sobota, 11 kwietnia 2015

Zajączek LXXXVIII - Dziadek

Pozwoliłem pociągnąć się Tochiemu w kompletnie nie znanym mi kierunku. Nawet nie wspominałem o wzięciu samochodu. Wątpiłem, żeby Tochi miał ochotę teraz mnie słuchać. Wyglądał na zdecydowanie zbyt zdenerwowanego. Szliśmy tak przez dłuższą chwilę, aż zatrzymaliśmy się przy jakiejś ławce na poboczu drogi. Tochi usiadł na niej z widoczną ulgą, że wreszcie udało mu się wyrwać od rodzinki. Chwilę mi zajęło przewalczenie swojej niechęci, ale w końcu usiadłem koło niego.
- Jakoś się ułoży... - To była jedyna rzecz, w miarę rozsądna, jaka wpadła mi do głowy.
- No wiem... - Złapał za moją dłoń i oparł głowę na moim ramieniu. Wolałbym uniknąć takiej bliskości w miejscu w sumie publicznym, nawet jeżeli było to tylko prawie nieuczęszczane pobocze drogi, ale w tym wypadku musiałem odpuścić sobie dumę.
- Nie spodziewałbym się czegoś takiego po twoim rodzeństwie - Rzuciłem spokojnie, żeby jakoś zagadać.
- To jest nas dwóch - I tyle z jakiejkolwiek głębszej rozmowy.
Chwilę siedzieliśmy w ciszy. Nie wiedziałem już jak powinienem był zagadać więc po prostu się nie odzywałem. W końcu jednak siedzenie w miejscu, w dodatku na tak wstrętnej ławce zrobiło się nudne.
- Długo jeszcze będziemy tak siedzieć? - Zapytałem w końcu.
- Aż przyjedzie autobus.
- Aha... co?! - Prawie podskoczyłem, jednak głowa Tochiego na moim ramieniu skutecznie mi to uniemożliwiło. - Masz na myśli... publiczny autobus?
- Tak.
- Ale... te autobusy są brudne i ohydne. I aż roi się tam od dresów i...
- Naoglądałeś się za wiele serialów, zajączku. Publiczne autobusy wcale tak bardzo się nie różnią od busów, którymi dojeżdżasz do mnie.
- Mam nieco inne zdanie na ten temat. Autobusów publicznych nikt nie myje. Miejsca nie są zarezerwowane na cały przejazd. Podczas kilku godzin może na jednym miejscu jechać kilkadziesiąt osób. I nie wiadomo kiedy ostatni raz się myli. To ohydne, odrażające i...
- Zawsze możesz zwyczajnie stać - Tochi się uśmiechnął delikatnie, chociaż w jego oczach widziałem, że bardzo chętnie by mnie teraz wyśmiał. - Chyba, że wolisz iść pieszo. Ale uprzedzam, że to spory kawałek.
Mruknąłem coś do siebie niezadowolony. Sięgnąłem po telefon do kieszeni i zerknąłem na jego wyświetlacz. Miałem cichą nadzieję że dostanę wiadomość od Kashikoia albo Enmy. Niestety, nikt nie pisał, nikt nie dzwonił.
- Hej, zajączku? - Odwróciłem się w jego stronę. - Mam fajny pomysł. Jak następnym razem do mnie wpadniesz to przygotuję świetną herbatę. Nie mieliśmy okazji jeszcze się jej napić, a z pewnością ci posmakuje.
- Yaaay... herbata... - Mruknąłem.
Tochi poczochrał moje włosy, przytulając mnie do siebie.
- Mogę jeszcze zapewnić ci kilka miłych chwil w naszej sypialni.
- Głupek - Wyrwałem się z jego uścisku i usiadłem tyłem do niego, z widocznym rumieńcem na twarzy. Akurat do przystanku podjechał autobus. Nogi się pode mną ugięły na widok jego stanu. Tochi zaś, kompletnie tym nie przejęty złapał moją dłoń i wprowadził do środka. Z obrzydzeniem patrzyłem na brudne siedzenia. Obciągnąłem rękawy bluzy, nim odważyłem się dotknąć barierki.
- Chyba naprawdę przesadzasz - Szepnął do mnie Tochi, żeby nie zwrócić uwagi całej reszty pasażerów.
- Wcale nie przesadzam - Odpowiedziałem mu również szeptem. Tochi bez najmniejszych oporów złapał za barierkę i stanął za mną.
- Widzisz? To wcale nie jest takie złe.
- Masz dokładnie umyć ręce, zanim jeszcze kiedykolwiek mnie dotkniesz.
- Skoro tak ci na tym zależy - Zaśmiał się. Jego dłoń drgnęła, ale powstrzymał się przed dotknięciem mnie.
Po kilkunastu minutach wysiedliśmy z autobusu i Tochi poprowadził nas wąską, wydeptaną ścieżką przy ulicy. Dlaczego dziadek Tochiego musiał mieszkać na takim zadupiu? Dobrze, że chociaż dojeżdżały tutaj autobusy. Przez dłuższą chwilę szedłem bezpośrednio za Tochim. Droga była zbyt wąska, żebyśmy mogli iść koło siebie a jakoś wątpiłem, żeby ktokolwiek z przejeżdżających tutaj patrzył na przechodniów.
- Mogliśmy wziąć samochód... - Mruczałem pod nosem za każdym razem, gdy jakiś samochód przejeżdżał koło nas. Miałem wrażenie, że coś zaraz nas potrąci. Po mniej więcej trzech takich moich uwagach Tochi wziął mnie na barana. Nie podobało mi się, że dotykał mnie, zanim nie umył rąk, ale nie chciałem dłużej narzekać.
- Tochi...
- Hmm?
- Myślałeś nad tym, żeby robić w swoim domku mały remont?
- Jeden już miałem. Chcesz coś jeszcze zrobić?
- Jak na mój gust przydałoby się kilka zmian.
Tochi pokręcił głową, poprawiając mnie na swoich plecach. Skręciliśmy w szeroką drogę. Za linią drzew widać było niewielki domek z naprawdę dużą szklarnią. Jednak dopiero jak się zbliżyliśmy, dostrzegliśmy postać, leżącą na rozkładanym leżaku przed domkiem. Postać podniosła się i zaczęła nam machać, gdy tylko nas zobaczyła.
- Tochi... postaw mnie - Szepnąłem do jego ucha, gdy jego dziadek szybko się do nas zbliżał. Tochi dość niechętnie postawił mnie na ziemi i podeszliśmy do starszego człowieka.
- Jak miło cię widzieć, Tochi. Byłem pewien, że nie zobaczę cię jeszcze przez wiele lat - Rzucił na przywitanie.
- Taak... trochę się sprawy pokomplikowały. Chcąc nie chcąc musieliśmy tu wpaść.
- Zrobię nam herbatę i wszystko mi opowiesz. A propo herbaty... - Zerknął znacząca na Tochiego. Ten widocznie się zmieszał, przez co w głowie zapaliła mi się czerwona lampka.
- Jeszcze nie mieliśmy okazji jej spróbować. Zajączek zaraz po naszej ostatniej wizycie wrócił do domu.
- A potem była ta cała afera ze ślubem - Dziadek Tochiego westchnął cicho. Opuściłem głowę z lekkim rumieńcem a Tochi uśmiechnął się, lekko skonsternowany.
- Więc już wiesz?
- Nawet ja czytam gazety.
Niepewnie podążyłem za Tochim i jego dziadkiem. Gdy weszliśmy do szklarni ten poszedł zrobić herbatę a my usiedliśmy przy stole.
- W razie czego ty będziesz wszystko tłumaczył - Mruknąłem zawstydzony, rozglądając się dookoła. Pomimo, że już ją widziałem, szklarnia dalej wywoływała na mnie piorunujące wrażenie. Wyglądało to jak w jakimś mistycznym ogrodzie. Brakowało tylko wróżek.
- Nie sądzę, żeby dziadek robił nam jakiekolwiek problemy.
Po chwili do powrócił dziadek Tochiego, z tacą pełną ciasteczek i kilkoma filiżankami herbaty.
- I jak sobie radzicie?
- Bywało gorzej - Odparłem, kiedy wzrok dziadka Tochiego padł na mnie. - Jakoś dajemy radę.
- Cieszy mnie to niezmiernie - Podał mi tacę z ciastkami. Poczęstowałem się herbatnikiem, kiwając głową w podziękowaniu. - A jak to właściwie było?
