Jeżeli się na tym znacie, albo macie jakiś pomysł co zrobić, żeby łatwiej się przeglądało posty to napiszcie w komentarzach, w prywatnej wiadomości na e-mail katsumii.kasai@gmail.com albo (najlepiej) w wiadomości na facebooku na moim fp:
https://www.facebook.com/HistorieYaoi?ref=ts&fref=ts
********************
Dotarliśmy do hotelu wczesnym popołudniem. Na szczęście okazał się naprawdę porządny, nawet jak na moje standardy. Ponieważ nie wziąłem ubrań z domu Tochiego, wszystkie kupiliśmy w mieście.
Cały dzień robiliśmy zakupy, więc do pokoju wróciliśmy dopiero późnym wieczorem.
- Jestem wykończony... - Westchnąłem, kładąc torby na ziemię i rzucając się na łóżko. Oczywiście dwuosobowe. Tochi zapewne nie widział powodów, dla których miałby zamawiać pokój z dwoma osobnymi łóżkami.
- Taak... trochę ostatnio się namęczyliśmy, prawda? Przydałoby nam się trochę odprężenia - Pochylił się nad moją szyją, delikatnie ją całując. Skłamałbym, gdybym powiedział, że się tego nie spodziewałem.
- Tochi... daj mi spokój...
- A może zamówimy coś do pokoju? Jesteś głodny?
Typowe dla niego zagranie. Kochany i troskliwy Tochi przyciągnie bezbronnego zajączka do siebie a potem uwolni wilka. Nie tym razem...
- Nie. Jestem zmęczony.
Uśmiechnął się, pochylając się nad moją szyją i pieszcząc ją nosem. Po chwili poczułem delikatny pocałunek na mojej szyi. Odwróciłem się gwałtownie na plecy, jednak nie zdążyłem powiedzieć ani słowa, kiedy zatkał mi usta pocałunkiem.
- T-toch... - Wyrwanie mu się działało na wyjątkowo krótko. Niemal natychmiast ponownie wpił się w moje usta. Ręce oparł na mojej talii, jednak po chwili wsunął dłonie pod moją bluzkę. Chciałem się szarpnąć, ale wtedy przejechał palcem po moim kręgosłupie. Wygiąłem się w łuk, jęcząc cicho. W jego oczach zauważyłem triumf. Głupek... jeszcze mu się za to oberwie. Jednak teraz... w sumie pierwszy raz od dłuższego czasu mieliśmy noc tylko dla siebie. Dobra, tym razem mu odpuszczę.
Taki miałem zamiar, jednak tylko do czasu, w którym moje dłonie nie zawędrowały na jego plecy. Odepchnąłem go od siebie i natychmiast wstałem z łóżka. Przez chwilę stałem przy oknie, starając się powstrzymać rumieniec.
- Coś się stało? - Zapytał troskliwym tonem.
- Nie... idę do łazienki - Wyminąłem łóżko i ruszyłem w stronę drzwi. Tochi złapał mnie za ramiona i przycisnął do ściany.
- Nie umiesz kłamać zajączku - Powiedział spokojnie, opierając swoje czoło o moje i patrząc mi głęboko w oczy.
- Po prostu... po prostu nie! Daj mi spokój - Odwróciłem głowę, za wszelką cenę starając się uniknąć jego spojrzenia.
Chwile jednak mijały a Tochi ani nie zamierzał mnie puścić ani się odezwać. Dopiero kiedy podniosłem na niego spojrzenie, pochylił się nade mną i odezwał się ponownie.
- Nie próbuj mnie oszukiwać zajączku. Wiem, kiedy mówisz prawdę - Ujął moje dłonie i praktycznie przyszpilił mnie swoim ciałem do ściany. Jednocześnie cały czas patrzył mi w oczy tym beznamiętnym, chłodnym spojrzeniem, od którego uginały się pode mną nogi. - Więc?
Z trudem zmusiłem się do odwrócenia spojrzenia od jego twarzy. Przełknąłem ślinę i praktycznie wyszeptałem odpowiedź.
- Zrobię ci krzywdę...
Odważyłem się podnieść wzrok na Tochiego. Patrzył na mnie tępo, jakby nie rozumiejąc co mówię. Zerknął w bok, jakby starał się poskładać fakty.
- Nie... jednak nie rozumiem - Powiedział w końcu, ponownie na mnie patrząc.
- To przeze mnie masz całe poorane plecy... - Mruknąłem niechętnie. Tochi prychnął, uśmiechając się i kręcąc głową.
