sobota, 30 sierpnia 2014

Zajączel LIX - Rodzinny obiad


 

Siedziałem z Tochim i jego rodzeństwem przy stole w wielkiej sali jadalnej. Po mojej lewej siedział Tochi a po drugiej Rei Czekaliśmy już tylko na jego rodziców. Pomimo, że tyle czasu się nie widzieli nikt się nie odzywał. Siedziałem prosto, ze spuszczoną głową. Błagałem, żeby wreszcie przynieśli jedzenie, żeby stukanie sztućców zagłuszyło tą nieznośną ciszę.

  W końcu do pokoju weszła bogato ubrana para. Wysoka, szczupła kobieta o szlachetnych, łagodnych rysach twarzy, zielonych oczach i blond włosach, spiętych w kok i wysoki, postawny mężczyzna z surową twarzą i czarnymi włosami. Rodzeństwo Tochiego wstało gwałtownie, niemalże na baczność.

- Witaj ojcze. Witaj matko - Powiedzieli chórem. O dziwo Tochi się nie poruszył. Nie wstał, ani się nie odezwał. Kiwną tylko głową, kiedy rodzice spojrzeli na niego beznamiętnie. Ich  spojrzenie było dziwnie znajome. Patrzyłem to na Tochiego, to na jego rodziców, to na jego rodzeństwo. Nie wiedziałem jak powinienem się zachować. Nim zdążyłem się zdecydować rodzice zajęli już swoje miejsce a Mei, Su oraz Rei zrobili to samo.

- Widzę, że te kilka lat w lesie oduczyły cię manier - Skomentowała jego matka.

- Nie macie pojęcia jak bardzo.

Ojciec Tochiego zadzwonił dzwonkiem. Do sali zaczęły wchodzić pokojówki i lokaje z zakrytymi srebrnymi tacami, stawiając po jednej przed każdym z nas.

- Miło, że zdecydowałeś się nas odwiedzić.

- Nie miałem zbytniego wyboru. Rei zagroził, że w innym wypadku wy przyjechalibyście do mnie. A w jednopokojowym mieszkaniu raczej nie znalazłbym dla was miejsca.

Zauważyłem, że jego rodzina wzdrygnęła się lekko. Czyżby mieszkanie w tak małym mieszkaniu było dla nich czymś uwłaczającym? W sumie... gdyby moje życie tak by się nie potoczyło, pewnie byłbym taki sam.

- Mamy nadzieję - Podjął po chwili ojciec - że zrozumiałeś coś przez ten czas.

- Tak, zrozumiałem. Tym bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie chcę takiego życia, jakie wy prowadzicie.

Rei kiwnął głową do obsługi, która to podniosła pokrywy ze srebrnych tac i opuściła komnatę. Na talerzu przede mną leżał ciągle parujący homar w asyście czterech miseczek wypełnionych różnymi sosami i wśród różnych, starannie dobranych owoców i warzyw. To, co rzuciło mi się w oczy to fakt, że ciągle był w skorupce. Zazwyczaj, dla ludzi, którzy mogą nie znać się na jedzeniu homarów wycinało się z jego wnętrza mięso. Nie wiedzieli kim jestem, Rei im nie powiedział. Więc musieli celowo chcieć mnie ośmieszyć. Prawie było mi szkoda, że miałem ich rozczarować. Zacząłem od zwinnego ukręcenia kleszczy, które odłożyłem na brzeg talerza. Specjalnym narzędziem odłamałem po kolei kleszcze. Sięgnąłem po specjalny szpikulec i powoli zacząłem delektować się smakiem.

- Zawsze musisz sprawiać kłopoty? Mógłbyś być po prostu prawnikiem i nie byłoby żadnych kłopotów.

- I tak jak wy wykorzystałbym szansę, jaką dał nam dziadek swoimi pieniędzmi, żeby go potem porzucić?

- Dziadek bardzo nam pomógł. Porzucając to, na co tak pracowaliśmy gardzisz zarówno jego pomocą jak i naszym staraniem.

- Nie potrzebuję tego wszystkiego co wy macie. Nie powiem, że do wszystkiego dojdę sam, bo wcale nie potrzebuję wszystkiego. Skromne życie bardzo mi się podoba.

- Mówisz dokładnie jak twój dziadek. Przekleństwo, że wdałeś się akurat w niego.

- Mamo, tato, Tochi, proszę nie kłóćcie się. Nie podczas pierwszego naszego wspólnego obiadu od kilku lat - Odezwała się jedna z sióstr Tochiego.

- Mei ma racje. Nie ma sensu się teraz spierać - Odezwał się Rei. Spojrzałem na obie dziewczyny. Nic nie wskazywało na to, żeby się pomylił. Nie rozumiałem jednak jak je rozróżnia. Rozumiałem, że mogą być blisko, ale coś takiego zakrawało na cud. Matka Tochiego westchnęła.

- Dobrze. Porzućmy na razie ten temat. Więc, może przedstawisz nam swojego... przyjaciela?

Wyprostowałem się gwałtownie. Przez chwilę miałem złudne poczucie, że stałem się dla wszystkich niewidzialny i nie muszę brać udziału w tej dyskusji. Szybko wytarłem ręce o serwetkę i stanąłem, niemal na baczność.

- Umm... przepraszam bardzo. Nazywam się Usagi.

Ojciec Tochiego wykonał gest widelcem, pokazując mi, że mogę usiąść. Zrobiłem to od razu.

- Miałeś bardzo duże szczęście, albo bardzo dużego pecha, że trafiłeś akurat na Tochiego.

- Nie rozumiem?

- Miałeś pewnie nadzieję, na spory majątek. Ktoś z rodu Chiba, nawet będąc zwykłym leśniczym musiał mieć jakiś majątek, prawda? Jednak obawiam się, że akurat po Tochim nie możesz spodziewać się zbyt wielkich pieniędzy.

Zacisnąłem pięści. Byłem już gotowy oburzyć, że podejrzewają mnie o coś takiego. Nie zdążyłem. Rodzeństwo Tochiego łącznie z nim zaczęli mówić na raz. Zamilkli w tym samym momencie, dając dojść do słowa Tochiemu.

- Zajączek bardzo długo nie miał pojęcia o tym, że należę do waszej rodziny. Powiedziałem mu to dopiero niedawno. On kochał mnie i dalej kocha za to kim jestem. A od początku był pewny, że jestem ubogim leśniczym.

Tochi ścisnął moją dłoń. Czułem, jak zalewam się rumieńcem. Sytuacja wydała mi się wystarczająco żenująca i bez takiego zbliżenia.

- Zresztą, mamo, tato - Powiedziały na raz Mei i Su - Chłopak Tochiego to Usagi Takeda. Prędzej mógł pomyśleć, że to Tochi chce jego wykorzystać finansowo.

Rei pokiwał głową. Dyskretnie wysunąłem rękę z uścisku Tochiego.

- Takeda?

Pokiwałem delikatnie głową. Nabrałem nieodpartej ochoty, żeby jak najszybciej skończyć obiad. Sytuacja była coraz bardziej niekomfortowa.

- Usagi Takeda... Usagi Takeda umawiający się z leśniczym... nie wiem czy to bardziej zabawne czy smutne - Odparł ojciec z delikatnym uśmiechem. Nie był to bynajmniej przyjemny uśmiech, który widziałem u Tochiego. Ten uśmiech miał w sobie trochę pogardy i trochę współczucia.

- Nie chodzi ci o pieniądze - Podjął po chwili - Więc o co? Nawet nie znałeś jego nazwiska. Czego mogłeś chcieć od byle jakiego leśniczego.

- Tylko nie byle jakiego - Wtrącił oburzony Tochi - Wykonywałem swoje obowiązki bezbłędnie. Jestem świetnym leśniczym.

Ojciec przeszył go lodowatym spojrzeniem. Widocznie chciał go skarcić za to, że chełpi się byciem kimś tak nisko położonym.

- Więc czego mogłeś od niego chcieć?

- N-nic od niego nie chciałem... to... jakoś tak wyszło...

- Proszę, dajcie już mu spokój. Myślicie, że łatwo mu było tu przyjechać? I tak to musi być dla niego żenujące. Nie musicie jeszcze tego pogarszać.

Tochi przez dłuższą chwilę mierzył się z rodzicami złowrogim spojrzeniem. Opuściłem głowę, żebym sam nie musiał znosić niczyich spojrzeń.

- Dobrze. Na razie pozostawimy temat twojego... zajączka...

Poczułem, jak robię się jeszcze bardziej czerwony. Nawet się nie spodziewałem, że usłyszenie jak ktoś inny niż Tochi nazywa mnie zajączkiem będzie aż tak żenujące.

- Więc może pochwalisz się co robiłeś przez ten czas? – Zapytał po chwili jego ojciec.

Tochi skrzyżował ręce na piersi, opierać się o krzesło z beznamiętnym, acz dumnym spojrzeniem.

- Opiekowałem się zwierzętami, pielęgnowałem las, uczyłem się botaniki. Właściwie nic poza tym.

Uśmiechnął się nieco złośliwie. Przez chwilę się zastanawiałem, czy jest to na pewno ten Tochi, którego znam. Jego rodzeństwo, pokręciło głowami z lekkim pożałowaniem. Skłamałbym, gdybym powiedział, że zdziwiła mnie ich reakcja. Bądź co bądź wywodziliśmy się niemalże w tych samych warunkach.

  Przez resztę obiadu rodzina Tochiego opowiadała co się u nich działo przez ten czas. Znosiłem to z trudem, choć byłem przyzwyczajony do nudnych obiadów, na przykład przy przyjmowaniu ważnego klienta. Całą swoją uwagę starałem się skupić na wnętrznościach homara. Notabene wyjątkowo dobrych, zwłaszcza porównując je z tym, co podawał mi Tochi. W końcu skończyłem i odsunąłem od siebie talerz. Wkrótce potem wszystkie talerze zostały zabrane.

- To jak? Może chciałbyś się przejść po okolicach? - Zapytała jedna z sióstr Tochiego.

- Nie, dzięki Mei. Sądzę, że nic się nie zmieniło. A nawet jeżeli, nie sądzę, żeby miało to aż tak wielkie znaczenie.

- To może wybierzesz się do kancelarii? - Zapytał jego ojciec. Tochi nawet nie odpowiedział.

- Dzięki wam za pomysły, ale wiem już, co chcę zrobić.

- Tylko nie mów, że planujesz opiekować się porzuconymi zwierzętami i zająć się ogrodem. Od razu mówię, od tego mamy już ludzi.

- Nie. Chcę zająć się bardziej wymagającymi roślinami i odwiedzić kogoś bardziej porzuconego niż jakiekolwiek zwierzęta.

Zerknąłem pytająco na Tochiego. Nie odwzajemnił mojego spojrzenia. Zauważyłem, że cała jego rodzina wygląda na nieco... co najmniej zniesmaczonych. Zastanawiałem się, o co takiego mogło chodzić.

- Nie przeniósł się. Znajdziesz go tam gdzie zawsze - Powiedział beznamiętnie Rei.

***********
P.S ze względu na zbliżający się rok szkolny (Tak, dopiero teraz uświadomiłam sobie, że się kończą wakacje) planuję dodać gratisowy post, żeby wam osłodzić pierwsze dni więzienia... to znaczy szkoły. Najlepiej by było, jakbyście jeszcze dzisiaj napisali jaki paring sobie wymarzyliście jako gratisowy post

4 komentarze:

  1. Wow, nie spodziewałam się, że rodzice Tochiego będą tacy surowi. Szczerze mówiąc, sądziłam, że są sympatycznymi ludźmi, takimi, jak Tochi, ale w sumie, to by było dziwne. Rozdział bardzo mi się podobał, tylko strasznie szybko się czyta.
    Co do pairingu - Nie mam pomysłu XD Możesz zawsze zrobić autorskie postacie.
    Weny,
    Haru

    OdpowiedzUsuń
  2. Rany rany. Świetny post. :'D Myślałam, że zajączek tam zejdzie z zarzenowania. X'D
    Well...może on chce pójść na grób dziadka czy coś? Nie wię. D:
    Co do parringu... zastanawiam się nad Nezumi x Shion... a jeśli nie, to może Ryouga x Izumi? [przepraszam jak źle napisałam imię czy coś].
    Powodzenia w pisaniu i weny. < 3
    -Kitsune

    OdpowiedzUsuń