Tochi w skrócie opowiedział jak to rodzice kazali mi poślubić Minako, jak się o tym dowiedział i jak mnie wyrwał spod ołtarza. Całe szczęście pominął żenujące dla mnie momenty.
- No tak... mogłem się tego spodziewać. Ale ciesze się, że jakoś się wam układa. Gdzie teraz mieszkacie? Słyszałem, że mój syn i synowa dzisiaj wrócili. Jak sądzę nie przywitali was zbyt miło - Spojrzeliśmy po sobie a potem oboje opuściliśmy głowy. - Wiedziałem... niestety mój syn to skończony kretyn. Jak w sumie większość twojej rodziny. Ale co zrobić... to gdzie dzisiaj nocujecie?
Nagle mnie olśniło. Skoro dziadek Tochiego miał cały dom dla siebie to dlaczego nocowaliśmy u jego rodzeństwa? Zerknąłem na Tochiego, ale ten zaabsorbowany był rozmową ze swoim dziadkiem. Nie przerywałem im. W końcu rzadko mieli okazję rozmawiać. Pomówili o roślinach, o ich życiu, jak nam się wiedzie i tak dalej. Było bardzo miło, dopóki nie poznałem drugiej strony dziadka Tochiego.
- A wy od dawna ze sobą sypiacie? - Rzucił nagle. Aż zakrztusiłem się herbatą. Kaszlałem przez kilka chwil, w których ani Tochi ani jego dziadek się nie odzywali. Kiedy w końcu przestałem się krztusić Tochi położył dłoń na moim ramieniu. Pokiwałem głową, na znak, że nic mi nie jest. Ale co to do cholery było za pytanie? Opuściłem czerwoną ze wstydu twarz i wbiłem wzrok w ziemię. Tochi odchrząknął znacząco, też odrobinę skonsternowany.
- Dziadku...
- No co? Przecież młodość ma swoje prawa. Rozumiem was. No może... nie, w sumie nie do końca rozumiem, ale akceptuje. To jak? Interesuje mnie, jak szybko dzisiejsza młodzież przechodzi już do tych spraw.
Ścisnąłem w dłoniach filiżankę. O bezpośredniości dziadka Tochiego miałem okazję się już przekonać, ale chyba w tym momencie trochę przesadzał. Nie pyta się dwóch facetów jak szybko zaczęli ze sobą sypiać! ...zwłaszcza jeżeli było to w tak niecodziennych okolicznościach jak nasze.
Zerknąłem na Tochiego, ale on również wydawał się zmieszany. Świetnie, jeżeli on czuł się zakłopotany to nie dało się wyjść z tej sytuacji z twarzą.
- Od jakiegoś czasu - Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby Tochi był tak speszony. Chodziło o samo pytanie czy raczej o odpowiedź?
- Ile się wtedy znaliście? - Tochi speszył się jeszcze bardziej. Oczywiście moja twarz wyglądała wtedy jak dojrzały pomidor. Więc jednak chodziło o tą konkretną odpowiedź. Tochi zerknął na mnie, jakbym to ja miał udzielić odpowiedzi, ale tylko pokręciłem głową.
- Kilka... dni... - Wyrzucił z siebie w końcu i oboje opuściliśmy głowy. Nastała krępująca cisza. Poczułem się jak uczniak, postawiony przed swoimi rodzicami, żeby rozmawiać o ,,tych" sprawach.
W dodatku jak to wyglądało z boku? Po kilku dniach iść ze sobą do łóżka?
Sam prawie zapomniałem o tym jak szybko przeszliśmy ,,do rzeczy", bo Tochi wydawał mi się wtedy bardzo bliski, ale... czy naprawdę dałem się rozprawiczyć facetowi, którego znałem kilka dni? Jak mogłem być aż tak żałosny? Nawet jeżeli uratował mi życie to i tak było zawstydzające, żenujące i ogólnie złe.
Dziadek Tochiego przez dłuższą chwilę nie mówił ani słowa a ja nie miałem odwagi na niego spojrzeć. W końcu ryknął gromkim śmiechem tak gwałtownie, że prawie podskoczyłem na krześle.
- Czyli to jednak prawda co mówią o złączeniu serc - Położył dłoń na brzuchu, najpewniej rozbolałym już ze śmiechu. Kiedy już się opamiętał pochylił się nad stołem i spojrzał najpierw na Tochiego a potem na mnie. - Myślę, że jesteście sobie przeznaczeni chłopaki. Dlatego się spotkaliście, dlatego tak szybko się w sobie zakochaliście i dlatego tak szybko to przypieczętowaliście. W takim wypadku wróżę wam świetlaną przyszłość.
Uśmiechnął się promiennie. Z nieznanego mi powodu zrobiłem to samo, chociaż dalej czułem, jak policzki oblewają mi się rumieńcem. W pewnym sensie było to całkiem miłe, chociaż niesamowicie żenujące i w dodatku dziwne...
- Dziadku, jak ty czasami coś powiesz - Tochi rozpromienił się, wracając do swojego normalnego zachowania.
- Ale to prawda. Zobaczysz, minie dziesięć lat a wy wciąż będziecie nastawieni do siebie tak samo.
- Mam taką nadzieję - Tochi znalazł pod stołem moją dłoń i ścisnął ją lekko. To co powiedział było naprawdę miłe. Mógł jednak sobie odpuścić pytanie nas, jak szybko zaczęliśmy ze sobą sypiać.
- No dobrze, to teraz czekacie na znak od rodzeństwa Usagiego, żebyście mogli wrócić, tak?
Kiwnęliśmy na raz głowami. Zmiana tematu zdecydowanie była nam na rękę.
- Przez jakiś czas zatrzymamy się w hotelu.
- Nie potrzebujecie pieniędzy?
- Nie, dzięki. Mei i Su dobrodusznie zapłaciły nam za kilka nocy.
- Naprawdę? Kto by się spodziewał - Prychnął śmiechem. - Żartuję, tak naprawdę to dobre dziewczyny. Tylko starannie to ukrywają.
- Przepraszam... - Wtrąciłem niepewnie. - Ale nie mogliśmy zatrzymać się u pana na kilka dni? Nie chciałbym być nachalny, ale...
Oboje uśmiechnęli się znacząco, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia. Dziadek wstał i kiwnął głową, że mam iść za nim. Niepewnie podniosłem się z miejsca i poszedłem do jego domu.
Nie powinienem się zbytnio dziwić, ale byłem zdecydowanie zaskoczony, kiedy okazało się, że największy z dwóch pokoi był całkowicie zajęty przez rośliny różnego rodzaju. W drugim, o wiele mniejszym pokoju znajdowało się jedynie dwuosobowe łóżko i szafa.
- Te rośliny nie mogą znajdować się w szklarni. Nie ten klimat, więc użyczyłem im jednego z moich pokoi. Chętnie bym was ugościł, ale widzisz, nie mam specjalnie warunków.
No tak... w końcu Tochi wdał się w swojego dziadka. Jakżeby inaczej można by zagospodarować wolny pokój niż sadząc tam rośliny albo przetrzymując zwierzęta?
- Nie martw się Usagi, podobno hotele są o wiele przyjemniejsze niż siedzenie w jednym pokoju z obcym starcem. Jeżeli wiesz co mam na myśli - Położył rękę na moim ramieniu, po czym odwrócił się o odszedł, zostawiając mnie w całkowitym osłupieniu. Chwilę stałem, starając się pozbyć rumieńców, które zalały całą moją twarz. Wolałem nie wnikać co dokładnie miał na myśli. Usilnie sobie wmawiałem że nie to, co mi się wydawało. Kiedy udało mi się już uspokoić wróciłem do szklarni, gdzie Tochi i jego dziadek wrócili do swoich normalnych rozmów o niczym. Usiadłem przy nich, kończąc napoczętą herbatę. Nie przeszkadzałem im. Pewnie Tochi nie będzie chciał tu szybko wrócić.

8 komentarzy:

  1. Od dzisiaj uroczyście oświadczam, że dziadek Tochiego jest genialny :v Uwielbiam go <3
    Po części rozumiem awersję Usagiego do komunikacji miejskiej xD Sama mieszkam w małym mieście, gdzie co trzeci pasażer autobusu to typowy dres z kolegami :P
    Rozdział ani długi, ani krótki, taki w sam raz :D Oczywiście jako ja, chciałabym dłuższe, ale Ty już o tym wiesz :P
    Kurde, dzisiaj jakoś nie mam weny na komentarz ;_; Normalnie pewnie bym się rozpisała na z dupy temat, ale no co poradzę, nic nie poradzę. Poza tym, nie mam nawet czasu na dłuższy komentarz, bo szykuję imprezę urodzinową, no i tak jakoś wyszło.
    Weny ci życzę, no i jak najwięcej nowych wątków w Zajączku :3

    Pozdrawiam,
    Mia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak wielkie dzięki :D
      I wszystkiego najlepszego, korzystając z okazji :D

      Usuń
  2. Uwielbiam dziadka Tochi'ego XDXDD Gościu zrobił mi dzień, nie ma co :')
    Ugh serio wiesz, kiedy wstawić rozdziały. Obecnie umieram na ból brzucha (jak co miesiąc, he he he ;-;) i tyłka (nienienienie XDDDDDDDD to przez rower, serio XD) i się prawie poryczałam, gdy dziewczyny chciały mnie wyciągnąć na spacer ;-; W końcu uległam i w nagrodę stawiły mi loda w makdonaldzie :')
    W rozdziale raczej nic się nie działo. Poznaliśmy trochę dziadka Tochi'ego, fobię zajączka (też się na początku brzydziłam, ale w końcu przywykłam XD)... taki typowy rozdzialik z życia. Nie wiem czemu podobają mi się takie prawie na równi z fabularnymi notkami ;-; Lubię poznawać bohaterów, może to dlatego.
    A ja w porównaniu do Mii uważam, że rozdział wyszedł wyjątkowo długi. Było więcej opisów, widać, że nie idziesz na łatwiznę (choć ja uważam, że samo pisanie rozdziału co tydzień oznacza bardzo zmobilizowaną autorkę). Z własnego doświadczenia wiem, jak ciężko jest napisać coś, co ma więcej niż 2 strony w wordzie XDXD
    No, dzisiaj chyba się rozpisałam B)) Jestem z siebie dumna. Może kiedyś będę pisała tak długie komentarze jak Mia :3

    Weny,
    Alice

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętasz jeszcze Ivane? :D Ona to robiła długie komentarze. xD Szczerze, to podziwiałam ją za to xD Zazwyczaj pisała o błahych rzeczach, pamiętam jej komentarz na temat Batmana, gdzie sama Katsumi się rozpisała :P

      Pozdrawiam,
      Mia

      Usuń
  3. Zgadzam się,że dziadek Tochi'ego jest genialny XDD
    Całkiem zapomniałam,że tak szybko przypieczętowali miłość i dlatego siedziałam wśród znajomych i śmiałam się jak głupia :P
    Co do rozdziału....jak zawsze świetny :3

    Nie mam weny na dłuższy komentarz :<

    Duuuuuuużo weny :D
    Jinnie

    OdpowiedzUsuń
  4. Taaak głosuje na dziadka, powinie zrobić porządek z rodzinką:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesuuuuuuuu... kocham ^^ ♥
    Dziadek Tochiego staje się jednym z moich ulubionych bohaterów Zajączka xDDD

    Weny :3
    ~Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    Usagi to trochę przesadza, może powinien ubrać się sterylne, i się wyjaśnił dlaczego nie mogli u dziadka Tochiego zamieszkać, bardzo lubię dziadka Tochiego…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń