niedziela, 28 czerwca 2015

Zajączek XCVII - Złamane serca

Nie wierzę... nie zrobiłby mi tego... Tochi nie całował się z tą dziewczyną! A jednak wiem co widziałem! Jak on mógł mi to zrobić?!
Biegłem przed siebie, nawet nie zwracając uwagi na krzyki Tochiego. Obraz zamazywał mi się przed oczami, kiedy stanęły mi w nich łzy. Kilka razy się potknąłem, jednak udało mi się utrzymać równowagę i biec dalej przed siebie.
Coś szarpnęło za mój nadgarstek, zmuszając mnie, żebym się zatrzymał. Tochi złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę.
- Zostaw mnie! - Krzyknąłem ze łzami w oczach, starając mu się wyszarpać.
- Proszę, wysłuchaj mnie - Powiedział niemal błagalnym głosem. Nawet na niego nie spojrzałem, próbując się od niego uwolnić.  - Ja to wyjaśnię.
- Nic nie musisz mi wyjaśniać! - Przeklinałem fakt, że tak szybko biegał. Gdyby nie to, mógłbym mu uciec i nie musieć więcej na niego patrzeć, ani wysłuchiwać jego tłumaczeń. - Puszczaj mnie! Nie będę z tobą rozmawiał!
- To nie tak jak myślisz, obiecuję. To coś zupełnie innego.
- Akurat! Zostaw mnie! Wiedziałem, że tak to się skończy!
- Naprawdę źle to zrozumiałeś. Przysięgam ci to. Nic mnie z nią nie łączy.
- Tak jasne! Wiem co widziałem! Mogłem się tego spodziewać, że jednak będziesz ją wolał!
- Przysięgam ci zajączku, że to nie tak.
- Nie nazywaj mnie tak! I zostaw mnie! Nie chcę cię słuchać!
Szarpałem się, ale trzymał mnie zbyt mocno. Drugą ręką złapał moje ramie, stawiając przodem do siebie. Odwróciłem twarz i zacisnąłem powieki, spod których spłynęły łzy. Nie miałem nawet ochoty na niego patrzeć.
- Uwierz mi, ja naprawdę cię kocham. Ciebie i tylko ciebie - Ścisnął mój nadgarstek i ramię, jakby to miało spowodować, żebym mu uwierzył.
- Przestań kłamać! Gdybyś mnie kochał nie zrobiłbyś mi czegoś takiego!
- Przysięgam, że to nie tak.
- Więc co?! Może zrobiłeś to dla mnie?!
- Wiem, że ciężko ci to zrozumieć, ale tak, naprawdę tak było. Po prostu pozwól mi...
Nie miałem zamiaru więcej z nim rozmawiać. Nie miałem ochoty słuchać jego kłamstw. Zwłaszcza, jeżeli miały być tak idiotyczne, jak się zapowiadały. Zamachnąłem się i uderzyłem go otwartą dłonią w policzek. Zaskoczony rozluźnił uścisk.
- Nie chcę mieć z tobą nic do czynienia... - Powiedziałem zimno, wyszarpując się z jego uścisku. - Nienawidzę cię! Nigdy ci tego nie wybaczę! Trzymaj się ode mnie z daleka! To koniec!
Nim wybuchłem ponownie płaczem, odwróciłem się i pobiegłem przed siebie, starając się nie przewrócić o wystające z ziemi korzenie.
Nigdy jeszcze chyba nie czułem się tak okropnie. Nawet wtedy, gdy wylądowałem zupełnie sam, w środku lasu, nawet wtedy, gdy dowiedziałem się, że nasi rodzice mają nas za nic. Nawet, kiedy próbowałem się zabić, nie byłem aż tak zrozpaczony jak teraz.
Kochałem go! Chyba bardziej niż kogokolwiek na świecie! Był pierwszą osobą, którą pokochałem. Pierwszą, z którą się całowałem... cholera, zmieniłem drastycznie moje życie, żeby być z nim! A on... on zdecydował, że woli być ze swoją byłą... i jeszcze bezczelnie twierdzi, że to nie tak... jak on śmie to mówić w takiej sytuacji!
Wybiegłem do miasta, jednak nie zatrzymałem się ani na chwilę. Potrzebowałem miejsca, gdzie mógłbym spokojnie usiąść i się wypłakać.
Pierwsze miejsce jakie wpadło mi do głowy to bar, tuż przy ulicy. I tak zawsze były tam pustki a kelner znał mnie na tyle dobrze, żeby nie dopytywać, co mi się stało.
Wpadłem do środka, włosami starając się zasłonić zapłakaną twarz.
- Jest tu łazienka? - Zapytałem, podchodząc do baru i opuszczając głowę, by kelner nie mógł na mnie spojrzeć. Wydawał się nieco zaskoczony, ale wskazał mi drzwi na prawo od wejścia. Udałem się tam szybkim krokiem, po chwili zamykając się w kabinie
Zamknąłem się w kabinie i usiadłem na opuszczonej desce. Podciągnąłem kolana do piersi i schowałem w nich twarz. Płakałem dłuższy czas. Miałem wrażenie, że moje serce łamie się na miliard kawałków. Gdybym nie był w miejscu publicznym pewnie bym się skulił i płakał przez kilka godzin.
Wyciągnąłem telefon i wystukałem SMSa do firmy taksówkarskiej. Po chwili dostałem odpowiedź, że niedługo po mnie przyjadą i dowiozą do najbliższego miasta, skąd będę mógł złapać busa. Wolałem od razu podjechać pod dom, ale chyba taksówkarze nie chcieli jechać przez pół miasta i wracać całkowicie za darmo.
Kuliłem się w kabinie przez dłuższy czas, aż nie dostałem wiadomości od firmy taksówkarskiej:
,,Czekamy przed barem"
Wydmuchałem nos w ohydny papier toaletowy i wyrzuciłem go do toalety, nim zarzuciłem plecak na ramię i szybkim krokiem wyszedłem na zewnątrz.
- Hej... - Kelner próbował złapać mnie za ramię, ale wyrwałem się i wybiegłem z baru. Łzy zasłaniały nieco mi widok, ale bez trudu zauważyłem taksówkę stojącą na ulicy.
Nawet się nie rozglądałem, kiedy do niej podbiegałem. Rzuciłem torbę na tylne siedzenie i usiadłem koło niej.
- Wszystko w porządku? - Zapytał taksówkarz, zerkając na mnie w lusterku.
- Niech pan już jedzie... - Powiedziałem, wycierając łzy. Taksówkarz spojrzał na mnie z czymś w rodzaju politowania i ruszył przed siebie.
- Nie uciekasz z domu, prawda? Nie chciałbym mieć na sumieniu nerwów twoich rodziców.
- Zacisnąłem pięści, podciągając kolana do piersi. Oparłem na nich twarz, łkając cicho przez kilka chwil. W końcu pokręciłem głowa.
- NIe... nie uciekam od rodziny. Właśnie chcę do niej wrócić.
- Przepraszam, nie chciałem...
Ponownie pokręciłem głową, wbijając wzrok za okno. Taksówkarz nic już nie powiedział, powoli jadąc w stronę mojego domu.
Telefon w mojej kieszeni za wibrował kilka razy, jednak zignorowałem go.
- Posłuchał, młody - Odezwał się taksówkarz. - Szef mówił, że jeżeli będziesz mógł, to mam cię odwieźć pod sam dom, ale nie chciałbym z ciebie za dużo zdzierać. Może odwiozę cię po prostu do najbliższego miasta, skąd mógłbyś złapać autobus? Wyjdzie znacznie taniej, a ja nie musiałbym zawracać.
- Może być... - Oparłem się o okno wyciągając telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się imię ,,Tochi". Odrzuciłem połączenie i wyłączyłem dźwięk. Oparłem się o szybę, starając się powstrzymać płacz.
Serce mi się krajało, a przed oczami ciągle widziałem jak trzymał ją w ramionach, jak ją całował, jak na nią patrzył...
Załkałem, chowając twarz w kolanach.

Po mniej więcej godzinie taksówka się zatrzymała.
- Tutaj masz postój autobusów. Dzwoniłem do znajomego, który prowadzi jeden z nich. Za jakąś godzinę odjeżdża do twojego domu. Wyjdzie znacznie taniej.
Kiwnąłem tylko głową, wyciągając z torby portfel.
- Dziękuję... - Rzuciłem mu pieniądze i wyszedłem.
- Hej, chłopcze, zapłaciłeś za dużo. Nie chcesz reszty?
Zawołał za mną taksówkarz, jednak całkowicie go zignorowałem. Poprawiłem plecak i skierowałem się w stronę postoju busów. Jeden z nich jechał do mojej miejscowości. Na razie był całkowicie pusty a kierowca siedział sobie przy schodach, pijąc herbatę z termosu.
- Dzień dobry - Rzuciłem słabo, stając przed mężczyzną. Podniósł na mnie spojrzenie, zakręcając termos.
- W czym mogę pomóc, chłopcze?
- Chcę bilet - Oświadczyłem, próbując pohamować emocje.
- Odjeżdżam za godzinę. Masz tyle czasu?
- Mam...
Kierowca wyjął z kieszeni paczkę fajek i zapalił jedną. Dopiero potem ponownie na mnie spojrzał. Wydawał się zmęczony moim towarzystwem.
- Zaczynam sprzedawać bilety pół godziny przed wyjazdem. Wcześniej nie opłaca mi się odpalać maszyny. Tam masz jakieś bary i restauracje. Przesiedzisz tam tą godzinkę, co?
Kiwnąłem tylko głową, odwracając się na pięcie i idąc w stronę sieci restauracji. Wszystkie były obskurne, ale w tej chwili jakoś nie miałem najmniejszej ochoty, żeby się tym zamartwiać. Gdybym miał taką możliwość po prostu bym usiadł i płakał.
Wszedłem do pierwszej lepszej pizzeri. Przez duże okna wpadało światło, oświetlając drewniane ściany. W całym pomieszczeniu unosił się przyjemny zapach drzewa sosnowego, oraz świeżej pizzy. Lokal był prawie pusty, pomijając kilku klientów, siedzących przy barze i pijących alkohol. Z pewnością stałych bywalców, skoro siedzieli tutaj tak wcześnie.
Usiadłem na czarnej, skórzanej kanapie przy okrągłym stole.
Plecak położyłem koło mnie, opierając go o stół.
- Mogę w czymś pomóc? - Zapytał wysoki kelner, stając przy mnie. Nie chodziło mu bynajmniej o zamówienie. Na jego smukłej twarzy malowała się troska. Każdy by się przejął młodym chłopakiem, który praktycznie płacze. Pokręciłem tylko głową, wbijając wzrok w stolik.
- Poproszę coś do picia - Powiedziałem tylko, nie podnosząc wzroku na kelnera, ani nie odpowiadając na jego ukryte pytanie.
- Woda, cola, sok? - Wymienił, prawie beznamiętnie, jednak czułem w jego głosie troskę.
- Macie alkohol? - Spojrzałem na niego z nadzieją. Pierwszy raz w życiu naprawdę chciałem się upić. Możliwe, że w tej chwili była to jedyna rzecz, która mogłaby sprawić, żebym się uspokoił. Kelner jednak pokręcił głową. Wyglądał przy tym prawie tak, jakby tego żałował.
- Alkohol sprzedajemy tylko osobom pełnoletnim. Przykro mi.
- Więc poproszę colę z lodem. Dużą.
Kelner coś zanotował i odwrócił się, po chwili znikając za podwójnymi drzwiami do kuchni.
Wyciągnąłem telefon. Miałem kilkadziesiąt nieodebranych połączeń i kilkanaście SMSów. Nawet nie spojrzałem na żadne z nich. Schowałem telefon ponownie do kieszeni. Nie miałem najmniejszej ochoty słuchać jego wyjaśnień. Co niby by mi mógł powiedzieć? ,,To nie tak jak myślisz?" ,,To był tylko jeden pocałunek?" Jak mógłbym to zaakceptować?
- Jedna cola z lodem - Oznajmił kelner, kładąc przede mną pełną szklankę. Stał chwilę nade mną. Wyglądał, jakby walczył sam ze sobą.
- Może mógłbym jakoś pomóc? - Zapytał, starając się mimo wszystko utrzymać formalny ton. Nie rozumiałem tylko, dlaczego wszyscy na świecie uważali, że są w stanie mi pomóc.
- Nie może pan... - Kiwnął tylko głową i wrócił do swoich zajęć.
Przez pół godziny w spokoju popijałem colę i zwalczałem chęć przeczytania SMSów od Tochiego.
W końcu mogłem pójść do busa.
Kierowca spojrzał na mnie niechętnie, potem na zegarek i westchnął ciężko, że już musi mnie obsłużyć. Włączył kasę i wydał mi bilet.
Wszedłem po schodkach na górę piętrowego busa, zajmując miejsce na ostatnich dwuosobowych miejscach, przy oknie. Plecak rzuciłem pod nogi i oparłem się o szybę.
Wyjąłem telefon, zerkając na wyświetlacz. Walczyłem chwilę ze sobą, nim włączyłem pierwszą wiadomość, ostatnią, którą Tochi do mnie wysłał. Mniej więcej jakieś dziesięć minut temu.
,,Zajączku, proszę cię, odbierz telefon. Obiecuję, że to nie tak jak myślisz. Wyjaśnię ci wszystko, tylko daj mi szansę. Naprawdę cię kocham. Udowodnię to. Mogę ci to udowadniać codziennie przez resztę mojego życia, tylko pozwól mi to zrobić."
Ścisnąłem telefon w ręce, powstrzymując się, żeby go nie wyrzucić. Jak on śmiał wmawiać mi takie rzeczy? Przecież widziałem co widziałem. I jeszcze śmiał mi mówić, że zrobił to dla mnie!
Przetarłem oczy, pociągając nosem. Oparłem się o szybę, czując, że zaraz ponownie się rozpłaczę. Moim ciałem wstrząsnął szloch. Po całej wieczności, bus w końcu zadrżał i ruszył przed siebie. Jego drżenie szybko pozwoliło mi usnąć.

7 komentarzy:

  1. Ja już, kurwa, nie mam do Ciebie siły, Katsumi. Grasz mi na uczuciach i nerwach jak tylko chcesz. Nienawidzę Cię. Ale jednak Cię kocham. Jak żyć? ;_;
    Nie będę się wypowiadać ma temat rozdziału, ponieważ... no cóż, był super duper. Ale była jedna rzecz, która mnie wkurwiła, no i Ty dobrze wiesz o kogo chodzi. Mam teraz wrażenie, jakby Tochi i dla mnie, i dla Zajączka stał się obcą osobą. Musisz bowiem wiedzieć, że bardzo wczuwam się w główne postaci w takich opowiadaniach, no i przyznam się, że płakałam razem z Usagim.
    Do napisaniaa~ ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie ładnie tak biedny zajączek Tochi ma przechlapane.

    OdpowiedzUsuń
  3. Katsumi, cholero mała z tobą chyba naprawdę coś zrobili w tej Kanadzie.
    Tak ja napisała to Mia. Tochi stał się dla mnie jakoś obcy. Jakbym go zupełnie nie znała przez te prawie 100 rozdziałów w których go budowałaś. Nie wiem komu wierzyć, współczuć ani kogo zabić.
    Jeżeli Tochi naprawdę tego nie chciał to:
    -Ca cała Kora (czy jak jej tam) zrobiła jakiś szantaż (czy coś) na Tochim i wyszło jak wyszło.
    Albo jeżeli chciał:
    -To wynika z tego, że mimo wszystko wolał kobitkę ;_;
    -Chwila słabości?
    -A może od początku tylko się bawił naszym Zajączkiem?
    Kurde no! Katsumi, ty mnie do grobu wpędzisz. N-I-E-N-A-W-I-D-Z-E---C-I-E (Ale mimo wszystko kocham :<)
    I przypominam... projekt ;< Nie zrealizuję go, za kare :< (I tak go zrobię xD)
    ~Nie pozdrawiam 2 raz :< (I tak pozdrawiam xD)
    ~Invicta SWAG
    Weny kobito, WENY!
    ps: Słyszałaś, że ma wyjść 3 sezon Romantici? \(*^w^*)/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za kilka rozdziałów wszystko się wyjaśni :D
      I tak, słyszałam. Ostatnio natrafiłam na jedną z zapowiedzi i ledwo udało mi się usiedzieć w krześle, jak się o tym dowiedziałam. Nie mogę się już doczekać. Mam tylko nadzieję, że przy robieniu końcówki każdego z odcinka będą się bardziej wzorować na pierwszym sezonie a nie drugim. Jeżeli wiecie co mam na myśli xD
      (Mam słabość do tego yaoica, więc po prostu musiałam odpisać)

      Usuń
  4. Myślę, że postawiła Tochiemu warunek.
    To jest, coś w stylu "Jak mnie pocałujesz to zostawię Was w spokoju".
    Hm, Usagi mógł odebrać telefon. Nie żebym ja zachowała się lepiej w tej sytuacji, pewnie podobnie, tylko ja dałabym mu w twarz od razu, a potem płakała z małymi przerwami.
    Wiesz, Katsumi, tak tu siedzę przed laptopem i zastanawiam się jakim cudem to opowiadanie stało się tak dużą częścią mnie. Nie myśl sobie proszę, że to tylko takie miłe słowa xD To się stało chore gdy odliczałam czas od rozdziału do rozdziału :")
    No, ale dość o tym.
    Cholero, potrzebuję nowego rozdziału! Moje serducho nie wytrzyma całego tygodnia....
    Weny i czasu!
    H.

    OdpowiedzUsuń
  5. Teraz wakacje, wakacje to może notki będą częściej? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wciąż nie mogę s to uwierzyć, Usagi jest zalany, choć ciekawe jak Tochi chce to wyjaśnić…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń