ciebie tego oczekiwać, co?
- No właśnie.
- Nawet jeżeli nie jest w stanie robić tych rzeczy sam,
prawda?
Odstawiłem kubek piorunując kelnera spojrzeniem. Nie miałem
ochoty słuchać rad od kogoś tak nisko postawionego jak on.
- To nie twoja sprawa - Odparłem chłodno - I nie chcę, żeby
cała wieś zaraz poznała wszystko o moim życiu.
- No dobra. Już odpuszczam. Wybacz, ale w takich miejscach
jak to nie ma zbyt wielu rzeczy, o których można mówić. Ktoś taki jak ty to
prawdziwa sensacja.
- Niewątpliwie...
- Przepraszam. Odpuszczę już ten temat. Ale jakbyś powiedzmy
potrzebował rady, albo chciał pogadać, to możesz przyjść. Lubię pomagać
ludziom. Często przychodzą tutaj tylko po to, żeby się wyżalić.
- Na pewno nie będę miał co robić tylko opowiadać o swoim
życiu marnemu kelnerowi z podrzędnej knajpy.
Kelner uśmiechnął się łagodnie, trochę skonsternowany.
Raczej nie często rozmawiał z kimś takim jak ja. Skończyłem obiad, zapłaciłem i
wyszedłem. Nie chciałem jeszcze wracać. Włóczyłem się po mieście aż do
wieczora. Zastanawiałem się, czy dam radę znieść mieszkanie z Tochim jeszcze
kilka dni, czy lepiej by było, gdybym już wrócił do domu... o ile jeszcze w
ogóle miałem tam wstęp.
Nie wierze! Przepraszam kochana ale musze to powiedziec: Usagi coraz bardziej mnie wkurza! Rozumiem,.ze nie jest przyzwyczajony do takich warunkow ale co jest wazniejsze? Jego zakichany tylek czy dobro osoby ktora rzekomo kocha?
OdpowiedzUsuńRozdzial jak zwykle genialny ;). Coz.. rzadko tu komentuje ale to przez to ze jestem straaasznym leniem :D
Pozdrawiam :)
~P
Aww~ ja już na prawde nie wiem comam im poradzić, mam pustkę w głowie po wczorajszym chodzeniu po Wa-wie D: i dzisiejszym cieście...
OdpowiedzUsuńWstawiłaś ten obrazek :3 yay~!
Serio nwm co mam napisać.... Usagi, musisz sie poświęcić i znaleźć jakiś urok w tym lesie dziękiczemu będziesz chciał tam zostać, albo zasponsorujesz jakieś leprze mieszkanko, np. żeby nie niszczyć lasu to na jakiejś polance albo na drzewie... co ja kurde mówie... >.> skutek niewyspania
Zastanawiam sie co by sie stało gdyby rodzice Zajączka dowiedzieli sie, że Tochi jest z takiej a nie innej rodziny... chciałabym zobaczyć ich miny XD
No nie przedłużam
Weeeeenyyyyy <3
NIGDY JESZCZE USAGI MNIE TAK NIE ZDENERWOWAŁ </3
OdpowiedzUsuńCo to ma być?! Niech on się kuźwa ogarnie! Tochi się dla niego poświęca, martwi się i w ogóle. On żyje dla niego, a ten smarkacz nie powie, że go kocha, bo urazi swoją zasraną dumę. NO TYLKO GO KOPNĄĆ PORZĄDNIE W DUPSKO KUŹWA -.-"""
*zirytowana Hopie*
Cholerny królik!! -,- -,- -,-
OdpowiedzUsuńPoza tym... ARGH
Shimatta
Niech Usagi wraca już do Tochi'ego, albo zatrudni kogoś do pomocy czy coś.
Poza tym zabawny ten kelner xD
<3
<3
<3 jak zawsze serce ode mnie za fajne opo <3