sobota, 24 września 2016

Lekcja życia IV - Relacje

Cześć, małe ogłoszenie dla tych, którzy nie mają albo nie korzystają z fb. Ostatnio wstawiłam na niego informację, że naprawdę jestem znudzona i założyłam sobie konto na ask.fm, żebyście mogli pytać mnie tam o noty, opowiadania, postacie, cokolwiek, czego jesteście ciekawi.
http://ask.fm/Historieyaoi
To tyle, miłego czytania
*********************

Kiedy Tetsui zatrzymał się pod moim domem, wysiadłem spokojnie z samochodu, który wzbudzał we mnie już trochę mniejszy wstręt i podziękowałem za wszystko. Właściwie to chciałem już jak najszybciej znaleźć się w domu, żeby to wszystko sobie przemyśleć.
- Hej Sashi, nie żebym ci nie ufał, ale zatrzymaj sobie, to czego się dowiedziałeś, dla siebie, dobrze? Nie żebym się tego wstydził, ale niektórzy moi uczniowie mogliby nie być zachwyceni tą wiadomością. - Pytał mnie o taką rzecz, a mimo to uśmiechnął się delikatnie... naprawdę go nie rozumiałem.
- Jasne, sensei. W zamian... proszę, nie rozpowiadaj o tej nocy.
- Umowa stoi. Widzimy się więc za tydzień na lekcji. Jeżeli będziesz czegoś potrzebował, możesz wpadać o każdej porze dnia i nocy - Uśmiechnął się ponownie. Miałem dziwne wrażenie, że nie będę miał ochoty w najbliższej przyszłości nocować u senseia, ale tą uwagę zatrzymałem dla siebie, głównie przez fakt, jak bardzo mi pomógł.
- Dziękuję sensei.
- Proszę. I uśmiechaj się częściej. Wyglądasz wtedy zdecydowanie lepiej.
Odpowiedziałem mu delikatnym uśmiechem, chociaż przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. Jego wcześniejsze lekko niepokojące uwagi w tej chwili brzmiały bardzo niepokojąco. Całe szczęście nie czekał dłużej, tylko odjechał. Odetchnąłem głęboko. Wolałem, żeby Tetsui nie widział w jakim stanie zastanę moją siostrę. No i dalej czułem się dziwnie w jego obecności, po usłyszeniu o nim prawdy. Minąłem ogródek i podszedłem do drzwi. Z sercem w gardle zapukałem cicho. Po krótkiej chwili usłyszałem za nimi głośny rumor i w drzwiach stanęła moja siostra. Roztrzepana, w podartych ubraniach, dalej pijana. Pewnie dopiero co wróciła z imprezy.
- I co, gnoju? Dobrze się bawiłeś na stacji metra? Nie dopadły cię jakieś żule? Szkoda.
Pokręciłem głową. Prychnęła tylko z pogardą i poszła do salonu. Rzuciła się tam na kanapę i momentalnie zasnęła. Za to ja po cichutku udałem się do pokoju. Moja siostra kiedy była pijana, mogła być nieobliczalna. Wolałem jej nie prowokować dopóki nie wytrzeźwieje. Zresztą, po tym jak mnie zostawiła wczoraj na lodzie, wolałem się nie dowiadywać jaki to ja jestem okropny i beznadziejny. Zamknąłem się w pokoju i położyłem na łóżku. Leżałem tak z dziesięć minut, nieobecnym wzrokiem patrząc w sufit. Na chwilę pozwoliłem sobie wyłączyć umysł i zapomnieć o wszystkich złych rzeczach, które mnie spotkały. Nie myślałem o Pai, o rodzicach, szkole, ,,przyjaciołach" i co najważniejsze nie myślałem o senseiu. Nie wiedziałem, czy w obecnym stanie jeszcze kiedykolwiek odważę się do niego pójść, ale nie chciałem o tym myśleć teraz. Zamknąłem oczy. Wśród ciemności, w której zanurzyłem się z prawdziwą błogością, gdzieś w oddali, między czerpnią a czernią, zobaczyłem mały, brązowy punkt, jakby moja świadomość wbrew mnie chciała mi przypomnieć o czymś ważnym. Ruszyłem umysłem w tym kierunku, aż dostrzegłem, że ten brązowy punkt to w rzeczywistości spory, elegancki domek, umieszczony nad jeziorem. Jednocześnie poczułem radość i nieprzyjemne kłucie w sercu. Oderwałem się od tej myśli i otworzyłem oczy. Zerknąłem na rany po cięciu. Były dosyć głębokie, ale przynajmniej nie sączyła się już z nich krew. Założyłem świeże ciuchy i sięgnąłem po telefon. Na wyświetlaczu pojawiła się mała koperta, z napisanym pod nią ,,mama". Otworzyłem wiadomość.
,,Witaj Sashi.
Mamy dla ciebie przykrą wiadomość. Proszę przekaż ją siostrze. Niestety nasz pobyt tutaj się przedłuży o kilka dni. Wypadły nam w pracy bardzo ważne rzeczy i pobyt tutaj potrwa trochę dłużej. Damy wam jeszcze znać, kiedy dokładnie wrócimy. Przesłaliśmy wam jeszcze trochę pieniędzy. Możecie zamówić sobie kucharkę, albo pójść do restauracji. Nie zapomnij o dodatkowych lekcjach. Aha, za dwa tygodnie przychodzą nas odwiedzić znajomi. Mówię wcześniej, żebyście zdążyli się przygotować. Pa"

Skupiłem się na ostatnim słowie napisanym przez mamę. ,,Pa" tak po prostu. Ciekawe jak długo myślała co napisać. Nie mogłaby przecież napisać, że mnie kocha. Skłamałaby... Zawsze kiedy czytałem wiadomości od niej albo od ojca, dopadała mnie depresja. Skoro nas nienawidzili to czemu się nas nie pozbyli jak byliśmy mali? Oddaliby nas do domu dziecka albo okienka życia. A no tak... ich reputacja... czasem mam wrażenie, że była ona dla nich ważniejsza niż my. Może dlatego moja siostra przestała się starać? Nieważne. Chwyciłem lewą ręką za żyletkę i podwinąłem rękaw koszuli. Przyłożyłem ostrzem do prawego ramienia i przejechałem po skórze. Poczułem ból, pieczenie a po chwili po ręce zaczęła spływać stróżka krwi. Na samym ramieniu nie miałem już miejsca na cięcia, więc zszedłem żyletką trochę niżej. Nie wiem czemu to robiłem. Prawie mnie już nie obchodziło, za co uważają mnie rodzice, ale... nie mogłem się oprzeć chwyceniu za żyletkę, zawsze jak dostawałem od nich znak, że jestem dla nich niczym. Było to już dla mnie bardziej rytuałem niż potrzebą wyżycia na czymś swoich emocji. Nie umiałem już radzić sobie inaczej. Stało się to dla mnie jak narkotyk. Z fascynacją patrzyłem na kropelki krwi, spadające na podłogę.

Przez kolejny tydzień moje dni wyglądały prawie tak samo. Wstawałem rano, jadłem śniadanie, czasami dostawałem ochrzan od mojej siostry za bycie głośno. Chodziłem do szkoły, po której zwykle siedziałem w pokoju, grałem, szkoliłem moje tak zwane umiejętności. Wieczorami zbierałem się na dodatkowe zajęcia. Wracając szedłem gdzieś na jedzenie a potem pod płaczącą wierzbę. Często tam czytałem albo pisałem. Czułem się tam dobrze. Kiedy robiło się późno, wracałem do domu. Odrabiałem lekcje i szedłem spać. Oczywiście prawie nigdy nie było wtedy w domu siostry. Wracała po wschodzie słońca, budząc przy okazji całe osiedle. Oprócz niej wszystko wydawało się być lepiej. Ze znajomymi nie miałem kontaktu. Nie miałem ani czasu, ani ochoty z nimi rozmawiać. Potrzebowałem chwili dla siebie, żeby przemyśleć kilka spraw. Zastanawiałem się, czy nie powinienem zrezygnować z angielskiego, albo znaleźć sobie nowego nauczyciela. Bo... to nie było normalne, żeby być gejem. Ale czy miałem jakiekolwiek podstawy, żeby go za to piętnować? W końcu ogólnie był w porządku, tylko... tylko gdyby lubił mnie bardziej niż powinien... wtedy powinienem zacząć się bać.
Późnego wieczoru, w poniedziałek, patrzyłem beznamiętnie za okno, zastanawiając się nad tą sprawą. Na biurku leżał stos zeszytów, ale nie miałem siły się teraz uczyć. Patrzyłem na okno nad biurkiem w niebo. Migały na nich pojedyncze gwiazdy. Wyobraziłem sobie niebo na tamtym klifie, roziskrzone gwiazdami. To nie było to samo co tutaj...
Zacząłem zastanawiać się nad senseiem. Zachowywał się w stosunku do mnie naprawdę dziwnie. Zwłaszcza ostatnio, co naprawdę mnie niepokoiło. Czy mógł przez cały ten czas do mnie zarywać?
Przypomniałem sobie nasze lekcje, gdy była jeszcze cała grupa. Sensei wtedy nie traktował mnie w żaden sposób wyjątkowo. Uśmiechał się tak samo do wszystkich, jeżeli nawiązywał jakiś kontakt cielesny, to nie był on podejrzany. Zdarzało mu się czasem położyć dłoń na ramieniu jakiegoś chłopaka, ale po przyjacielsku zmierzwić mu włosy, ale nas wszystkich traktował tak samo. Więc albo rzeczywiście nie próbował do mnie zarywać, albo był aż takim perwersem, żeby zarywać do nas wszystkich... chciałem się o tym dowiedzieć, ale nie byłem pewny, czy jeszcze kiedykolwiek odważę się przyjechać do senseia.
- Sashi! - Drzwi otworzyły się z hukiem, gdy z siłą tajfunu do pokoju wpadła moja siostra - Pai. Niechętnie odwróciłem się w jej stronę. Długie, kręcone, brąz włosy były w jeszcze większym nieładzie niż normalnie. Możliwe, że dopiero co wstała, co podkreślał rozmazany makijaż, głównie przy oczach. Obcisła sukienka, znacznie zbyt obcisła i zbyt krótka jak na jej wagę, była pognieciona i poplamiona, chyba alkoholem. - Na stole zostawiłam pięć dych. Wziąłeś je?!
- Nie wziąłem - Powiedziałem beznamiętnie. - Nie wzięłaś ich na imprezę?
- No chyba cię pojebało. Jak się nie znajdą, to twój problem - Trzasnęła drzwiami, zostawiając mnie samego. Odetchnąłem z ulgą. Przynajmniej nie doszło do rękoczynów.
Włączyłem fb. Od razu dostałem kilka zaproszeń do znajomych od ludzi, których nawet nie znałem i kilka wiadomości. Ludzie zapraszali mnie do kina, aquaparku, czy na jakąś wycieczkę. Nie mówili tego wprost, ale wiedziałem, że chodzi im o to, żebym postawił im wypad do kina, aquaparku czy jakąś wycieczkę. Niektórzy byli bardziej bezpośredni i pytali czy mógłbym im pożyczyć kasę na wypad do kina, albo najlepiej dać jakieś pieniądze. Zignorowałem te wiadomości. Miałem już dość udawanych przyjaciół. Wolałem słuchać jaki to ja jestem okropny, że kompletnie olewam swoich kumpli. Szkoda tylko, że z żadnym z tych ludzi nie gadałem częściej niż raz na miesiąc i chyba nigdy po to, żeby naprawdę pogadać.
Wyłączyłem wiadomości i zerknąłem na wydarzenie, które już od tygodnia nie dawało mi spokoju. Planowałem z grupą ludzi, z którymi trochę się kumplowałem wyjazd do mojego letniskowego domku. Byli to ludzie naprawdę spoko i chociaż nie widywałem się z nimi często, miałem wrażenie, że lubią mnie chociaż trochę. Nigdy też nie traktowali mnie jak żywy portfel, przez co mimowolnie lubiłem ich trochę bardziej po każdym przyjęciu u mnie, na które przynosili swoje jedzenie. Część mieszkała w innym mieście, więc naprawdę się ucieszyli, gdy zaproponowałem wypad nad jezioro. Mimo to, ilekroć myślałem o tym wyjeździe, czułem nieprzyjemne mdłości i coraz mniej miałem ochotę się na niego wybierać. Przez niego też coraz mniej byłem pewny, czy mam ochotę przyjaźnić się z tymi ludźmi...
Na stronie wydarzenia znajdowało się kilka moich postów i absolutnie żadnego komentarza. Trzy osoby zaznaczyły, że wezmą udział, pozostałe siedem stwierdziło, że ,,może". Pod moimi pytaniami a propo filmów, muzyki, czy gier nie było żadnych odpowiedzi. Spojrzałem na datę. Dodałem pytania tydzień temu, na pewno już to przeczytali. Chociaż... w sercu poczułem bolesny uścisk. Nie wiem, czy gorsze było, gdy ludziom chodziło tylko o moje pieniądze, czy kiedy nie chodziło im o pieniądze, a mnie traktowali jakbym nie istniał.
Nagle dostałem zaproszenie do grupowej konwersacji. Przypadkowo z tymi samymi ludźmi, z którymi miałem jechać nad jezioro.
,,Siema Sashi, słuchaj, co z tą imprezą?" - Napisał Mike. Zazwyczaj to on ogarniał jakieś wypady i ludzi. Zawsze wydawał mi się najbardziej ogarnięty z całej tej grupy. Miałem wrażenie, że coś mnie ominęło, ale dla pewności sprawdziłem naszą grupę.. Był co prawda jeden mój post, w którym pytałem, czy chcą się spotkać, ale... sprzed dwóch tygodni. Zbyty całkowitym milczeniem.
,,Mieliśmy ją zrobić tydzień temu w piątek. Nikt mi nie odpowiedział"
Irytacja we mnie rosła coraz bardziej i bardziej. Byłem zły. Ignorowali mnie, gdy nie chcieli się ze mną widzieć, ale teraz chcieli u mnie imprezować. Poczułem się jakbym był im potrzebny tylko do tego, żeby organizować jakieś imprezy i wypady...
,,No tak, ale wstawiłeś to zbyt późno, mieliśmy tylko kilka dni. Teraz jesteśmy zdecydowani, że zorganizujemy to w piątek.
Wziąłem głęboki wdech. Oczywiście... zawahałem się chwilę, nim położyłem obie dłonie na klawiaturze i zacząłem pisać. Byłem zły, ale postanowiłem nie okazywać tego tak bardzo, jak to odczuwałem.
,,No to moglibyście dać znać wcześniej. Kurcze, to nie jest zbyt fajne, kiedy ja próbuję coś zorganizować, a wy to olewacie. Tak samo jak z wyjazdem. Cokolwiek napiszę, wy to i tak to ignorujecie. Jak nie chcecie na niego jechać to dajcie mi znać, a nie zbywacie mnie milczeniem. No i nie mogę nic organizować, kiedy macie mnie kompletnie gdzieś"
Chwilę panowała cisza. Już myślałem, że usłyszę jakieś przeprosiny, w końcu to nie było fajne z ich strony. Zarówno jeżeli chodziło o wyjazd, jak i robienie z mojego domu klubu na zamówienie. Chwilę potem rozpętała się wojna.
,,Przepraszam, że żyję"
,,Szkoda, że nie wszyscy siedzą po 24h na dobę na fb. Trzeba było zadzwonić, albo napisać, a nie teraz się rzucać"
,,Ej ludzie, ogarnijcie się nieco, Sashi, nie rób gównoburzy, bo to teraz jest nam niepotrzebne. Wiesz kiedy mamy czas, to jako gospodarz powinieneś to ogarnąć."
Zamknąłem laptop. Nie miałem ochoty dłużej tego czytać. Przetarłem zmęczony oczy i poszedłem do łóżka. Czułem się okropnie. Jakby cały świat mnie nienawidził.
Schowałem się pod kołdrą, odgradzając się nią od całego świata. Nagle przypomniała mi się ostatnia noc z senseiem. Jego dotyk, bliskość... to wszystko spadło na mnie tak nagle, że chwilowo całkowicie pozbawiło mnie tchu. Dlaczego tak dobrze się czułem, gdy mnie przytulał? Był gejem! A jednak przy nim czułem się lepiej niż przy mojej rodzinie, znajomych i... wszystkich. Ale... był gejem! A okazywał mi tyle troski... nigdy mnie nie zignorował... mogłem na niego liczyć... ALE BYŁ CHOLERNYM GEJEM! To było nienaturalne i obrzydliwe! Za to... jakoś nie wyobrażałem sobie, żeby się na mnie wyżywał, bo odmówiłem urządzenia imprezy kiedy jemu to pasuje...
Wynurzyłem się z kołdry, gdy brak tlenu zaczął mi doskwierać. No dobra... dam mu szansę. Pozwolę mu zostać moim senseiem, o ile się upewnię, że z jego strony nic mi nie grozi... i wszystko wróci do normy... nie będę więcej u niego nocował, z nim nigdzie jechał... będzie tylko moim nauczycielem.
Przycisnąłem poduszkę do piersi, w której nagle z niejasnego dla mnie powodu, poczułem nieprzyjemny, dokuczliwy ból. Zamknąłem oczy i starałem się przestać myśleć o czymkolwiek.

5 komentarzy:

  1. Powiem ci, że zazwyczaj niezmiernie mnie wkurza, gdy bohater jest kluchą i się tnie, ale jakoś w tym przypadku tak nie jest :D
    Pisz dalej, życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    naprawdę przykro mi, mają dzieci ale zupełnie się nimi nie interesują,  choć Pai pozwalają na wiele, a Sachiego odrzucają... niech przestanie, że gej to źle...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    smutno mi, mają gdzieś dzieci, choć Pai pozwalają na wiele, a Sachiego odrzucają, niech przestanie że gej to źle...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    bardzo mi smutno, mają gdzieś swoje dzieci, choć czemu to Pai pozwalają na tak wiele, a Sachiego odrzucają...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    wspaniały rozdział,  bardzo mi jest smutno, rodzice mają zupełnie gdzieś swoje dzieci, ale czemu to Pai pozwalają na o wiele więcej niż Sachiemu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń