niedziela, 9 listopada 2014
Zajączek LXIX - ślub
- Garnitur nie jest zbyt ciasny, paniczu?
Pokręciłem głową. Jak na symbol mojej niewoli był dość wygodny. Od wczoraj nie powiedziałem niemal ani słowa. Porozumiewałem się kręcąc lub kiwając głową na tak i nie. Wszystkim to wystarczało. Rodzice już od dawna wszystko ustalali, więc teraz zostały tylko dopełnienie formalności. To świetnie, że ja dowiedziałem się o tym w ostatniej chwili. Po raz kolejny tego dnia przełknąłem łzy. Starałem się być silny, ale moje serce krajało się na milion części. Szwaczka opuściła pokój. Spojrzałem na swoje odbicie. Nowy garnitur, cały czarny był dokładnie tak samo elegancki i drogi jak wszystkie inne, które miałem na różne uroczystości. Tylko żółty tulipan w kieszeni, na którego się uparłem, wyróżniał ten garnitur od wszystkich innych, jakie do tej pory miałem.
- Cześć braciszku... - Hana nieśmiało weszła do pokoju. Za nią szedł Kashikoi. Nawet na nich nie spojrzałem. Usiadłem na krześle, odwracając spojrzenie od lustra. Było mi niedobrze od patrzenia na siebie. Za moją głupotę przypłaciłem wolnością.
- Wyglądasz naprawdę przystojnie - Nie odpowiedziałem. – Usagi, naprawdę jest nam przykro za to, że nie możemy ci pomóc. Ale dalej będziesz mógł się widzieć z panem Tochim - Wciąż nie reagowałem. Hana usiadła na krześle koło mnie. Kashikoi stanął za nią.
- Tak naprawdę będzie lepiej. Wiemy, że to dla ciebie ciężkie, ale... przynajmniej jeżeli twój związek z panem Tochim to przetrwa to przetrwa już wszystko.
Spojrzałem na nią beznamiętnym wzrokiem. Kashikoi znacząco poklepał ją po ramieniu. Zacisnęła usta i zrezygnowana opuściła pokój.
- Posłuchaj...
- Nie potrzebuję waszego wsparcia. Doceniam to, że próbujecie mnie pocieszyć, ale naprawdę tego nie potrzebuję.
- Gdybym był na twoim miejscu, pewnie bym potrzebował.
- Być może, ale raczej żadne z was nie poprawi mi humoru. Chyba, że uda wam się odwołać ten ślub.
- Wiesz, że to niemożliwe. Nic się teraz nie da zrobić.
- A gdybym..?
- Gdybyś spróbował odwołać ślub, albo co gorsza wpadłbyś na pomysł, żeby wyznać prawdę przed ołtarzem, niechybnie rodzice wysłaliby cię do szpitala psychiatrycznego.
- Stanęlibyście po mojej stronie...
- Jesteś naszym ukochanym bratem. Nasze opinie nie byłyby obiektywne.
- Więc mam powiedzieć ,,tak" osobie, której nawet nie lubię? To barbarzyńskie. Nie żyjemy w średniowieczu.
- Wysoko postawione rodziny mają status niemal królewski, dlatego też obowiązują ich podobne zasady... - Po chwili mojego milczenia, Kashikoi kontynuował - Co cię najbardziej dołuje?
- ...Obiecałem Tochiemu, że wrócę wkrótce. Nawet pewnie się nie spodziewa, że jak już wrócę będę miał kogoś innego niż on...
- Martwisz się o niego?
- Cholera, jasne, że tak!
- Wiesz, nie miałem zbyt wiele czasu, żeby go poznać, ale wygląda, że naprawdę mu na tobie zależy.
- ...zapewne już niedługo...
- Nie wygląda na typ osoby, który cię porzuci z takiej błahostki.
- Jasne... w końcu tylko się żenię... nic takiego...
Kashikoi chciał coś powiedzieć, ale do pokoju wszedł tata.
- Usagi, charakteryzatorka już czeka. Musisz się jeszcze uczesać. Kashikoi, nie masz nic do roboty?
Zacisnąłem pięści na spodniach, zanim wstałem i poszedłem do garderoby. Nogi mi drżały. Czułem się, jakby rozpoczęło się wyjątkowo mocne trzęsienie ziemi. Ledwo udawało mi się stawiać normalne kroki. Gdybym tylko nie był takim idiotą... nie doszłoby do tego.
Fryzjerka szybko uporała się z moją nieco zbyt frywolną fryzurą jak na mój status i zmieniła ją na starannie ułożone i sklejone żelem włosy. Potem białą limuzyną podjechaliśmy pod kościół.
W zakrystii ksiądz zaczął się już szykować, do odprawienia uroczystości, organista cicho powtarzał marsz Mendelsona a rodzice zaczęli odpowiadać na pytania prasy, stojącej na zewnątrz. Docierały tutaj do mnie głosy dziennikarzy, przebijające się przez siebie nawzajem. ,,dziś wielki dzień", ,,dwójka dziedziców ogromnych fortun zdecydowała się na spędzenie reszty życia razem", ,,Tak dojrzała miłość w tak młodym wieku, to naprawdę niesamowite", ,,ślub dekady", ,,wielka miłość" i temu podobne bzdury. Gdybym tylko mógł powiedzieć im prawdę... ale wtedy nie dość, że pogrążyłbym moją rodzinę to jeszcze sam miałbym kłopoty.
- Kurna! Jak mogłem wpakować się w coś takiego! A mogłem siedzieć u Tochiego! Mogłem przewidzieć, że tak się to skończy!
Wściekły walnąłem pięścią w stół. Na szczęście księdza akurat nie było w zakrystii. Od kilku dni na przemian byłem zrezygnowany, zrozpaczony i wściekły. Gdyby nie media oblegające kościół już bym uciekł.
- Nichan..? - Do zakrystii nieśmiało wszedł Raito - Już czas...
- Zaraz przyjdę...
- Nichan... chyba nie powinieneś tego robić... co pomyśli pan Tochi?
Zagryzłem wargi. Ledwo udało mi się powstrzymać łzy. Dobrze, że Hana szybko zabrała Raito. Nie wiem, czy gdyby zadał kolejne pytanie dałbym radę powstrzymać łzy. Szybko wytarłem twarz i wstałem.
- Pan młody gotowy? - Zapytał ksiądz. Pokiwałem głową, naciągając na twarz sztuczny uśmiech.
*Więc to koniec Tochi. Tak strasznie cię przepraszam, że do tego doprowadziłem.*
Przejrzałem się w lustrze. Poprawiłem garnitur i wyszedłem.
W kościele było już większość dziennikarzy oraz najbliższa rodzina moja i Minako. A... oczywiście nie mogło zabraknąć całej masy ważnych osobistości. Ksiądz przy ołtarzu kiwnął głową w moją stronę. Zamknąłem oczy i uspokoiłem oddech. Chyba jeszcze nigdy się tak nie bałem. Ciekawe, co teraz robi Tochi. Pewnie zajmuje się swoimi zwierzakami i nawet nie spodziewa się, że zaraz na zawszę zwiążę swój los z kimś, kogo tak naprawdę nienawidzę. Wolno podszedłem pod ołtarz. Zabrzmiał marsz Mendelsona. Kamery odwróciły się w stronę wielkich drzwi, w których stanęła Minako. Jej niebieskie oczy podkreślone były przez mocny makijaż a czarne włosy upięte w błyszczący kok. Jej suknia była biała, ze złotymi elementami. Obowiązkowym elementem jej stroju był oczywiście cały wachlarz niewiarygodnie drogiej biżuterii.
- Ten Usagi to ma szczęście - Szepnął ktoś z tłumu, gdy Minako powoli kroczyła w moją stronę. W ogóle nie rozumiałem zachwytu ludzi. Nie wyglądała ani trochę ładnie. Właściwie mdliło mnie na jej widok. Biało-złota suknia przypominała bardziej strój Charona, który na zawsze ma odebrać mi wolność, niż strój mojej wybranki serca. Wbiłem paznokcie we wnętrze dłoni, starając się nie zacząć znowu płakać. Gdy ojciec Minako odprowadził ją pod ołtarz, ksiądz zaczął czytać formułkę. W końcu dotarł do momentu, w którym bohaterowie filmów zawsze wybawiani byli z opresji.
- Jeżeli ktoś ma coś przeciwko, żeby tych dwoje się nie pobierało, niech powie teraz, lub zamilknie na wieki.
Serce na chwilę mi stanęło. Miałem idiotyczną nadzieję, że właśnie w tej chwili wpadnie Tochi i mnie uratuje. Jednak sekundy mijały i nikt się nie odezwał.
Zacisnąłem wargę, niemal do krwi. Chyba dopiero wtedy dotarło do mnie, że to naprawdę może być koniec.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
TOCHI JESZCZE PRZYJDZIE.
OdpowiedzUsuńJA TO OŚWIADCZAM!
PRZYJDZIE, NO KURWA MAĆ!
TO SIĘ NIE MOŻE TAK SKOŃCZYĆ!
[wybacz za przekleństwa czy coś, ale...]
NO JA PIERDOLE.
//sobs
//sobs sobs sobs
:'(((((
Weny...
No jaaa, to nie może tak być.
-Kitsune
...........
OdpowiedzUsuńWaiting for next part
.............
*wkurwiona Hopie*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZGŁASZAM SPRZECIW D:
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńno , nie nie rób mi tego, Toichi mógłby się pojawić, że ma coś przeciwko temu związkowi i go zabrać z stamtąd...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia