poniedziałek, 6 października 2014

Zajączek LXIV - Randka


Poczułem coś słodkiego na swoich ustach. Delikatnie otworzyłem oczy, żeby zobaczyć przed nimi... Twarz Tochiego. Odepchnąłem go gwałtownie.
- C-c-co ty robisz?
- Chciałem cię obudzić. Ale wyglądałeś tak uroczo, że nie mogłem się oprzeć. No dobra, chodź.
Złapał mnie za rękę, wyciągając z samochodu.
- Gdzie jesteśmy? - Zapytałem, kiedy odkryłem, że miejsce, w którym się zatrzymaliśmy nie było małym miasteczkiem, koło którego mieszkał Tochi, ale jakąś obskurną dzielnicą.
- Przejeżdżaliśmy tędy. Myślę, że tutaj nikt cię nie będzie znał.
Przetarłem oczy. Starałem się skupić, ale dopiero co obudzony mózg z trudem funkcjonował.
- Po co?
- Zapomniałeś, co? Mamy randkę. Chodź.
- Ch-chyba ode chciało mi się iść… - Odwróciłem twarz w stronę ziemi, czując jak moje policzki zalewają się rumieńcem.
- Nie wstydź się. Będzie fajnie.
- W-wcale się nie wstydzę.
- Nikt cię tu nie zna. Nie przejmuj się.
Tochi otworzył drzwi jakiegoś taniego baru. Całe szczęście nie było tam zbyt wiele ludzi. W sumie wyróżniała się czwórka chłopaków. Mogli mieć jakieś 16-18 lat. Pili w spokoju piwo, rozmawiając o czymś. Chłopak imieniem ,,Kei” z tego co usłyszałem kłócił się z jakimś chłopakiem o białych włosach. Zdaje się, że nazywał się Kazuo. Zignorowałem ich, siadając z Tochim na samym końcu sali.
- Co mogę podać? - Zapytał kelner, stając przy nas.
- P-po proszę puchar lodowy - Wyszeptałem, z opuszczoną głową.
- Świetny wybór. Bardzo polecamy. Jeden, czy dwa?
Spojrzał pytająco na Tochiego.
- Jeden - Odparł z uśmiechem.
Kelner kiwnął głową, zwracając się w stronę kuchni.
- Coś się stało, zajączku?
- Mam wrażenie, że ludzie dziwnie się na nas patrzą.
- Daj spokój, zajączku. Nikt na nas nie patrzy.
- ...Nie podoba mi się ten lokal.
Tochi zaśmiał się cicho.
- Jesteś uroczy. Nie martw się, nikt cię tu nie pozna.
- Co? Ale ja nie...
- Przecież wiem, że właśnie tym się martwisz. Będzie dobrze, nie martw się.
Właśnie wtedy kelner przyszedł do naszego stolika, stawiając przed nami ogromny puchar lodowy, pełen owoców i z kilkoma herbatnikami.
- Dziękuję...
Szepnąłem jeszcze, zanim odszedł. Cholera... dlaczego się tak stresowałem? Serce waliło mi jak młot i za nic nie chciało się uspokoić. Nie mogłem się nawet zmusić, by spojrzeć na Tochiego. Dlaczego się tak stresowałem? Przecież... tyle razy łaziliśmy razem po lesie, jedliśmy razem, nawet spaliśmy ze sobą, ale... teraz czułem się zupełnie inaczej. A... przecież to tylko randka. Nic wielkiego. Więc uspokój się do cholery, Usagi!
- Nie spróbujesz?
- Co? A... a tak... jasne...
Szybko złapałem za łyżkę i wbiłem ją w jedną z kulek.
- Dobre... jak na tanią knajpkę na pograniczu świata.
- Czyli mogłoby być gorzej. Cieszę się.
- Szkoda, że nie wybrałeś jakiejś lepszej restauracji. Ta jest dosyć marna.
- Następnym razem ty wybierzesz miejsce randki. Zgoda?
Nieśmiało pokiwałem głową. Tochi uśmiechnął się, biorąc herbatnika, nabierając na niego lody waniliowe.
Cały czas serce waliło mi jak młot. Nie mogłem skupić się na niczym. Pytania Tochiego docierały do mnie jak przez ścianę. Jego spojrzenie, uśmiech i głos wydawały się opanowywać mój umysł. Całe szczęście nie oczekiwał ode mnie zbyt elokwentnych i poprawnych składniowo zdań. Musiał świetnie się bawić, widząc moje zażenowanie. Nie... musiałem się uspokoić. Nieważne jak żenująca była ta sytuacja. To mogła być jedna z nielicznych okazji, żebyśmy mogli pogadać w miejscu innym niż las czy jego domek.
- Hej, Tochi... - Zacząłem niepewnie, starając się skupić całą swoją uwagę na lodowym pucharze. - Opowiedz mi coś o sobie.
- A co chciałbyś wiedzieć?
- Dopiero co dowiedziałem się, że masz rodzinę i nie jesteś samotnym leśniczym. Jest coś jeszcze o czym powinienem wiedzieć?
- Chyba nie... To są najważniejsze rzeczy, których nie wiedziałeś.
- Ale właściwie nic o tobie nie wiem. Nigdy tak naprawdę nie rozmawialiśmy o sobie...
- To co chciałbyś wiedzieć?
Wzruszyłem ramionami.
- Sam nie wiem... co lubisz robić, jaki jest twój ulubiony kolor... to, czego normalni ludzie dowiadują się o sobie na samym początku.
Tochi uśmiechnął się łagodnie. Jakkolwiek nazwać to, co nas łączyło było dziwną relacja. Spędziliśmy ze sobą tyle czasu a nie wiedzieliśmy o sobie nic. To było trochę dołujące.
- Cóż... najbardziej lubię kolor zielony, kiedyś, oprócz zajmowania się zwierzętami i roślinami lubiłem malować, ale przestałem, gdy zostałem leśniczym i skupiłem się całkowicie na mojej pracy, jako dzieciak miałem przyjaciela, który porzucił mnie, jak tylko dowiedział się, że przyjaźń z Reiem będzie dla niego bardziej opłacalna. Nigdy nie miałem bliskiej osoby, której bezgranicznie mogłem zaufać. Oprócz dziadka oczywiście. Jeżeli już znajdowałem jakichś przyjaciół okazywali się materialistami, którym zależało tylko na pieniądzach. Kiedy byłem dzieckiem chciałem być weterynarzem, albo botanikiem jak dziadek. Pewnie gdybym nie uciekł w końcu z domu i tak zrobiliby ze mnie prawnika. Coś jeszcze? A tak... jesteś moją pierwszą prawdziwą miłością, zajączku.
Uśmiechnął się szeroko, mówiąc ostatnie zdanie. Poczułem szybsze bicie serca.
- N-nie rozumiem jak możesz mówić aż tak żenujące rzeczy...
- Bo cię kocham. Dobrze, teraz ty.
Opuściłem głowę. To był jeden z bardziej żenujących posiłków, jakie przyszło mi znosić. No... nie licząc obiadów z jego rodziną. Kilka razy nawet zażenowanie mówiło mi, że to nie był dobry pomysł. Chociaż... było bardzo miło. Pomimo tego, że to było aż tak żenujące.
 W końcu szklanka po lodach była już całkowicie pusta, a co za tym idzie, mogliśmy już wracać. Zapłaciłem i szybko ruszyłem w stronę limuzyny. Niestety jeszcze nie nadszedł czas na powrót.
- Zajączku? - Złapał mnie za ramie, zanim dotarłem do samochodu.
- Chodźmy do kina.
- Huh... p-po co?
- Jak to po co. Chyba podczas randek chodzi się do kina, prawda?
- Myślałem, że sama kawiarnia wystarczy...
- Sam zaprosiłeś mnie na randkę. Mógłbyś się chociaż trochę wysilić.
Mruknąłem coś tylko, opuszczając głowę. Tochi złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Dziwne, ale wyglądał, jakby doskonale wiedział, gdzie idzie. Czyżby jeszcze w samochodzie sprawdził, gdzie jeszcze moglibyśmy pójść? Jeżeli tak zrobił, to... było całkiem miłe.
W sumie kino nie było aż tak złym pomysłem. Wśród ciemności Tochi przynajmniej nie musiałem patrzeć ani przez chwilę na jego niesamowitych, wciągających oczach i zniewalającym uśmiechu i nie mógł zobaczyć moich rumieńców.
Oczywiście, jak przystało na moje szczęście jedynym filmem, jaki był grany tego dnia w tym beznadziejnie małym kinie był horror. Tym razem o jakiejś nawiedzonej dziewczynce, która nocami wślizgiwała się przez okna do mieszkań i rozszarpywała ludziom twarze. Nie muszę chyba wspominać, że przez większość filmu, w całe szczęście niemal pustej sali kinowej siedziałem, całkowicie wtulony w Tochiego.
On nie mówił ani słowa, cały czas mnie tuląc i przytulając mocniej za każdym razem, gdy przez przerażającą scenę zaczynałem się trząść.
Może i po raz kolejny ośmieszyłem się, przy oglądaniu horroru, ciągle byłem zawstydzany oraz przez cały czas czułem się jakoś dziwnie... była to znacznie lepsza randka niż jakakolwiek, którą miałem z Minako.

1 komentarz:

  1. No i dobrze, że było lepiej, niż z Minako >:C Dobrze, że Usagi wyskoczył z tą propozycją randki, bo chyba Tochi nigdy nie zabrałby go w jakieś cywilizowane miejsce XD Rozdział wyszedł niezły, ale nadal mnie dobija krótkość ich XD
    Weny,
    Alice

    OdpowiedzUsuń