- I tylko o to chodzi?
- Tylko? Ty widziałeś jak wyglądasz? N-nie chcę ci zrobić krzywdy.
Tochi tylko się uśmiechnął, delikatnie całując mnie w policzek.
- Jesteś słodki, wiesz? - Nie zdążyłem go ochrzanić, bo pociągnął mnie za ręce i rzucił na łóżko.
- Tochi... powiedziałem przecież, że...
- Nie przejmuj się zajączku. Jestem mężczyzną, te kilka zadrapań nie robi na mnie wrażenia.
- Ale mi robi! Nie chcę, żebyś przeze mnie cierpiał...
- To słodkie... - Powiedział spokojnie, całując mnie w policzek. Odwrócił mnie w swoją stronę i pochylił nad moją twarzą, praktycznie się na mnie pokładając. - Ale naprawdę nie masz się czym przejmować. Kilka zadrapań jeszcze nigdy nie zrobiło mi krzywdy.
- Kilka? Ty chyba nie wiesz co to kilka zadrapań.
- Wierz mi, że wiem. Nie bój się, nic mi nie zrobisz.
- Nie zgadzam się!
Tochi westchnął ciężko, odsuwając się ode mnie. Odwróciłem się na bok, krzyżując ręce na piersi. Może i sam sobą się nie przejmował, ale ktoś z nas dwóch powinien być odpowiedzialny. I w tym wypadku musiałem to być ja. Wiedziałem, że jeżeli stracę nad sobą panowanie to nie będę mógł się powstrzymać i jeszcze bardziej go skrzywdzę. Co z tego, że to był pierwszy raz od wielu dni, kiedy mogliśmy pobyć w spokoju, bez obaw, że ktoś nagle wparuje i nie przyłapie nas na gorącym uczynku. W końcu Tochi złapał mnie za ręce i pociągnął do pozycji siedzącej.
- A jakbym obiecał, że nie ma możliwości, żebyś mi coś zrobił?
- Niby jaką możesz mieć pewność? - Zapytałem sceptycznie. Tochi czekał spokojnie na moją odpowiedź, nie racząc mnie wyjaśnieniem. Westchnąłem, krzyżując ręce na piersi. - Gdybyś nie był aż tak pokaleczony to... może.... - Opuściłem głowę, czując na policzkach nieznośny rumieniec. Zaraz... od kiedy niby się zgadzałem, żeby Tochi robił ze mną co tylko mu się spodoba?
Nie zdążyłem nic dodać, bo chwilę potem ponownie leżałem już na łóżku, tym razem na brzuchu. Podniosłem się na łokciach, odwracając w stronę Tochiego.
- Tak może być? - Zapytał, uśmiechając się promiennie. Już chciałem mu odpowiedzieć, że nie, nie może, ale zanim zdążyłem oparł dłoń na moim policzku, patrząc mi w oczy z czułością. - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że to koniec tych wszystkich afer - Powiedział spokojnie, całując mnie w czoło. Noż cholera... jak mogłem mu w takiej sytuacji odmówić. Zwłaszcza, że serce waliło mi, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. Kiedy na mnie spojrzał nie miałem już nawet siły, żeby się z nim wykłócać. Pozwoliłem mu najpierw na delikatny pocałunek, nabierający namiętności z każdą chwilą jego trwania a potem na coraz więcej i więcej...
Ostatecznie skończyło się tak jak zawsze. Tym razem, będąc odwróconym tyłem do niego nie mogłem nawet spróbować mu cokolwiek zrobić. Całe podniecenie musiałem wyładować na kołdrze i spazmatycznych jękach, wydobywających się z moich ust. Krzyczałem imię Tochiego, wyginając się w łuk, za każdym razem, kiedy przejeżdżał palcem po moim kręgosłupie, W trakcie kilka razy z oczu pociekły mi pojedyncze łzy, ale Tochi ścierał, bądź zlizywał je z mojej twarzy zanim zdążyły spaść. Miałem tylko nadzieję, że ściany są wystarczająco grube, żeby żaden z naszych sąsiadów nas nie słyszał.
- Kocham cię - Wyszeptał Tochi do mojego ucha, przygryzając nieznacznie jego płatek. Zerknąłem na niego a on z przyjemnością wymalowaną na twarzy przyglądał się moim zapłakanym od rozkoszy oczom. Głupi wilk... miażdżył moją dumę z taką satysfakcją i łatwością jak nikt wcześniej...
Kolejne kilka dni minęło całkiem spokojnie. Za dnia graliśmy w różne gry, oferowane przez hotel, , których zdecydowanie nie brakowało, pływaliśmy w basenie, chodziliśmy na saunę a nawet łaziliśmy po mieście, kiedy było na tyle słonecznym, że nikt nie dziwił się czapce z daszkiem i słonecznym okularom. Od tamtej afery minęło trochę czasu, ale wolałem jednak się jeszcze nie pokazywać w towarzystwie Tochiego.
Noce zaś... cóż tu dużo mówić, spędzaliśmy namiętnie w naszym pokoju... i zamkniętym już basenie... i zamkniętej saunie... i raz prawie w zaciętej windzie, kiedy o pierwszej w nocy wracaliśmy z basenu. Co prawda za każdym razem próbowałem stawiać słaby opór, ale Tochi zawsze miał nade mną przewagę. Wiedział doskonale, jak przejąć nade mną władzę i za każdym razem to perfidnie wykorzystywał. W konsekwencji śniadanie musieliśmy zamawiać do pokoju, bo przed dwunastą nie byłem w stanie wstać z łóżka. Co prawda miało to też swoje dobre strony. Przynajmniej mieliśmy chwilę odpoczynku od wszystkich problemów. Prawie tak samo, jak kiedy siedzieliśmy u niego w domu.
Po mniej więcej tygodniu dostałem wreszcie wiadomość. Był ranek, ja starałem się zmusić do wstania a Tochi siedział w łazience.
,,Kochany Usagi, mamy nadzieję, że nie miałeś żadnych problemów, po zniknięciu ze swojego ślubu. Staraliśmy się jak mogliśmy, ale skontaktowanie się z tobą było trudniejsze niż moglibyśmy się spodziewać. Rodzice chyba nigdy tak często nie bywali w domu. Jednak od kilku dni reporterzy przestali okupywać nasz dom, więc nieco się uspokoili. Znowu zaczęli znikać na całe dnie, więc prawdopodobnie już o tobie zapomnieli. Pytaliśmy ich współpracowników i całe dnie spędzają w firmie, więc raczej nie mają już czasu zajmować się tobą. My czujemy się dobrze, twój nieudany ślub nie miał na nas większego wpływu. Raito tylko pyta, kiedy wreszcie wrócisz. Tęsknimy za tobą. Pracujemy też nad tym, żebyś znowu mógł się wprowadzić. Mamy nawet pomysł jak to zrobić. Musimy uniezależnić się finansowo od rodziców i otworzyć własną firmę. Opowiemy ci szczegóły jak będziemy mogli wpaść. Niestety nie możesz wrócić do swojego domku, ale jeszcze z miesiąc i wszystko się unormuje. Na razie możecie zostać u pana Tochiego. Trzymaj się jakoś. Kochamy cię.
~Kashikoi, Hana, Raito i Enma"
- Dobre wieści? - Tochi wszedł do pokoju, wycierając mokre włosy. Wpatrywałem się przez chwilę bez słowa w telefon z podejrzanym uśmiechem. - Chyba nie piszesz z jakimiś obcymi mężczyznami, co?
Usiadł przy moim łóżku, zerkając mi przez ramię.
- Głupek z ciebie - Stwierdziłem, odkładając na bok telefon, odwracając się na plecy i podnosząc się do półsiadu. - Kashikoi napisał. Możemy wracać do ciebie.
- A co z twoim domem? - Tochi sięgnął po moją koszulę i narzucił mi ją na ramiona. Przełożyłem ręce przez rękawy i chciałem się zabrać za zapinanie guzików, ale Tochi już to robił.
- Na razie chyba jestem skazany na ciebie.
- Cieszy mnie to - Rozpromienił się, przeczesując moje włosy i całując w policzek. Potem sięgnął po zegarek. Nadeszła pora naszego wymeldowania się, więc zebraliśmy się i zeszliśmy oddać klucz recepcjonistce. Ponieważ przez te kilka dni skutecznie traciłem możliwość chodzenia musiałem iść wsparty na ramieniu Tochiego. Dobrze, że poza pogardliwymi spojrzeniami sprzątaczki nie powiedziały ani słowa. Wystarczająco upokarzające było to, że musiały po nas sprzątać.
Dzień był słoneczny i ciepły. Chmury leniwie płynęły po niebie. Wiatr wiał delikatnie, powodując przyjemny chłód. Zapowiadał się całkiem ładny dzień... albo raczej południe.
Od kiedy wyjechałem stąd ostatnio miałem wrażenie, że czas biegnie znacznie szybciej. W końcu tyle się wydarzyło od tamtego czasu.
- Trzymasz się jakoś, zajączku? Może chciałbyś, żebym cię poniósł?
Spojrzałem na niego lodowato. Ciekawe przez kogo nie mogłem teraz chodzić. Prychnąłem, puszczając się jego ramienia. Przeszedłem kilka kroków i pozwoliłem mu się objąć za ramię, żeby nie stracić równowagi.
Na przystanek podjechaliśmy taksówką, wcześniej zahaczając o dom Tochiego, na co bardzo nalegałem, żeby mógł się pożegnać i żebyśmy mogli odebrać nasze rzeczy. Co prawda nikt nie był zachwycony z tego, że przyjechał, ale przynajmniej wiedzieli, że już wyjeżdżamy.
Ta jakże krótka wizyta zdążyła Tochiemu całkowicie zepsuć humor.
Rozchmurzył się nieznacznie, dopiero kiedy siedzieliśmy w busie do miasteczka, przy którym mieszkał.
Pojazd był prawie pusty. Tylko garstka osób jechała z nami. W końcu we wsi Tochiego nie znajdowało się nic ciekawego. Po co ktokolwiek miał tam jechać?
- Nareszcie wracamy do domu, co? - Rzuciłem, żeby jakoś rozluźnić atmosferę. Tochi westchnął ciężko i pokręcił głową.
- Ty to czasami masz pomysły, naprawdę...
- Musieliśmy przecież odebrać nasze rzeczy.
- I tak kupiłeś sobie nowe.
- No i? Miałem od tak po prostu je zostawić?
Przewrócił tylko oczami.
- Aż tak bardzo ci zależy na tym, żebym spędzał czas ze swoją rodziną?
- Mógłbyś chociaż spróbować się z nią dogadać. W końcu to twoja rodzina.
- Zajączku, przerabialiśmy już to. Niezbyt się dogadujemy, miałeś okazję się o tym przekonać. I obawiam się, że to nieprędko się zmieni.
Bez słowa spojrzałem przez okno. Żałowałem, że nie umie się dogadać z najbliższymi mu osobami, ale nie była to zdecydowanie jego wina. Zapewne ciężko im było się dogadać z kimkolwiek. Poczułem ciepłą dłoń na mojej a palące ciepło momentalnie przelało się z ciała Tochiego prosto na moje policzki.
- Tochi... - Szepnąłem, odwracając się w jego stronę. Nasze oczy się spotkały a jego czoło przyległo do mojego.
- Tak? - Zapytał z uśmiechem. Oparłem dłonie na jego ramionach i odepchnąłem go od siebie na bezpieczną odległość.
- Jesteśmy w busie. Zachowuj się.
- Jeszcze przecież nic nie robię.
,,Jeszcze"? Jakbym miał mu pozwolić na cokolwiek więcej... już i tak robiliśmy ,,to" w zbyt żenujących miejscach. Odwróciłem twarz w stronę okna i wyrwałem dłoń z jego uścisku. Wolałem, żeby zbytnio się do mnie tutaj nie kleił. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że ostatnio robił to znacznie częściej. W sumie miał do tego dużo więcej okazji, a ja byłem tak roztrzęsiony ostatnimi zdarzeniami, że nawet mu nie odmawiałem. Co jeszcze nie oznaczało, że miałem zamiar teraz robić wszystko co tylko zechce.
- Wyglądasz uroczo, jak się rumienisz - Wyszeptał do mojego ucha, delikatnie pieszcząc je oddechem. Wzdrygnąłem się i odwróciłem gwałtownie w jego stronę. Całe szczęście nikt, kto towarzyszył nam w podróży nie był specjalnie przejęty naszą dwójką.
- Przestań, Tochi. Jesteśmy w busie.
- Chyba zdążyłeś mi to już uświadomić. Ale to prawda, wyglądasz uroczo, kiedy się rumienisz.
- Powtórz to jeszcze raz a na najbliższym przystanku przesiadam się w coś, co odwiezie mnie do domu.
Tochi przewrócił oczami, podnosząc ręce w geście rezygnacji. Rozciągnąłem się i oparłem na krześle, patrząc spokojnie na widoki migające za oknem: drzewa, domy, większe lub mniejsze pola. Oczy zaczęły mi się kleić. W sumie ostatnio marnie się wysypiałem, głównie dzięki Tochiemu, więc krótka drzemka w drodze powinna mi dobrze zrobić. Zamknąłem oczy, pozwalając sobie na odpłynięcie. Zanim mój umysł wyłączył się całkowicie poczułem jak Tochi przyciąga mnie do siebie. Byłem zbyt senny, żeby protestować, więc bez oporów położyłem się na jego ramieniu. Było mi zbyt przyjemnie, żebym mógł się szarpać. Poczułem jak obejmuje mnie ramieniem. Wtuliłem się w niego, całkowicie pogrążając się we śnie.
Świetne ^.^
OdpowiedzUsuń,,Nawet nie wiesz jak się cieszę, że to koniec tych wszystkich afer" - a ja nie ;.;
OdpowiedzUsuńChciałam, aby zajączek stał się śmiały, ale nie, żeby zachowywał się jak typowy ukeś. Może ma dzień dobroci dla zwierząt... dobra, nie ważne, i tak jest uroczy ;^;
Ech... nie mam weny na rozpisanie się pod dzisiejszym rozdziałem, musisz mi to wybaczyć ;-;
Weny,
Głodna Alice
Nie dziwi mnie to,że Tochi wykorzystał wolne noce na ''zabawę'' z zajączkiem XDD.Nie powiem miejsca ,w których to się działo troche mnie zaskoczyły:P Usagi coraz bardziej uległy :3.Jakoś nie wierze w to,że był na tyle roztrzęsiony żeby tak dużo pozwalać :> Może kiedyś Usagi sam zaproponuje wspólną noc?No,no byłoby ciekawie ^.^
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu mam wrażenie,że jak będą w domku to okaże się,że to nie rodzeństwo Usagi'ego pisało tylko rodzice żeby w końcu ich zwabić:/ O nie nie nie nie. Nie przeżyje kolejnego pobicia Tochi'ego lub rozdzielenia ich dwójki :C Jezu..ja i moje rozmyślenia :]
I jak zwykle...rozdział świetny :3
Teraz tak odchodząc od tematu...jestem strasznie ciekawa. Będzie coś dalej z Aki'ego i Kei'a? Jeśli padło już takie pytanie to bardzo przepraszam ale nie czytałam wszystkich komentarzy i nie wiem dokładnie.
Pozdrawiam i życzę weny :D
Jinnie
Wiele osób pyta o Akiego i Keia, ale prawdę powiedziawszy nie wiem jak kontynuować ich historię. Jeżeli na coś wpadnę to postaram się napisać. Może na jakąś specjalną okazję się przemogę i spróbuję coś dla was napisać ^ ^
OdpowiedzUsuńJest okazja, mam urodzinki za dwa dni :) I chyba nie chodzi o kontynuacje tylko o takie jedno rozdziałowe historyjki z nimi i też bym o takie moooooooooocno~ prosiła :3
UsuńCo do rozdziału to: Kocham cię :>
Co do podziału na rozdziały: U mnie na bloggu (na innym koncie xD) Też denerwował podział na lata i miesiące więc trzeba utworzyć "Strony" i w stronie ten podział :) Jeśli chcesz to na fb podam dokładnie bo znam się na tym choć to długa i żmudna robota robienie tych podziałów a zwłaszcza widząc ile tych rozdziałów masz :)
W sumie to nie pogardziłabym radą :D
UsuńCo do rozdziału to się pomyśli. Może dodam na moje urodziny(25) jako podwójna okazja :3
Mnie tam żal Tochiego bo zajączek marudny jet i nie bardzo wie czego chce. Ale myślę że się wyrobi:-)
OdpowiedzUsuńKurde, Jinnie zaczyna wyprzedzać mnie w długich komentarzach :v
OdpowiedzUsuńJa dzisiaj krótko zwięźle i na temat: rozdział zajebisty, czekam na więcej :33
Pozdrawiam,
Mia
Myślę, że jestem uzależniona od tego bloga. Żyję od soboty do soboty do soboty :') Rozdział uroczy.
OdpowiedzUsuńWeny życzę i czasu na pisanie,
H.
Mam tylko jedno zastrzeżenie. Kolorystyka bloga jest ciemna, łącząc z czarną czcionką trudno jest przeczytać tekst. Czytam na komórce, więc może w normalnej wersji jest inaczej.
OdpowiedzUsuńCo do notek, gdyby był Spis Treści, to łatwiej byłoby odnaleźć starsze notki.
Hej,
OdpowiedzUsuńo tak Uwagi słodki, w końcu mieli więcej czasu dla siebie, rodzeństwo Usagiego się odezwał w końcu mogą wrócić…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia