środa, 1 kwietnia 2015
Zajączek - koniec
Bardzo was przepraszam, ale w związku z moim beznadziejnym nastrojem, który prześladuje mnie już jakiś czas nie jestem w stanie kontynuować tego bloga. Ostatnia nota jest specjalnym pożegnaniem z najbliższymi mi osobami w tym blogu.
********************************
Dlaczego tak się musiało stać? Przeklinałem sam siebie, że do tego doprowadziłem. Prawdopodobnie nikt by mnie za to nie obwiniał, ale i tak czułem się w części odpowiedzialny za to, co się stało.
Hana położyła dłoń na moim ramieniu, żeby mnie pocieszyć. Dawało to jednak tyle co nic. Jak niby miało pomóc, kiedy osoba, którą kochałem najbardziej na świecie leżała teraz w drewnianej trumnie?
Na polanie, gdzie staliśmy był całkiem spory tłum. Przyszło nawet rodzeństwo Tochiego. Wbijało smutne spojrzenia w ziemię. Bliźniaczki trzymały się za ręce, ubrane w czarne rękawiczki z aksamitu.
Hana przytuliła mnie do siebie. Czułem jej łzy na moim ramieniu. Cała drżała. Wcale jej się nie dziwiłem. Sam miałem ochotę paść na ziemię i płakać. Starałem się jednak być silny.
Dlaczego mu na to pozwoliłem? Dlaczego go nie powstrzymałem?! Mogłem mu zakazać tam iść. Ale on się uparł... uparł się, żeby iść do tego przeklętego lasu. A przecież wiedział, że jest teraz ten sezon polowań i ludzie strzelają do wszystkiego co się tylko rusza... gdybym tylko mu zabronił... nie leżałby teraz w trumnie...
- Braciszku... - Powiedziała cicho Hana, przyciskając mnie do siebie. - Wszystko będzie dobrze...
Nie! Nie, nie będzie dobrze! Już nigdy nie będzie! Jak niby do cholery ma być dobrze?!
Przełknąłem łzy, czując jak sam zaczynam drżeć. Hana mnie puściła, wyjęła z kieszeni prostej, czarnej sukienki chusteczkę i zaczęła nią wycierać oczy. Zza drzew wyłoniło się czterech rosłych mężczyzn, trzymających prostą, drewnianą trumnę. Tysiące noży po raz kolejny tego dnia przeszyło mi serce. Ciężko mi było uwierzyć, że tam w środku leżała... miłość mojego życia, bo inaczej nie mogłem go określić.
Poczułem ciepły dotyk na ramieniu. Jednak to było inne ciepło niż to, które znałem. Spojrzałem na Kashikoia załzawionymi oczami. Nic nie powiedział, tylko delikatnie pogładził mnie po włosach. W ten sposób próbował mnie pocieszyć. Nie odpowiedziałem, starając się pozostać silnym. Tochi nie chciałby widzieć jak płaczę.
Do wielkiego dołu została spuszczona trumna. Patrzyłem jak zsuwa się w ciemność. Gdybym tylko tam z nim poszedł... nawet śmierć z nim nie byłaby tak straszna jak życie bez niego.
Raito przytulił się do mnie. Oparłem dłoń na jego głowie, przytulając go do siebie. Enma stała trochę dalej. Chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, co tak naprawdę się działo. Albo nie chciała tego okazywać.
Na środek polany, tuż przy rozkopanym dole, w którym opuszczona została trumna stanął dziadek Tochiego. Musiał naprawdę długo jechać, żeby dotrzeć aż tutaj. Ale pochowanie Tochiego gdziekolwiek indziej byłoby dla niego obraza. Kochał ten las najbardziej na świecie...
- Dziękuję, że wszyscy tu przyszliście - Zaczął, pochylając głowę. - Tochi z pewnością by to docenił. A był naprawdę niesamowitym człowiekiem. Zawsze się uśmiechał. Zawsze był radosny. Nawet kiedy cierpiał umiał ukryć swój ból. Może i lubił ukrywać się w cieniu drzew, ale to również sprawiało, że był wyjątkowy. Niestety też przez to niewiele osób miało okazję go poznać. Nawet ja, pomimo, że kochałem go całym sercem to jedyne co wiem to jak bardzo potrafił kochać. Rośliny, zwierzęta i ludzi, jeżeli tylko pozwolił komuś się poznać i dotrzeć do jego wnętrza. A takich osób było naprawdę niewiele. Niestety, ja się do nich nie zaliczam. Dlatego to nie ja powinienem był tu stać i wygłaszać mowę. Za mało go znałem, żeby to zrobić. Dlatego, przepraszam was bardzo, a w szczególności ciebie Usagi, ale to na twoje barki przejdzie to zadanie.
Podniosłem spojrzenie, do tej pory wbite w ziemię. Wszyscy spojrzeli na mnie. Nie spodziewałem się, że będę musiał coś mówić. Zwłaszcza, że od łez, całkowicie zaschło mi w gardle.
- Tochi byłby szczęśliwy, gdybyś to ty teraz mówił.
Niepewnie podszedłem do miejsca, gdzie stał wcześniej dziadek Tochiego i podniosłem wzrok znad trumny Przełknąłem szybko łzy i spojrzałem na zgromadzonych. W głowie miałem pustkę. Nie byłem przygotowany na taką mowę. Wszyscy patrzyli na mnie ze współczuciem, co jeszcze bardziej mnie denerwowało.
- Nawet... nawet nie wiedział, jak bardzo się cieszyłem, że znalazł się w moim życiu. Jak bardzo byłem mu wdzięczny, że tak namolnie starał się do mnie zbliżyć... - Zacząłem, uśmiechając się słabo na wspomnienie naszego pierwszego spotkania. - Potem... potem tyle razy mi pomógł. Sprawił, że moje życie znowu nabrało sensu... był przy mnie zawsze, gdy go potrzebowałem. Wiedziałem, że bez względu na wszystko zawsze mi po... - Przerwałem na chwilę, wycierając łzy i starając się nie popłakać. - Był... był naprawdę niesamowitą osobą. Miał naprawdę dobre serce. Nie tylko dla zwierząt i roślin, ale również ludzi. Nigdy by nikogo nie skrzywdził - Przetarłem jeszcze raz oczy. - I... był najbardziej niesamowitą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem... - Nie byłem w stanie wydusić już ani słowa. Przyłożyłem dłoń do ust, żeby stłumić szloch. Tak wiele dla mnie znaczył... a nigdy nawet mu nie powiedziałem, że go kocham... nawet jeżeli to wiedział, to zasłużył, żeby to ode mnie usłyszeć.
Pokręciłem głową i powróciłem do mojego rodzeństwa. Hana ponownie mnie przytuliła. Ile bym dał, żeby móc jeszcze raz go zobaczyć. Jeszcze raz móc przytulić czy pocałować.
Słyszałem za sobą ziemie sypaną na drewnianą trumnę, ale nie byłem w stanie się odwrócić. To po prostu za bardzo bolało.
Po całej ceremonii wszyscy zaczęli się zbierać. Po co ktokolwiek miałby zostać przy grobie po zakończonym pogrzebie? Sam najchętniej bym stąd teraz odszedł, ale tylko z Tochim. A skoro on tu pozostał to ja nie wiedziałem w jakim celu miałbym wracać?
Nawet nie zauważyłem, kiedy wszyscy znikli i zapadła noc. Siedziałem przy świeżo zakopanym grobie, wpatrując się w drewnianą tabliczkę z imieniem i nazwiskiem Tochiego. Zaczął padać deszcz, więc teraz już nie wstydziłem się płakać. Woda spływała mi po twarzy, skutecznie kamuflując słone krople. W końcu nie wytrzymałem. Padłem ziemię, zmoczoną deszczem. Krzyczałem coś, płakałem i szlochałem. W końcu zacząłem w nią tłuc.
- Jak mogłeś mi to zrobić! Dlaczego tak po prostu sobie odszedłeś?! Mówiłeś, że mnie kochasz a w jedną chwilę tak po prostu sobie zniknąłeś! To tak ma wyglądać ta twoja miłość?! Po to próbowałeś mi się oświadczyć?! Żeby przeżyć ze mną kilka tygodni i odejść! Nie tak wygląda miłość, Tochi! ...Nie tak...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Och, naprawdę szkoda, że to koniec :/
OdpowiedzUsuńNic więcej już się tu nie pojawi ani na żadnym innym blogu nie będzie Twojej twórczości?
Nienawidzę.
OdpowiedzUsuńNIENAWIDZĘ, NIENAWIDZĘ, NIENAWIDZĘ ;___;
Jak mogłaś go zabić?
Nie, jak mogłaś opuścić ten blog? ;____;
Boże... Nie możesz ;-; Popłakałam się prawie, serio ;-; Chce mi się wyć, mój ulubiony blog został zakończony w tak bestialski sposób DD:
Obiecałaś mi, że nie opuścisz go tak szybko .-. Że masz wenę. No i co ja mam teraz robić w weekendy, jak nie czekać na rozdział? ;__;
Ech... pozostaje tylko uszanować decyzję. Jak kiedykolwiek zdecydujesz się wrócić, to usuń ten rozdział, czy tam zrób z niego sen... ech...
Weny, i do zobaczenia,
Alice
Heh, może bym to wzięła na poważnie, gdyby nie był dzisiaj 1 kwietnia ;)
OdpowiedzUsuńNiezła próba.
Oh... ups XDDDD Autorko, zginiesz >:C
UsuńDLACZEGO? ;__________;
OdpowiedzUsuńJAK MOGŁAŚ?
Błagam cię powiedz,że to jest głupi żart z okazji 1 kwietnia
To nie może się tak skończyć.. :C
Czemu akurat śmierć??
Mogłaś nawet napisać banalne zakończenie ''wszyscy się pogodzili i żyli szczęśliwie'' albo nawet zakończyć na tym co miałaś.Ale nie ŚMIERCIĄ...jeszcze w dodatku Tochi'ego ;____;
Czytałam już naprawdę wiele dobrych opowiadań ale to na twoje tylko czekałam co tydzień z niecierpliwością.
Nie chce uwierzyć ,ze to koniec, ;;;
Może dla niektórych przesadzam ale to była naprawdę najwspanialsza rzecz,którą czytałam i nic nie będzie lepsze. ;/
Mam nadzieje ,że to tylko żart i nie zakończysz bloga.
Ale jeśli to prawda to...no cóż co mogę powiedzieć.Życzę szczęścia i żeby twój beznadziejny nastrój nie prześladował cię więcej.
Na 100% nie zapomnę tego bloga i będę wracać do niego często by przeczytać sobie to po setny
Niestety zostawiam mój pierwszy i szkoda ,że ostatni komentarz.;__;
Jeszcze raz szczęścia i mam nadziej,że do zobaczenia.
Jinnie
Po pierwsze to dzisiaj jest 1 kwietnia
OdpowiedzUsuńPo drugie to zakończenie jest bez sensu. No niby dramat bo Tochi nie żyje ale już znamy twoje możliwości. Nie zakończyła byś bloga taką fuszerka.
Jeśli chodzi o sam wpis to to nie jest szczyt twoich możliwości. Gdybyś chciała wycisnąć z nas łzy to napisalabys coś mocniejszego i co w ogóle miałoby sens. Bo ta notka wzięła się z nikąd i do nikąd nie prowadzi.
Powiem tyle: mnie nie nabierzesz na coś takiego i choć lubie twoje opowiadania to tu mnie troszeczkę zawiodłas. Wiem, że to z okazji 1 kwietnia ale... to nie jest to. Z resztą juz chyba odstawialas raz numer z opuszczeniem bloga i drugi raz to nie przejdzie.
Nie zrozum mnie źle. Wciąż jestem twoją fanką ale tym wpisem mnie trochę... rozczarowalas?
Mam nadzieje że się nie obrazisz czy coś ale to taka moja opinia.
Weny
R.
Hej,
OdpowiedzUsuńdobry tekst taki smutny, w końcu Usagi przyznał się do swoich uczuć…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia