piątek, 1 stycznia 2016

100.000 wejść! Zajączek reverse

Nienawidzę was jak cholera. Nie mogliście wbić tych 100.000 wejść dwa dni temu? Nie musiałabym pisać 2 osobnych postów. No ale cóż, słowo się rzekło. Najwyżej post normalny pojawi się za tydzień.
Oczywiście żartuję, kocham was za to, że przy mnie jesteście. Jeszcze dwa lata temu 200 wejść na dwa dni to było dla mnie coś niemożliwego. A teraz? Bez problemu. Cieszę się, że tak wam się podoba mój blog. No i cudowna podwójna okazja - 100.000 wejść na trzecią rocznicę. Mam nadzieję, że na szóstą będzie nie 200.000 ale 500.000 co najmniej.
Dziękuję wam wszystkim za wsparcie. Wiem, że nie zawsze się wyrabiam i czasami piszę od niechcenia i ten blog nie jest idealny, ale jeżeli wam się podoba to dla mnie jest.
Tymczasem, wedle prośby jednej z moich czytelniczek przedstawiam wam gratisowy post z okazji 100.000 wejść. Zajączek reverse! (Znienawidzicie pierwszy post zajączka czytając go po raz trzeci w innej wersji, ale kij z tym xD)
Jeszcze raz wielkie dzięki i oby było nas więcej!
************************


Samochód podskakujący na wybojach, oraz liny krępujące moje nadgarstki i kostki były pierwszą rzeczą, która pozwoliła mi wybudzić się ze snu. Zamrugałem kilka razy, starając się przyzwyczaić oczy do ciemności. Leżałem w samochodzie, tego byłem pewny. To, co tu robię i dlaczego, stało się dla mnie oczywiste chwilę potem.
Nazywam się Usagi Takeda, mam 16 lat. Moja rodzina ma firmę odzieżową, chyba największą w kraju, więc uchodzimy za swoistą szlachtę jeżeli chodzi o pieniądze. Niestety, razem z przywilejami mamy sporo kłopotów. Oto właśnie jeden z nich.
Przewróciłem się z trudem na drugi bok, żeby mniej więcej rozeznać się w sytuacji. Przewożony byłem prawdopodobnie ciężarówką, bo z jednej strony miałem ogromne, ciężkie drzwi, a z pozostałych trzech stron, ścianę. Kierowcy byli dla mnie niewidoczni. Cóż, przynajmniej miałem jakąś alternatywę ucieczki. Wiłem się przez chwilę na ziemi, wspomagając się turbulencjami samochodu, by podnieść się na kolana. Dotarłem jakoś do drzwi, zdzierając sobie nieznacznie kolana i przewracając się raz za razem przez turbulencje. Mechanizm był dość prosty, więc zacząłem od próby podważenia zamka. Najpierw nosem, potem głową. W końcu ustąpił pod naporem z lekką pomocą wyboi, na które ponownie wjechał samochód. Kolejne turbulencje gwałtownie otworzyły drzwi, niemal wyrzucając mnie z samochodu, na wydeptaną, piaszczystą ścieżkę. Padłem twarzą w ziemię, boleśnie po niej przejeżdżając. Jęknąłem żałośnie,chwilę walcząc z ogarniającym mnie bólem. Gdy ten w końcu ustał, zacząłem wić się po ziemi, starając się jakoś wyswobodzić. Na całe szczęście chyba nikt nie zobaczył mojego braku, bo samochód odjechał, nawet nie zwalniając. Co nie zmieniało faktu, że w sytuacji byłem co by nie mówić beznadziejnej. Wylądowałem w samym środku lasu, związany i zakneblowany. Czy mogło być gorzej?
- W porządku? - Usłyszałem nad sobą troskliwy, nieco zaniepokojony głos. Tuż nade mną kucał wysoki chłopak, przyglądając mi się uważnie głębokimi, zielonymi oczami, na które opadały czarne, lśniące włosy, sięgające niemal ramion. Delikatnie rozwiązał knebel na moich ustach, pozwalając mi mówić. Mimo to, przez dłuższy czas w ogóle nie byłem w stanie się odezwać. Uśmiechnąłem się promiennie, co niezbyt pasowało do mojej obecnej sytuacji. - Um... czy na pewno nic ci nie jest? - Zmarszczył nieco brwi, widząc szeroki uśmiech na mojej twarzy.
- Tak... - wyszeptałem, wciąż lekko oszołomiony. Nigdy nie pociągali mnie co prawda faceci, ale w nim było coś... coś niezwykłego. No dobra, zdażało mi się, żeby podobali mi się faceci, ale... nie aż tak. - Tylko...
- No przecież widzę, nie jestem ślepy. Odwróć się na brzuch, postaram się ciebie rozwiązać - Z lekkim trudem obróciłem się, pozwalając chłopakowi na dostanie się do lin na moich nadgarstkach. Na ramionach poczułem delikatne dreszcze, gdy dotykał moich rąk. - Gh... ciężko to rozwiązać. Kto cię tak załatwił?
W pierwszej chwili chciałem opowiedzieć o sobie, kim jestem i dlaczego zostałem porwany, ale stwierdziłem, że niekoniecznie muszę opowiadać o tym już po chwili znajomości.
- Długa historia - Powiedziałem zamiast tego, poruszając obolałymi z bólu ramionami.
- Skoro tak... w domu mam nożyczki, ale to kawałek stąd - Westchnął ciężko, zerkając w stronę drzew. Powalczył jeszcze chwilę z linami na moich kostkach, nim w końcu odpuścił. - No nic, chyba jedynym wyjściem jest zanieść cię do mnie.
Zagryzłem dolną wargę, żeby przypadkiem się nie uśmiechnąć. Chłopak odwrócił mnie na plecy, łapiąc mnie pod nogami i za ramiona. Spojrzał na mnie pytająco, czekając na moją zgodę. Kiwnąłem tylko głową, pozwalając mu się podnieść. Oparłem głowę na jego piersi. Skoro miałem okazję, pozwoliłem sobie na bliskość.
- Masz jakieś imię? - Zagadnął, wchodząc na boczną wydeptaną ścieżkę, jeszcze węższą niż ta, którą jechałem. Zacisnąłem powieki, jeszcze bardziej się w niego wtulając, żeby nie oberwać ostrymi gałęziami. - Chyba masz jakieś imię, co? Chociaż po kimś, kto ląduje związany w środku lasu, spodziewałbym się dosłownie wszystkiego.
Zawahałem się przez chwilę. Gdyby poznał moje imię, mógłby skojarzyć fakty, co tu robię, dlaczego zostałem porwany, a co za tym idzie, kim dokładnie jestem. A ja nie chciałem, żeby patrzył na mnie przez pryzmat moich pieniędzy. Mógłby poczuć się onieśmielony, a ja nie odczuwałem potrzeby chwalenia się moim nazwiskiem.
- Ściśle tajne - Rzuciłem żartobliwie, uśmiechając się do niego uroczo. Chłopak tylko westchnął, zerkając na mnie przez chwilę, nim ponownie wbił wzrok w drogę przed nami.
- Jakoś muszę się do ciebie zwracać - Powiedział ciężko. - Masz chociaż jakiś pseudonim czy coś w tym rodzaju? A może sam mam ci coś wymyślić?
- Czekam na propozycje - Błysnąłem uśmiechem, podnosząc na niego czarujące spojrzenie. On wydawał się chyba jednak nie doceniać moich usilnych starań w zaimponowaniu mu, bo cały czas patrzył zamyślony przed siebie.
- No dobra... wiem o tobie tyle, że znalazłeś się w środku lasu, wyrzucony przez jakichś bandziorów. Zupełnie jak... - Zatrzymał się gwałtownie, zerkając na mnie. - Zajączek... - Powiedział w zastanowieniu. Zamrugałem kilka razy, zastanawiając się nad tym.
- Podoba mi się - Uśmiechnąłem się, gdy ruszył w dalszą drogę.
- Gh... brzmi to trochę jakbym się z tobą umawiał. No ale cóż, niech już będzie. - Podrzucił mnie nieznacznie, poprawiając mnie sobie na ramionach. - Ja nazywam się Tochi. Jestem tutaj leśniczym.
- Leśniczym? Brzmi pasjonująco.
- I jest. Tylko czasami zdarzają się takie niespodzianki... - Spojrzał na mnie znacząco. Zaczerwieniłem się lekko, uśmiechając się niepewnie.
- Jestem aż tak złą niespodzianką?
Tochi popatrzył na mnie znacząco, wychodząc z lasu na niewielką polanę. Na samym jej środku stał niewielki, drewniany domek, całkiem uroczy, jak na tak skromne mieszkanie, chociaż przywykłem do większych luksusów. W środku był jeden pokój, który był jednocześnie kuchnią, jadalną, salonem, oraz sypialnią. A także najwidoczniej schroniskiem, bo na każdym wolnym kawałku przestrzeni stało, siedziało, oraz leżało jakieś zwierzę. Większość wyglądała na przygarnięte prosto z lasu, a kilka miało nawet bandaże.
Tochi średnio delikatnie położył mnie na dwuosobowym łóżku, przewracając na brzuch. Sam zaś zaczął szukać po szafkach nożyczek. W końcu odnalazł to, czego szukał. Usiadł tuż przy mnie, uwalniając najpierw moje nadgarstki, a potem kostki. Usiadłem na kolanach, rozcierając obdartą skórę.
- Dzięki - Odetchnąłem z ulgą, nareszcie się uwalniając. Uśmiechnąłem się sympatycznie do chłopaka. Ten tylko przewrócił oczami, sięgając do niewielkiej lodówki.
- No dobra, to skąd jesteś? - Zagadnął, wyciągając zimną butelkę wody i rzucając mi ją. Przyjąłem ją z wdzięcznością. Nie wiem ile czasu jechałem, ale odczuwałem silne pragnienie. I przy okazji zrobiłem się głodny. - Rozumiem, że to może być też ściśle tajne, ale jakoś trzeba cię odeskortować do domu, prawda? - I chyba ja muszę się tym zająć, co?
- Byłoby mi bardzo miło - Uśmiechnąłem się promiennie, na co on tylko przewrócił oczami. - Tak właściwie, to dziękuję ci, że się mną zaopiekowałeś. Mało kto nie wykorzystałby okazji.
- Wykorzystać okazje? - Spojrzał na mnie zmarszczonymi brwiami. - Nie jesteś dziewczyną, kto niby miałby cię wykorzystać?
- Heh, słusznie - Zaśmiałem się krótko, siadając wygodniej na łóżku. - Ale to i tak miło, że mi pomogłeś.
- Mogłem jeszcze skazać cię na pewną śmierć na środku drogi. Nie jestem na tyle okrutny - Przewrócił oczami, szperając w szafkach. W końcu znalazł mapę i rzucił ją na ziemię. Kiwnął na mnie głową, niemo każąc podejść do siebie. Po krótkiej analizie zdałem sobie sprawę, że od mojego domu dzieli mnie kilka ładnych godzin drogi.
- Świetnie... - Westchnął Tochi. - Czyli przynajmniej dzisiaj musisz zostać tutaj - Spojrzał chłodno na mój szeroki uśmiech. Nie chciałem się aż tak cieszyć, ale nie mogłem się powstrzymać. Jakoś sama myśl, że mógłbym spędzić z nim więcej czasu, wprawiała mnie w dobry humor. Był trochę oschły, ale nie dość, że miły, że mi pomógł, to jeszcze cholernie czarujący. Jak jeszcze żaden facet w moim życiu.
- No dobra, chodź za mną - Wstał ciężko z ziemi, kierując się do drugiego pokoju, który okazał się niebyt dużą łazienką. Nie dorównywała tym w moim domu, ale miała wszystko, czego potrzebowała łazienka. - Jesteś cały w ziemi, prysznic na pewno cię nie zabije. Tu masz ręcznik, tutaj mydło, żel do kąpieli, odżywkę i szampon. Potrzebujesz czegoś jeszcze? - Zapytał, kładąc wszystko na pralce.
- A może mi pomożesz? - Błysnąłem uroczym uśmiechem, stając tuż przy drzwiach, żeby chłopak nie mógł wyjść. Na moją ewidentną formę flirtu odpowiedział chłodnym spojrzeniem, z lekkim niesmakiem.
- Spróbuj kleić się do kogoś innego. I tak już wiele dla ciebie zrobiłem - Powiedział chłodno, odsuwając mnie na bok. - Zaraz przyniosę ci jakąś piżamę. Masz się nie rozbierać, aż nie wrócę, jasne?
Uśmiechnąłem się czarująco, gdy zniknął za drzwiami. Po chwili wrócił z luźną, białą koszulą i spodenkami.
- Jeżeli spróbujesz czegoś dziwnego, to śpisz na dworze, jasne? - Ponownie odpowiedziałem mu uśmiechem, gdy zniknął, chociaż nie miałbym nic przeciwko, gdyby jednak został. Napuściłem sobie wody do wanny i wziąłem długą, relaksującą kąpiel, myjąc dokładnie całe ciało. Rozkoszowałem się tym długo, aż w końcu zmuszony byłem opuścić ciepłą wodę. Ubrałem się w rzeczy od Tochiego, które nie dość, że bardzo wygodne i wyglądałem w nich całkiem uroczo, to jeszcze przesączone były jego zapachem, który sam w sobie był obłędny. Kiedy skończyłem się nim ekscytować, opuściłem w końcu łazienkę.
- Dzięki. Potrzebowałem tego - Uśmiechnąłem się przyjaźnie, rzucając się na łóżko. - Mogę się poczęstować kanapką? - Zapytałem, widząc, jak chłopak krząta się po kuchni. Bez słowa położył tacę z kanapkami na stole, zajmując jedno z dwóch krzeseł. Usiadłem na drugim, zabierając się za jedzenie. Daleko im było do tego, co dostawałem na co dzień, ale najważniejsze, że dało się to jeść. I nie było jakoś bardzo okropne.
- Pycha - Powiedziałem z szerokim uśmiechem.
- Serio tak myślisz? - Prychnął cicho. - Chciałbym być w stanie gotować lepiej. Sam ledwo jestem w stanie to przełknąć... - Westchnął. - Gdyby nie moja rodzina, nie musiałbym być leśniczym - Powiedział, jakby z lekką niechęcią częstując się swoją kanapką. Na moje pytające spojrzenie, zaczął opowiadać o sobie. - Pochodzę z rodu Chiba, musisz kojarzyć, jeżeli jesteś chociaż trochę obeznany w świecie.
- Chiba? Ah, tak, macie kancelarię prawną, prawda?
- Kancelarię prawną... - Prychnął, z lekką urazą. - największą kancelarię w kraju. To nie byle buda, gdzie porad udzielają studenci na ostatnim roku. Jesteśmy najlepsi w tym, co robimy.
- Więc... czemu nie zostałeś? - Zapytałem, zaciekawiony.
- Długa historia. Moja rodzina jest nieznośna, miałem jej dość, musiałem uciec. Tak w bardzo dużym skrócie. No cóż, lubię zwierzęta i ziemię, więc zdecydowałem się na pracę tutaj. Ale muszę przyznać, że nie mogę znieść mojego jedzenia. Oddałbym wszystko, żeby w pobliżu było coś jadalnego.
- To może w ramach podziękowania, następnym razem ja coś ugotuję? - Zagadnąłem radośnie.
- A umiesz gotować? - Spojrzał na mnie bez specjalnego zainteresowania.
- Nie, ale bardzo chętnie spróbuję - Tochi westchnął ciężko, kończąc swoją część kanapek i popijając szklanką wody. Był na tyle uprzejmy, że zaczekał, aż sam zjem, nim odniósł wszystko do zlewu.
- Zmęczony? - Zagadnął, opierając się spokojnie na blacie.
- Bardzo... - Uśmiechnąłem się do niego czarująco, rozwalając się na krześle.
- Świetnie, rozścielę ci materac. Mam jeden pod...
- Nie przeżyję nocy na materacu - Przerwałem mu gwałtownie, robiąc pokrzywdzoną minę.
- Świetnie - Machnął ręką, wzdychając ciężko. - Ja pójdę spać na materacu.
- Ale... - Zrobiłem wielkie oczy, patrząc na niego błagalnie. - Wtedy będę się bał... nie umiem spać sam w obcym miejscu... - Usiadłem na łóżku, wyciągając ręce w stronę chłopaka. Ten zawahał się chwilę, patrząc zimno na moje błagalne spojrzenie. W końcu przełamał się, siadając tuż przy mnie na łóżku. Wtuliłem się w jego pierś, ciągnąc go za sobą na materac. Wyglądał na lekko zaskoczonego, ale zwalczył chęć odepchnięcia mnie od siebie.
- Nie zaatakują mnie wilki, prawda? - Zapytałem, tuląc się do jego piersi. Chłopak położył dłoń na moich włosach, czochrając je lekko. Wilki jakoś bardzo mi nie przeszkadzało. Lubiłem zwierzęta, ale był to świetny pretekst, żeby móc się do niego kleić.
- Nie martw się, nie ma tutaj wilków - Przez moment dostrzegłem na jego twarzy uśmiech rozczulenie. Objął mnie niepewnie, nie oponując już przed tym, że się do niego przytulałem. Serce nagle zaczęło bić mi znacznie gwałtowniej. Nigdy nie reagowałem aż tak na dotyk faceta. Nie wiedziałem co dokładnie się dzieje, ale byłem pewny, że zrobię wszystko, żeby móc pozostać w tych ramionach do końca życia.

7 komentarzy:

  1. Olujuolujuolujuoluju
    TO JEST MÓJ POMYSŁ! KOCHAM CIĘ, KOBIETO!
    Ta, to ja jestem tą osobą ze stronki. Dzień dobry c:
    Jezu, nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo się jarałam, czytając to. I tak szczerze, to biście ci to wyszło. Mogłabym nawet przeczytać tego więcej (to tylko sugestia, izi pizi), ale to pewnie było tylko jednorazowe, nie? :c
    Orany, wciąż się śmieję XDDD
    Jestem spełniona. Mogę umierać. Dobranoc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej jednorazowe. Wolę zabrać się za inne historie niż pisać tą samą tylko w innym świetle. Niemniej jednak wielkie dzięki za pomysł, bo był rewelacyjny.
      Nie było łatwo się przestawić z charakterem postaci, ale finalnie nawet nieźle mi wyszło. Miło, że nie tylko ja uważam w ten sposób ^ ^

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Więc przerwałaś Zajączka w TAKIM momencie, a teraz będziesz nas torturować dodatkami, zamiast dodać następne rozdziały? ... Bardzo mi się to nie podoba. Bardzo. Chcę już wiedzieć, jak Tochi się dowie, o co tak naprawdę chodziło z tym wyjazdem. Bo sytuacji, że się nie dowie, nie przyjmę do wiadomości.
    Życzę Ci, żeby cię wena nie opuszczała.

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubia tą wersję!! Błagam na kolejną okazję kolejną część tej wersji Zajączka !! Jest super! Masz talent dziewczyno. Oczywiście czekam zarówno na dalsze części oryginału :)
    Pozdrawiam !!
    Ciągle wierny fan ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurdeee!!!
    Codziennie wchodzę na bloga chyba po 50 razy i nic!!!!!
    Kiedy następny rozdział?!?!?!?!?!
    D:

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    boskie, tak, tak klejący się Usagi i oschły Tochi cudownie, role się odwróciły, ale i w opowiadaniu mogłaby być scena, że to Usagincoś chce, a Tochi ucieka :)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń